Dwujęzyczność

Europa zawsze była kłębowiskiem języków i narzeczy, ale miała też jeden wspólny uczony język - łacinę. Przez długi czas polscy poeci byli dwujęzyczni. Później tę rolę języka oświeconych spełniała francuszczyzna, po której został w polskim języku osad wielu słów i wyrażeń. Za mego pokolenia nastąpił zwrot ku angielskiemu, chociaż znajomość francuskiego nadal miała pewne znaczenie praktyczne.

16.11.2003

Czyta się kilka minut

Kiedy szukałem tłumacza mego “Zniewolonego umysłu" i wskazany mi kandydat powiedział, że zrobiłby to chętnie, ale tłumacząc tak niewłaściwą politycznie książkę byłby w środowisku literackim spalony, musiałem podyktować po francusku całą książkę, od pierwszego do ostatniego zdania, anarchiście z przekonań, André Prudhommeaux, który polskiego nie znał, ale podjął się tekst wygładzić. Następnie w Ameryce zdarzyła mi się przygoda z angielskim: mianowicie moja antologia pt: “Postwar Polish Poetry", która okazała się wielkim sukcesem, bo miała trzy wydania, w tym jedno w miękkiej okładce i w dużym nakładzie. Pierwsze wydanie ukazało się dzięki mojej przyjaźni z Tomaszem Mertonem, do którego wiadomości posłałem skrypt, nie bardzo licząc na wydanie go drukiem. Mertonowi wiersze się spodobały i posłał skrypt swoim przyjaciołom w firmie Doubleday. Książka ukazała się w tejże firmie w 1965 roku.

Zawiera ona także wiersze starszych poetów (Staff), ale przeważnie tych, którzy mieli tworzyć tzw. “polską szkołę poezji". Za najciekawsze czytelnicy uznali wiersze Aleksandra Wata, Różewicza, Białoszewskiego, Szymborskiej i Herberta. Duża liczba przekładów z Herberta oznaczała wprowadzenie jego poezji na rynek anglojęzyczny. Był też reprezentowany czterema wierszami najwierniejszy następca awangardy - Tymoteusz Karpowicz. Do kolejnych wydań włączyłem sporo wierszy Anny Świrszczyńskiej i zwiększyłem liczbę wierszy Szymborskiej. Drugie wydanie, nakładem Penguina, w miękkiej oprawie, ukazało się w 1970 r., trzecie, nakładem University of California Press, w 1983 r. Na ogół reprezentowani byli poeci krajowi, z jednym wyjątkiem - Bogdana Czaykowskiego, którego dwa wiersze zamieściłem i teraz zacytuję je w oryginale.

Kto to taki? Urodzony w 1932 r. na Wołyniu, syn leśniczego, został w wieku ośmiu lat deportowany do Związku Sowieckiego i po wielu perypetiach trafił z matką do Indii, gdzie chodził do szkoły w sierocińcu dla dzieci polskich, a następnie odbywał w Londynie studia uniwersyteckie. Piszący po polsku, ale, podobnie jak jego koledzy, zrewoltowany przeciwko tradycyjnej poezji “Wiadomości", założył w latach 60. w Londynie grupę poetycką “Kontynenty". Sytuacja tych poetów była tak trudna językowo, że jedna z poświęconych im antologii nosi tytuł “Ryby na piasku", a mimo to ich osiągnięcia stanowią istotny rys dziejów emigracji i wielka szkoda, że pozostają poza zasięgiem świadomości pokoleń dorastających w Polsce.

Sam Czaykowski, obecnie profesor literatury polskiej w Vancouver w Kanadzie, ułożył bogatą “Antologię poezji polskiej na obczyźnie" wydaną przez Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie i Spółdzielnię Wydawniczą “Czytelnik" w 2002 roku. Pisałem o niej w tej rubryce z okazji wiersza Jana Darowskiego.

Antologia “Postwar Polish Poetry" dowiodła, że przy pewnej sile przebicia przedostanie się z języka partykularnego do języka uniwersalnego jest możliwe, ale od czego zależy siła przebicia? Poezja polska, zwłaszcza lat powojennych, jest bardzo swoista i nie należało tej swoistości ukrywać - wręcz przeciwnie, należało ją uwydatnić. Cała spazmatyczna historia Polski znalazła w niej takie czy inne odbicie. Początkowo wolałem tłumaczyć innych poetów niż siebie, uważając, że moje wiersze są aż nazbyt swoiste, ale później się trochę przekonałem. Niemniej nigdy nie marzyłem o przejściu na język angielski, co było pewnie wynikiem ambicji, skoro uważałem, że moje ucho lepiej chwyta rytmy polszczyzny. Ogromny tom moich “Collected poems" jest ostatecznie przeważnie moim własnym przekładem, poprawianym głównie przez Roberta Hassa.

Dwujęzyczność nasuwa pewne pytania dotyczące przepływu pomysłów i stylów. Pobyty poetów polskich w Paryżu przed I wojną światową wystawiały ich na wpływy francuskiego symbolizmu, te jednak nie zdemoralizowały Leśmiana, który pozostał wierny swojej młodopolskiej stylistyce. Opór wobec poezji innego języka należy uznać za zaletę. Marina Cwietajewa pozostała do śmierci poetką rdzennie rosyjską, natomiast uwielbiający jej poezję Josif Brodski skłaniał się w ostatnich swoich wierszach do angielskiego, bez większego powodzenia.

Rodzimy się w określonym punkcie kuli ziemskiej i temu punktowi musimy dochować wierności, zachowując miarę w naszym dostosowaniu się do mód cudzoziemskich.

Cytowane przeze mnie wiersze Bogdana Czaykowskiego ilustrują niezgodę na przypisanie do jednej mowy wskutek określonego miejsca urodzenia. Pokazują konflikt pomiędzy przynależnością do rodziny ludzkiej z jednej strony, a poszczególnością danego języka z drugiej. Oto dylemat, nad którym nigdy nie dosyć rozmyślać.

Bunt wierszem

Urodziłem się tam.

Nie wybierałem miejsca.

Chętnie bym się urodził po prostu w trawie.

Trawy rosną wszędzie.

Nie chciałyby mnie tylko pustynie.

Lub mogłem się przecież urodzić

w kłębuszku wiatru

gdy oddychają powietrza.

Ale urodziłem się tam.

Przykuli mnie gdy jeszcze byłem dzieckiem.

A później z łańcuszkami puścili w świat.

Żelazo namagnesowane,

co wciąż mnie na biegun kierujesz,

ciężkie jesteś.

Bez ciebie mi tak lekko,

że tracę wagę siebie.

Więc noszę te łańcuszki

i potrząsam nimi jak lew grzywą.

A ludzie stamtąd krzyczą:

Wróć.

Wołają: cip cip cip.

Proso z kąkolem na wiatr.

Pies do budy.

Ja jestem poeta (trzeba się nazwać).

Język moim łańcuchem.

Słowa obrożą moją.

Urodziłem się tam.

(Chętnie bym się urodził po prostu w trawie).

Londyn, 1955-56

Modlitwa

rzuć mnie w obłok panie

lecz nie czyń mnie kroplą deszczu

nie chcę wracać na ziemię

rzuć mnie w kwiat panie

lecz nie czyń mnie pszczołą

umarłbym od nadmiaru pracowitej słodyczy

rzuć mnie w jezioro

lecz nie czyń mnie rybą panie

nie potrafię być zimnokrwisty

rzuć mnie w las

jak szyszkę w trawę

niech mnie nie znajdą rude wiewiórki

rzuć mnie w spokojny kształt kamienia

lecz nie na bruk londyńskiej ulicy

panie gryzę zębami mury tego obcego miasta

co mnie obracasz na ogniu

wyrwij mnie z płomieni

i ułóż na cichym obłoku

1954

"Antologia poezji polskiej na obczyźnie 1939-1999", wyboru dokonał, opracował i napisał przedmowę Bogdan Czaykowski, Warszawa 2002.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003