Drugie życie skończone

Słynny wirtualny świat umiera śmiercią naturalną. Sporo to mówi o nas samych – użytkownikach sieci.

29.10.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. www.secondlife.com
/ Fot. www.secondlife.com

Madelaine, dlaczego pozostałaś w Second Life?

– Bo dobrze się tutaj czuję. Po ponad pięciu latach ten wirtualny świat jest moim światem, częścią zwykłego życia.

– Zostało was niewielu. To „elitarna grupa”?

– Chyba nie. Na pewno czuć elitarność w rozmowach „starych” – bo oni nadal są. Jest Morrigan Polanski, Ayumi Cassini, Linka Demina, Jantarka Balczo, Jacek Shuftan, jestem i ja. Czujemy się czasami jak stadko dinozaurów, bo czas w SL zawsze płynął szybciej. Tutaj wspomnienia sprzed 5 lat to prehistoria.

Blask przeszłości

Madelaine Sautereau (imię postaci w SL) to jedna z najwierniejszych polskich użytkowniczek Second Life: świata, który oferuje nowe wirtualne życie. Madelaine jest pod względem tej wierności wyjątkiem. Nie podejmuje się zliczenia czasu, który spędziła w SL. Od kwietnia 2007 r. logowała się niemal codziennie, zwykle na kilka godzin.

Była bohaterką reportażu „Tygodnika” pisanego w złotym dla SL czasie. Wirtualny świat kusił wstępem do rzeczywistości w 3D i dawał przekonanie, że stoimy na progu nowej ery internetu. Coraz więcej „graczy” pracowało przez wiele dni nad udoskonaleniem swoich avatarów, czyli wirtualnych postaci. Miliony osób stawały się po zalogowaniu lepszymi, sprawniejszymi bądź po prostu innymi ludźmi niż w świecie realnym. Idealna rzeczywistość: wyspy, domy, rzeczy, znajomości.

Wirtualny świat stawał się na tyle integralną częścią życia wielu użytkowników internetu, że pisaliśmy wtedy nawet o „religijności SL”. Czy w Second Life można się modlić? Czy spotykamy tam Boga? Czy wypada prowadzić w tym wirtualnym świecie misje? Na to zdecydowali się kiedyś jezuici, wysyłający do Second Life misjonarzy. Pytania piętrzyły się wraz z oczekiwaniem postępującej rewolucji „drugiego życia”.

Minęło kilka lat. Z rewolucyjnych planów zostało wspomnienie. Serca internautów należą dziś do zupełnie innych serwisów. O SL pamięta już tylko grupa zapaleńców takich jak Madelaine. Okazało się, że świat wirtualny, w którym teoretycznie nikt nie miał prawa cierpieć i umierać, nagle sam zaczął konać. Jeszcze żyje, ale słowo „jeszcze” może być dla jego istnienia kluczowe.

O wszystkim, jak to w internecie, decyduje liczba klików, które jak bicie serca odmierzają rytm życia.

Liczba prawdy

Gdy kilka lat temu przygotowywaliśmy nasz raport, z SL korzystało prawie 9 mln osób, a właściciel zapowiadał dalszą ekspansję. A dziś?

– Każdego miesiąca milion osób loguje się do Second Life z całego świata, w tym także z Polski, choć wasz kraj nie jest na liście „Top 20” w zakresie godzin użytkowania lub logowania – mówi tajemniczo „Tygodnikowi” Peter Gray z biura prasowego Linden Lab, właściciela Second Life.

Ta aura tajemnicy wyjaśnia wszystko. Kiedyś Linden Lab chwalił się nieustannie, dziś wyniki ukrywa.

– Second Life to obecnie narzędzie dla garstki internautów, a ich liczba jest tak mała, że w zasadzie dla branży interaktywnej portal już umarł, nikt nie widzi sensu rozwijania go – mówi dr Jan Zając, psycholog internetu z Uniwersytetu Warszawskiego.
Madelaine, która jest jednym z głównych moderatorów polskiego forum poświęconego SL, ocenia, że do „drugiego życia” loguje się obecnie około tysiąca Polaków, z tolerancją do 200 osób. Ostatnio zauważono skok tej liczby: po sukcesie filmu „Sala samobójców”, który opowiadał o losach chłopaka uciekającego do wirtualnej rzeczywistości. Ale są to gimnazjaliści i licealiści. Zaspokoili ciekawość i raczej nie zostaną na długo.

Internet podbił zupełnie inny wynalazek, stworzony przez nieśmiałego studenta Harvardu – portal społecznościowy Facebook. Ma on dziś prawie miliard użytkowników, a do zdobycia jeszcze spory kawałek Azji. Przy tym wyniku tysiąc polskich avatarów brzmi niemal jak żart.

Brak celu zabija

Śmierć Second Life i nasza miłość do banalnego w obsłudze Facebooka nie jest tylko chwilową zmianą, ale trendem. Pokazuje on, kim jest i czego obecnie potrzebuje internauta – i w tym właśnie kryją się przyczyny upadku Second Life: życie tam to po prostu ciężka harówka. A harówki nie lubimy.

– Aktywna obecność na Second Life wymaga poniesienia dużych kosztów. Aby utrzymać avatara przy ciekawym życiu, trzeba wiele wysiłku, w zasadzie powinno się cały czas pracować nad zawieranymi przez postać więziami społecznymi – mówi „Tygodnikowi” prof. Hanna Hałaburda, badaczka internetu i wykładowczyni Harvardu. – Zalogowanie się do SL raz na tydzień i zobaczenie, co tam robili inni, mija się z celem.

W biznesie internetowym o sukcesie przedsięwzięcia decyduje właściwy bilans tzw. aktywnych i pasywnych użytkowników. Pierwsi to producenci treści, kreatorzy wirtualnej rzeczywistości, ludzie zaspokajający konsumpcję innych. Drudzy ograniczają się do sporadycznego przeglądania zasobów, powielania tego, co wyprodukowali aktywni, bądź zdawkowego zaznaczania swojej obecności. Problem Second Life polega na tym, że, zdaniem prof. Hałaburdy, pasywni po prostu nie mają tam co robić, mogą się zanudzić. Aktywnych jest natomiast coraz mniej.

Z opinią tą zgadza się Madelaine, która założyła blog Freebiesowo, gdzie sprzedaje też rozmaite dobra przydatne nowym, zagubionym użytkownikom. – Na początku byłam tylko obserwatorem i konsumentem, a to najprostsza droga do zanudzenia się na śmierć. Zajęłam się więc tworzeniem – mówi.

– Facebook, w przeciwieństwie do Second Life, pozwala na bycie pasywnym. Tak naprawdę wielu ludzi się tam loguje i mało pisze, ale sprawdza, co robią inni, powiela informacje – dodaje prof. Hałaburda.

W skrócie: na Facebooku nie trzeba robić wiele, a i tak możesz istnieć sieciowo na całkiem dobrym poziomie. SL to inny świat, w którym trzeba żyć w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Wymagające narzędzie

– Second Life od początku nie miał gotowych scenariuszy dla dołączających avatarów, stąd zdominowany został na początku przez użytkowników-kreatorów, którzy realizowali swoje wizje budowli, miejsc czy rozrywek dla siebie bądź najbliższego grona. Niestety, nadal nie ma w nim oferty dla użytkowników cechujących się pasywnym nastawieniem, którzy oczekują, że ktoś się nimi zainteresuje czy zainspiruje do rozrywki – uzupełnia Zbigniew Woźnowski z agencji reklamowej Supremum 360, która stworzyła Second Poland: odwzorowanie polskich miast w SL.

Tyle że trudno być pasywnym i jednocześnie kreatywnym.

– Second Life jest oparty na metaforze gry, ale okazuje się, że ludzie chętniej spędzają czas w prawdziwych grach, gdzie biorą udział w określonej fabule i przyjmują na siebie konkretne role. Atrakcyjna jest zmiana tożsamości w celu spełnienia roli i zdobycia nagrody, a nie samej komunikacji – zauważa prof. Wojciech Cellary, kierownik Katedry Technologii Informacyjnych Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.

W grach nie trzeba kombinować, jak samemu sobie ją poukładać. Od wirtualnych wyzwań oczekuje się relaksu i braku nudy.

Nie bez znaczenia dla upadku Second Life są też wysokie wymagania technologiczne. Samo założenie konta i zbudowanie podstawowego avatara to wprawdzie błahostka, jednak schody zaczynają się później. Trzeba się mocno napocić, studiując porady na forum i język programowania. Zresztą, nie każdy sprzęt jest w stanie obsługiwać na dobrym poziomie technologię 3D. Częsty jest też problem ze zbyt wolnym łączem internetowym.

Z życia wzięte

Jest jeszcze inny powód, dla którego Second Life się nie przyjął, a portale społecznościowe liczą użytkowników i zyski w setkach milionów. Facebook, Twitter czy polska NK.pl odpowiedziały na prostą potrzebę użytkowników. – To zupełnie inny rodzaj komunikacji. One dotykają życia codziennego, rzeczywistego – przekonuje dr Jan Zając, twórca narzędzia do pomiaru aktywności ludzi na Facebooku.

Portale społecznościowe są zwykle przedłużeniem naszych znajomości z realu, zaś wirtualne światy, jak SL, dążą do tworzenia więzi pozbawionych odniesienia do świata codziennego. A tego większość internautów po prostu nie potrzebuje.

– Niektórzy ludzie mają zysk z tego, żeby utrzymywać alternatywne więzi społeczne, ale zwykle wystarczają nam relacje w sieciach rzeczywistych, które podtrzymuje się także dzięki portalom społecznościowym – podkreśla prof. Hałaburda.

– Facebook niewątpliwie odpowiedział na prostą potrzebę komunikacji prawdziwych ludzi z prawdziwymi ludźmi – dodaje prof. Cellary.

Prof. Hałaburda uważa jednak, że SL, mimo coraz węższego grona użytkowników, może nadal być stabilnym biznesem internetowym bazującym na grupie, dla której uczestnictwo w tym świecie będzie ciągle czymś wartościowym. Czy jednak powstanie w przyszłości nowy, lepszy SL2, na który skuszą się masy?

– Trzeba byłoby przemyśleć to, czy użytkowanie takich portali stanie się łatwiejsze albo czy więcej ludzi będzie miało potrzebę, by szukać znajomości poza światem rzeczywistym – zastanawia się badaczka.

Woźnowski uważa, że wirtualne światy mają jeszcze sporo do poprawienia. Nadzieje wiąże z dalszym rozwojem technologii, by była ona bardziej zaawansowana, ale też prostsza w obsłudze.

– Second Life pojawił się na rynku zbyt wcześnie. Nastąpiło zachłyśnięcie, ale technologia nie była i nadal nie jest gotowa do tego, by wykorzystywali ją zwykli użytkownicy – mówi.

***

Lekcja z SL płynie również taka, że rzadko kiedy udaje się trafnie przewidzieć rozwój technologii i trendów na kilka lat do przodu. Technologia robi milowe kroki. Tzw. prawo Moore’a powiada, że liczba tranzystorów w układzie scalonym podwaja się co 18-24 miesiące. Pomyślmy też, jaką średnią przepustowością łączy dysponowaliśmy pięć lat temu, a jaką dziś.

Do czego będzie służył internet za pięć lat? Kto wie, czy pogłoski o śmierci pomysłu Second Life nie okażą się przedwczesne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Duchowny ewangelicki, wydawca, redaktor i dziennikarz. Wcześniej związany z „Gazetą Wyborczą” i „Pulsem Biznesu”, publikował też m.in. w „Polityce”, „Przekroju”, „Metrze” i „Bloomberg Businessweeku”. Pisze głównie o sprawach gospodarczych i ekonomicznych, a… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2012