Drzewa do wymiany

Wycinka świerka w Beskidzie Żywieckim jest prowadzona na olbrzymią skalę. Zamiast planowych 78 tysięcy drzew, leśnicy musieli usunąć ponad 200 tys. w 2006 roku. W kolejnym roku piła dosięgła już 300 tysięcy świerków. To cena za błędy sprzed 150 lat.

25.11.2008

Czyta się kilka minut

Nadleśnictwo Wisła. Budynek stoi tu od ponad stu lat. - Spadek po babce Austrii - śmieje się inż. Andrzej Klimek, leśniczy. Gęsta kręcona broda, kościste dłonie mocno trzymają kierownicę. Terenówka pnie się beskidzkimi serpentynami. Po lewej zalew w Czarnym, po prawej, nieco ku górze, mur odrestaurowanego Zameczku. Jeszcze kilka miesięcy temu dawna rezydencja Mościckiego kryła się za gęstym lasem. Teraz kłuje w oczy.

Za ogrodzeniem ekipa w pomarańczowych kamizelkach. - Wynajęli prywatną firmę do wycinki drzew i wywózki - rzuca Klimek. Droga na Stecówkę od Czarnego zalana asfaltem. Na szczycie niby nic się nie zmieniło. Drewniane Sanktuarium z Matką Bożą Fatimską, schronisko i gościnne gospodarstwo Kukuczków. Niby, ale prześwit jakby większy, wiatr smaga mocniej. Jeszcze w ubiegłym roku miejscowi wygrażali tu pod adresem leśnictwa, na ucho turystom: - Rabują nam lasy! Ino patrzyć, jak nas tu zdmuchnie!

Jeden turysta nawet na policję zgłaszał, że wycinka nielegalna. Inni zgubili się w lesie, bo nagle szlak zniknął. Awanturowali się w nadleśnictwie. Klimek: - Zmobilizowaliśmy miejscowych proboszczów, mają posłuch, niech z ambon wytłumaczą, że my las ratujemy.

I księża tłumaczyli, rozdawali ulotki. Górale nabrali zaufania, a całkiem uspokoiło się, jak nadleśnictwo zaproponowało im pracę. - Sezonową - tłumaczy Klimek - bo nie wyrabialiśmy z korowaniem drzew. Mobilizacja była natychmiastowa. Kto chciał, dostawał coś w rodzaju łopaty i strącał korę ze ściętego świerka. Trochę to wysiłku, ale zysk całkiem niezły.

Protestowali też ekolodzy. Że rabunek i zbrodnia dla klimatu. Teraz tną z leśnikami, bo nie ma wyjścia. Fundacja Ekologiczna Arka włączyła się na dużą skalę. Zmobilizowali gimnazjalistów z Bielska-Białej. Posadzili siedem tysięcy drzew na Skrzycznem w Szczyrku. W kampanii "Ratujmy Beskidzkie Lasy" w ubiegłym roku pomagali artyści Paweł i Łukasz z Golec uOrkiestra, Piotr Skuch z Kabaretu Długi. Zaangażowało się też kilku polityków, nawet sam marszałek Komorowski.

Przerwać cykl rozwoju

19 listopada 2004 roku. Wtedy zaczęło się na dobre. - Wiatr hulał cały dzień - opowiada Klimek. - Jak przyszła noc, tak zawyło, że wyrwało cały ten las.

Zatacza ręką elipsę wzdłuż szerokiego prześwitu. Klimek, inżynier nadzoru, w leśnictwie pracuje od ponad 20 lat. Takiego pogromu natury przedtem nie widział. 123 hektary powywracanych pni, wystające korzenie. Góra wyłysiała zupełnie, bo wiatrołom dziurę na wylot wybił. Jesienią ekipy porządkowe sprzątały. Nie zdążyli. Metrowa pokrywa śniegu zablokowała akcję. Trzeba było czekać do wiosny. Zanim wkroczyli na pogorzelisko leśnicy, kornik już tu był. Masowo się mnożył. Klimek: - Nie oznacza to, że nie mieliśmy do czynienia z nim wcześniej, ale wtedy po listopadowej nocy przyroda na dobre się zbuntowała. Wobec czego? Klimek: - Wobec planów człowieka. Ponad 150 lat temu rządzili tu Austriacy. Na siłę posiali świerki. Dawały najwyższą produkcję z hektara. Rosły w imponującym tempie. Kwitł obrót drewnem - kupowały huty, kopalnie, producenci mebli i instrumentów.

Sięgające chmur, proste, godne drzewa zmieniły całkowicie beskidzki krajobraz. Region przyciągał turystów. Baranią Górę, Babią Górę przekształcono w rezerwaty. U podnóża gór rozwinęła się 4,5-milionowa aglomeracja. Jak mówią wiślańscy leśnicy, Habsburgowie nieźle to sobie wymyślili: świerk sam się sieje. Jak po zimie stopnieje pokrywa śniegu, na wiosnę wszędzie pełno szczotek, jakby zbożem wysiało. W latach 80. zajmował 90 proc. powierzchni gór. Teraz habsburski świerk to staruszek, w dodatku pod obstrzałem kornika, i to w najgroźniejszej postaci - drukarza. Czarny owad wielkości główki od zapałki potrafi w ciągu sezonu wyprowadzić kilka generacji. Nie straszna mu zima, chowa się pod korą lub w glebie. Ale nie znosi wilgoci. Susza sprzed dwóch lat była dla niego rajem. W błyskawicznym tempie drukarz atakował kolejne drzewa.

Klimek: - Samiec nadlatuje i wygryza od razu komorę godową w kształcie widełek. Ma z reguły trzy samice, które składają jaja w tzw. chodniku macierzystym. Wylęgają się larwy i gryzą łyko. Rosną do przepoczwarzenia. Z jednego świerka wylatuje ich tyle, że 20 drzew w najbliższym kręgu zaraża. W tym trudność, by przerwać cykl rozwoju.

Nabierają się i giną

Wjeżdżając do Ustronia, świerka próżno szukać. W oczy rzuca się nowa gama barw. Jesienią przeważa pastel, odcienie czerwieni, brązu, żółci. Tak wyglądają lasy bukowe z udziałem jodły, jawora i już tylko domieszki świerka. Kilka kilometrów dalej wiślańskie szczyty straszą pustkami.

Ginie las sprzed okien domów. Mieszkańcy kilku gospodarstw, gdzie właśnie wycięto cały pagórek drzew, muszą przyzwyczaić się do zmian. Do niedawna spoglądali tylko na zalesioną Pietraszonkę. Od kilku miesięcy widzą już maszt na Ochodzitej i dachy Koniakowa. A Pietraszonka prawie łysa.

Wycinka świerka w Beskidzie Żywieckim jest prowadzona na olbrzymią skalę. Zamiast planowych 78 tys. drzew, leśnicy musieli usunąć ponad 200 tys. w 2006 roku. Dwanaście miesięcy później piła dosięgła już 300 tys. świerków. - Widzimy nieznaczny spadek, bo do połowy października br. wycięliśmy już "tylko" 220 tys. drzew - tłumaczą w Nadleśnictwie Wisła. Natura broni się sama, rozwijają się grzyby, które pasożytując niszczą kornika. Co miesiąc zbiera się sztab antykryzysowy. Trzeba opracować strategię każdego ruchu, bo kornik atakuje w coraz to nowych partiach gór. Praca musi być lokalizowana, każdy ma swój oddział i zadanie. Trocinkarze tropią żerowiska kornika - jak znajdą larwy, znaczą błękitną linią, nadają numer i wtedy wiadomo, że do sześciu tygodni trzeba ciąć, zanim drukarz się przepoczwarzy. Jeśli się nie uda, ginie setka drzew na jednej działce. Po ścince okorowanie. Płaty kory wystawia się na słońce: albo wypali larwy, albo pomogą ptaki. Gałęzie idą pod ogień. Ale drukarz robi psikusy. - Tego świerka cholernik nie ruszył! - Klimek wskazuje palcem na samotne drzewo. - Zdrowe, to nie wycięliśmy, ale jak to teraz wygląda?!

Kilometr dalej połacie wystających i powywracanych korzeni. Efekt szaleństwa wiatru. Duża część lasu jeszcze stoi, bo na skraju leśnicy ustawili pułapki feromonowe. Na drewnianej tarczy wisi słoik z czerwoną cieczą. Wabi samce zapachem samiczek - wyczuwają go już do dwóch kilometrów. Nabierają się i giną.

Kłopoty z właścicielami

Na drogach w Wiśle coraz ciaśniej. Z Malinki, Czarnego, z Kubalonki przeciskają się ciężarówki z drzewem. Hałas, spaliny. Mosty i drogi ledwo wytrzymują takie natężenie ruchu. Ścięte świerki trafiają do tartaków. Właściciele narzekają, bo lada chwila rynek nasyci się drewnem. Mimo że cena spada. Za kubik drewna tartacznego można było dostać ponad 200 zł rok temu. Teraz ledwo 170 zł. Kryzys światowy też zrobił swoje.

Problemy sypią się jak z rękawa. Gigantyczne świerki wyciągane są z lasu przez traktory. Ciężki sprzęt sieje spustoszenia. Jak spadnie deszcz, a pod kołem poruszy się gleba, do ujęć z wodą spływa błoto. Górale korzystają z ujęć własnych. W Istebnej organizują się nawet całe przysiółki. Stąd prosto do sąsiada na południe płynie Olza spod Gańczorki. - Przez zrywkę kilka razy mętna woda była. Czesi narobili rabanu, bo tuż za granicą mają hodowlę pstrąga - opowiada Klimek. Awantura na najwyższym szczeblu, skargę wysłali do wojewody śląskiego. Chcieli odszkodowań. Teraz już strona polska daje sygnał: Czesi zakładają wtedy filtry i nabierają czystej wody do zbiorników.

Kolejna logistyczna przeszkoda to prywatni właściciele lasów. Państwowe siły mogą tylko prosić i przekonywać: wytnijcie swoje świerki, bo inaczej las nie ma szans. Jak jest opór, sprawa trafia do starosty, czasem i do sądu. Właściciele prywatnych lasów zasłaniają się kosztami: za swoje trzeba wynająć ekipę do cięcia i transport do wywozu, a potem sprzedać, i to szybko. W Beskidach leśnictwo oznaczyło też całe hektary lasów "bezpańskich". Szukają spadkobierców czasem całymi miesiącami, bo bez ich zgody z piłą wkroczyć nie można. I cisza.

Klimek: - Ostatnio zdecydowaliśmy się na eksperyment. Kornika nie obchodzi, że to las prywatny. Tniemy, a środki ze sprzedaży odkładamy na osobne konto. I piorunem właściciele się znajdują!

***

Kubalonka. Na szczycie krzyżują się drogi z Koniakowa, Istebnej, ze Stecówki i Wisły. Na niewielkim zboczu stało kiedyś schronisko. Za komuny przenieśli je do centrum Wisły, bo zabytek. Teraz widać tam kłębowisko ciężkiego sprzętu. Koparki mijają się ze zjeżdżającymi z drewnem ciężarówkami. Tyle że usypują tory dla łyżwiarzy. - Wykorzystali sytuację - mówi inżynier nadzoru. - Za kilka miesięcy będą tu zawody!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2008