Efekt Orbána

Po kilku latach kryzysu węgierska ekonomia znowu rośnie, a Węgrzy coraz pogodniej patrzą w przyszłość. Dlaczego?

31.01.2016

Czyta się kilka minut

Viktor Orbán wizytuje nowy zakład montażu silników firmy General Motors, Szentgotthárd, wrzesień 2012 r. / Fot. Akos Stiller / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
Viktor Orbán wizytuje nowy zakład montażu silników firmy General Motors, Szentgotthárd, wrzesień 2012 r. / Fot. Akos Stiller / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Kiedy przed kilkoma miesiącami Viktor Orbán odwiedził siedzibę Komisji Europejskiej, witający go przed szpalerem fotoreporterów Jean-Claude Juncker mruknął pod nosem: „nadchodzi dyktator”. Premier Węgier nie stracił rezonu, rzucając szybko w kierunku polityka z Luksemburga: „Witaj, wielki książę”.

Takie drobne złośliwości już od kilku lat są stałym elementem relacji Bruksela–Budapeszt. Unijni urzędnicy regularnie zarzucają Orbánowi autorytarny styl rządów, ograniczanie wolności mediów czy lekceważenie wartości europejskich.

Ostatnio jednak ubył im ważki argument – nie mogą już dłużej mówić o kryzysie gospodarki nad Dunajem.

Z danych opublikowanych właśnie przez Węgierski Centralny Urząd Statystyczny (KSH) wieje bowiem optymizmem. W ciągu całego 2015 r. zanotowano wzrost średniego wynagrodzenia (o 5 proc.), produkcji przemysłowej i eksportu (o 10 proc.). Co najważniejsze, od trzech lat spada bezrobocie. Dziś wynosi 6 proc., a kiedy w 2010 r. Orbán przejmował władzę, było dwukrotnie wyższe.

Na Węgrzech, jedynym państwie Europy Środkowej, które po wstąpieniu do UE odnotowało gospodarczy spadek, zwolennicy prawicowego rządu przeżywają więc moment tryumfu. Podobnie jak sam Orbán, który od dawna zapowiadał, że zamierza zbudować „gospodarkę nieliberalną”.
 

Powrót do przeszłości
– Jeśli chce się zrozumieć gospodarczą filozofię naszego rządu, trzeba cofnąć się w czasie i spojrzeć na Austro-Węgry – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” politolog Zoltán Kiszelly. – Tak samo jak wtedy nasi pradziadkowie, Viktor Orbán dąży do kontroli nad bankowością, rynkiem ubezpieczeń, energii czy żywności. To wszystko powinno pozostać w węgierskich rękach. Nie chcemy, aby nasze pieniądze uciekały za granicę.

Kiszelly, który często przyjeżdża do Polski na zaproszenie Klubów „Gazety Polskiej” (m.in. 11 listopada brał udział w Marszu Niepodległości), nie ukrywa swoich sympatii politycznych. Chwali gospodarcze decyzje Orbána – m.in. opodatkowanie banków, wprowadzenie możliwości przewalutowania na forinty pożyczek, interwencje na rynku produkcji żywności, porozumienia z największymi pracodawcami (np. koncernami samochodowymi).

– Rząd postawił sprawę jasno, powiedział zachodnim przedsiębiorcom: podatki nie pójdą w górę, jeśli tylko zyski będziecie w większym stopniu inwestować na Węgrzech – opowiada politolog. I dodaje: – Celem Fideszu jest „patriotyczna gospodarka”.

W rozmowie co chwilę wraca temat uchodźców. Kiedy ci obozowali pod budapeszteńską stacją Keleti, Kiszelly nie poszedł tam ani razu. Ale jeden z jego studentów, z pochodzenia Afgańczyk, pracował pod dworcem jako tłumacz.

– Poprosiłem go o zapytanie ich w moim imieniu – tłumaczy politolog. I dodaje: – Wiem, że Niemcy potrzebują migrantów do prostych prac fizycznych. Tymczasem oni mówili mu, że chcieliby tam pracować tak jak w swoich krajach: prowadzić sklepy, kawiarnie... W Syrii w takich sytuacjach szybko dorabiasz się BMW; oni myśleli, że tak samo będzie w Niemczech.

– Naprawdę sądzi pan, że właściciele syryjskich kawiarń jeżdżą BMW? – pytam Kiszelly’ego.

– Na pewno mają jakieś dobre samochody.
 

Praca na ulicach
Według danych opublikowanych na początku stycznia przez instytut badania opinii publicznej Nézőpont Intézet, Węgrzy są coraz bardziej optymistyczni w odniesieniu do swojej przyszłości.
Wyniki sondażu tłumaczy „Tygodnikowi” Ágoston Mráz, prezes ośrodka: – Po pierwsze, dane makroekonomiczne są coraz lepsze. Węgrzy odczuli też skutki porozumienia, które rząd zawarł z sektorem bankowym w 2014 r. w sprawie przewalutowywania kredytów. Wcześniej zmienne oprocentowanie oraz ryzyko wysokich rat spłat dotyczyło nawet miliona Węgrów – twierdzi socjolog.

Jego zdaniem, porozumienie powiodło się m.in. za sprawą uporu rządu: po czterech latach przepychanek banki zrozumiały, że w Budapeszcie władza negocjuje twardo. Ale także rząd nauczył się, że wojna z sektorem finansowym nie leży w jego interesie.

Mráz wymienia jeszcze jeden powód lepszego samopoczucia rodaków: program tworzenia nowych miejsc pracy, polegający na zatrudnianiu, najczęściej na okres pół roku, przy pracach publicznych.
– Ci, którzy mają kłopot ze znalezieniem pracy – często mieszkańcy uboższych terenów na wschodzie i południu kraju – są po pewnym czasie zatrudniani przez państwo. Sprzątają ulice, pomagają w organizacji lokalnych imprez. To dla nich ważne, nie tylko z powodów psychologicznych – mówi prezes Nézőpont Intézet.
 

Ofensywa w Strasburgu
W minionym roku Orbánowi sprzyjała też sytuacja w samej Unii. Brukselscy politycy mogli żartować z węgierskiego „dyktatora”, ale możliwości ich wpływu na politykę Budapesztu znacznie się zmniejszyły. W czasie, gdy Grecja jedną nogą była już poza strefą euro, a w Wielkiej Brytanii rozpoczynała się dyskusja nad członkostwem tego kraju w UE, twardy kurs wobec Orbána tylko umocniłby i tak już silnych tu eurosceptyków.

– Gdy tylko zaczynano go krytykować, premier obierał strategię ofensywną: jeździł do Parlamentu Europejskiego, odpowiadał na pytania posłów, nawet gdy pytania te nie miały pokrycia w rzeczywistości – twierdzi Ágoston Mráz. – Dla Węgrów był to wyraźny sygnał: Europa nas krytykuje, choć nie ma pojęcia o naszej sytuacji.
 

Zmiany – ale czy trwałe?
Doniesienia o gospodarczych sukcesach rządu w Budapeszcie nie przekonują jednak wszystkich. András Domány, emerytowany dziennikarz Radia Węgierskiego, przyznaje: rząd Orbána odniósł pewne sukcesy gospodarcze. Jednak cyfry, dodaje, wyglądają czasem lepiej niż rzeczywistość.

– Weźmy bezrobocie. Kierowanie ludzi do czasowych prac publicznych trudno uznać za zwalczanie zjawiska. Owszem, lepiej sprzątać ulice niż być bezrobotnym. Kłopot w tym, że ludzie w takiej sytuacji są często zależni od burmistrza. Jeśli ten jest np. rasistą, Romowie nie mają szansy za zatrudnienie. To u nas duży problem – tłumaczy Domány.

Dziennikarz mówi również: – Rządowy nakaz zmniejszenia cen energii oczywiście spodoba się każdemu. Co jednak stanie się za kilka lat, gdy okaże się, że za sprawą obniżek firmy zaniedbały np. konserwację sieci przesyłowych?

Lista potencjalnych problemów jest dłuższa. Pod władzą Orbána samorządy zostały pozbawione wielu kompetencji, a co za tym idzie – dostają dziś mniej pieniędzy. Niektórzy żartują, że zaczynają dziś przypominać dawne komunistyczne rady lokalne.

Andrása Domány’ego boli też, że w ślad za zmianami w gospodarce idą też te społeczne. Jego zdaniem już nie tylko strach przed uchodźcami i migrantami, ale i uprzedzenia wobec Żydów zaczynają coraz częściej przedostawać się do medialnego mainstreamu. Widać to było zwłaszcza w ostatnich dniach, kiedy okazało się, że spore szanse na Oscara ma „Syn Szawła”, nowy węgierski film o Holokauście, który wzbudził kontrowersje w niektórych środowiskach.

– Brak mi słów na wytłumaczenie tego, co działo się w internecie, na blogach i portalach społecznościowych – opowiada dziennikarz. – Nawet na facebookowym profilu Viktora Orbána, który pogratulował twórcom zdobycia Złotego Globu, wylała się fala nienawiści. Pisano: „To film żydowski, nie węgierski”; „Dlaczego nikt nie kręci filmów o Koronie św. Stefana albo o traktacie z Trianion?”.
– Ja zaś – mówi Domány – chciałbym spytać takich ludzi: kto wam w tym przeszkadza? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2016