Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To dobrze brzmi, ale co konkretnie znaczy? Nie ustępować i żądać, by Rosjanie po dobroci oddali nam swoje złoża? Jak mawiał trener Górski: "tak się gra, jak przeciwnik pozwala". Akurat z Rosją gra się ciężko. Nie wchodząc w całą skomplikowaną materię kwestii importu gazu ziemnego do Polski, trzeba powiedzieć kilka rzeczy.
Po pierwsze - na razie zakręcenie kurków nam nie grozi - z Rosji płyną zwiększone dostawy gazu, a zapasy surowca mamy w Polsce spore.
Po drugie - "zależność energetyczna Polski od jednego dostawcy" trwa od dawna, a do jej przełamania nie wystarczą polityczne deklaracje. Konieczne jest - czego poprzednie rządy zaniedbały - zbudowanie odpowiedniej infrastruktury (m.in. gazoportu w Świnoujściu), zwiększenie krajowego wydobycia i zapewnienie prawdziwej solidarności energetycznej we współpracy z partnerami z Unii. To zadanie na lata, tymczasem polski rząd, budując podstawy energetycznej niezależności, musi jednocześnie zapewnić bieżące dostawy surowca.
Po trzecie - polskie potrzeby gazowe będą rosły, a gaz z Rosji jest i pozostanie najtańszy. Nie ma żadnej możliwości, żeby nie tylko dziś, ale nawet w paroletniej perspektywie, zaspokoić więcej niż połowę zapotrzebowania krajowym wydobyciem i importem (droższym) gazu skroplonego. Rozważania tych, którzy dowodzą, że w dalszej przyszłości na światowych rynkach będzie nadmiar gazu, to wciąż jedynie "gdybanie", któremu przeczą długoletnie trendy. A skoro tak, to lepiej mieć gazu za dużo i np. wstrzymać się przez jakiś czas z eksploatacją części krajowych zasobów, niż mieć go za mało i zamykać zimą fabryki chemiczne.