Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Holendrzy to straszni egoiści. Umowa stowarzyszeniowa Kijowa z Brukselą to nie jakiś kawałek papieru. To wybór dużego europejskiego kraju między Wschodem a Zachodem. Między demokracją a satrapią.
Wybór okupiony krwią. Najpierw wyszli dziennikarze i studenci. Potem ich rodzice. Władza zaczęła bić, potem zabijać. Władza musiała odejść.
Wybór ten został też okupiony wojną – Rosja za karę zabrała Ukrainie Krym. Wsparła krwawą rebelię na wschodzie kraju. Jej ofiarami byli również obywatele holenderscy – którzy lecieli pasażerskim samolotem strąconym nad zbuntowanym Donbasem.
Ale wielu Holendrów to nie obchodzi. Ukraina? Daleki, wschodni kraj. Ogarnięty wojną. Skorumpowany. Nieprzydany. Niebezpieczny. Kosztowny. Jeśli ktoś powinien się martwić to może najbliżsi sąsiedzi Ukrainy, ale na pewno nie Holandia. Przecież to nie Holendrzy namawiali Ukraińców do buntu przeciw Moskwie, do demokratycznego wyboru, do pozbycia się zepsutych elit. Namawiali, choć było wiadomo, że Ukrainy w UE nie chcą.
Niech piwo piją ci co go nawarzyli. Co Holandia ma do tego?
Takie egoistyczne rozumowanie jest w Unii Europejskiej coraz bardziej popularne. Polska i kilka innych krajów naszego regionu dokładnie w ten sposób myśli o wydarzeniach na południu Wspólnoty. Syria? Ogarnięty wojną, niebezpieczny i nieprzydatny kraj. Powody do zmartwień mają kraje jej najbliższe, jak Grecja i te, co nawarzyły piwa – jak Niemcy. A my? Nas to nie dotyczy.
Skoro nas nie dotyczy to, a ich nie dotyczy tamto – to czy powinniśmy trzymać się razem? Ze wszystkimi? Czy może tylko z tymi, którzy gwarantują konkretne korzyści?
Chyba tak naprawę na te pytania odpowiadali obywatele Holandii w czasie niewiążącego, mającego wyłącznie konsultacyjny charakter referendum.
Na to pytanie zadane już wprost będą niedługo odpowiadali Brytyjczycy. Projekt Europa właśnie się zamyka?