Falujący koszmar

Czasami to są sąsiedzi, czasami tajne służby albo sąsiedzi pracujący dla służb. Testują na ludziach broń pozwalającą kontrolować cudze myśli.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

 / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
/ BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Będzie to opowieść o ludziach, którymi nikt się nie zaopiekował. Funkcjonują w ciągłym stresie, boją się o zdrowie i życie, nigdy nie czują ulgi. Pracują w firmach i urzędach, studiują, są na rentach, emeryturach, bezrobociu. Żyją jak wszyscy, ale noszą w sobie wyjątkowy sekret.

Apelują do świata wielkimi literami: WŁAŚNIE MNIE MORDUJĄ, POMÓŻCIE.

Zagrożenie czyha w domu, w pracy, na ulicy. Najgorsze jest to, które pochodzi spod czaszki, przesyłane za pomocą technologii zwanej voice to skull, jakby ktoś nachylił się do ucha i w niskich częstotliwościach, niewykrywalnych dla zwykłych śmiertelników, mówił: „Jesteś naszą ofiarą”.

Oni promieniują

– Proszę, nie teraz, boli mnie noga. Promieniują mnie bez litości – mówi M.

– Ale kto?

– Nie teraz, mam życie beznadziejne.

Na jednym zdjęciu wesoła emerytka w czapce z daszkiem. Na innym pilna uczennica w mundurku. Była urzędniczka w małym mieście, która dziś nie może przejść po ulicy spokojnie – od razu „naświetlają” ją z telefonów komórkowych, robią zdjęcia.

– Dzisiaj torturowali od czwartej rano. Strasznie piecze mnie prawa noga. Czasem przypiekają mi obie. Kto? Tego nie wiem. Wiem, że mnie naświetlają. Jak wczoraj zrobiłam zdjęcie w pokoju, to było widać mgłę. A jak robię w ogródku, to wszystko jest okej.

– Kiedy mam włączony komputer, potrafią przez niego nadawać – mówi A. – Gdy wyłączę, przez sekundę jest cisza, ale po chwili słyszę głos z innego urządzenia, np. pralki albo telewizora.

To nie są głosy z mojej głowy – podkreśla A. kilka razy. One pochodzą z zewnątrz.

Ich nadawcami są zawsze jacyś „oni”. Przybierają różne postacie. Mają wielką moc. Potrafią wniknąć do ludzkiego umysłu, wprowadzić do niego myśli, a nawet wywołać określone działania. Śmieją się, kpią, krytykują każdy ruch, każde słowo, każdy błąd. Wprowadzają sprośne obrazy i słowa, podczas kąpieli śmieją się z ciała ofiary, która w żargonie nazywana jest „targetem”.

Po co to robią? Żeby kontrolować.

– Kiedy dojdzie do wojny, będą w stanie dostać się do umysłu przeciwnika, przechwycić jego myśli albo nimi sterować – wyjaśnia A.

Mówią o tym najczęściej: „elektro­tortury”. Ale też mind control, kontrola umysłu lub gang stalking. W ostatniej nazwie znajduje się sugestia, że swoim „targetom” oprawcy dokuczają zespołowo, w porozumieniu. Czy są to zwykli ludzie z mieszkania obok, czy przedstawiciele służb specjalnych.

Stowarzyszenie Stopzet (z siedzibą w Toruniu) działa od kilku lat. W rozdziale II statutu wymienia cele działalności: „Podnoszenie świadomości społecznej w zakresie szkodliwości stosowania sztucznego, zmiennego promieniowania elektromagnetycznego rozumianego m.in. jako: fale radiowe, mikrofalowe, skalarne, promieniowanie podczerwone, pola torsyjne, fale akustyczne (infradźwięki i ultradźwięki), oraz wiele innych urządzeń elektronicznych emitujących ukierunkowane wiązki energii – nagłaśnianie wszelkich negatywnych skutków oddziaływań ww. zjawisk na człowieka bez jego zgody i inne żywe organizmy”.

Władze stowarzyszenia uczestniczą w konferencjach i panelach dyskusyjnych, w których biorą udział także goście z całego świata. Uczestnicy opowiadają o tym, jak byli prześladowani, ostrzegają innych. 29 marca 2015 r. we Wrocławiu odbyła się pierwsza polska konferencja pod ­hasłem „Stop mind control”. W 2016 r. członkowie i sympatycy Stopzet protestowali pod Sejmem „przeciwko techno­kratycznej kontroli umysłów, bierności państwa na zgłaszany terroryzm, gdzie policja myśli rodem z książek George’a Orwella zdalnie w każdej minucie zabija prawdę i sprawiedliwość”. Na Wiejskiej, a miesiąc później pod Ministerstwem Obrony Narodowej, zgromadziło się kilkadziesiąt osób.

Relacje wideo z wydarzeń wiszą na kanale YouTube „Niezależna Telewizja”. Czytamy, że to „projekt realizowany przez środowisko Forum Nowej Cywilizacji (FNC)” od 2008 r. O tym ostatnim niewiele wiadomo. Telewizja swoje pierwsze szlify zdobywała w relacjach z Wylatowa – słynnej wśród miłośników teorii spiskowych miejscowości, w której na polach uprawnych odkryto piktogramy UFO.

Oni sterują

Jest miejsce, gdzie elektrotorturowani mogą się ze wszystkiego zwierzyć. To grupa na Facebooku utworzona przez władze stowarzyszenia Stopzet. To tu poznaję „targetów”, którzy się przede mną otwierają.

P. od czterech lat słyszy głosy znajomych, którzy życzą mu źle. W ten sposób wrogowie wykończyli jego babcię. Matka R. zmarła z podobnych przyczyn. R. pisze, że spotyka ostatnio coraz więcej osób cierpiących z powodu wpływu mikrofal, i radzi, by nie bać się o tym mówić. A., student weterynarii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, chce złagodzić ból po promieniowaniach, bolą go żebra, wątroba, tchawica, ma duszności, dostrzega drganie powietrza, ostatniej nocy chrapał, a zwykle nie chrapie. M. radzi, żeby wieczorem zachować spokój, zapalić kolorową lampkę: najlepiej niebieską lub fioletową. I uznać, że to, co robią „oni”, to tylko głupia zabawa.

R. nie czeka, tylko zgłasza wszystko na policję albo do prokuratury. Przystojny, wysportowany, absolwent liceum w Gdańsku. Ma własną firmę, interesuje się piłką, podczas mundialu kibicował naszym, nawet kiedy przegrywali.

– Za każdym razem kończy się na odmowie wszczęcia śledztwa – mówi z powagą. – Ja jestem prześladowany od kilkunastu lat, a torturowany od niecałych dwóch. Zaczęło się, kiedy trafiłem do aresztu.

R. nie chce powiedzieć, za co i kiedy. W jego przypadku „oni” mają konkretną postać: państwa, rządu, służb, które prześladują niewinnego człowieka.

– Czuję, jakby włamano mi się do umysłu – mówi. – Wcześniej myślałem, że mam nerwicę, depresję. Przez kilka lat brałem leki, bo nie byłem świadomy, że mordują mnie i moją matkę. Mikrofalami. Sterują mną jak robotem. Blokują mi odczucia, doznania. Boję się, że długo nie pożyję. Ciągle boli mnie serce i narządy wewnętrzne. Tak samo mordowali moją mamę. Gdy zaczęli jej robić mind control, myślałem, że to objawy schizofrenii, bo nie miałem pojęcia, że istnieje taka technologia. Zamordowali ją w nocy.

Oni wychwytują

A. ma rodzinę, która nie chce słyszeć o jej problemach, i odpowiedzialną pracę: przygotowuje statystyki dla firm. To jeden z problemów, bo pracuje przy komputerze. Kiedy urządzenie jest włączone, „oni” zaczynają działać.

– W moim przypadku zaczęło się od złośliwych sąsiadów, zakłócali mi spokój – opowiada. – Były u nich ciągłe awantury, wrzaski, budzili mnie bardzo wcześnie rano lub w nocy. W końcu postanowiłam zareagować i zaczęłam im się odwdzięczać w podobny sposób, włączając głośno muzykę. Przede wszystkim po to, żeby zagłuszyć hałas z góry. Po pewnym czasie zaczęłam zauważać, że gdy próbuję się na czymś skupić, ktoś zrzuca jakieś ciężkie przedmioty tuż nad moją głową.

– Później zaczął się teatrzyk uliczny – mówi. – Gdy wychodziłam, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i komentują moje zachowanie. Oskarżali mnie o to, że rzekomo podglądałam sąsiadów na osiedlu. Samo w sobie było to absurdalne, ale w końcu sama uwierzyłam, że ktoś rozniósł jakąś głupią plotkę albo próbuje mnie wrobić.

Potem, relacjonuje A., dostali się do jej głowy.

– Na początku wydawało mi się, że ci sąsiedzi mówią przez ścianę, ale jak zaczęłam ich nagrywać, to okazało się, że oprócz mnie nikt nic nie słyszy. Nagrania były puste – opowiada. – Dopiero po pewnym czasie dowiedziałam się, że to jest technologia voice to skull, a te głosy, które mi nadają do głowy, są na bardzo niskiej częstotliwości i słyszę je tylko ja. To wygląda tak, że kilka osób za pomocą komputera podłącza się w jakiś sposób do mojego umysłu. Naruszają moje nerwy, bawią się moimi emocjami, potrafią mnie w ciągu ułamka sekundy doprowadzić do skrajnej nerwowości. Mają dostęp do moich snów, do myśli. Gdy czytam książkę (nie na głos), potrafią mnie zdekoncentrować. W mojej głowie pojawiają się w trakcie czytania jakieś przemyślenia, oni je wychwytują i komentują.

Kiedy wybiera się na spacer, „oni” potrafią nadawać głosy przez urządzenia elektryczne na skrzyżowaniach.

– Kim są? – pytam A.

– Mam wrażenie, że to sąsiedzi, którzy mieszkają nade mną, osobiście ich nie znam, widziałam może trzy, cztery razy na korytarzu.

– Dlaczego mieliby to robić?

– Być może dlatego, że nie spodobało im się to, że zaczęłam reagować na ich hałas, ale istnieje możliwość, że od samego początku obrali mnie za swój cel. Raz, przechodząc obok jednego z mieszkań, usłyszałam, że jestem w programie i testują na mnie te cholerstwa. Jak na razie jeszcze pracuję, ale niestety męczą mnie tak bardzo, że nie radzę sobie ze swoimi obowiązkami.

W kółko powtarzam pytanie: kto?

R. odpowiada: – Wiadomo, że służby. Dobra, muszę skończyć, bo mnie walą falami.

Oni zlecają

Sławek Wiktor należy do stowarzyszenia Stopzet. Na swoim blogu pisze o sobie jako o target individual (tłumaczy to jako „jednostka namierzana”). Od razu czyni zastrzeżenie: – Jeśli opisze pan tylko to, co przeżywają targeci, wniosek będzie oczywisty: wariaci. Dopóki czytelnik nie zrozumie, czym jest gang stalking, elektroniczne nękanie i kontrola umysłu, nie zrozumie tego, czego doświadczają targeci. Musi pan się odnieść do wiedzy ekspertów.

– Są tacy w Polsce? – pytam.

– Polska jest krajem tchórzy, tu demaskatorów nie ma – mówi. Odsyła do książki Roberta Duncana „How to Tame a Demon”.

Duncan przedstawia się jako były pracownik Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, CIA, NASA, marynarki wojennej i NATO. W książce zawarł swoje wnioski po przeprowadzeniu tysiąca wywiadów z ludźmi uważającymi się za targetów. Ani w relacjach tych ostatnich, ani w książce Duncana nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego celem „oprawców” mieliby być normalni, niezagrażający nikomu ludzie, np. emeryci.

Wiktor: – Może dlatego, że tacy ludzie nie mają jak się bronić, nikt im nie uwierzy, nie mają pieniędzy na ochronę, na detektywów. Często wybierane są osoby z problemem narkotykowym lub alkoholowym, tacy, których łatwo spławić. Starsze panie? Każdy będzie je postrzegał jako osoby z demencją. Chodzi o przestępstwo w białych rękawiczkach.

A ludzie, którzy wierzą, że prześladują ich sąsiedzi, podczas gdy na stronach stowarzyszenia i w wywiadach z Duncanem można przeczytać, że chodzi o „służby” sprawdzające, jak daleko mogą się posunąć?

– Nie są to zwykli sąsiedzi, ale sąsiedzi współpracujący ze służbami, działający na ich zlecenie – wyjaśnia Wiktor.

Oni analizują

Na szczęście nie są sami.

Autorytetem dla ludzi, którzy twierdzą, że są ofiarami elektrotortur, jest Jerzy Zięba. To autor książki „Ukryte terapie”, właściciel spółki prowadzącej sklep internetowy z naturalnymi produktami leczniczymi, która według informacji tygodnika „Wprost” od lipca 2015 do grudnia 2016 r. sprzedała produkty za 13,3 mln zł, a jej zysk netto wyniósł 8,78 mln zł. W „Niezależnej Telewizji” mówił, że od kilku lat zajmuje się tematem działania „obcych pól elektromagnetycznych na organizm człowieka”.

Ale w marcu 2016 r. ofiary elektrotortur zyskały potężniejszego sojusznika. W sali Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej o. Tadeusza Rydzyka odbywał się kongres pod hasłem „Problemy współczesnej polityki. Konflikty zbrojne i terroryzm”. W dyskusji brali udział ówcześni szefowie MSZ i MON, Witold Waszczykowski i Antoni Macierewicz. Podczas pytań z sali głos zabrała mieszkanka Bydgoszczy. „Czy państwo polskie posiada strategię wobec nielegalnych badań, to znaczy testowania broni elektromagnetycznej na polskich obywatelach i czy wiadomo, w jaki sposób takie badania pojawiły się w naszym kraju?” – zapytała.

Minister Macierewicz wyjaśnił, że osoby twierdzące, iż są poddawane takim badaniom, zgłaszały się już od 15 lat. Najwięcej przypadków odnotowano w dolnośląskim i zachodniopomorskim. Być może zjawisko jest szersze. „Teraz takie analizy robimy, żeby zidentyfikować, gdzie są ludzie, którzy skarżą się na tego typu dolegliwości i tego typu sytuacje. Myślę, że za jakieś pół roku będę mógł pani odpowiedzieć coś więcej” – dodał minister, a słuchacze kiwali głowami ze zrozumieniem.

Stowarzyszenie Stopzet śle do odpowiednich instytucji informacje o przypadkach użycia broni elektromagnetycznej. Niektóre odpowiadają. „Uprzejmie informuję, że resort obrony narodowej zbiera wszelkie informacje i dane dotyczące przedmiotowego obszaru – pisze płk Dariusz Wiśniewski, dyrektor Biura Skarg i Wniosków MON. – Stąd niezwykle istotna jest lektura nadesłanych 16 opisów objawów u konkretnych osób”. I informuje, że do „śledzenia tych tematów” wyznaczony został Inspektorat Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych.

W słowach moich rozmówców słyszę zagubienie, strach i niepewność. Pytam więc w MON, czy rolą resortu nie powinno być zapobieganie dezinformacji, społecznym niepokojom i poczuciu zagrożenia? Pytam też, jaką rolę odgrywa dzisiaj w tym obszarze Inspektorat? W jaki sposób ministerstwo zajmuje się skargami nadsyłanymi przez Stopzet? Ale resort na te i inne moje pytania nie odpowiada.

Odpowiedział za to na interpelację posła PO Roberta Kropiwnickiego w kwietniu 2016 r. Sekretarz stanu Bartosz Kownacki stwierdził wówczas, że do Biura Skarg i Wniosków wpłynęły opisy 34 przypadków. „Prowadzone są analizy środowiska bezpieczeństwa, a tylko po rzetelnym sprawdzeniu i przeanalizowaniu problemu możliwe jest zajęcie stanowiska. Aktualnie resort obrony narodowej nie posiada informacji na temat użycia broni elektromagnetycznej przeciwko obywatelom Polski” – napisał Kownacki.

„Targeci” boją się nadal. A. udało się zanotować, co mówią jej wrogie głosy. Dominują przekleństwa, wyzwiska. Ale mówią też tak: „To jest wojna psychologiczna”, „Mamy twój umysł”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018