DRUGI DZIENNIK albo autobiografia w sensie ścisłym

Dziadek nieszczęśliwy, bo babka nieszczęśliwa. Babka nieszczęśliwa, bo po dwukrotnym końcu świata mało kto się podniesie. Rodzice nieszczęśliwi, bo ziemia obiecana z daleka wyglądała lepiej.

27.10.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Andrzej Dudziński
/ il. Andrzej Dudziński

W POPRZEDNIM ODCINKU...

Autor wygłasza odę do rodzinnej Wisły: „O miasto nieszczęsne, jakże można urodzić się w tobie! O miasto, miasto – Jeruzalem szału! O dziuro fatalna, nędzny półkurorcie – potrzebnyś zaiste jak dziura w aorcie!”. Później wspomina zabawki i dziecięce choroby: „uwielbiałem chorować, leżenie i oglądanie książek z obrazkami, z czasem ich czytanie było – i prawdę powiedziawszy jest – sto razy prawdziwszą formą egzystencji od jakiegokolwiek innego kręcenia się po powierzchni planety”.


REDAKCJA


Kornety szarytek

Kornety szarytek przypominały skrzydła ogromnych motyli; obładowane bujnymi bukietami zakonnice fruwały w sensie ścisłym. – Gdzie spieszycie, siostrzyczki? I dla kogóż tyle kwiatów? – babka w niektóre soboty przysiadała na ławce przed domem i przyglądała się, kto też – zamiast przed niedzielą chałupę ogarniać – daremnie łazi po bożym świecie. – Kościół dekorujemy, pani Czyżowa – rozmowy z katolickimi zakonnicami to nie było jej ulubione zajęcie, ale akurat rezydujące w Wiśle szarytki były w porządku: pomagały ludziom i nie wywyższały się na rzymską modłę. – A z jakiegoż to powodu kościół dekorujecie? – dobrze wiedziała, że nadmierne, a nawet tylko zdawkowe zainteresowanie katolicyzmem nie prowadzi do niczego dobrego, ale tego dnia przeloty sióstr były tak częste, zapach kwiatów tak intensywny, że zaryzykowała. – Ślub będzie... Wiadomo przecież... Ślub będzie o piątej. – Jaki ślub? – Chyba pani żartuje, pani Czyżowa... Władek Chlebek się żeni... – Kto? – Pani syn.


1952–1962

Jak człowiek nie umie wyleźć z izby porodowej – niech się nie dziwi, że pierwsze dziesięć lat przeleci mu jak z bicza. A to kardynalny błąd – wieczność nie może przelatywać. Dokładnie rzecz ujmując: nie może, a przelatuje – jak to możliwe? Egzystencja to przelot? Na pewno nie postój. W najlepszym razie – międzylądowanie. Ale tu idzie o aspekt przez wiadomego klasyka rozstrzygnięty w ten z grubsza sposób, że egzystencja to czas utracony, twórczość – czas odzyskany. Czyli powinno być: jak nie umiesz wykaraskać się z twórczego odzyskiwania izby porodowej, to może znaczyć, że pierwsze lata z lekka ci się rozmazały. I zamiast pławić się w detalach mitycznego czasu, w którym zdarzyło się „to, co najważniejsze”, zwlekasz, grasz na zwłokę, boisz się sam już nie wiesz czego. Potencjalnej niepamięci? Dziury w mózgu? Przykrego zdemaskowania rzeczywistości tak ubogiej, że faktycznie nie ma co wspominać? Innych perypetii umysłowych i nie tylko? Na przykład nieodpartej okoliczności, iż przeprowadzka do Krakowa w 1962 r. wszystko, co przedtem, spustoszyła, a bardziej jeszcze obróciła w mit, baśń, nierealność, klechdę. Kraków – historia w sensie ścisłym. Wisła przed Krakowem – dzieje bajeczne.

Kraków: Aksak Marek, Albrecht Marek, Banaś Tadeusz, Binas Leszek, Bursa Michał, Chaberski Jerzy, Chojna Ewa, Ciaś Bronisław, Cugowski Marek, Cywa Katarzyna etc., etc. Wisła: samotna córka milicjanta Barna Barbara. Reszta – niewidzialna? Powiedziałbym: reszta z wolna wraca do widzialności. Jak to na starość, pamięć prehistoryczna daje znać o sobie. Nieraz intensywnie.

Przy okazji granica pomiędzy światem widm a światem realnym wytyczona jak nigdy. Ojciec, matka, dziadkowie i liczni inni jeszcze zimą i wiosną 1962 r. – postaci widmowe. Jesienią tego samego roku te same postaci z krwi i kości. Do 1962 r. – szczęśliwi władcy rzeczywistości – wszyscy, co do jednego. Po 1962 r. wszyscy co do jednego – bardzo nieszczęśliwi. Dziadek nieszczęśliwy, bo babka nieszczęśliwa. Babka nieszczęśliwa, bo po dwukrotnym końcu świata mało kto się podniesie. Rodzice nieszczęśliwi, bo ziemia obiecana z daleka wyglądała lepiej.


Ożenić się z katoliczką

Nie było większego występku, większego grzechu, większej zbrodni. Nie było też większej pokusy, słodszego spełnienia, gwałtowniejszego porywu. Wziąć za żonę katoliczkę – jawna klątwa, ale i skryte marzenie całych pokoleń ewangelickich młodzieńców. Nie było im się co dziwić – katoliczki górowały pod każdym względem. Jak były z miejscowego ludu, wodziły na pokuszenie tlenionym lokiem, krwistym paznokciem, symonialnym dekoltem. Jak były z przyjezdnej arystokracji, ich elastyczne kostiumy, ciemne suknie, matowe głosy, sepiowe czoła nadawały im dławiący pozór istot nie z tej ziemi. Teraz to się zmieniło, teraz to się wyrównało, teraz trafiają się ewangelickie laski gaszące najbardziej wylaszczone papistki jednym stuknięciem obcasa. Włoskiego. Teraz w co drugiej ewangelickiej szafie sukienki na ramiączkach, śmiałe bluzki, a nawet, nie uwierzycie: stringi! A zaprawdę powiadam wam, więcej ważą i więcej znaczą jedne kacerskie stringi od tysiąca katolickich! Teraz bowiem jeden zdobyty przyczółek jest wygraną wojną! Teraz każdy remis jest naszym zwycięstwem. Teraz heretyckie kaczątka zaczynają furory budzić! Teraz jakby wziąć kosmetyki młodej protestantki i młodej katoliczki, to w zasadzie nie do odróżnienia. (Wprawne oko zauważy różnice w cenach – kosmetyki luteranki będą tańsze, ale relatywnie wyższej jakości. Jaśniej: jeśli luteranka decyduje się na perfumy, wpierw ustala pułap finansowy, np. 500 zł. I trzyma się tego pułapu. I w klasie perfum za 500 niezawodnie kupi najlepszy odekołon. Katolicka swawolnica za gorszy da więcej).

Teraz! Teraz! Teraz? Ale kiedyś! Kiedyś żółtko z szarym mydłem, dziś nawet podpaski od Gucciego! Troska o ciało jako kategoria ponadczasowa i ponadwyznaniowa. Kiedyś post – dziś dieta. Kiedyś włosienica i samobiczowanie, dziś rower i siłownia. Kiedyś życie wieczne na tamtym świecie – dziś wieczna młodość na ziemi. Kiedyś padół łez – dziś kraina botoksu. Czyli – dopiero łez.

Boże mój, chcę opowiedzieć najdrastyczniejszą historię rodzinną, a trawi mnie nostalgia, pławię się w niej, ale nie ujawniam jej natury. Jest z tym pewien kłopot, tęsknię bowiem za czasami, kiedy nasze były gorzej ubrane, marniej uczesane, kiedy miały z braku kremu spierzchniętą cerę, popękane usta etc., etc. Może po prostu dewiacyjnie tęsknisz za czasami sprzed epoki depilacji? One cię naznaczyły i nie wiesz, jak wybrnąć. Tak daleko bym nie szedł.

Obym został dobrze zrozumiany. Nostalgia nostalgii – tęsknota tęsknocie nie dorówna. Nawet jak dorówna, to nie dorówna. Nie poleci orzeł itd. Otóż tęsknota za czasem, kiedy – najogólniej rzecz ujmując – nasze były słabsze, to nie jest tęsknota za czasem, kiedy tamte były lepsze. To są dwie zupełnie różne tęsknoty. Pierwsza głęboka – druga powierzchowna. Pierwsza dozgonna – druga sezonowa. Pierwsza zachwyt – druga podryw. Pierwsza miłość – druga żądza. Pierwsza ja – druga najczarniejsza postać naszej familii: mój ojciec chrzestny Władek Chlebek. Ja – czarny. On czarniejszy. Matka chrzestna – Bronka od Kubice. Nie tak czarna, ale do jasności ho, ho.

Kiedy jego ojciec, pierwszy mąż babki, młody masarz Gustaw Chlebek zabił się na motorze, Władek miał rok i nie wiedział, że półsieroctwem zostanie naznaczony na całe życie. Półsieroctwo jak półsieroctwo – może być (powiem coś od siebie) różne. Łagodne, brutalne, twórcze, destrukcyjne. Odchodząc z tego świata, śp. ojciec mój uczynił mnie półsierotą stosunkowo późno, bo w wieku 44 lat; na tyle zarazem wcześnie, że stworzył mi swoją nieobecnością warunki do pisarskiego rozpędu. Do końca był nieprzychylny, albowiem wiedział, że zacznę o nim pisać. I zacząłem, i pisanie o ojcu – nieraz, tak jest, szydercze – stało się początkiem rozumienia drugiego człowieka. Może nawet początkiem drogi do prawdy, może początkiem pisania postaci pełnowymiarowych (Pilchu, ty używasz frazy „droga do prawdy”? A mówią, że zdrowiejesz?).

W rzeczywistości domowej, zwłaszcza w najeżonej konfliktami (czyli w prawie każdej rzeczywistości domowej), bogactwo osobowości się traci – zamienieni przez domowników w jednowymiarową karykaturę, żyjemy wśród ich płaskich karykatur. Na starość, gdy człowiek pierniczeje, staje się to nieodwracalne. Karykaturalna w sensie ścisłym część familii uważała np. babkę Czyżową za żałosną staruszeczkę, czy inną babcinkę, która nic nie przeżyła i nic nie rozumie – odnotowuję to dla smaku – przodownikami takiego rozumienia drugiego człowieka byli wyłącznie doszli i niedoszli pastorzy, i ich bardzo w nieskończonej pustce doszłe pastorowe. Oczywiście przykre to były widowiska, z początku zdawała mi się jedyna nauka – nie zostać na starość babcinką. Potem – jak najdalej od tych, co Boga mają w arendzie. Na koniec, jedna z najstarszych nauk: jak najdalej od głupców! Mam sześć lat i króluję na środku pokrytej papą podłogi. Na ławce pod oknem siedzi wuj Paweł z Bazaru1 – mruczy coś pod nosem; początkowo nie zwracam uwagi, po chwili orientuję się, że mówi do mnie: – Pamiętaj, Jureczku – nigdy z głupcami, od głupców, proszę ja ciebie, z daleka.

Półsieroctwem naznaczyła swego pierworodnego babka Czyżowa. Całą swą nieobliczalną nadmiernością nie dała mu zapomnieć, że ponieważ nie ma ojca, jest kimś wyjątkowym.


1 Najstarszy brat dziadka Czyża. Postać tajemnicza. Zawsze na gazie. Zawsze w ferworze arcyważnych i dogłębnie sprzecznych z jego melancholijną naturą – opowiada sny – interesów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2013