Gdy teolodzy się kłócą

Być może nie trzeba na siłę prowokować w Polsce jakichś teologicznych sporów. Może po prostu czas jeszcze nie dojrzał. Warto jednak patrzeć na Kościół powszechny i dostrzegać realne (nie ideologiczne) wyzwania, przed jakimi stoją różne Kościoły lokalne.

20.03.2005

Czyta się kilka minut

Rafael Santi "Dysputa o Najświętszym Sakramencie" /
Rafael Santi "Dysputa o Najświętszym Sakramencie" /

Nie lubię słowa “odważny", gdyż często bywa nadużywane, szczególnie w odniesieniu do sfery myślenia. Ot, powie ktoś coś, co jeśli nie trąci bluźnierstwem, to stoi w szyderczej opozycji do tradycyjnych wartości i przekonań - a już przypina mu się etykietkę odważnego myśliciela. A jednak przy lekturze książki Józefa Majewskiego “Teologia na rozdrożach" nie raz dochodziłem do konstatacji, że mam do czynienia z odważnym (we właściwym znaczeniu) myśleniem teologicznym. Autor, teolog i redaktor “Więzi", porusza najbardziej kontrowersyjne zagadnienia współczesnej teologii, ale nie czyni tego z wypiekami na twarzy młodzieniaszka, którego podnieca możliwość zostania buntownikiem, lecz z odwagą człowieka dojrzałego, który wie, że kontrowersyjność tematyki wymaga od niego tyleż wiedzy, co pokory i szacunku dla różnych stron sporu.

Czyje to spory?

Pośród innych Kościołów lokalnych Kościół w Polsce zawsze wyróżniał się - moim zdaniem - dynamizmem duszpasterskim, ale nigdy nie odznaczał się nowatorską myślą teologiczną. Niektórzy oceniają ten fakt negatywnie, jako przejaw tchórzliwej zaściankowości, inni natomiast wskazują na pastoralną mądrość polskich pasterzy, którzy nie pozwolili na rozmontowanie religijności ludu poprzez teologiczną ucieczkę do przodu. Polski katolicyzm nie wydał z siebie nawet “porządnej" z teologicznego punktu widzenia herezji. Jedyny znany mi współczesny spór teologiczny, w który twórczo zaangażowali się polscy teolodzy, dotyczy koncepcji tzw. nadziei powszechnego zbawienia, rozwijanej przez ks. Wacława Hryniewicza. Dyskusja wokół stosowności wprowadzenia Komunii św. na rękę też jest ciekawa, ale dotyczy raczej religijnej wrażliwości niż teologii w sensie ścisłym. No cóż, nawet jeśli to nie Polacy pchają teologię naprzód, my mamy za to wciąż niepuste kościoły...

Być może nie trzeba na siłę prowokować w Polsce jakichś teologicznych sporów. Może po prostu czas jeszcze nie nadszedł. Warto jednak patrzeć na Kościół powszechny i dostrzegać realne (nie ideologiczne) wyzwania, przed jakimi stoją różne Kościoły lokalne. I warto pytać się, czy aby te wyzwania nie są również naszą sprawą. Dlatego cieszy książka Majewskiego, który prezentuje meandry i nadzieje dialogu między chrześcijaństwem a innymi religiami, opisuje zagrożenia i szanse teologii feministycznej, zastanawia się nad rozdrożami mariologii, dopomina się o właściwe mówienie o świeckich w Kościele czy też mocuje się z problemem eklezjalnej jedności i różnorodności. Majewski stara się rzetelnie przedstawiać racje różnych opinii teologicznych, ale nie sili się - i słusznie! - na fałszywy obiektywizm, który skrywałby jego zapatrywania. Prezentując teologiczne rozdroża, daje do zrozumienia, który kierunek wydaje mu się bardziej obiecujący.

Wielość i jedność

Poszukiwanie jedności wśród przygniatającej niekiedy wielości to wyzwanie, które intryguje i prowokuje od zarania ludzkości. Nie inaczej jest w teologicznej refleksji o świecie i Kościele. W książce Majewskiego problem wielości i jedności pojawia się w pierwszej i ostatniej części.

Czy fakt istnienia obok chrześcijaństwa innych wielkich religii jest znakiem ludzkiej skłonności do błądzenia i poszukiwania po omacku, czy też - na odwrót - wyraża bogactwo sposobów, w jaki Bóg szuka człowieka różnych pokoleń i narodów? Chrześcijanie od przekonania, że jeśli ktoś nie należy w sposób jurydyczny do prawdziwego Kościoła Chrystusowego, to niechybnie będzie potępiony, dochodzą do stwierdzenia, że Duch Jezusa Chrystusa działa także w innych religiach i poprzez inne religie. Niektórzy idą jeszcze dalej: twierdzą, że należy dokonać kopernikańskiego zwrotu i raz na zawsze ogłosić, że Jezus z Nazaretu jest jedynie jednym z wielu możliwych i faktycznych objawień niewyrażalnego Boga. Innymi słowy, zbawia Bóg, a Jezus jest jedną z wielu dróg do Niego.

Prym w debacie wiodą - co oczywiste - teolodzy związani z Azją i jej wielkimi religiami: buddyzmem i hinduizmem. Choć nie jestem tak zafascynowany dotychczasowymi wynikami ich dociekań jak autor “Teologii na rozdrożach", to zgadzam się, że same stawiane przy okazji pytania są niezwykle ważne. Majewski pisze: “Znaczenie tego sporu trudno przecenić - od jego rozwiązania w istotnej mierze zależeć będzie kształt Kościoła przyszłości, a tym samym losy Ewangelii na świecie. Gdy dobiegnie końca, zmieni się oblicze Kościoła".

Wydaje się, że w tym sporze jednych bardziej pociąga inkulturacja i dialog, drugich zaś ewangelizacja i świadectwo. Jedna z ostatnich rund owego sporu zakończyła się w lutym br. cofnięciem przez Kongregację Nauki Wiary prawa pretendowania do nauczania teologii katolickiej księdzu Rogerowi Haightowi (Majewski nie wspomina o tym w książce, bo decyzja Kongregacji zapadła już po jej wydaniu, ale zdążył napisać o niej w “TP" nr 10/05). Haight, jezuicki teolog, autor książki “Jezus symbol Boga", uważa, iż nie można dłużej głosić, że chrześcijaństwo jest religią wyższą od innych. No cóż, choć chodzi o mego współbrata, to w tym przypadku stoję po stronie Kongregacji.

Ostatnia część książki Majewskiego dotyczy wewnątrzkościelnego problemu wielości i jedności: relacji między Kościołem uniwersalnym (powszechnym) a Kościołami partykularnymi (lokalnymi), czyli relacji między papieżem a biskupami-ordynariuszami. Wielkimi postaciami tego sporu są dwaj kardynałowie Kurii Rzymskiej: Joseph Ratzinger i Walter Kasper. Ten ostatni podkreśla, że Kościół jest komunią Kościołów lokalnych, które powinny cieszyć się należytą samodzielnością; natomiast kard. Ratzinger opowiada się za prymatem Kościoła powszechnego, co w praktyce - zdaniem niektórych - prowadzi do umacniania się wyższości Kurii Rzymskiej nad ordynariuszami Kościołów lokalnych. Pierwszemu stanowisku grozi zagubienie jedności Kościoła (np. w jednych Kościołach lokalnych żyjący w związkach niesakramentalnych mogą przyjmować Komunię, a w innych nie), drugie zaś zdaje się prowadzić do watykańskiego autorytaryzmu i niszczenia uzasadnionego pluralizmu w Kościele. Kto ma rację? A może racja leży pośrodku?

Feminizm i Matka Boża

W trzeciej części “Teologii na rozdrożach" Majewski zajmuje się szansami i zagrożeniami teologii feministycznej, a w części czwartej - problemami mariologii. Autor wyraźnie sympatyzuje z teologicznym feminizmem i nie waha się nawet podzielać tyleż ostrych, co - moim zdaniem - uproszczonych i dlatego niesprawiedliwych opinii jak ta, że “dzisiaj nikt rozsądny nie przeczy, że chrześcijaństwo stworzyło struktury dyskryminacji kobiet". Sądzę, że taki osąd zdradza - z jednej strony - myślenie historycystyczne, co do znaczenia słowa “chrześcijaństwo", a z drugiej - myślenie ahistoryczne w kwestii odpowiedzialności chrześcijan za los kobiety w ostatnich dwóch tysiącach lat. Jednym ze źródeł dyskryminacji kobiet w Kościele jest - według teolożek feministycznych - absolutyzacja męskiego języka w opisie Boga. “Jeżeli Bóg jest męski, to mężczyzna jest Bogiem" - Majewski przytacza słynne zdanie Mary Daly. W szukaniu nowych (żeńskich) imion Boga feministki nie chcą skapitulować nawet przed fundamentalnym - jak by się zdawało - argumentem biblijnym, a mianowicie przed prawdą, że Boga nazywał Ojcem sam Jezus.

Od feministycznego mówienia o Bogu łatwo przejść do pytania o możliwość święceń kapłańskich dla kobiet. Majewski rzetelnie omawia argumenty “za" i “przeciw", po czym konkluduje: “Kiedy więc kobiety w końcu zostały dopuszczone do głosu w teologii i Kościele, teologia i Kościół nie mogą pozostać już takie same jak wcześniej. Co prawda na pytanie, w jakim kierunku powinny iść dalej zmiany, nie znamy jeszcze dzisiaj klarownej odpowiedzi. Dyskusja wciąż trwa".

Kształt teologii feministycznej zależy w pewnej mierze od rozumienia roli Maryi w historii zbawienia. Majewski przedstawia spór między tradycyjną mariologią przywilejów (podkreślanie absolutnej wyjątkowości Matki Bożej) a mariologią symboliczną (Maryja jako typ Kościoła oraz model powołania każdego człowieka). Prezentując mariologię feministyczną, przytacza wypowiedź jednej z teolożek: “tradycja maryjna jest wewnętrznie powiązana z poniżaniem kobiet. Wynoszenie w życiu, teologii i kulcie Kościoła jednej tylko kobiety - Maryi - obniża wartość wszystkich pozostałych kobiet. U źródła tego leży podstawowe założenie, że w sferze zbawczej Maryja nie jest wzorem ukazującym zdolności i możliwości odkupionej ludzkości, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, ale funkcjonuje jako wyjątek od reguły".

Spektakularnym przejawem mariologii przywileju jest domaganie się ogłoszenia piątego dogmatu maryjnego, a mianowicie tego, że Maryja jest Współodkupicielką, Pośredniczką Łask Wszelkich i Orędowniczką. Ruch na rzecz takiego dogmatu cieszy się poparciem milionów wiernych i setek biskupów - stwierdza Majewski i staje po stronie tych, którym akcja na rzecz piątego dogmatu wydaje się być kompromitacją pobożności maryjnej. Autor wyjaśnia: “Kompromitacja ma polegać przede wszystkim na tym, że postulat ogłoszenia piątego dogmatu maryjnego i mariologia, jaka za nim się kryje, stanowi swoistą restaurację mariologii sprzed II Soboru Watykańskiego, z którą Sobór - jak się wydawało - wyraźnie się już pożegnał".

Świecki, czyli nie-duchowny

Czwarta część książki dotyczy świeckich w Kościele. Okazuje się, że z jednej strony mamy klerykalizację kleru, z drugiej - klerykalizację świeckich. Ta pierwsza polega na tym, że w Kościele we wszystkich sprawach niepodzielnie rządzą duchowni: jedynie święcenia otwierają drogę udziału w istotnych eklezjalnych decyzjach. Z drugiej strony Watykan zauważa z niepokojem, że “oto w niektórych częściach Kościoła dochodzi do »klerykalizacji« świeckich, którzy pełnią niejednokrotnie funkcje i posługi zarezerwowane wyłącznie dla duchownych". Rodzi się pytanie: czy duchowni winni dzielić się władzą ze świeckimi i w jakim stopniu, czy też należy raczej skupić się na określeniu specyficznych pól aktywności świeckich w Kościele?

W praktyce niekiedy bywa tak, że świeccy - a i owszem - wzywani są do brania odpowiedzialności za różne struktury kościelne, ale tylko wówczas, kiedy brak księży. Służą zatem do zapychania dziur i traktowani są jako zło konieczne. Nie wiadomo natomiast, co mają robić świeccy w Kościele, gdy księży jest pod dostatkiem. Czyżby jedynym zadaniem świeckich było słuchanie duchownych? Problem jest już widoczny na płaszczyźnie terminologii i definicji. Świecki bowiem wciąż definiowany jest negatywnie jako nie-duchowny. Majewski podejmuje w tym kontekście zawiłe, ale interesujące rozumowanie: “Z jednej strony, Kościół naucza, że świecki to nie duchowny, a z drugiej, że sytuacja w wielu krajach jest taka, iż brakuje nam nie duchownych. Można więc powiedzieć - odnosząc tę sytuację do definicji laikatu - że w pewnym stopniu z definicji tej znika absolutnie niezbędny element - księża. Jeśli świeckiego definiuje się poprzez duchownego, a ten znika, to kim ma być świecki?". Niezadowalające są także popularne ostatnio stwierdzenia, że świeccy żyją w świecie... No bo niby gdzie wobec tego żyją duchowni?!

Majewski jako świecki zaangażowany w życie Kościoła poszukuje z pasją właściwej odpowiedzi na powyższe pytania. Szuka na płaszczyźnie duchowo-teologicznej. I słusznie, ale pozwolę sobie odpowiedzieć, że kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to często chodzi o pieniądze. Otóż doświadczenie poucza, że współpraca duchownych ze świeckimi rozwija się nieźle, dopóki nie padnie pytanie, kto ma decydować o wpływach i wydatkach. Okazuje się, że jednym z teologicznych rozdroży są finanse. Nawet jeśli teolodzy - podobnie jak dżentelmeni - o nich nie rozmawiają.

Ale skoro wspomniałem o ekonomii, chcę zapewnić, że warto zajrzeć do dobrej księgarni i kupić “Teologię na rozdrożach". Ten, kto - jak Aleksander Mień - uważa, że “w rzeczywistości chrześcijaństwo postawiło zaledwie pierwsze kroki nieśmiałe w dziejach ludzkości", znajdzie w niej ciekawe, a niekiedy oszałamiające perspektywy tej drogi ku odwiecznemu Bogu, którą nazywamy Kościołem Chrystusowym. Tych jednak, dla których Kościół wyraził się najpełniej w XVI wieku, a mianowicie na Soborze Trydenckim, ostrzegam: autor “Teologii na rozdrożach" porządnie was zdenerwuje.

O. Dariusz Kowalczyk jest przełożonym Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej jezuitów, wykłada teologię dogmatyczną i fundamentalną na Papieskim Wydziale Teologicznym “Bobolanum". Opublikował m.in. książki “Bóg w piekle. Dwanaście wykładów o trudnych sprawach wiary" i “Między dogmatem a herezją".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2005