Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Elementarną zasadą kultury w normalnym państwie jest szacunek dla władzy, która jest legalna. Demonstracja pogardy należy się tylko uzurpatorom. Ale w moim państwie od dnia ogłoszenia (a potem potwierdzenia) ważności wyborów prezydenta trwa w życiu publicznym, tym relacjonowanym w mediach i tym dosłyszalnym przy różnych okazjach, zdumiewająca zasada odnoszenia się do elekta, a obecnie już głowy własnego państwa, po nazwisku, nawet bez imienia, nie mówiąc już o wymienieniu godności ani dodaniu słowa "pan". Prym wiodą ci posłowie, którzy słyną z demonstrowania zachowań tak kulturalnych, jak trzaskanie drzwiami albo sypanie wyzwiskami w transmitowanych obradach sejmowych i w publicznych dyskusjach. Dziennikarze w niczym im nie ustępują - największych gwiazd telewizyjnych i najpobożniejszych tytułów prasowych nie wyłączając. Jaka to jest lekcja obywatelska dla ogółu, mówić nie warto.
Do dziennikarskiego ABC należy z kolei precyzyjne używanie słów. I nieudawanie, że jedno słowo znaczy to, co całkiem inne. Od miesiąca jednak zasada ta odłożona została na daleką półkę (bo nie wierzę, że "pomieszana przez poplątanie"). Prezydent elekt komunikujący w odpowiedzi na pytanie dziennikarza potrzebę "przeniesienia krzyża w bardziej godne miejsce" został oskarżony o zapowiedź usunięcia krzyża. Nie pomagają żadne cytowania, prostowania, zwracanie uwagi, ba, tamta zapowiedź już chóralnie w setkach wersji przedstawiana jest jako jedyna przyczyna wszystkiego, co działo się i dziać będzie na Krakowskim Przedmieściu. Ulga, że naczelny "Tygodnika", który też tu zawinił, przynajmniej się do tego odważnie przyznał.
Innym dziennikarskim ABC jest znajomość faktów, o których się wyrokuje. Ale jeszcze dzisiaj, kiedy to piszę (niedziela Wniebowzięcia), słyszę i czytam nieprostowane argumenty o "braku uczczenia ofiar katastrofy smoleńskiej", podczas gdy w tych samych mediach zdążyły się już pojawić informacje o pomniku na Powązkach, tablicach w kaplicy pałacowej, kaplicy katyńskiej u św. Anny, katedrze polowej WP i o przygotowywanej tablicy w podziemiach wawelskich (gdzie para prezydencka spoczywa!). Informacje i dezinformacje kroczą obok siebie i nie protestuje ich nikt, nawet żadna dziennikarska instancja etyczna.
Odpowiedzialność za skutki słowa to już nie elementarz etyczny, ale w chrześcijaństwie jedna ze spraw najważniejszych. A jednak nie sposób usłyszeć przestrogi przed konsekwencjami nadużyć w stosowaniu wymiennie - w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej - słów takich jak "ofiary" i "bohaterowie" (albo "bohaterska śmierć"), "zginęli" i "polegli", "przyczyny" i "sprawcy". Nie łudzę się, że się tym przejmą politycy. Oni zresztą wiedzą, co robią. Ale czy wiedzą autorytety?