Duch. Ciało. Miłość

Jedni sądzą, że nie ma nic, gaśnie światło, nastaje cisza. Inni, że są doskonale nieruchome idee imyśl je kontemplująca. Jeszcze inni próbują nie myśleć, bo wzbudza to wnich trudny do opanowania lęk. Większość liczy, że spotka bliskich, awięc że prawie nic się nie zmieni. Co się zmieni po śmierci?.

30.10.2007

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA /
Fot. GRAŻYNA MAKARA /

Kilka lat temu w dniu Wszystkich Świętych uczestniczyłem we Mszy odprawianej na cmentarzu w dużym polskim mieście. W homilii jeden z kardynałów mówił o nieśmiertelności duszy i o tym, jak powinniśmy żyć, by trafiła do nieba. Zacząłem się zastanawiać, czym jest dusza. Lepszą cząstką mnie? Świadomością, bez której nie mogę być sobą i być w pełni obecny dla innych? Do nieba, to znaczy gdzie? Czy niebo to jedynie wyraz pragnienia przetrwania i odnalezienia się w rzeczywistości bez skazy? Czy więź z naszymi bliskimi, którzy odeszli, także przetrwa?

Kardynał nie mówił nic o ciele. W pewnym sensie to zrozumiałe: ciało po śmierci zamienia się w proch, przestaje istnieć - dobrze o tym wiemy. Czy jednak potrafimy istnieć bez ciała?

W refleksji o życiu po śmierci nie ma ekspertów. Są tylko myśli, pragnienia, przede wszystkim pytania. Pozbierałem kilka, ułożyły się wokół trzech tropów.

Trop pierwszy: ciało

Intrygujące, że nie potrafimy wyobrazić sobie własnej śmierci. To znaczy, potrafimy: otwarta trumna, moje ciało, oczy zamknięte, bliscy pogrążeni w żałobie. Ale tak naprawdę to nie ja tam leżę, lecz ktoś, kto jedynie wygląda jak ja. Ja przecież jestem obserwatorem. Nie potrafimy wejść myślą w śmierć, uświadomić sobie, uchwycić prawdziwej nicości. Świadomość, dopóki trwa, nie jest w stanie siebie uśmiercić. Czy nie o podobnej intuicji pisał Jacques Maritain, konstruując "szóstą drogę" do Boga? "Tu, gdzie ja teraz jestem - w akcie pojmowania i świadomości mojej myśli - kiedyś nie było nic? To niemożliwe; to nie jest możliwe, aby w jakimś momencie ten, kto teraz myśli, nie istniał wcale, był nicością. Jakże ta nicość mogła narodzić się do istnienia?". Ale czy to dowód na nieśmiertelność?

Świadomość nie potrafi się sama myślowo unicestwić, wystarczy jednak, że zmorzy nas sen, a szybko ją tracimy. Na zewnątrz jest krucha i zdawać by się mogło - całkowicie zależna od tego, co cielesne. Człowiek to także ciało. "Mgła, kropla wody wystarczą, aby go zabić" (Pascal). Nauka odziera nas ze złudzeń: umiera mózg - gaśnie świadomość. Bezpowrotnie? Nawet to, co po nas zostanie - dzieci, wspomnienia, pamiątki - czeka ten sam los. Za pięć miliardów lat na Ziemi nie będzie nic prócz ognistego oceanu lawy. Prawda: okres niewyobrażalnie długi, ale jednak skończony. Choćby ludzkość wraz z jej kulturą przetrwała w innych zakątkach wszechświata, będzie to tylko odroczenie wyroku. W tym wszechświecie, rządzonym tymi prawami, wieczność nie jest możliwa. Gdzie zatem będą obiecane "nowe niebo i nowa ziemia"?

Nie miejsce tu, by wchodzić w subtelności, ale też i trudności tradycyjnej nauki chrześcijańskiej o człowieku złożonym z nieśmiertelnej duszy i śmiertelnego ciała. Zbyt łatwo to nauczanie na przestrzeni wieków ulegało urokowi platonizmu traktującego ciało jako więzienie dla duszy. Plotyn w III w. pisał przeciwko chrześcijanom: "Przebudzenie to »powstanie z ciała«, a nie »powstanie z ciałem«! »Powstanie z ciałem« jest tylko jakby przejściem z jednego snu do drugiego, niby z łoża do łoża, podczas gdy tamto prawdziwe jest powstaniem z ciał w ogóle". Pod wpływem siły tej wizji często zapominano o przestrodze św. Pawła: "Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara". Genezą chrześcijaństwa i źródłem jego tajemniczej atrakcyjności jest wydarzenie Zmartwychwstania - fakt, że Jezus po śmierci ukazał się uczniom, rozmawiał z nimi, łamał chleb, jadł rybę, wskazywał na swoje rany. Nie był duchem!

Poza tym dzisiaj ten tradycyjny język przestał do nas przemawiać. Dlatego odwołam się do porównania, do którego chętnie współcześnie sięgamy: nieśmiertelna dusza przypomina oprogramowanie, śmiertelne ciało - komputer. Analogia, gdyby spojrzeć na wiarę i determinację naukowców poszukujących sztucznej inteligencji, jest mocniejsza niż się wydaje. Elektroniczny sprzęt się psuje, ma swoją żywotność. Oprogramowanie, jako dzieło ludzkiego umysłu, przynależy do Popperowskiego trzeciego świata wiedzy obiektywnej (pierwszym jest świat stanów fizycznych, drugim - świat subiektywnych stanów psychicznych), w tym sensie nie podlega czasowi, jest wieczne. Oprogramowanie "istnieje", ale bez sprzętu nie "działa". Podobnie dusza jest nieśmiertelna, ale sama w sobie nie "żyje" - potrzebuje ciała. "Niewcielone" oprogramowanie, choć "wieczne", nie ma sensu. Podobnie dusza bez ciała.

Platonizm polegał na pragnieniu uwolnienia "oprogramowania" od psującego się "komputera". Przypominał podejście programisty piszącego programy dla nich samych. Chrześcijaństwo zaproponowało wiarę w inną "konfigurację sprzętu", która czyniłaby sam komputer "wiecznotrwałym". Co o tej nowej konfiguracji możemy powiedzieć?

Pytany o to św. Paweł zasłania się poezją: "Zasiewa się zniszczalne - powstaje niezniszczalne; sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje ciało duchowe". Mamy przeczucie, że albo dusza jako forma ciała musiałaby mieć szersze kompetencje, sięgające w samą naturę materii, albo ciało musiałoby być rządzone innymi prawami. Jezus po zmartwychwstaniu nie tylko rozmawiał, jadł, był widzialny, ale także pojawiał się i nagle znikał, przechodził przez zamknięte drzwi, był rozpoznawalny bardziej po słowach i gestach niż po wyglądzie zewnętrznym. Tak czy inaczej, był Kimś z innego świata.

Nasza wyobraźnia nie jest jednak zupełnie pozbawiona racjonalnego wsparcia. W XX-wiecznej filozofii analitycznej karierę zrobiło pojęcie "świata możliwego". Świat możliwy "istnieje" równolegle do świata rzeczywistego, ale rządzi się innymi prawami: to, co w nim jest możliwe, w naszym świecie może być niemożliwe. Nie jest fanaberią filozofów, stanowi dogodne narzędzie w rozwiązywaniu problemów logicznych i semantycznych. Ma więc racjonalne uzasadnienie. Problem w tym, że na terenie semantyki między światem realnym a światem możliwym istnieje nieprzekraczalna granica.

Trop drugi: duch

Mój sceptycyzm w kwestii możliwości przekraczania tej granicy (możliwości cudów) uległ zachwianiu, gdy surfując po internecie, natrafiłem na współczesne zdjęcie ciała Bernadetty Soubirous z Lourdes. W szklanym sarkofagu w klasztornym kościele w Nevers we Francji leży cudowna dziewczyna. Wygląda tak, jakby przed chwilą zasnęła - ma rumieńce na policzkach. Tymczasem zmarła w 1879 r. na gruźlicę kości, jej ciało gniło od środka już za życia. Podczas procesów beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego doczesne ciało Bernadetty było trzykrotnie ekshumowane i przenoszone z miejsca na miejsce. Zawsze stwierdzano brak rozkładu. Tego nie da się naukowo wyjaśnić.

Zacząłem szukać racji gdzie indziej. Żyjąca w skrajnym ubóstwie analfabetka, zaniedbywana przez rodziców, w tym ojca alkoholika, wiele wycierpiała, m.in. z powodu objawień. Podczas badania ich prawdziwości cynizm prałatów rozbijał się o dziwnie mądrą prostotę tej nastoletniej dziewczyny. Na złośliwą uwagę, że Maryja w niebie powinna mówić po hebrajsku czy po łacinie, a nie w miejscowym dialekcie, odpowiedziała: "Jeśli Bóg nie zna naszej mowy, jak my możemy Go zrozumieć?". Inny duchowny natarczywie domagał się, by go przekonała, że naprawdę widziała Świętą Dziewicę, a wtedy uwierzy. "Ależ Ona nie kazała mi w siebie wierzyć" - usłyszał w odpowiedzi. Autentyzm, odwaga, wewnętrzne piękno - nie dziwię się, że Pan Bóg ją polubił.

Intuicja, że siła ducha ludzkiego ma wpływ na ciało, jest, jak mi się wydaje, dość powszechna. Każdy zna osoby szlachetne, których wewnętrzna moc i piękno promieniują na zewnątrz i przy okazji jakby "przemieniają" ciało. Przy nich nie lękamy się o sens życia i pośmiertny los człowieka. Ich śmierć zwykle nie jest przygnębiającym doświadczeniem. Dla wielu kimś takim był Jan Paweł II. Odruchowo sądzimy, że dobro i piękno nie ginie. Ta wiara znalazła swój ważny teologiczny wyraz w dogmacie o wniebowzięciu Maryi.

Jak można to głębiej wyjaśnić?

Prawość dotyka istoty człowieczeństwa. Zwykle nie myślimy o tym, bo nie trafia się to nam często, ale w niektórych sytuacjach w życiu docieramy do granicy, której nie wolno nam przekroczyć. Wiemy o tym dobrze i wiemy także, że często za taki wybór przychodzi płacić wysoką cenę. To sytuacja par excellence moralna. Owe niezwykłe, charakterystyczne tylko dla człowieka doświadczenie Sokratesowi udało się zawrzeć w zwięzłej formule: lepiej być ofiarą niż oprawcą. Nawet za cenę życia! "Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?". Co znaczy tu "lepiej"? Dlaczego lepiej? Jest w tym słowie jakaś obietnica.

Trop trzeci: miłość

Kochając i doświadczając miłości, jesteśmy jakby u siebie. Nic więcej nie jest potrzebne. Mamy poczucie, że wszystko inne służy albo powinno służyć miłości. Św. Bernard ujął to tak: "Miłość sama przez się wystarcza; w sobie samej i ze względu na siebie znajduje upodobanie. Ona stanowi zasługę, ona też jest nagrodą dla siebie. Poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani korzyści. Jej korzyścią jest miłowanie. Miłuję dlatego, bo miłuję, miłuję po to, by miłować". Miłość nie myśli o śmierci, jest jakby dotknięciem wieczności. Dzięki niej dochodzimy do miejsca, z którego nie potrzeba już nigdzie wyruszać. Ale miłość jest też krucha - czasem wydaje się, że umiera szybciej niż ciało. Boleśnie doświadcza także wszelkiej rozłąki. Czy to jest kruchość miłości, czy naszego jej przeżywania?

Zwyczajna historia. Niedoskonałe małżeństwo - jak każde. Bardziej on niż ona nie zdaje sobie z tego sprawy (jak prawie każdy mężczyzna). Dzieci widzą to wyraźniej, bo doświadczają na własnej skórze. Ona zaczyna umierać. On się zmienia - staje się jak nigdy troskliwy i czuły. Przychodzi koniec. Od trzech lat codziennie jest na cmentarzu, rozmawia. Te wizyty są punktem odniesienia porządkującym jego obecne życie. Złudzenie? Miłość? Gabriel Marcel zauważył, że kochać znaczy powiedzieć: ty nie umrzesz. Słowa te, często cytowane, stały się niemal banałem. Dlatego nie będę ich rozwijał. Poczynię tylko dwie uwagi.

Najbardziej wyraźnym skutkiem grzechu pierworodnego wcale nie jest doświadczenie nieradzenia sobie z sobą - wewnętrznego rozbicia; ani nawet nie to doświadczenie, które wzbudza grozę: łatwość czynienia zła ("Nie czynię tego, co chcę, lecz to, czego nienawidzę", św. Paweł). I dysharmonia, i zło mogą przecież być na stałe wpisane w naturę świata. Najbardziej namacalnym świadectwem istnienia grzechu pierworodnego jest ta dziwna ślepota, którą może uleczyć tylko cierpienie: jeśli życie na tej ziemi jest zbyt beztroskie, stajemy się dla innych nieobecni. Uświadomienie sobie tego rodzi sprzeciw: cierpienie nie powinno mieć żadnej pozytywnej, a tym bardziej leczniczej mocy, bo samo jest czymś złym i chorym. Gorzkie, czasem trujące lekarstwo. Ale ten wewnętrzny bunt jest oznaką zdrowia - świadomością, że tak nie powinno być, nie powinniśmy od cierpienia niczego dobrego się spodziewać, choć w naszej kondycji musimy. "Prawdziwe życie jest nieobecne... jest gdzie indziej" (Lévinas). Czyżby anamneza utraconego raju?

Druga refleksja przenosi na Golgotę, nie jest więc oderwana od pierwszej. Okrutna śmierć. Pisarze chrześcijańscy zrobili niemal wszystko, by jej dodać majestatu. Umiera sam Bóg za nasze grzechy - wstrząsająca, ale odległa ofiara. Bliższe jest już cierpienie Matki i Ucznia. Nie ogarnia go jednak całkowita ciemność. Umiera Sprawiedliwy, a więc sens zostaje zachowany - nie ginie wraz z Ciałem. Zresztą za kilkadziesiąt godzin okaże się, że i Ciało zmartwychwstanie. Prawdziwa ciemność jest gdzieś z boku, niewidoczna na kartach Nowego Testamentu. Jest w sercu matki złego Łotra. Ewangelia, Dobra Nowina, będzie do końca dobra, gdy zdoła także ją rozświetlić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2007