Formatowanie sztuki – polemika

Dociekanie, czy artysta tworzy „z potrzeby serca”, to domena literatury sentymentalnej, nie zaś krytyki, a tym bardziej historii sztuki.

13.12.2015

Czyta się kilka minut

Ewa Juszkiewicz „Obraz według Franza Wernera Tamma” / Fot. Paweł Dudziak / ARCHIWUM LOKALU_30
Ewa Juszkiewicz „Obraz według Franza Wernera Tamma” / Fot. Paweł Dudziak / ARCHIWUM LOKALU_30

Sztuka formatowana słowem” – pod takim tytułem ukazał się tekst Moniki Małkowskiej na łamach „Tygodnika Powszechnego” (nr 48/2015). Trafny tytuł. Dobrze bowiem pokazuje również praktykę krytyczki, która sprawnie przystrzygła rzeczywistość polskiej sztuki do swoich potrzeb i oczekiwań. Opisując jedynie fragment polskiej sceny artystycznej przekonuje, że cała sztuka współczesna – przynajmniej ta „oficjalna” – tak w Polsce wygląda.

Wyobrażony terror

„Sztuka w Polsce znalazła się w wielkiej opresji” – podkreśla Monika Małkowska. Wiele emocji wzbudziły już jej wcześniejsze teksty na ten temat opublikowane na łamach „Plusa Minusa”, weekendowego wydania „Rzeczpospolitej”. Warto je czytać razem.

Artystów pozbawiono wolności twórczej, zaś artystyczne mody „dawno przestały zależeć od intencji twórców” – alarmuje Małkowska. Co w tej sytuacji robi artysta? „Zanim przystąpi dziś do działania – pisze projekt, który ma szanse dostać dotację. Czyli – podejmuje »gorące« tematy, na które przychylnie patrzy Unia tudzież opiniotwórcze ciała przyznające granty”. Krytyczka szybko znajduje winnych tej sytuacji: za całe zło w polskiej sztuce odpowiadają kuratorzy. To oni wymuszają na artystach, co i jak mają tworzyć. Narzucają hierarchie wartości: jednych wynoszą na szczyty, a innych skazują na niebyt. Zblatowani z galerzystami doprowadzają do komercjalizacji sztuki. To kuratorzy wreszcie mówią artystom, do jakich ideologii się mają dopisywać: „Artystów przesunięto do drugiego szeregu. To wyrobnicy. Ich prace traktowane są zaledwie jako surowiec. Glina, z której prawdziwy kreator-kurator lepi Dzieło”.

Są artyści, którzy tworzą grzecznie pod ten kuratorski dyktat, oczywiście sztukę zaangażowaną, społeczną i ideologicznie zakłamaną. Franciszek Orłowski, Honorata Martin, Joanna Rajkowska, Zbigniew Libera – wymienia autorka. Ostatni z nich jest najgorszy, bo nie tylko ośmiela się mówić o historii sztuki, ale jeszcze zabrał się za kuratorstwo i promuje młodych artystów.

Orłowski, Martin czy Libera nie tworzą „z potrzeby serca, ducha, umysłu” (jak o współczesnych artystach pisze Monika Małkowska na swoim blogu MOMArt). Są jedynie wyrachowanymi graczami. Sukcesy odnoszą, bo nie ma już weryfikowalnych kryteriów wartościowania. Zastąpiła je opinia kuratora, ona ma moc ostateczną. To powoduje, że – jak ogłosiła Monika Małkowska w jednym z tekstów – publiczność nie interesuje się już sztuką. Co zresztą nie jest problemem, bo „świat sztuki współczesnej nie potrzebuje widowni”.

Taka wizja może uwieść. Jedni znajdują w tekstach Małkowskiej potwierdzenie własnych przekonań o zgniliźnie dzisiejszej kultury. Innych przekonuje swoją wizją sztuki autotelicznej, ograniczonej do celebrowania samej siebie. Postromantycznym wyobrażeniem artysty oddanego bezinteresownej działalności „z potrzeby serca”, mocno strywializowanym i słabo znajdującym potwierdzenie w dziejach samej sztuki. Są wreszcie, całkiem chyba liczni, którzy w tekstach Małkowskiej znajdują wytłumaczenie własnych niepowodzeń, tego, że nie zajmują w świecie artystycznym miejsca, które ich zdaniem jest im należne.

Świat bardziej złożony 

W odróżnieniu od Moniki Małkowskiej nie wiem, ale też nie miałbym odwagi łatwo wyrokować o intencjach tego czy innego twórcy. Tym bardziej – hurtowo zarzucać artystom nieuczciwość, bo w istocie taki zarzut stawia im krytyczka. Samo dociekanie, czy artysta tworzy „z potrzeby serca”, to raczej domena literatury sentymentalnej, nie zaś krytyki, a na pewno nie historii sztuki. Ważniejsza i bardziej interesująca jest rozmowa o faktach.

Można i trzeba dyskutować o twórczości Franciszka Orłowskiego czy Honoraty Martin, stawiać im trudne lub nieprzyjemne pytania. Zresztą krytyczne głosy – wbrew temu, co pisze Małkowska – pojawiały się i zapewne będą się pojawiać. Przed kilkunastoma dniami ukazał się na łamach „Szumu” tekst Karoliny Plinty o wystawie Orłowskiego, pod znamiennym tytułem „Pluszowy radykalizm”. Od dawna trwa też dyskusja o sztuce społecznie zaangażowanej i nie słyszałem, by ktoś za krytykę Artura Żmijewskiego, Katarzyny Kozyry czy Zbigniewa Libery był prześladowany.

Orłowski i Martin relatywnie szybko zostali zauważeni, chociaż zdaniem niektórych przedstawicieli młodego pokolenia przesadą jest oczekiwanie przez siedem lat na wystawę retrospektywną w Zamku Ujazdowskim. Jednak nie mniejszą „karierę” zrobiła Ewa Juszkiewicz, w swych obrazach podejmująca grę z nowożytną historią sztuki, oraz wielu innych twórców, także malarzy, chociaż – jak lubi powtarzać Małkowska – tradycyjne media dzisiaj są surowo wzbronione.

Co więcej, większość docenionych po 2005 r. twórców (a i wcześniej, by tylko wymienić Grupę Ładnie) sytuowała się obok, a nawet w kontrze do rozmaitych formuł sztuki społecznie zaangażowanej. Wystarczy wymienić poznańską grupę Penerstwo z Wojciechem Bąkowskim i Konradem Smoleńskim na czele, Juliana Jakuba Ziółkowskiego, Tomasza Kowalskiego i cały nurt „powrotu do surrealizmu”, Tomasza Barana, Sławomira Pawszaka czy Jakuba Woynarowskiego, zagłębiającego się w ezoterycznych pismach i masońskich rytuałach. Oni to, podobnie jak Orłowski czy Martin, wystawiani są w czołowych galeriach publicznych, a ich prace nabywane do muzealnych zbiorów.

Sztuka współczesna, która ponoć nikogo nie interesuje, ma w Polsce liczną publiczność. W 2014 r. krakowski MOCAK odwiedziło ponad 105 tys. osób, Zachętę 115 tys., a Muzeum Sztuki Nowoczesnej prawie 134 tys. (samą wystawę „Co widać. Polska sztuka dzisiaj” ponad 55 tys. osób).

Rynek i byt

Nie ma zatem tematu? Przeciwnie. Małkowska dotyka istotnych kwestii. Warto o nich rozmawiać, a nie ogłaszać krytyczkę „Rzeczpospolitej” czołowym szkodnikiem polskiej sztuki, przygotowującym argumenty marzącym o ideowej rekonkwiście polskiej kultury (chociaż jej teksty dla obecnych decydentów mogą być bardzo użyteczne). Pytanie o rolę kuratora jest dzisiaj zasadne. Dyskutuje się o tym zresztą od dawna, a jedną z odpowiedzi na wzrost jej znaczenia w sztuce było właśnie podejmowanie przez artystów funkcji kuratorskiej, by w ten sposób wyłapywać w sztuce zjawiska pomijane lub marginalizowane. Tematem jest radykalnie zwiększająca się liczba osób zajmujących się sztuką, nie tylko kuratorów, ale artystów, krytyków i historyków sztuki. Jak zauważył niedawno Edwin Bendyk, w samej Warszawie 80 tys. osób profesjonalnie zajmuje się twórczością. To tworzy niesamowitą konkurencję.

Tematem nie do przemilczenia są też relacje między sztuką współczesną a rynkiem (oraz sferą publiczną). Polska jest fenomenem na tle pozostałych państw naszego regionu. W żadnym innym kraju nie powstało tyle komercyjnych, i to liczących się w obiegu międzynarodowym, galerii. Jednocześnie rynek sztuki jest dziwnie mały jak na potencjał Polski i tylko niewielu twórcom może zapewnić jako taki byt. Co więcej, zanim nasz rynek sztuki dobrze się wykształcił, już został zmitologizowany oraz bywa negowany, a przynajmniej podejrzliwie przyjmowany przez sporą grupę artystów i krytyków.

Fascynujący jest też problem reinterpretacji twórczości wcześniejszych pokoleń.

Strategie buntu

Wreszcie ulubiony temat Moniki Małkowskiej: sztuka zaangażowana. Wymieniony już Sławomir Pawszak jakiś czas temu wspominał: „Kiedy byłem na studiach, to sztuka krytyczna była dla nas salonem. Dlatego abstrakcja, której niemal nikt w Polsce w tym momencie nie robił i wydawało się, że nikt nie traktował poważnie, kusiła najbardziej. To była chęć włożenia kija w mrowisko”.

Pawszak zaczął malować abstrakcyjne obrazy i bardzo szybko został dostrzeżony. Nie musiał zatem podłączać się pod „sztukę społecznie zaangażowaną”. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego nieliczna w rzeczywistości grupa artystów tak silnie zaciążyła na sztuce ostatniego ćwierćwiecza? Jeżeli odrzucić łatwe, a intelektualnie miałkie wytłumaczenie istnieniem „spisku”, trzeba szukać innych, ciekawszych wyjaśnień. Na pewno siłą artystów krytycznych była złożona przez nich propozycja innego myślenia o sztuce. Pokazanie, że może ona coś istotnego powiedzieć o swoim czasie i być zauważana nie tylko przez bywalców wernisaży. O tej twórczości zaczęli dyskutować politycy i dziennikarze (inna sprawa, jak ta dyskusja wyglądała), a model działania tych artystów okazał się na tyle intrygujący, że dzisiaj szuka się sztuki krytycznej w prawicowym czy konserwatywnym wydaniu. Jej manifestacją miała być niedawna wystawa „Strategie buntu” przygotowana przez Piotra Bernatowicza w poznańskim Arsenale.

Powtarzam: nie należy zatem i nie wolno uciekać od pytań o hierarchie wpływu i prestiżu rządzące polską sztuką. Od rozmowy, na jakich zasadach są dopuszczane inne postawy, wrażliwości etc. Kim są wykluczani lub uważający się za wykluczanych z obecnego systemu? Czy wśród tych pomijanych są ciekawi twórcy, którzy z jakichś powodów, np. „nietrafienia” w swój czas, pozostają na marginesie? Czy też obecny ich status odpowiada randze ich twórczości, a ich oczekiwania nie przystają do dorobku, umiejętności i wykonanej przez nich pracy? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015