Finlandyzacja po mołdawsku

Czy Mołdawia stanie się modelem dla tych krajów Europy Wschodniej, które leżą w szarej strefie między Zachodem i Rosją?

01.07.2019

Czyta się kilka minut

Prezydent Dodon staje się głównym politycznym graczem, 11 czerwca 2019 r. / DANIEL MIHAILESCU / AFP / EAST NEWS
Prezydent Dodon staje się głównym politycznym graczem, 11 czerwca 2019 r. / DANIEL MIHAILESCU / AFP / EAST NEWS

Od niedawna Mołdawią rządzi koalicja, utworzona przez prorosyjską Partię Socjalistów i prozachodni blok Teraz. Egzotyczny sojusz powstał dzięki wyjątkowo zgodnemu wsparciu Moskwy, Waszyngtonu i Brukseli, by usunąć z miejscowej polityki Vlada Plahotniuca – oligarchę, który przez kilka ostatnich lat niepodzielnie trząsł krajem.

Fikcja staje się faktem

W krótkiej historii tego posowieckiego państwa rządzący chętnie posługiwali się pewnym narzędziem: aby się legitymizować się, wykorzystywali rozdarcie tożsamościowe społeczeństwa i rywalizację wielkich graczy w regionie. W efekcie powstał oligarchiczny reżim, oparty na prozachodniej retoryce i poparciu Zachodu, ale niemający nic wspólnego z zachodnimi wartościami – zwłaszcza z regułami demokracji. Aby odsunąć Plahotniuca (beneficjenta tej sytuacji), konieczna była współpraca sił z biegunów geopolitycznego sporu. Biorąc pod uwagę także lokalne układy – zwłaszcza fakt, że prorosyjski prezydent Igor Dodon współpracował z Plahotniuciem – jeszcze niedawno wydawało się to polityczną fikcją.

Niemożliwe stało się faktem na początku czerwca. Zbliżał się termin, po którym prezydent miał prawo rozpisać nowe wybory, gdyż parlament nie powołał rządu. Nagle, w poniedziałek 3 czerwca, do Kiszyniowa przybyli rosyjski wicepremier Dmitrij Kozak, unijny komisarz ds. rozszerzenia i sąsiedztwa Johanes Hahn oraz Bradley Freden, dyrektor ds. Europy Wschodniej w Departamencie Stanu USA. Wieczorem pojawiła się hipoteza, że cała trójka może zabiegać o powstanie szerokiej koalicji przeciw Plahotniucowi.

Wydarzenia kolejnych dni po części owiane są tajemnicą. Socjaliści i Teraz siadali do rozmów, to znów je zrywali, a Dodon (faktyczny lider socjalistów) negocjował z oligarchą. W piątek koło południa zdawało się, że powstanie koalicja Partii Demokratycznej (kontrolowanej przez Plahotniuca) i socjalistów, po czym nastąpi zwrot ku Rosji. Po południu, że Dodon rozpisze wybory. Ludzie Plahotniuca zaczęli ściągać do stolicy opłacanych „zwolenników”.

W sobotę rano, ku zaskoczeniu wszystkich, posłowie socjalistów i bloku Teraz podpisali umowę o współpracy. Przewodniczącą parlamentu została szefowa socjalistów Zinaida Greczany, a premierem Maia Sandu – liderka partii PAS, jednego z dwóch ugrupowań tworzących blok Teraz. Celem tego sojuszu było wyrwanie z rąk oligarchy wymiaru sprawiedliwości, centralnej komisji wyborczej i struktur siłowych oraz przeprowadzenie uczciwych wyborów. Ale partia Plahotniuca nie uznała nowego rządu, a zależny od niego Sąd Konstytucyjny nakazał rozwiązanie parlamentu i nawet odwołanie prezydenta.

Przez kilka dni sytuacja była napięta: policja otoczyła ministerstwa i nie wpuszczała nowych członków rządu. Plahotniuc grał na czas, zapewne negocjując warunki kapitulacji. Wieczorem 14 czerwca jego ludzie ustąpili, a on sam wyjechał z kraju w nieznanym kierunku.

Eksperyment jednorazowy?

Na razie rząd, kontrolowany przez blok Teraz, skupia się na przywracaniu rządów prawa. Dzięki temu uda się zapewne uzyskać znów wsparcie finansowe Unii Europejskiej. Aktywna jest też strona rosyjska, z którą bliskie relacje utrzymuje Dodon. O wyborach nikt obecnie nie wspomina.

Dmitrij Kozak mówi, że Moskwa akceptuje europejski wybór Mołdawian, ale że najważniejsze jest zachowanie demokracji. Rosjanin ma świadomość, że w razie wyborów władzę przejęliby zapewne socjaliści; Dodon jest teraz najsilniejszą postacią w kraju. Widać jednak, że w razie przejęcia pełni władzy nie miałby zamiaru wchodzić w konfrontację z Zachodem. Z drugiej strony rośnie poparcie dla bloku Teraz i pani premier Sandu.

Czy sojusz Rosji, USA i UE jest doraźny, czy też to zapowiedź szerszego porozumienia w kwestii Mołdawii, a może nawet regionu? Część komentatorów wskazuje na kontekst: niedawno upadł oligarchiczny i prorosyjski reżim w Armenii, nowy prezydent Ukrainy może zmienić relacje z Rosją, a w Gruzji wybuchły antyrosyjskie i antyrządowe protesty.

Nietrudno wyobrazić sobie Mołdawię jako eksperyment – zmierzający w stronę jakiejś nowej „finlandyzacji”: rozwój społeczno-gospodarczy przebiegałby w modelu zachodnim, ale w wymiarze strategicznym to Rosja wyznaczałaby czerwone linie, których nie można przekroczyć.

Możliwe, że w przypadku Mołdawii byłby to scenariusz pozytywny: pozwoliłby wyrwać się z geopolitycznego napięcia, na którym żerowała lokalna elita, uniemożliwiając rozwój demokracji – faktycznej, a nie papierowej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2019