Fundusz rezerwy partyjnej. Jak PiS rządzi naszymi pieniędzmi

Fundusze celowe, agencje i instytuty, namnożone przez Prawo i Sprawiedliwość, przejadają pieniądze przeznaczone na naszą przyszłość. Służą gaszeniu społecznych pożarów i bezpośrednio ludziom władzy.

22.04.2023

Czyta się kilka minut

W 2021 r. ok. 10 proc. budżetu Funduszu Patriotycznego przeznaczono na wsparcie organizacji zajmujących się Marszem ­Niepodległości. Na zdjęciu: uczestnicy marszu pod hasłem „Polak w Polsce Gospodarzem”. Wrocław, 11 listopada 2022 r. / MACIEJ WITKOWSKI / REPORTER
W 2021 r. ok. 10 proc. budżetu Funduszu Patriotycznego przeznaczono na wsparcie organizacji zajmujących się Marszem ­Niepodległości. Na zdjęciu: uczestnicy marszu pod hasłem „Polak w Polsce Gospodarzem”. Wrocław, 11 listopada 2022 r. / MACIEJ WITKOWSKI / REPORTER

Długą drogę muszą przejść pieniądze przeznaczone na trzynaste emerytury, zanim trafią do beneficjentów. Formalnie wypłaci je Zakład Ubezpieczeń Społecznych. On nie ma jednak tych pieniędzy, gdyż środki z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych idą tylko na regularne emerytury. I dlatego wprowadzając w 2019 r. dodatki dla seniorów, politycy zdecydowali, że uszczkną na ten cel nieco środków z założonego rok wcześniej Funduszu Solidarnościowego. Tyle że obecnie w nim także nie ma wystarczających sum. Premier Mateusz Morawiecki zdecydował więc, że przeniesie kasę „z jednej kieszeni do drugiej”. I sięgnął do Funduszu Rezerwy Demograficznej, który ma udzielić FS na ten cel 5 mld zł nieoprocentowanej pożyczki.

Wydmuszka z solidarności

Na całe szczęście FRD nie potrzebuje tych środków na bieżąco, bo musiałby się zapożyczyć w kolejnym funduszu celowym. Może w Kolejowym, może Pracy, bo dlaczego nie? Tak samo jak ich, Funduszu Rezerwy Demograficznej nie założono przecież po to, by płacił seniorom dodatkowe pieniądze. Powstał w 2002 r., ponieważ politycy reformujący system emerytalny wykazali się długofalowym myśleniem. FRD miał dbać o to, byśmy jako wspólnota dysponowali w przyszłości środkami mającymi załatać lukę w systemie emerytalnym, spowodowaną złą sytuacją demograficzną. Instytucja obracała pieniędzmi uzyskanymi m.in. ze składki emerytalnej oraz wpływów z prywatyzacji, gdy jeszcze sprzedawaliśmy państwowe przedsiębiorstwa. Inwestowała je rozważnie, głównie w obligacje, częściowo w akcje spółek giełdowych. Dzięki temu rokrocznie osiągała stopę zwrotu konkurencyjną wobec wyników Otwartych Funduszy Emerytalnych czy prywatnych funduszy inwestycyjnych.

Politycy rychło połasili się na te pieniądze. Już w 2010 r. rząd PO-PSL pożyczył 7,5 mld zł na potrzeby załatania dziury w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Potem przyszły kolejne trzy pożyczki, na łączną kwotę 17,9 mld zł – i wówczas politycy PiS krytykowali ten ruch. Jednak partia obecnie rządząca zdążyła nas już przyzwyczaić, że gdy wytyka konkurencji jakąś patologię, to później podnosi ją do kwadratu. Już w 2019 r. sięgnęła po pieniądze z FRD, by po raz pierwszy przeznaczyć je na emeryckie „trzynastki” i „czternastki”, które formalnie nie mają nic wspólnego z emeryturami, tylko są ustawowym dodatkiem, równym dla wszystkich, niezależnie od wysokości ich zasadniczego świadczenia.

Od tamtego czasu politycy PiS sięgali do FRD już dwukrotnie. I za każdym razem mówili, że to pożyczka. Tyle że pierwszą transzę rządzący już umorzyli, co oznacza, że pieniądze te na konto Funduszu nigdy nie wrócą (dysponujący środkami ZUS nie miał tu nic do gadania). A kolejna pula, nawet jeśli zostanie oddana, również oznaczać będzie drenowanie FRD z pieniędzy, gdyż pożyczka jest nieoprocentowana. W sytuacji, w której w marcu 2023 r. inflacja wyniosła rok do roku 16,2 proc., oznacza to znaczącą realną utratę wartości środków. Zamiast je inwestować po to, byśmy mieli ich więcej na przyszłe emerytury, politycy wydają je na przedwyborcze prezenty dla osób starszych, wśród których jest najwięcej zwolenników PiS.

Jak wskazuje „Rzeczpospolita”, od 2010 r. wyciągnięto z FRD 49,5 mld zł. Tymczasem pod koniec 2023 r. Fundusz ma mieć na koncie, według optymistycznych prognoz, w sumie ok. 62 mld zł.

Także Fundusz Solidarnościowy, który pożycza formalnie pieniądze od FRD, nie powstał po to, by wypłacać „trzynastki”. Rządzący PiS założył go po protestach osób niepełnosprawnych w 2018 r., oficjalnie po to, by uczynić zadość ich postulatom. Pierwotnie nazywał się Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych i miał w całości być przeznaczany na ich potrzeby. Środki trafiały tam ze składek płaconych ZUS oraz z daniny solidarnościowej – de facto podatku nałożonego na Polaków zarabiających powyżej 1 mln zł rocznie. Ale już rok później PiS przemianował go na Fundusz Solidarnościowy i dał nowe obowiązki, takie jak wsparcie emerytów i rencistów. W 2021 r. ponad 70 proc. środków, jakimi dysponował, poszło na dodatki dla emerytów. Krótko mówiąc: PiS najpierw założył fundusz, by uspokoić nastroje protestujących, a potem zrobił z niego wydmuszkę.

Krótka historia dojenia

„Z pojęciem funduszu wiąże się zamiar zużycia przekazanych mu środków na określony cel; tymczasem okazuje się, że środki funduszu są pożyczane lub odstępowane innym funduszom; odbywa się ciągłe przesuwanie środków pomiędzy funduszami państwowymi, państwowymi instytucjami kredytowymi i innymi podmiotami. (...) Po co tworzyć fundusze z określonym ściśle celem, wyposażać je w określone środki, skoro jedne odstępują swe środki innym?” – pytał retorycznie przedwojenny ekonomista Henryk Tennenbaum w wydanej w 1935 r. książce „Struktura gospodarstwa polskiego”. Problem nie jest, jak widać, nowy.

Formalnie fundusze celowe, które można tworzyć bez ograniczeń, służą elastyczniejszemu wykorzystaniu środków publicznych na realizację konkretnych zadań. Nie są wliczane do wydatków ­budżetowych, a o ich wydaniu decyduje minister i ludzie od niego zależni, bez konieczności nowelizacji ustawy budżetowej. To plusy rozwiązania – pod warunkiem, że się tego narzędzia nie nadużywa. Jednak politycy zyskują pokusę, by upychając w funduszach różnego rodzaju wydatki, unikać zagrożenia płynącego z wysokiego deficytu.

Tak było już za sanacji, tak było za „komuny” (problemy z nieprawidłowym wykorzystywaniem środków z Funduszu Kościelnego zaczęły się już wtedy – finansowano z nich m.in. Centralną Szkołę Partyjną przy KC PZPR), i tak jest od zarania III RP. Najbardziej spektakularnym przykładem była afera związana z Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (powołanego ustawą jeszcze w lutym 1989 r.). FOZZ miał obsługiwać ogromny, jak na możliwości ówczesnego państwa polskiego, dług w dolarach. Korzystał z tego, że wierzyciele obawiali się niewypłacalności Polski, przez co dług na rynku wtórnym miał bardzo niską wartość. Jednak państwom-dłużnikom nie wolno było go skupować. W związku z tym upadające komunistyczne władze zdecydowały, że robić to będą podstawione firmy i osoby, za fundusze udostępniane przez FOZZ.

Zdecydowana większość środków „rozpłynęła” się, trafiając do spółek, które żadnych długów nie kupiły. Nie było to zjawisko odosobnione. Na mniejsze bądź większe nadużycia w licznych instytucjach (Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Funduszu Leśnym czy Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej) zwracała uwagę już w latach 90. Najwyższa Izba Kontroli.

Patologie występujące w polskich funduszach celowych są objawem szerszego zjawiska, jakim jest krótkowzroczne i doraźne działanie polityczne. Paradoksalnie – udające projekty dalekosiężne. Wiele z omawianych funduszy miało bowiem za zadanie realizować długoterminowe plany państwa, a zostało bezwzględnie wydrenowanych. Przykładowo, pieniądze zgromadzone w Funduszu Reprywatyzacji, które miały służyć wypłacaniu odszkodowań za bezprawnie zawłaszczone przez państwo mienie, posłużyły PiS do swoistej renacjonalizacji, a dokładnie do wykupu akcji spółek zależnych od państwa, takich jak Polska Grupa Zbrojeniowa, Polski Holding Hotelowy czy Centralny Port Komunikacyjny. O ironio, środki, jakimi dysponował fundusz, pochodziły w dużej mierze z wpływów z wcześniejszej... prywatyzacji. Jak wskazuje „Rzeczpospolita”, w latach 2019- -2022 na ten cel przeznaczono z FR ponad 10 mld zł. Za rządów PiS środki z funduszu zasiliły także PGE czy Gaz-System, których akcje fundusz zakupił, a nawet media publiczne, którym pożyczył pieniądze. W ten sposób obecny rząd wydoił Fundusz Reprywatyzacji niemal do cna – pod koniec ubiegłego roku w jego posiadaniu było ok. 5 mld zł, w tym 3,2 mld w papierach skarbowych.

Paśnik dla polityków

Choć drenowanie funduszy miało miejsce również przed 2015 r., rząd PiS doprowadził je do perfekcji. Od początku swoich rządów utworzył łącznie 16 nowych funduszy (nie licząc dziesiątek agencji i instytutów), które służą mu do ukrywania wydatków budżetowych.

Pieniądze, o których mówimy, idą też często na cele partyjne. Służy temu rozciąganie ich celów do granic możliwości. Jak wskazywała w 2021 r. NIK, kontrolowany przez resort Zbigniewa Ziobry Fundusz Sprawiedliwości – założony jeszcze w 2012 r. jako Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Post­penitencjarnej – wydaje pieniądze w dużej mierze niezgodnie z przeznaczeniem: na promocję działań ministerstwa, dofinansowanie szpitali czy straży pożarnych. Zawsze można powiedzieć, że opieka zdrowotna i OSP likwidują nierzadko skutki przestępstw, więc wszystko jest w porządku. Gorzej, jeśli 43 mln zł trafiają do księdza znanego kiedyś z egzorcyzmowania wegetarian za pomocą salcesonu, a dziś rzekomo eksperta od pomagania ofiarom przemocy domowej, dla których buduje ekskluzywny ośrodek. Znajdzie się w nim (jak twierdzi OKO.press) m.in. pięć studiów nagraniowych...

Poważne wątpliwości budzą też wydatki z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Jak wynika z opracowania Jarosława Flisa i Pawła Swianiewicza, gminy poniżej 24 tys. mieszkańców, w których rządzą włodarze z PiS, otrzymały w 2020 i 2021 r. dziesięciokrotnie więcej pieniędzy w przeliczeniu na mieszkańca niż gminy rządzone przez osoby związane z partiami tworzącymi opozycyjny blok senacki.

Z tymi patologiami nikt nie walczy. Nowo utworzony Fundusz Rozwoju Regionalnego ma formalnie służyć „organizacji inicjatyw służących promowaniu społeczno-gospodarczego, regionalnego i przestrzennego rozwoju kraju, rozwoju społeczności lokalnych lub wzmacnianiu społeczeństwa obywatelskiego”. Jednak zdaniem anonimowych źródeł „Dziennika Gazety Prawnej” może być on wykorzystywany do finansowania wyjazdów ministrów i urzędników do miejscowości, w których w świetle fleszy będą wręczać, w ramach nieformalnej kampanii wyborczej, symboliczne czeki miejscowym beneficjentom środków europejskich.

Szczególnym przykładem jest tu Fundusz Patriotyczny, zarządzany przez Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej, podlegający Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ma on „za zadanie realizację polityki pamięci w zakresie historii i dziedzictwa Polski, w tym dorobku polskiej myśli społeczno-politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem myśli narodowej, katolicko-społecznej i konserwatywnej”. Już sam opis świadczy o stronniczości i nakierowaniu funduszu na wspieranie głównie inicjatyw prawicowych. I trzeba przyznać, że ze swoich zadań wywiązuje się wzorcowo. W 2021 r. ok. 10 proc. całego budżetu przeznaczono na wsparcie organizacji zajmujących się Marszem Niepodległości – Stowarzyszenia Marsz Niepodległości oraz Straży Narodowej. Paradoksalnie, tak potężne dotacje nie podobają się części narodowców, którzy widzą w tym próbę obłaskawienia przez PiS swojego zaplecza. „Od kilku lat obserwujemy próbę wykupienia Marszu Niepodległości za pomocą grantów i pieniędzy rządowych, wpływania i kupowania sobie ludzi w Stowarzyszeniu czy nawet prezesa” – krytykował ten stan rzeczy poseł Konfederacji Robert Winnicki.

Rok później, w ramach edycji 2022 najwięcej pieniędzy na projekty przyznano – po milionie – fundacjom powiązanym z politykami PiS (Fundacja Instytut Poznański, Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych), Fundacji Rodziny Witaszków (biznesmenów o konserwatywnych poglądach, współpracujących m.in. z Ordo ­Iuris), założonej przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Fundacji dla Młodzieży, Stowarzyszeniu Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” oraz Fundacji Szansa dla Niewidomych.

Problem nie leży w tym, że pieniądze na swoje inicjatywy otrzymują organizacje o profilu prawicowym czy katolickim, które nierzadko prowadzą pożyteczną działalność. Ale fakt, iż pomoc dostają niemal wyłącznie takie – i to przy podkreśleniu ich ideowej proweniencji jako oficjalnej przyczyny uprzywilejowania – głęboko psuje naszą kulturę polityczną. Służy politykom do budowania własnej pozycji wyborczej na publicznym pieniądzu i do obłaskawiania środowisk pokrewnych ideowo. Tworzy także napędzany grantami „przemysł patriotyczny”, co w dłuższej perspektywie zaszkodzi samej idei.

Nie jest to także myślenie łączące oraz tworzące instytucje, które mogłyby przetrwać dekady. Raczej jest to betonowanie systemu, który Jarosław Kaczyński kiedyś słusznie określił mianem TKM, choć wtedy mało kto przypuszczał, iż nie jest to krytyka działania poprzedników, a jego własny postulat programowy. Patronami Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej są Roman Dmowski i Ignacy Jan Paderewski. Ale gdy do władzy dojdą ideowi antenaci Ignacego Daszyńskiego czy Wincentego Witosa, będą zapewne chcieli przekierować strumień środków do organizacji powiązanych ze sobą. I odciąć od nich dotychczasowych beneficjentów, z którymi często (jak w przypadku Marszu Niepodległości) są głęboko skłóceni. Po prawej stronie sceny politycznej będzie wtedy płacz i zgrzytanie zębami.

Pazerność szkodzi zdrowiu

PiS rozdął w ostatnich latach zarówno stałe wydatki budżetowe, jak i aspiracje Polaków. A pieniędzy na ich zaspokojenie, jak też realizację podstawowych usług publicznych, jest coraz mniej. Brakuje zwłaszcza środków z Krajowego Planu Odbudowy, co powoduje, że rządzący poczynają sobie coraz bardziej panikarsko. To zaś może się skończyć tragicznie. Ostatnio wzięli na cel nawet Narodowy Fundusz Zdrowia (nie jest to formalnie fundusz celowy, ale to nie ma znaczenia). Ten, mimo ogromnych wyzwań, jakie przed nim stoją, wypracował w 2021 r. rekordową nadwyżkę ponad 10 mld zł. Złożyły się na to przede wszystkim dwa czynniki, niekoniecznie pozytywne. Z jednej strony, do NFZ wpłynęło więcej pieniędzy ze składek dzięki wyższemu niż zakładano wzrostowi gospodarczemu. Z drugiej, plany kosztów świadczeń opieki zdrowotnej zrealizowano w ok. 94 proc., na co wpływ mają np. braki kadrowe, jeśli chodzi o specjalistów.

Nie uszło to uwadze rządzących, którzy postanowili, że NFZ przekaże w tym roku 5,5 mld zł Funduszowi Przeciwdziałania COVID-19. Na pierwszy rzut oka cele obu instytucji są zbieżne. Ale w 2022 r. większość pieniędzy z funduszu covidowego nie poszło na ochronę zdrowia, tylko m.in. na dodatki węglowe i rekompensaty dla firm ciepłowniczych, bezzwrotne finansowanie inwestycji publicznych, a nawet na bony wakacyjne. Rządzący bardzo szeroko zarysowali zakres kompetencji funduszu, które nie mają już zbyt wiele wspólnego z działaniami antypandemicznymi.

Ponadto Ministerstwo Zdrowia stara się oszczędzać kosztem NFZ. W ramach nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz niektórych innych ustaw z 16 listopada 2022 r. przesunęło na NFZ obowiązek płacenia za ratownictwo medyczne, za część leków dla seniorów (program „Leki 75+”) i ciężarnych kobiet („Ciąża+”) oraz za niektóre świadczenia wysokospecjalistyczne. Jednocześnie nie przekazano na to funduszowi żadnych środków.

Dzięki takiemu przerzucaniu kosztów rządzący mogą się chwalić niskim deficytem, ale zarazem tracimy środki, które powinny służyć zabezpieczeniu naszej opieki zdrowotnej. Problem wypychania wydatków do funduszy i pożyczanie „z kieszeni do kieszeni” nie polega więc na tym, że później źle to wygląda w tabelkach. To sposób na marnowanie miliardów złotych i wykorzystywanie ich dla partyjnej propagandy.

O tym, że można te pieniądze wykorzystać dużo lepiej, świadczy los norweskiego Rządowego Globalnego Funduszu Emerytalnego. W 1990 r. tamtejsi politycy zdecydowali, że wpływy uzyskiwane przez państwo dzięki złożom ropy przeniosą za granicę, dzięki czemu w przyszłości łatwiej będzie wypłacać emerytury starzejącemu się społeczeństwu. Od tamtego czasu fundusz zainwestował w ponad 9 tys. spółek na całym świecie (w Polsce m.in. PKO BP, Orlen i Dino). Przede wszystkim w akcje (70 proc. portfela) i obligacje (28 proc.). Po ubiegłorocznych spadkach dysponował aktywami o równowartości 5,5 bln zł (roczne dochody polskiego państwa wynoszą niewiele ponad 10 proc. tej sumy). To potężna poduszka na czas kryzysu systemu emerytalnego.

Nam niestety odkrycie potężnych złóż cennych surowców raczej nie grozi. A wpływy z prywatyzacji zdążyliśmy już przejeść. „Norweskiego” sukcesu nasze fundusze nie osiągną. Aby jednak zarządzanie nimi miało ręce i nogi, należałoby ratować to, co się jeszcze uda. A to oznacza konieczność utrudnienia politykom wyciągania pieniędzy z funduszy na własne cele. Większość z nich należy z powrotem wkomponować w budżet, by zarządzający nimi ministrowie nie mogli tak swobodnie rozporządzać zgromadzonymi w nich milionami. Ale do tego potrzebna jest zmiana myślenia o polityce, na której przeszkodzie stoi logika walki politycznej. Istnienie każdego tego typu funduszu to okazja do zatrudnienia osób podczepionych pod rządzących. A każdy wydatek to możliwość kręcenia spotów czy robienia sobie zdjęć z (tekturowym) czekiem wręczanym szczęśliwym beneficjentom. Propaganda i kupowanie elektoratu wydaje się wciąż łatwiejsze od przekonywania obywateli do swych racji.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2023