Francja w kleszczach skrajności

Nad Sekwaną nowy rok witany jest w realiach stanu wyjątkowego. Francuzom z jednej strony grozi islamski terror, zaś z drugiej coraz silniejsza skrajna prawica. Ale polityczne elity błądzą we mgle.

26.12.2015

Czyta się kilka minut

Front Narodowy: Marine Le Pen i Marion Maréchal-Le Pen / Fot. Joel Saget / AFP / EAST NEWS
Front Narodowy: Marine Le Pen i Marion Maréchal-Le Pen / Fot. Joel Saget / AFP / EAST NEWS

Czy morska fala zaleje francuską demokrację? Takie pytanie zadają sobie coraz częściej publicyści i politycy nad Sekwaną. Chodzi o grę słów: „morska fala”, po francusku „vague marine”, brzmi jak „fala Marine”. To aluzja do Marine Le Pen, liderki rosnącego w siłę Frontu Narodowego.

Nad Sekwaną rok 2015 zaczął się styczniowymi zamachami na redakcję satyrycznej gazety „Charlie Hebdo”, która szydziła z islamu, a kończył jeszcze gorzej: w listopadowych atakach islamskich terrorystów zginęło 130 osób, a w grudniowych wyborach regionalnych nacjonalistyczny Front Narodowy osiągnął w pierwszej turze rekordowy wynik 28 proc. Ostatecznie, dzięki mobilizacji przeciwników Frontu i apelom lokalnych polityków lewicy, by ich wyborcy oddali głos na umiarkowaną prawicę Nicolasa Sarkozy’ego – czyli przeciw Frontowi – w drugiej turze partia Marine Le Pen nie wygrała w żadnym regionie. Ale i tak Front osiągnął duży sukces: ma teraz w skali kraju więcej przedstawicieli w radach regionów niż rządząca Partia Socjalistyczna.

Skrajna prawica, której przewodnicząca wzywa do porzucenia przez Francję strefy euro i podgrzewa antyislamskie nastroje, stała się niekwestionowaną trzecią siłą. Żelaznym graczem, który już teraz narzuca swym konkurentom i język dyskusji, i sposób myślenia.
 

Życie pod napięciem
Po zamachach z 13 listopada parlament przedłużył stan wyjątkowy – w zasadzie ogłaszany tylko na 12 dni – na kolejne trzy miesiące. Potrwa on więc co najmniej do końca lutego. Co najmniej, bo potem może być znów prolongowany.

Dziś, w półtora miesiąca po atakach muzułmańskich zamachowców na stołeczne kawiarnie, klub Bataclan i okolice stadionu Stade de France, życie w Paryżu niemal wróciło do normy. Niemal, bo na ulicach wyczuwa się napięcie. Gmachów rządowych i atrakcji turystycznych – np. Pałacu Elizejskiego czy wieży Eiffla – pilnują patrole wojskowe. Odwiedzający muzea czy nawet centra handlowe muszą przy wejściu pokazać ochroniarzom zawartość toreb.

W efekcie przed Bożym Narodzeniem w supermarketach nie było tłumów. – Strach wisi w powietrzu, z tego powodu wielu znajomych nie chodziło po sklepach i kupowało jak najwięcej prezentów przez internet. Zresztą ja też tak robiłam – mówi „Tygodnikowi” paryżanka Sylvie Huet, z zawodu fotografka. I dodaje: – Przyznaję, że spacerując po mojej dzielnicy, wokół wieży Montparnasse, myślę uporczywie o zagrożeniu. Ale w okolicznych kafejkach i bistrach widzę pełno ludzi. Paryżanie nie wyobrażają sobie życia bez kawiarni, i nawet terroryści tego nie zmienią!

Przepisy stanu wyjątkowego pozwalają na osadzenie w areszcie domowym osób uważanych za niebezpieczne dla porządku publicznego i na rewizje w mieszkaniach bez nakazu sądowego. Według danych rządowych, od początku stanu wyjątkowego do połowy grudnia przeszukano 2,5 tys. mieszkań, a areszt domowy zastosowano wobec 350 osób. Wśród tych ostatnich byli nie tylko podejrzani o terroryzm, ale też np. radykalni działacze ekologiczni. Wywołało to protesty części organizacji praw człowieka i związkowców; oskarżyli oni siły porządkowe o nadużycia.

– Naruszanie wolności obywatelskich w ramach stanu wyjątkowego budzi zakłopotanie części francuskiej lewicy, szczególnie przywiązanej do obrony swobód jednostki. Ale większość Francuzów popiera te środki, bo chce skutecznej walki z terroryzmem – mówi „Tygodnikowi” politolog Bruno Cautrès z paryskiego Centrum Badań Politycznych Sciences-Po.
 

Rodzinna firma i rodzinne waśnie
Zaraz po narodowej żałobie, ogłoszonej dla uczczenia ofiar zamachów, do polityki rychło wróciły zwykłe spory. Klasa polityczna szykuje się już na rok 2017, gdy odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. A koniunktura sprzyja dalszym postępom skrajnej prawicy – o ile jeszcze 2-3 lata temu mówienie o przejęciu władzy przez Front Narodowy należało do political fiction, dziś to realny scenariusz.

– Nie sądzę, aby Marine Le Pen mogła zostać prezydentem – uważa politolog Cautrès. – Ale ma ogromne szanse, by znaleźć się w drugiej turze. A to wywoła gruntowne przeobrażenie systemu politycznego, niezależnie od tego, kto odpadnie w pierwszej turze: czy będzie to obecny prezydent-socjalista François Hollande, czy prawdopodobny kandydat centroprawicy Sarkozy. Obawiam się, że dopiero klęska w wyborach 2017 r. zmusi tradycyjne partie do wewnętrznej metamorfozy.

Pod wieloma względami Front przypomina inne europejskie partie o charakterze populistycznym i eurosceptycznym: takie jak brytyjska UKIP Nigela Farage’a, Szwedzcy Demokraci, Alternatywa dla Niemiec czy Prawdziwi Finowie. Odróżnia się od nich zwłaszcza tym, że jest „rodzinną firmą”: Marine przejęła przywództwo cztery lata temu po ojcu, Jeanie-Marie Le Penie, założycielu partii i jej szefie przez cztery dekady. Teraz na nową gwiazdę wyrasta siostrzenica Marine, 26-letnia Marion Maréchal-Le Pen.
W ostatnich latach Marine Le Pen nasyciła swój program lewicową wrażliwością, dzięki czemu odebrała trochę wyborców lewicy – w tym robotników i drobnych przedsiębiorców. Od momentu objęcia sterów stara się też poprawić wizerunek Frontu, który za czasów jej ojca uznawano powszechnie za partię rasistowską. Marine posunęła się tak daleko, że w tym roku usunęła z partii... jej założyciela – to polityczne „ojcobójstwo” miało zdjąć odium ciążące na ugrupowaniu. Ale patriarcha rodu nie zamilkł: w mediach nie stroni od krytyki poczynań córki i jej doradców. Rodzinne waśnie i balast przeszłości mogą okazać się dla Frontu przeszkodą na drodze do władzy.

Tak za czasów Le Pena seniora, jak i teraz Front głosi hasła antyimigranckie i antyunijne: postulat wyjścia Francji ze strefy euro i „natychmiastowe zawieszenie” strefy Schengen. Według Marine Le Pen tylko przywrócenie granic narodowych powstrzyma masową imigrację do Francji.
 

Kulejąca demokracja
Filozof i historyk idei Marcel Gauchet przekonuje, że głosy oddawane na partię Le Pen są przede wszystkim „głosami protestu” przeciw establishmentowi: Francuzi wybierają Front niekoniecznie dlatego, że zgadzają się z jego programem, lecz aby powiedzieć „nie” rządzącym. W efekcie wśród wyborców Frontu są też... muzułmanie, którzy obawiają się, że dalszy napływ ludności arabskiej obróci się przeciw wyznawcom islamu od dawna osiadłym w kraju.

Elektorat Frontu ma więc dość poczucia zagrożenia, wzrostu bezrobocia (wśród młodych ludzi wynosi ono aż 25 proc.) i kłopotów z nielegalną imigracją. A przede wszystkim – notorycznego niedotrzymywania obietnic przez polityków wielkich partii: socjalistów i centroprawicowych Republikanów (wcześniej UMP). „Od 30 lat lewica i prawica zmieniają się u steru rządów, ale problemy ekonomiczne pozostają. Stąd coraz większe zniecierpliwienie wyborców” – tłumaczy Cautrès.

Niemniej źródła sukcesu Frontu to nie tylko obecna sytuacja – Cautrès sądzi, że tkwią one głębiej. Mianowicie w poczuciu wielu Francuzów, że ich państwo przeżywa od kilku już dekad deklasację. Gauchet zauważa, że „kraj, który kiedyś był inicjatorem i motorniczym Unii, dziś wlecze się w Europie noga za nogą” i traktuje Unię jak złą macochę. Trudno przełknąć tę gorzką pigułkę rodakom generała de Gaulle’a, który powiadał, iż „Francja nie będzie Francją, jeśli nie będzie dążyć do wielkości”.

Według Cautrèsa, partie głównego nurtu nie potrafią wytłumaczyć Francuzom, jak bardzo procesy globalizacji ograniczają dziś rolę państw narodowych. A co za tym idzie – także znaczenie Francji w świecie i jej gospodarczą suwerenność.

Ponadto – to opinia Gaucheta – paryskie elity polityczne i intelektualne żyją we własnym kokonie, oddzielając się wysokim murem od zwykłych ludzi. Ta tendencja umacnia się od lat 90. A porzuceni przez elity wyborcy zwracają się ku siłom antysystemowym, które proponują najprostsze recepty – zamknięcie się na świat i opiekuńczy parasol ze strony rzekomo wszechmocnego państwa narodowego. Te dążenia najlepiej uosabia partia Marine Le Pen.
 

Czasu coraz mniej
Czy wobec tego partie „systemowe” są w stanie zatrzymać pochód Frontu do władzy?
Problemem zarówno francuskiej lewicy, jak też centroprawicy jest dziś to, że nie potrafią same się zreformować, a tego wymaga pilnie dzisiejsza sytuacja – tak pisze na łamach dziennika „Le Monde” Cécile Alduy, profesorka Uniwersytetu Stanforda i autorka książki o języku Frontu Narodowego. Tymczasem jedynym ratunkiem dla sił umiaru miałoby być sformułowanie przez nie spójnej wizji nowoczesnego państwa, alternatywnej wobec skrajnej prawicy.

Cécile Alduy przekonuje, że powinna to być wizja Francji różnorodnej i otwartej na globalizację. Dumnej z siebie, ale wyzbytej arogancji i nieobwiniającej – jak Le Pen – o całe zło Europy i imigrantów. Francji myślącej krytycznie, zgodnie z jej najlepszymi tradycjami.

Tyle że czasu na opracowanie nowej wizji – jakkolwiek by miała wyglądać – jest mało: do wyborów prezydenckich zostało półtora roku. A jeśli lewica i umiarkowana prawica szybko nie obudzą się z letargu, ich kolejni wyborcy mogą przeskoczyć do rozpędzonego pociągu z napisem „Front Narodowy”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2016