Dziedzictwo Kaina

Religijna prehistoria człowieka mogła wyglądać tak: u zarania dziejów nasz gatunek wziął na swoje sumienie rzeź bratniego gatunku, czego moralne i religijne skutki odczuwamy do dziś.

15.08.2015

Czyta się kilka minut

Rekonstrukcja człowieka neandertalskiego i człowieka z Cro-Magnon / Fot. S. Plailly / E. Daynes / SCIENCE PHOTO LIBRARY
Rekonstrukcja człowieka neandertalskiego i człowieka z Cro-Magnon / Fot. S. Plailly / E. Daynes / SCIENCE PHOTO LIBRARY

Rami, weź pęcherz jelenia i idź do strumienia po wodę – powiedziała matka.

Chłopiec udał, że nie słyszy. Z nudów rzucał kamieniami – od dłuższej chwili próbował trafić w rosnącą opodal sosnę.
– Rami – powtórzyła matka – idź, tylko pamiętaj: kryj się, jeśli kogoś zobaczysz!
– Kryj się, kryj się... chyba przed świstakami – mruczał chłopiec pod nosem. Po chwili odburknął: – Nie chce mi się!
– Rami, wiesz, że muszę umyć dziadka – kobieta nie dawała za wygraną.

Chłopiec wziął pęcherz i pobiegł w dół góry. Jego dziadek z trudem się poruszał – miał bezładną nogę i rękę i nie widział na jedno oko. To pamiątki po walce sprzed wielu lat, gdy próbował bronić swojej kobiety, Tai.
Matka zamyśliła się. Wiedziała, że chłopcu jest ciężko. Ma już jedenaście lat, a jego ojciec dla bezpieczeństwa grupy nie zabiera go na polowania, choć już od dawna powinien był to robić. Pięć lat temu musieli z rodziną uciekać w góry – po okolicy rozniosła się bowiem wieść, że w pobliżu osady znajdującej się w dolinie mieszka odmieniec. Ludzie z osady tolerowali ich obecność, choć dzieci często dokuczały Ramiemu. Zdarzało się, że przychodził poobijany, bo rówieśnicy rzucali w niego kamieniami, wołając: „Wiewiórka!”. Rami miał płowe włosy i niebieskie oczy. Był niewysoki i krępy. Gdy skarżył się, że ma za krótkie nogi, matka pocieszała go, że za to jest silniejszy od innych chłopców i ma dobre serce – po babce Tai.

Ona też miała płowe włosy i niebieskie oczy. Pochodziła z plemienia Krępych. Jej mężczyzna – dziadek Ramiego – należał do plemienia Smukłych. Gdy Smukli zaczęli mordować Krępych na Wielkich Równinach, Taja przestała być bezpieczna. Próbowali przedostać się przez Wysokie Góry – wśród prześladowanych rozniosła się bowiem wieść, że za tym niedostępnym pasmem znajduje się bezpieczna kraina.

Przeprawa trwała wiele tygodni. Prześladowcy deptali po piętach uciekinierom. Którejś nocy Taja cicho wstała, wpięła we włosy najbardziej odświętne zioła, a skórę natarła ochrą w sposób, w jaki jej lud dekorował ciała odchodzących w ostatnią drogę, i zaczęła schodzić z gór. Gdy po przebudzeniu dziadek Ramiego zorientował się, co Taja zrobiła, chwycił włócznię i próbował ją dogonić. Wpadł do obozowiska Smukłych w chwili, gdy oprawcy pastwili się nad jego kobietą. Ale nic nie zdążył zrobić – silny cios w głowę zwalił go z nóg. Ledwie żywego z powrotem w góry zabrali go bracia.

– Rami, muszę ci coś opowiedzieć – zagadnęła matka, gdy chłopiec wrócił z wodą. Twarz miała poważniejszą niż zwykle.

Zaczęła opowiadać o Wielkim Duchu, który dawno temu przemówił do szamana z plemienia Krępych. Szaman przekazał jego przesłanie: Duch jest ojcem wszystkich plemion i wszystkiego, co żyje; wszystkie plemiona są braćmi i powinny żyć w przyjaźni. Kobiety Krępych mogą Smukłym rodzić dzieci; tak samo kobiety Smukłych mogą rodzić dzieci Krępym. Nie wolno bez powodu zabijać nie tylko członków własnego plemienia, ale także ludzi z innych plemion, bo każdy jest dzieckiem Ducha.

– Gdy twój dziadek był w twoim wieku – mówiła matka do Ramiego – podczas wiosennych wędrówek mamutów na Wielkich Równinach wódz Abe zjednoczył plemiona Krępych i zawarł braterskie przymierze z wodzem Smukłych, Kanim. Na wiele lat zapanowała przyjaźń. Wówczas twoja babka Taja przyszła do naszego plemienia. Ale z Kanim stało się coś złego – mówiono, że zazdrościł Abemu szacunku, jakim się cieszył – i którejś wiosny na Wielkich Równinach zaczął mordować Krępych, najpierw podstępnie zabijając Abego. Wtedy nasza rodzina musiała uciekać za Wielkie Góry. Kani był tak zawzięty, że nie godził się, by grzebać zabijanych Krępych, i ich ciała rozszarpywały zwierzęta.

– Dlaczego Wielki Duch na to pozwolił? – zapytał poruszony chłopiec.
– Duch powiedział, że po śmierci czeka na nas, i że lepiej jest ginąć, niż zabijać – odpowiedziała cicho matka.

Paleolityczny grzech pierworodny

Ta fikcyjna opowieść pasuje do historii naturalnej człowieka. W plemieniu Krępych rozpoznać można człowieka neandertalskiego z jego niskim wzrostem, krępą budową ciała, wrażliwością religijną i społeczną empatią. Plemię Smukłych to archaiczny człowiek współczesny. Załóżmy, że historia ta wydarzyła się ok. 40 tys. lat temu na terenach dzisiejszej Francji. Wysokie Góry to Pireneje, a bezpieczną krainą być może stał się na jakiś czas Półwysep Iberyjski, w którego jaskiniach odnaleziono jedne z ostatnich śladów obozowisk neandertalskich.

Wiemy też, że dochodziło do krzyżowania się obu gatunków (czy jak niektórzy chcą: podgatunków) człowieka – ostatecznie potwierdziły to badania Svantego Pääbo, który w 2009 r. zsekwencjonował genom neandertalczyka. Zdaniem szwedzkiego naukowca w ludzkim genomie (z wyjątkiem mieszkańców Afryki) istnieje od 1 do 4 procent genów neandertalskich. Wcześniej paleolodzy wysuwali takie przypuszczenia na podstawie kości, które posiadały cechy obu gatunków – np. chłopiec z Lagar Velho w Portugalii, który mógłby być pierwowzorem Ramiego, gdyby nie zakończył życia w wieku ok. 5 lat i gdyby datowanie radiowęglowe nie wskazywało, że żył kilka tysięcy lat po zniknięciu neandertalczyków.

Przyznaję, że dziadek Ramiego także ma swój paleolityczny pierwowzór: był nim neandertalczyk (w opowiadaniu przedstawiony przeze mnie jako kromaniończyk związany z neandertalką), którego szkielet znaleziono w jaskini Szanidar w Iraku. Według naukowców zmarł on w wieku 40-50 lat, a więc późno jak na neandertalczyka, a na długo przed śmiercią przeżył poważny uraz lewej strony czaszki, w wyniku którego najprawdopodobniej stracił lewe oko, a prawa ręka i noga zostały sparaliżowane. Z powodu tych urazów nie mógłby dożyć swojego wieku, gdyby nie troskliwa opieka współplemieńców. To zresztą niejedyne ślady wysoko rozwiniętej społecznej empatii u neandertalczyków.
Nie jest tylko pewne, czy nasi prehistoryczni przodkowie rzeczywiście dokonali eksterminacji neandertalczyków – nie ma na to paleologicznych dowodów. Naukowcy odnotowują jednak zniknięcie neandertalczyków w krótkim czasie po pojawieniu się w Europie kromaniończyków.

Gdyby jednak do takiej rzezi na masową skalę doszło, eksterminatorzy nie troszczyliby się zapewne o pochówek mordowanych i mięsożerne zwierzęta w istocie mogłyby pozacierać większość śladów. Natomiast jest prawie pewne, że do mordów dochodziło na mniejszą skalę. Z tego, co wiemy o częstej praktyce zabijania członków innych plemion przez łowców-zbieraczy i o agresji wobec samców z innych stad wśród szympansów – najbliższego homo sapiens gatunku człowiekowatych – trudno przypuszczać, że kromaniończyk charakteryzował się szczególną łagodnością.

Zresztą współczesne przykłady można mnożyć: rzezie Tutsi dokonane przez Hutu w Rwandzie; serbskie czystki etniczne w Bośni czy w Kosowie; Holokaust. Badania ludzkiego mózgu pokazują, że obecna w naszych odruchach empatia jest dużo słabsza wobec obcych – zamiast współczucia wyzwalanego przez cudze cierpienie, może pojawić się satysfakcja (w jednym z eksperymentów u kibiców piłki nożnej zarejestrowano aktywność mózgowych rejonów odpowiadających za przyjemność na widok bólu zadawanego przez eksperymentatorów kibicom wrogiej drużyny – za Fransem de Waalem „Bonobo i ateista”).

Historia o plemiennych wodzach – Abem i Kanim – została opowiedziana w taki sposób, by można ją było odnieść nie tylko do historii naturalnej, ale także do dziejów biblijnych. W IV rozdziale Księgi Rodzaju opisane jest zabójstwo, którego dokonał Kain na bracie Ablu. Według Pisma Świętego obaj są synami pierwszych ludzi – Adama i Ewy. Ale jak zauważa się w komentarzach do tego fragmentu Biblii, epizod o Kainie i Ablu w swym pierwotnym odniesieniu dotyczy czasów, gdy rozwinięta była już kultura i istniała znaczna liczba ludzi. Są to zatem postacie symboliczne. Zresztą motyw pokłóconych braci – dobrego i złego – był dość powszechny na starożytnym Bliskim Wschodzie (przykładem opowieść o Appu i jego synach w mitologii hetyckiej). Natchniony autor IV rozdziału Księgi Rodzaju miał z czego czerpać.

Z teologicznego punktu widzenia historia zatargu braci, który zakończył się bratobójstwem, potwierdza moralne zdegradowanie się ludzkości po upadku Adama. Ale można ją odczytać bardziej uniwersalnie – jako wręcz archetyp złego postępku. Mamy czyn, którego skutkiem jest największa krzywda – pozbawienie życia; mamy wzbudzający trwogę motyw – zawiść; i mamy okoliczności, które wzmacniają zło – podeptane braterstwo.

Być może intuicja natchnionego autora Księgi Rodzaju zarejestrowała ślady obecnej w zbiorowej pamięci winy po tragicznym wydarzeniu z głębokiej przeszłości. Opis pierwszego grzechu dokonanego przez Adama i Ewę w Raju mógł być jedynie literackim rozwinięciem tej intuicji. Sam nie nadaje się bowiem do prób harmonizowania z historią naturalną człowieka. Jesteśmy potomkami Kaina – mamy geny mordercy (choć sama Biblia komplikuje ten obraz, dodając historię o Secie spłodzonym przez Adama i Ewę, jakby na pocieszenie po utracie Abla).

Nasza naturalna i religijna prehistoria mogła zatem tak wyglądać: u zarania dziejów nasz gatunek wziął na swoje sumienie rzeź bratniego gatunku. Ta eksterminacja tym różniła się od licznych następnych, że miała wyjątkowe religijne konsekwencje – zniweczyła pierwotny zamysł Boga względem człowieka. To właśnie głosi ta hipoteza: Bóg zamierzał połączyć obie ludzkie grupy, by ich potomkowie nabyli z jednej strony – wyjątkową wrażliwość na drugich, z drugiej – ciekawość świata i zdolności twórcze. Odrzucając tę drogę, kromaniończycy zadecydowali także o naszej teraźniejszości. Na tym mógł polegać „grzech pierworodny”, który, jak głoszą katolickie dogmaty, rozprzestrzenia się „przez rodzenie”, a nie „przez naśladowanie”, czyli w języku nauki: genetycznie, a nie kulturowo.

Za i przeciw

Dlaczego jednak tworzyć fantastyczną hipotezę, która na pewno wzbudzi opory?

Wymieńmy najbardziej narzucające się wątpliwości. Najprawdopodobniej neandertalczycy nie byli aniołami. To prawda, że troszczyli się o słabszych i wymagających pomocy, ale wcale nie chodziło o samarytańską postawę – przeciwnie, pomoc ograniczała się tylko do wąskiego grona najbliższych współplemieńców. Na wielu stanowiskach odkryto np. ślady kanibalizmu. Liczne neandertalskie kości są pokruszone, jak można się domyślać – by wydobyć pożywny szpik, oraz ponacinane w miejscach połączeń ze ścięgnami.

Po drugie, nie ma świadectw, by nasi najbliżsi kuzyni łączyli się w tak wielkie grupy jak my. Niektórzy – jak np. psycholog ewolucyjny Robin Dunbar – z kształtu czaszki i charakterystycznego dla neandertalczyka płaskiego czoła wnioskują, że miał słabiej rozwinięte płaty czołowe odpowiedzialne za zdolności społeczne, choć średnio jego mózg był większy od naszego. Wątpliwe zatem, że komukolwiek z neandertalczyków – choćby był ponadprzeciętnie uzdolniony – udałoby się „zjednoczyć” neandertalskie plemiona. Współplemieńcy nie zrozumieliby jego intencji. Poza tym można zapytać: co z mieszkańcami Afryki? Czy ich nie dotyka znamię Kaina, skoro nie mieli z neandertalczykami nic wspólnego?

Oczywiście można próbować mimo wszystko bronić hipotezy „paleolitycznego grzechu pierworodnego” (ani paleontologia, ani teologia nie są naukami ścisłymi), np. wskazując, że ślady kanibalizmu odnajdywane są przede wszystkim w starszych stanowiskach, a sprawa z neandertalskimi nikłymi zdolnościami społecznymi może wyglądać podobnie jak kwestionowanie jeszcze do niedawna ich zdolności mowy. Dziś większość naukowców nie wątpi, że neandertalczycy skutecznie się porozumiewali. Szkielety neandertalskie ujawniają anatomiczne korelaty mowy: względnie nisko położoną w gardle kość gnykową oraz rozszerzone kanały nerwów uczestniczących w mowie – podjęzykowego i kręgowego piersiowego. Badania genetyczne potwierdzają zaś, że neandertalczycy posiadali taką samą jak współcześni ludzie wersję genu FOXP2, który wiąże się z rozwojem mowy (nie posiadają jej natomiast szympansy).

Neandertalczycy zapewne jeszcze w niejednym nas zaskoczą. Ostatnio odkryto przedstawiające najprawdopodobniej foki malowidła naskalne w jaskiniach Cueva de Nerja w hiszpańskiej Andaluzji. Ich wiek – szacowany na ok. 43 tys. lat – wskazuje, że twórcą był neandertalczyk, gdyż kromaniończyków w tym czasie jeszcze nie było w Europie.

Między nauką a wiarą

Nie zamierzam jednak za wszelką cenę bronić pomysłu, że grzech pierworodny polegał na przypuszczalnej eksterminacji neandertalczyka dokonanej przez człowieka współczesnego. Historia o Abem i Kanim to pretekst, by pokazać głębszy problem, przed jakim staje teologia w związku z gwałtownym rozwojem nauki.

Niektórym teologom wydaje się, że mogą ignorować dane naukowe. Uważają, że teologia posiada swój specyficzny przedmiot, do którego nie sięgają współczesne nauki przyrodnicze. Jest to, powiedziałbym, humanistyczne złudzenie. Owszem, istnieją tematy specyficznie teologiczne, jak np. łaska czy odkupienie, ale nawet najbardziej specyficzne z nich nie mogą całkowicie abstrahować od rzeczywistości. Teologia jako racjonalna refleksja nad Objawieniem i doświadczeniem wiary zakłada jakiś obraz świata. Ten obraz jest ciągle uaktualniany, głównie właśnie przez wiedzę naukową. Teolog ignorujący tę wiedzę posługuje się coraz bardziej archaicznym i nieaktualnym obrazem świata. Prawdziwy dylemat nie polega zatem na pytaniu: „Uwzględniać czy ignorować dane naukowe?”. Ale na pytaniu: „Jak to robić?”.

Można próbować tworzyć alternatywny język, który, zajmując się tym samym przedmiotem (człowiekiem czy światem), nie wchodziłby w logiczną kolizję z dobrze uzasadnionymi założeniami naukowymi, a jednocześnie ujmowałby ów przedmiot z głębszej (szerszej) perspektywy niż nauki przyrodnicze. Dobrym przykładem jest teologia stworzenia, która nie schodzi na poziom fizycznego konkretu i nie utożsamia aktu stwórczego z Wielkim Wybuchem, tylko widzi w stwarzaniu stałą bytową zależność wszystkiego od Boga. Bóg nie stwarza na poziomie praw natury – jakby obok nich i wbrew nim – tylko wewnątrz praw natury, np. wewnątrz ewolucji biologicznej. To podejście sprawia, że to, co z punktu widzenia nauk przyrodniczych jawi się jako przypadek i ślepa siła, z punktu widzenia wiary jest Bożą opatrznością. Ów alternatywny język teologii wnosi istotnie nową informację o świecie, której nauki przyrodnicze nie są w stanie zidentyfikować: świat stworzony został z miłości, więc jest sensowny.

Problem w tym, że harmonizowanie alternatywnych języków – religijnego i naturalistycznego – które przynosiłoby korzyści, jest proste tylko w odniesieniu do prawd najbardziej ogólnych, takich właśnie jak prawda o stworzeniu świata. Tymczasem wiele prawd religijnych dotyczy konkretu i w ich przypadkach owa strategia łatwo prowadzi do naturalizowania wiary.

Dajmy przykład. Jak religijne twierdzenie o uwolnieniu od złego ducha zharmonizować z dobrze uzasadnionymi założeniami nauk szczegółowych? Po prostu powiemy o wyleczeniu z choroby psychicznej, likwidując tym samym coś specyficznego w przekazie religijnym. Podobnie można postąpić z dogmatem o grzechu pierworodnym (z religijnego punktu widzenia identyfikującym nabytą „przez rodzenie” skłonność do zła moralnego), widząc w nim np. kłopoty naszej kory przedczołowej z „gadzimi” odruchami, które odziedziczyliśmy po przodkach z zamierzchłej ewolucyjnej przeszłości (taką „redukcyjną” interpretację – choć wtedy jeszcze tego nie zauważałem – zaproponowałem w artykule „Pożegnanie z Adamem i Ewą”, publikowanym w „TP” nr 27/2010).

Dlatego w refleksji teologicznej pojawił się m.in. pomysł, by w grzechu pierworodnym widzieć swoisty grzech zaniechania: „odmowę uczynienia pewnego kroku, który w pewnym momencie należało uczynić i który został umożliwiony przez Boże wezwanie” (Robert Spaemann). Opowieść o Abem i Kanim jest próbą ukonkretnienia owego „zaniechania” w taki sposób, by wytłumaczyć skłonność do zła (geny kromaniończyka), wiążąc ją z konkretnym wydarzeniem z przeszłości.

Pułapki przyszłości

W zakończeniu książki „Neandertalczyk”, opisującej perypetie z sekwencjonowaniem genomu naszego plejstoceńskiego kuzyna, która pod koniec sierpnia ukaże się po polsku, Svante Pääbo wspomina kontrowersyjną propozycję biologa molekularnego z Uniwersytetu Harvarda, George’a Churcha. Po ogłoszeniu w 2009 r. przez zespół Pääba sukcesu z zsekwencjonowaniem genomu neandertalczyka, Church na łamach „New York Timesa” zaproponował, by teraz sklonować naszego wymarłego kuzyna („obecna technologia pozwala już na wskrzeszenie neandertalczyka; wystarczyłoby jakieś 30 milionów dolarów”).

Wyobraźmy to sobie: łamiąc normy moralne, odtwarzamy genom neandertalczyka; poprzez klonowanie powołujemy na świat żywego osobnika; pobieramy od niego komórki rozrodcze; następnie przy pomocy procedury in vitro łączymy je z komórkami rozrodczymi człowieka i... możemy doświadczalnie rozpocząć weryfikowanie hipotezy „paleolitycznego grzechu pierworodnego”.

Teologię, próbującą odnaleźć się wobec galopującego postępu nauk przyrodniczych, czeka przyszłość pełna pułapek. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2015