Dwie opowieści

„Damę z gronostajem” – zgodnie z nieznośną manierą – umieszczono w ciemnym pomieszczeniu. Punktowe oświetlenie wydobyło wszystkie niedostatki, będące wynikiem nieudolnej konserwacji za czasów Czartoryskich.

13.01.2020

Czyta się kilka minut

Obraz Leonarda da Vinci „Dama z gronostajem” powrócił do wyremontowanego budynku muzeum, Kraków, 19 grudnia 2019 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Obraz Leonarda da Vinci „Dama z gronostajem” powrócił do wyremontowanego budynku muzeum, Kraków, 19 grudnia 2019 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Na ponowne udostępnienie zbiorów Muzeum Książąt Czartoryskich trzeba było czekać dziesięć lat. W tym czasie doszło też do istotnej zmiany – w 2016 r. kolekcja została zakupiona przez państwo, a samo muzeum stało się częścią Muzeum Narodowego w Krakowie.

Pytania o sensowność ówczesnej decyzji wróciły przy okazji ponownego otwarcia muzeum w grudniu. I nadal zapewne będą stawiane, bo powody, jakie wówczas podawano, w tym opowieści o groźbie wywiezienia z Polski „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci, należały bardziej do sfery fikcji niż rzeczywistości. Sposób przeprowadzania transakcji i negocjacje, które do niej doprowadziły, mogły budzić wątpliwości.

Dalsze losy środków uzyskanych z tej transakcji i samej Fundacji Czartoryskich będą jedynie mnożyły wątpliwości (sąd przed kilkoma dniami odmówił zgody na likwidację Fundacji). Pamiętając o tym wszystkim, warto podkreślić, że sto milionów euro to dobrze wydane środki. Zakupiono nie tylko obrazy Leonarda i Rembrandta, lecz znacznie większy zbiór: łącznie 86 tys. obiektów, w tym ponad 590 obrazów, rzeźby, grafiki i rysunki, rzemiosło artystyczne, broń, numizmaty oraz liczącą 250 tys. woluminów bibliotekę, z niezwykle cennymi rękopisami.

Co więcej, z funkcjonowaniem Muzeum po 1991 r. (kiedy to zbiory trafiły do Fundacji Czartoryskich) były nieustannie kłopoty. Trwały – nagłaśniane medialnie – spory dotyczące ­wypożyczeń zagranicznych „Damy z gronostajem”. Jednak nie one były najważniejszym problemem, lecz brak koncepcji na funkcjonowanie samego Muzeum, które tkwiło w kształcie nadanym jeszcze w czasach PRL-u. Do tego doszły kłopoty z rozpoczętym w 2010 r. remontem samego gmachu. W tej sytuacji odkupienie kolekcji przez państwo dawało szanse na jej lepsze publiczne funkcjonowanie, dostępność do zbiorów, ich konserwację i prowadzenie poważnych badań. To były ważne i realne powody, chociaż mniej spektakularne, dla których należało wydać publiczne środki. Zakupowi powinno towarzyszyć też przekonujące wyjaśnienie, czym ma być to muzeum, jakie funkcje pełnić, i w jakim kształcie po remoncie będzie ono funkcjonować.

Przyzwoita przestrzeń muzealna

Dziś już są odpowiedzi przynajmniej na część tych pytań. Historyczny gmach przeszedł gruntowny remont (za projekt przebudowy odpowiadało Biuro Projektów Lewicki Łatak). Jego dziedziniec został przykryty szklanym dachem, a drugie piętro połączono przeszkloną kładką. Wygospodarowano dodatkową przestrzeń na ekspozycję i pomieszczenia biurowe.

Wszystkie te zmiany w historycznych materiach gmachu są w gruncie rzeczy zachowawcze. Podobnie jak sama aranżacja wystawy, przygotowana przez biuro projektowe Art FM, które zaprojektowało m.in. quasi-historyczne gabloty wystawiennicze, mające nawiązywać do dawnych, do tej pory częściowo zachowanych witryn z historycznej ekspozycji muzeum.

W wyniku przebudowy powstała przyzwoita przestrzeń muzealna, z infrastrukturą dostosowaną do współczesnych wymagań i oczekiwań zwiedzających, chociaż zaskakujące jest np. użycie tandetnych, udających marmur płycin jako części postumentów czy okładzin ścian. Nie tego typu rozwiązań można by oczekiwać w jednym z najważniejszych miejsc w Polsce. W ogóle trudno porównywać jakość jego architektury z podobnymi interwencjami w historyczną zabudowę: nie tylko z przebudową przez Tadao Andō weneckiej Punta della Dogana na wystawy kolekcji François Pinaulta, ale też historycznych zabudowań browaru w Susch przekształconych przez Chaspera Schmidlina i Lukasa Voellmy’ego na założone przez Grażynę Kulczyk w tej szwajcarskiej wiosce muzeum. W Krakowie dominuje przeciętna poprawność.

Jednak najważniejszym wyzwaniem było nadanie nowego kształtu stałej ekspozycji. Na Muzeum Czartoryskich zasadniczo składają się trzy historyczne kolekcje: Świątyni Sybilli, Domu Gotyckiego i księcia Władysława Czartoryskiego. Po przeniesieniu zbiorów do Krakowa w 1876 r. były one uzupełniane, m.in. nabyto cenną „Św. Katarzynę” Hansa von Kulmbacha. Wreszcie w okresie powojennym ekspozycję uzupełniono o dzieła, które były własnością Muzeum Narodowego, dopełniające zbiory, ale zacierające ich historyczny kształt.

Przygotowując nową ekspozycję zachowano integralność kolekcji, w której znalazły się też odzyskane w 1991 r. obiekty będące prywatną własnością Czartoryskich, znajdujące się wcześniej m.in. w ich krakowskiej rezydencji. Zrezygnowano z jej dopełnienia o dzieła z innych zbiorów, ale nie zdecydowano się na wyodrębnienie ich historycznych części, a takie pomysły jeszcze nie tak dawno przedstawiono. Przyjęto rozwiązanie pośrednie. Nawiązano do najstarszej, puławskiej tradycji muzeum historyczno-patriotycznego oraz do pierwszej stałej ekspozycji po przeniesieniu zbiorów do Krakowa, w której – według koncepcji księcia Władysława Czartoryskiego i ówczesnego dyrektora muzeum Mariana Sokołowskiego – uporządkowano całość zbiorów według klucza artystyczno-systemowego. A nawet – jak podkreślał Andrzej Betlej, do końca 2019 r. dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, w nowej ekspozycji odwołano się „do sentymentów odbiorców, którzy pamiętają jego dawną twarz”.

Dwie opowieści

W efekcie powstała wystawa zorganizowana według dwóch kluczy. Pierwsze piętro zostało podporządkowane opowieści historycznej. Ekspozycję otwierają sale poświęcone Czartoryskim. Następne przedstawiają dzieje Polski od czasów Jagiellonów aż po schyłek I Rzeczypospolitej. W tej opowieści udało się dobrze wykorzystać obiekty zgromadzone od czasów księżnej Izabeli Czartoryskiej – obrazy, miniatury, rzeźby, broń, rzemiosło artystyczne. Wiele z nich to dzieła najwyższej klasy, ale też wiele z nich ma dużą wartość historyczną lub sentymentalną. Były związane (albo kiedyś tak sądzono) z polskimi władcami, wybitnymi politykami, wojskowymi, jak przedmioty wyjęte z grobu Stefana Batorego, tzw. tarcza wróżebna Jana III Sobieskiego i trofea spod Wiednia czy pamiątki z porwania Stanisława Augusta przez konfederatów barskich.

W efekcie powstała opowieść wielowątkowa, w której znalazło się miejsce na wiele nurtów politycznych, postaci i postaw, co jest zgodne z intencją założycielki tych zbiorów. Wystawę dopełniają sale poświęcone sztuce sakralnej, co już jest wątpliwym pomysłem, bo przecież wiara i rytuały były stałym doświadczeniem mieszkańców I RP, a obiekty z nimi związane są obecne w innych częściach wystawy.

Drugie piętro urządzono zaś według klucza artystycznego. Oglądamy sale poświęcone sztuce włoskiego średniowiecza i renesansu czy Europy Północnej XV-XVII wieku. Odrębne pomieszczenie poświęcono „Damie z gronostajem”. Twórcy nowej ekspozycji chcieli odejść od modelu muzeum jednego dzieła, lecz stało się ono jego głównym punktem. Co ciekawe, chociaż autor „Mona Lisy” fascynował wielu współczesnych księżnej Czartoryskiej, o czym przypomina trwająca właśnie w wilanowskim pałacu wystawa „­Leonardiana w kolekcjach polskich”, to ona sama znacznie wyżej ceniła inny obraz ze swej kolekcji – zaginiony podczas drugiej wojny „Portret młodzieńca” Rafaela.

Co więcej, „Damę z gronostajem” – zgodnie z nieznośną manierą – umieszczono w ciemnym pomieszczeniu, a punktowe oświetlenie ma podkreślać wyjątkowość tego obrazu. Jednak paradoksalnie wydobyło wszystkie jego niedostatki, będące przede wszystkim wynikiem nieudolnej konserwacji, gdy znalazł się on w rękach Czartoryskich. To „deska pociągnięta czarną farbą w sposób, w jaki lakiernik pociąga mebel” – pisał o „konserwacji” obrazu wybitny historyk sztuki Marek Rostworowski.

Nie jest to jedyny problem. Przegląd sztuki europejskiej, dzieł wybitnych, jak obrazy tzw. prymitywów włoskich czy arcydzieło Rembrandta „Pejzaż z miłosiernym Samarytaninem”, ale też przeciętnych, wtórnych (nie wszystkie nabytki Czartoryskich były trafione), kończy się... Salą Polską, w której prezentowane są przede wszystkim obiekty z puławskiej Świątyni Sybilli. Są tu portrety władców i wielkich dowódców, dawne chorągwie wojskowe oraz szczątki wydobyte z królewskich – i nie tylko – grobów. W tej sali, niczym w kapsule czasu, zgromadzono całe polskie imaginarium. Jednak dla zwiedzającego ten powrót do naszych dziejów po amfiladzie sal poświęconych sztuce europejskiej może być zaskakujący, a nawet niezrozumiały. Nic bowiem nie łączy tych dwóch narracji (Sala Polska jest natomiast doskonałym dopowiedzeniem opowieści o I Rzeczypospolitej, której zostało poświęcone pierwsze piętro muzeum).

Muzeum niedokończone

Twórcy nowej ekspozycji szczęśliwie nie ulegli modzie na multimedia, których obecność w polskim muzealnictwie z nieznanych powodów została uznana za dowód nowoczesności. Jednak w niechęci do objaśniania posunięto się zbyt daleko – w całej ekspozycji poza podpisami pod obiektami niemalże nie ma tekstów. To powoduje, że wiele fragmentów wystawy dla większości zwiedzających, nie tylko obcokrajowców, pozostaje słabo zrozumiałych (nie wystarczy sięgnięcie do ­audioprzewodników).

Po remoncie znalazło się w muzeum miejsce na prezentację sztuki Dalekiego Wschodu oraz na czasowe pokazy wybranych obiektów z cennych zbiorów bibliotecznych oraz kolekcji grafik i rysunków (na początek można zobaczyć prace związanego z Czartoryskimi Jana Piotra Norblina). W przyszłym roku zostanie otwarta Galeria Sztuki Starożytnej i sala wystaw czasowych. W planach jest wreszcie przygotowanie ekspozycji poświęconej historii kolekcji, zwłaszcza jej etapowi puławskiemu. To być może przywróci proporcje, bo księżna Izabela Czartoryska nie swojej rodzinie pomnik tworzyła (chociaż ród Czartoryskich w jej kolekcji miał swoje miejsce). Na ostateczny kształt muzeum musimy zatem poczekać.

Polska osobna

Oglądamy dwie odrębne opowieści: o dziejach Polski i sztuce europejskiej. Ten kontrast dodatkowo został wzmocniony przez pominięcie w drugiej części ekspozycji większości dzieł związanych z europejską historią. W Domku Gotyckim obok obrazów Rafaela, Leonarda da Vinci i Rembrandta znalazły się relikwie Laury i Petrarki, krzesło Wiliama Szekspira, pamiątki po Janie Jakubie Rousseau, George’u Washingtonie i Napoleonie. A w jego zewnętrzne ściany wmurowano m.in. szczątki z niszczonego w tym czasie Wawelu, w tym słynne głowy z Sali Poselskiej i antyczne lapidaria przywiezione przez syna Izabeli Adama Jerzego z Rzymu.

Dla Izabeli Czartoryskiej obie perspektywy – polska i europejska, a także historii i sztuki – były ze sobą nierozerwalnie złączone. Co więcej, niezbędne dla rozumienia własnej przeszłości. A ona, jak przypominał napis zamieszczony w Świątyni Sybilli, przyszłości ma służyć. I sposób, w jaki o tej przeszłości opowiadamy, ma dla przyszłych pokoleń podstawowe znaczenie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2020