Dreszczowiec z kawiarnią w tle

25.05.2003

Czyta się kilka minut

Był początek maja, gdy w wiejskim kościółku w Lendaku na słowackim Spiszu obok gospodyń w tradycyjnych strojach zjawił się nagle premier Mikulasz Dzurinda, aby po Mszy wezwać obecnych, by wzięli udział w referendum w sprawie przystąpienia Słowacji do UE. Trudno powiedzieć, czy apel premiera tak podziałał na mieszkańców tego górskiego, graniczącego z Polską regionu, ale faktem jest, że właśnie tam frekwencja w miniony piątek i sobotę (16-17 maja) była najwyższa na całej Słowacji: ponad 75 proc. Właśnie frekwencja była na Słowacji największym problemem: żeby referendum było ważne, musiało wziąć w nim udział ponad 50 proc. uprawnionych. A to się jeszcze nigdy na Słowacji nie udało, choć referendów od 1989 r. było tam kilka. Obawy zwolenników Unii były uzasadnione: ostatecznie zagłosowało tylko 52 proc. Słowaków i choć wynik był oczywisty (ponad 92 proc. za Unią), to jeszcze na dwie godziny przed zamknięciem urn nic nie było pewne. Co prawda nawet gdyby referendum skończyło się fiaskiem, o wejściu do Unii mógłby zdecydować parlament (a za członkostwem opowiadają się wszystkie partie w parlamencie) i Słowacja i tak stałaby się członkiem UE.

Odbyłoby się to jednak w innej atmosferze - i dlatego przebieg głosowania przypominał polityczny dreszczowiec. Gdy po pierwszym dniu frekwencja wydawała się za niska, prezydent, premier i przewodniczący parlamentu naruszyli ciszę wyborczą i przez media zaczęli wzywać do pójścia do urn. „Te apele brzmiały jak powstańcze radio w Warszawie w 1944 roku” - żartował pewien znajomy z Bratysławy. Apele o udział w referendum przez ostatnie godziny powtarzały wszystkie telewizje i radia, publiczne i komercyjne, przerywając nimi program co kilka minut. Teraz Słowacy mogą powiedzieć, że sami zdecydowali o swym losie. Co jest istotne także dlatego, że poprzednią kluczową decyzję - o rozpadzie Czechosłowacji - podjęli w 1992 r. nie obywatele, lecz politycy.

Dla Polski słowacki wynik to jednak także ostrzeżenie - tym bardziej, że Unia cieszy się na Słowacji większym poparciem niż u nas. Ostrożne, ale jasne poparcie wyrazili biskupi: „Jednym ze sposobów, jakimi Bóg daje nam poznać swoją wolę, są »znaki czasu«. Takim wyraźnym znakiem naszego czasu, który dotyczy nas wszystkich, jest proces rozszerzenia UE” - czytaliśmy w liście pasterskim, wydanym jeszcze jesienią ub.r.

Na słowacki sukces zapracowali jednak głównie politycy, którzy na chwilę zapomnieli o różnicach i osobistych animozjach i zgodnie wzywali do głosowania. W ostatnim dniu kampanii na spacer po starej Bratysławie na kawę i ciastka poszli razem przywódcy wszystkich partii parlamentarnych. Siedzący nad kawą obok premiera Dzurindy eks-premier Vladimir Mecziar - z winy którego Słowacja nie weszła do NATO już w 1999 r. i z opóźnieniem zaczęła negocjacje z Unią - był znakiem, że to już inne czasy, inna Słowacja i inna Europa.

Patrycja Bukalska
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2003