Franciszek w Kanadzie: I łzy, i gniew

„Pokornie proszę o przebaczenie za zło popełnione przez tak wielu chrześcijan wobec rdzennej ludności” – od tych obiecujących słów zaczęła się oficjalna część papieskiej pielgrzymki pokutnej do Kanady. Potem było już tylko gorzej.

30.07.2022

Czyta się kilka minut

Spotkanie papieża Franciszka z rdzenną społecznością w Maskwacis. Kanada, 25 lipca 2022 r.  fot. VATICAN PRESS OFFICE / AFP / EAST NEWS /
Spotkanie papieża Franciszka z rdzenną społecznością w Maskwacis. Kanada, 25 lipca 2022 r. fot. VATICAN PRESS OFFICE / AFP / EAST NEWS /

Dzień wcześniej samolot papieża wylądował na płycie lotniska w Edmonton w prowincji Alberta. W hangarze przywitała go muzyka tradycyjnych bębnów i skromna, ale życzliwa delegacja. Nad korzystającym z wózka inwalidzkiego Franciszkiem pochylił się z dobrotliwym uśmiechem premier ­Justin Trudeau. Z większą powściągliwością zachowała się gubernatorka generalna Mary Simon, która szybko i bez zbędnego afektu uścisnęła rękę papieża (Simon, Inuitka, jest pierwszą rdzenną mieszkanką Kanady piastującą ten najwyższy urząd w państwie). Inaczej było, gdy podeszła Alma Desjarlais z narodu Frog Lake: Franciszek ujął i ucałował jej dłoń. Wiedział, że Alma jest jedną z ocalałych.

 

Nieprzypadkowo to właśnie w Albercie rozpoczęła się pierwsza od 20 lat wizyta głowy Kościoła w Kanadzie. Na tutejszych preriach powstało najwięcej szkół z internatem przeznaczonych wyłącznie dla dzieci rdzennych mieszkańców. Tworzyły one sieć blisko 140 placówek obejmujących Kanadę właściwie od oceanu do oceanu. Wymyślone i zorganizowane przez ojców kanadyjskiej państwowości, były zarządzane głównie przez duchownych, w większości przez księży i zakonników katolickich. 

Do 1997 r. ok. 150 tys. takich dzieci, mocą obowiązującego prawa, odebrano rodzinom i umieszczono w internatach, najczęściej setki kilometrów od domu, na całe lata. Chodziło o przerwanie więzi – wymazanie języka, tradycji i tożsamości. Dzieci były poddawane przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej. Dziś uważa się, że ofiarami tego okrutnego systemu są nie tylko ci, którzy trafili do tych szkół, ale także ich bliscy, w tym kolejne pokolenia. 


Na bieżąco relacjonujemy pielgrzymkę Franciszka do Kanady. Czytaj teksty "Tygodnika">>>


 

Dlatego to przede wszystkim dla takich jak Alma Desjarlais Franciszek wybrał się w tę pielgrzymkę, o której sam mówi: pokutna. Ale choć na lotnisku wymieniano uprzejmości, potem sprawy szybko się skomplikowały.

Nie Kościół, lecz chrześcijanie 

Kolejnego dnia papież odwiedził miejscowość Maskwacis niedaleko Edmonton, gdzie funkcjonowała jedna z największych w kraju szkół z internatem. Zawieziono go na przyszkolny cmentarz. Fotografowie byli przygotowani i w serwisach szybko pojawiły się zdjęcia: zasępiony papież na wózku modli się pośród małych, białych krzyży. Następnie rozpoczęły się właściwe uroczystości. 

Z tej okazji władze niedawno naprawiły drogę, którą goście dotarli pod niewielką arenę, gdzie na co dzień urządzane są tradycyjne uroczystości pow-wow. Na dachach okolicznych budynków położyli się snajperzy, a nieopodal stacjonowały gotowe do startu śmigłowce. Na spotkanie zaproszono głównie ocalałych ze szkół, przedstawicieli starszyzny i ich bliskich. Niektórzy mieli na sobie tradycyjne stroje i regalia. Inni – pomarańczowe koszulki z hasłem „Every Child Matters” („Każde dziecko jest ważne”), które są symbolem solidarności z ofiarami. 

W środku areny dla około dwóch tysięcy osób przygotowano krzesła, ale też specjalne przekąski i napoje dla diabetyków. Wielu ocaleńców to dziś osoby starsze i schorowane, często z cukrzycą. Organizatorzy (za wszystko płaciło państwo) zapewnili wsparcie nie tylko techniczne, ale też psychologiczne. Papieską pielgrzymkę obsługiwały zastępy psychologów i przewodników duchowych, doświadczonych w pracy z osobami po traumie. Towarzyszyli nie tylko obecnym na spotkaniach z papieżem, lecz także tym, którzy oglądali transmisję w swoich miejscowościach, często daleko od głównych ośrodków. W takich przypadkach lokalne centra kultury, szkoły czy urzędy organizowały wspólne oglądanie i przeżywanie pielgrzymki. Państwo uruchomiło też specjalną, czynną całą dobę, linię kryzysową. Wiadomo było, że nawet jeśli słowa papieża mogą uleczyć, to na pewno przywołają wspomnienia. 

Papież też musiał o tym wiedzieć. Przemawiał po hiszpańsku, ale najpierw tłumacz symultaniczny przekładał wszystko na angielski, a następnie – kilkanaście innych osób – na 12 języków rdzennych. Przemówienie było świetnie skonstruowane – z początku wyrażało pełnię szacunku dla tradycji gospodarzy, podkreślało wartość ich kultury i brzemię trudnego doświadczenia. Franciszek mówił: „Błagam Boga o przebaczenie, uzdrowienie i pojednanie”. Przywołał słowa Elie Wiesela, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, lecz obojętność. Następnie powiedział wprost, dlaczego podjął pielgrzymkę. Powodem była „ponowna prośba o przebaczenie i powiedzenia wam z serca, że głęboko ubolewam: proszę o przebaczenie za to, w jaki sposób wielu chrześcijan wspierało, niestety, kolonizacyjną mentalność mocarstw, uciskających rdzenne narody”. 

Chwilę wcześniej papież ucałował długi czerwony transparent, na którym wypisano ponad cztery tysiące imion i nazwisk dzieci, które nigdy nie wróciły do domu ze szkół z internatem.

Najważniejsze zdanie tego historycznego przemówienia brzmiało: „W obliczu tego oburzającego zła Kościół klęka przed Bogiem i błaga o przebaczenie za grzechy swoich dzieci. Chciałbym to ­podkreślić ze wstydem i jasnością: pokornie proszę o przebaczenie za zło popełnione przez tak wielu chrześcijan wobec rdzennej ludności”.

Wielu uczestników spotkania płakało. Za każdym razem, kiedy ze sceny padało słowo „przepraszam”, słychać było oklaski. Kiedy papież skończył, też rozległy się brawa – ale entuzjazmu nie było. Z każdą chwilą stawało się coraz bardziej oczywiste, że dobrze rozpoczęta przemowa pozostanie bez puenty. Franciszek przeprasza bowiem za „wielu chrześcijan”, lecz nie za Kościół katolicki. Dlatego to nie słowa, które padły, lecz te, których zabrakło, odwróciły bieg wydarzeń.

Pióropusz

Znaków, że pojednanie nie będzie ani proste, ani oczywiste, było tego dnia więcej. Nadszedł czas na oficjalne uroczystości i wymianę kurtuazji. Do siedzącego na scenie Franciszka zaczęły podchodzić delegacje wodzów i ocalałych. I wtedy telewizyjne kamery wychwyciły w tłumie coś, czego nie było w oficjalnym scenariuszu. Kobieta w tradycyjnym stroju zbliżała się do sceny, wołając w stronę papieża. A potem stanęła wyprostowana i zaczęła przejmująco śpiewać. Po jej policzkach ciekły łzy.

Komentatorzy zauważyli, że kobieta śpiewa w jednym z rdzennych języków, na melodię hymnu narodowego „O Canada!”. Ale kamery nie pokazały kontekstu. 

A było tak: chwilę wcześniej przedstawiciel starszyzny włożył nieco zaskoczonemu papieżowi na głowę orli pióropusz – tradycyjne nakrycie głowy oznaczające władzę i godność. Kiedy SiPihKo, kobieta z narodu Kri, to zobaczyła, zaczęła krzyczeć: „Zdejmijcie mu to, zdejmijcie!”, a ludzie się rozstąpili. SiPihKo podniosła głos i rozległa się przejmująca pieśń – to właśnie ten protest song pokazali kamerzyści. Ale to nie był hymn – kobieta zamiast
„O, Canada!” zaśpiewała „Ka ka na tak”, czyli „Nasza wieś”, ludowy utwór starszy niż kanadyjskie państwo. 

Obrazki ze śpiewającą SiPihKo poszły w świat: oto przed papieżem staje kobieta, która wypłakuje bolesną pieśń w swoim ojczystym języku, do niedawna zakazanym i metodycznie niszczonym w systemie szkół z internatem. W języku, którego nie wolno było używać, uczyć i pamiętać. Kobieta z miejsca stała się symbolem godności, oporu i rdzennej dumy. 

Pióropusz na głowie papieża przez kolejne dni rozpalał debatę publiczną. Czy wolno było podarować taką świętość człowiekowi, który stoi na czele organizacji oskarżanej o kulturowe ludobójstwo? Wielu rdzennych Kanadyjczyków mówi głośno, że nie. Na godność noszenia orlich piór trzeba sobie zasłużyć, to dla nas świętokradztwo – mówią otwarcie. 

Inni studzą emocje i zauważają, że w języku dyplomacji taki podarunek to dowód szacunku, w historii było sporo precedensów. O symbolice gestu świadczy też ręka, która włożyła pióropusz na głowę Franciszka. Należała do znanego i szanowanego w Kanadzie przedstawiciela starszyzny, wodza Wiltona Littlechilda, jednego z sędziów Komisji Prawdy i Pojednania. To właśnie ta komisja opublikowała w 2015 r. raport dokumentujący skalę przemocy i okrucieństwa, jakim poddawano dzieci w szkołach z internatem. Skoro Littlechild, który sam wysłuchał zeznań tysięcy ocalałych, chce wyróżnić papieża, trzeba to uszanować. 

Wódz długo wydawał się zaskoczony oburzeniem, z jakim spotkał się jego gest. Tłumaczył (przez wnuka): to jeden z pióropuszy z mojej prywatnej kolekcji, mogę nim swobodnie dysponować. Jednak rdzenni Kanadyjczycy w większości uważają, że Littlechild brał udział nie w prywatnej audiencji, ale występował w imieniu swego narodu.

Luki w przemówieniu

To nie pióropusz jest jednak największym problemem pielgrzymki. Przede wszystkim: słowa papieża odebrano co najmniej ambiwalentnie. Opinie są wyraźnie podzielone, a z każdym dniem oceny stają się coraz bardziej gorzkie. 

Z jednej strony docenia się gest papieża, podjęty trud i obecność wśród ocaleńców, na ich ziemi i na ich warunkach. Żaden dostojnik kościelny nie uczynił – także w sferze symbolu – tak wiele dla pojednania. Z drugiej strony wyczuwalne jest rozżalenie, rozczarowanie i gniew. Słowa papieża – choć odbierane jako szczere – nie potwierdziły gotowości Kościoła do wzięcia na siebie odpowiedzialności. Zabrakło zapewnienia, że ci, którzy dopuścili się przestępstw na dzieciach lub takich sprawców ukrywali, zostaną osądzeni. Zabrakło też deklaracji udostępnienia archiwów. Co prawda niektórzy duchowni zgadzają się na ich odtajnienie, ale większość dokumentów ze szkół jest chroniona przed śledczymi i opinią publiczną. A mogłyby potwierdzić zeznania ocalałych, uwiarygodnić tworzone z pamięci mapy, inwentarze, a także listy uczniów i personelu – ofiar, świadków i sprawców przemocy.

Evelyn Korkmaz, dziewczynka z sosnowej polany z mojej książki „27 śmierci Toby’ego Obeda”, która ocalała ze Szkoły
św. Anny, powiedziała po spotkaniu z papieżem: „Czekałam 50 lat na te przeprosiny i wreszcie dziś je usłyszałam. Ale miałam nadzieję, że zostanie też przedstawiony plan naprawczy. A papież nie powiedział nic o ujawnieniu dokumentów, na które wręcz desperacko w Kanadzie czekamy”. 

Słowa papieża spotkały się z reakcją władz państwowych. Tego samego dnia premier Trudeau wydał lakoniczne oświadczenie, w którym przypomniał o raporcie Komisji Prawdy i Pojednania, zawierającym także 94 wezwania zmierzające do naprawienia krzywd. „Punkt nr 58 w szczególności wzywa papieża do wystosowania przeprosin wobec Ocalałych, ich rodzin i społeczności, za rolę Kościoła rzymskokatolickiego w duchowym, kulturowym, emocjonalnym, fizycznym i seksualnym wykorzystywaniu dzieci Pierwszych Narodów, Inuitów i Métisów w katolickich szkołach z internatem”.

Marc Miller, kanadyjski minister
ds. stosunków z rdzenną ludnością, powiedział wprost, że nie wolno ignorować luk w papieskich przeprosinach. Zauważył, że w przemowie Franciszka nie padło ani słowo o wykorzystywaniu seksualnym dzieci, do którego dochodziło w szkołach. Ogromne nadzieje związane z przełomowym charakterem pielgrzymki należało zweryfikować.

Łacina

Następnego dnia papież przewodniczył mszy na stadionie w Edmonton, przewidzianej na ponad 65 tysięcy uczestników. Widać było wiele pustych krzeseł, co piąty zaproszony nie przyszedł.
Na trasie pojawiły się transparenty: „Odwołaj doktrynę odkryć!”. Doktryna ta zbudowała ramy systemu, który pozwolił chrześcijanom z Europy na podporządkowywanie sobie zamorskich terytoriów. Nazywano je terra nullius – ziemia niczyja. W Kanadzie doktryna stała się ratio legis dla ustawy o Indianach, która była narzędziem sankcjonującym opresje wobec rdzennych mieszkańców. I która – choć ze zmianami – obowiązuje do dziś, regulując status prawny rdzennych Kanadyjczyków. Doktryna odkryć nasyciła swoim duchem liczne systemy prawne – jej potępienie zaburzyłoby porządek prawny w wielu krajach półkuli zachodniej. I chociaż Kościół deklaruje, że papież nie popiera już XV-wiecznych bulli, to jednoznacznie ich nie potępi – także dlatego, że zakłóciłoby to i tak często napięte relacje pomiędzy rdzennymi mieszkańcami a władzami federalnymi w Kanadzie.

W czasie nabożeństwa w Edmonton nie było już odniesień do roli przedstawicieli Kościoła w systemie szkół z internatem. Ani nawiązywania do rdzennych tradycji. Papież skupił się na ogólnym wymiarze dziedzictwa kulturowego – do tego stopnia, że część liturgii poprowadzono po łacinie. Nie zostało to dobrze odebrane. Łacina była przecież językiem, który pobrzmiewał w internatach, kojarzy się z opresją. Komentatorzy ocenili, że nabożeństwo było zmarnowaną okazją na drodze do pojednania.

Tego samego dnia papież udał się na brzeg jeziora, do Lac Ste. Anne, miejsca słynącego z cudów, by wziąć udział w tradycyjnej pielgrzymce w grupie kilkuset wiernych. Papież włożył metyskie ozdoby i przywitał się ze zgromadzonymi w trzech rdzennych językach – nakota, kri i blackfoot – mówiąc gromko: „­Aba-wash-did! Tansi! Oki!”, za co zebrał brawa.

Różne lokalne instytucje 

Trzeciego dnia pielgrzymki papież poleciał na wschód kontynentu, do Quebec City, na spotkanie z gubernator generalną. Ale po tym, co powiedział w Edmonton, atmosfera była co najmniej chłodna.

Mary Simon publicznie zaprzeczyła, jakoby wizyta papieża i jego przeprosiny były aktem pokutnym i gestem dobrej woli ze strony Watykanu. Stwierdziła, że to sukces rdzennych Kanadyjczyków, którzy „pracowali, czekali i modlili się o przeprosiny na rdzennych ziemiach Kanady. Nigdy się nie poddali. Musimy pamiętać, że to dzięki ich odwadze i uporowi jesteśmy dziś w tym miejscu”. Odniosła się też do słów papieża, który przekonywał, że pojednanie jest łaską, o którą należy zabiegać. „Pojednanie jest łaską, na którą należy zapracować nieustannym, ciężkim wysiłkiem i zrozumieniem. Czekamy na kolejne informacje o przyszłych działaniach Kościoła, mających na celu kontynuowanie tych wysiłków”
– oświadczyła.

W spotkaniu wziął też udział premier Trudeau i wymienił konkretne działania, których Kanada oczekuje. Jest to m.in. zwrot cennych artefaktów, dostęp do dokumentacji, określenie stosunku do doktryny odkryć, a także postawienie przed sądem księdza Johannesa Rivoire’a. Duchowny, oskarżony o ciężkie przestępstwa seksualne na dzieciach, ukrywa się przed kanadyjskim wymiarem sprawiedliwości wśród duchownych we Francji. 

Tego dnia przekaz papieski zmienił się o pół tonu. W środowym przemówieniu Franciszek odniósł się ponownie do systemu szkół z internatem: „W tym godnym ubolewania systemie, promowanym przez ówczesne władze państwowe, który oddzielał wiele dzieci od ich rodzin, miały swój udział różne lokalne instytucje katolickie”. I choć znów nie komentował kierowniczej i sprawczej roli Kościoła, podkreślił aktywne zaangażowanie lokalnego duchowieństwa w niszczenie rdzennych kultur. Ale nie zmieniło już to wymowy pielgrzymki. 

Czternaście stopni

W czwartek papież odprawił mszę w bazylice Sainte-Anne-de-Beaupré w Quebec City. Na początku do ołtarza podeszły dwie osoby i w milczeniu rozwinęły transparent z napisem: „Odwołaj doktrynę”. Papieska homilia nie odnosiła się już do szkół z internatem, choć wśród zgromadzonych w świątyni było wielu ocaleńców. Franciszek oświadczył, że Kościół katolicki w Kanadzie jest na nowej drodze „po tym, jak został zraniony i zniszczony przez zło popełnione przez niektórych jego synów i córki”. I wyjaśnił: „Myślę w szczególności o nadużyciach seksualnych wobec nieletnich i osób bezbronnych, skandalach, które wymagają zdecydowanych działań i zaangażowania, od którego nie ma odwrotu”. Był to pierwszy (i jak dotąd – jedyny) raz, kiedy papież odniósł się do przestępstw seksualnych.

W chwili, gdy zamykany jest ten numer „Tygodnika”, papież leci z krótką wizytą do Iqaluit, niewielkiej miejscowości na rządzonym przez Inuitów terytorium Nunavut, na podbiegunowe tereny północnej Kanady. To okolica dostępna tylko z wody i powietrza, nie łączą jej ze światem żadne drogi. Ale nawet tutaj do lat 70. istniały szkoły z internatem.

Pogoda ma być przyjemna, ok. 14 stopni Celsjusza. To niepokojący znak. W ostatnich latach katastrofa klimatyczna przyspiesza, a mieszkańcy Nunavut widzą to szczególnie wyraźnie. To także dlatego papież chce się tam zatrzymać – by zwrócić uwagę świata na zagrożenia dla planety. Ale Kanadyjczycy mają nadzieję, że wątek klimatyczny nie będzie jedynym: Franciszek zaplanował prywatne spotkania z ocalałymi. Czy wypowie to, czego nie udało mu się w pełni wysłowić podczas ostatnich kilku dni?

Pielgrzymka otworzyła na nowo wiele ran, prowadziła przez najciemniejsze ścieżki. Ustawia na wiele kolejnych lat dyskusję o roli Kościoła; jej implikacje będą w Kanadzie jeszcze długo odczuwalne. A ci, którzy z uwagą wysłuchali papieża, zostają na kolejne lata z jego słowami – zarówno tymi, które wypowiedział, jak i tymi, których poskąpił.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2022