Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Największe kontrowersje dotyczą polskich czasopism: w aktualnym wykazie dodano ich 129, a 233 podwyższono punkty. Ogromną większość z nich (odpowiednio: 125 i 223) stanowią czasopisma z dziedziny nauk humanistycznych, społecznych i teologicznych. Wśród największych beneficjentów zmian są tytuły, w których publikował sam minister Czarnek, albo te związane z jego alma mater. Przykładowo: autor publikacji w „Biuletynie Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa KUL” otrzyma 70 punktów (przed rokiem: 20). Na tyle samo wyceniono publikację w znanych na całym świecie „Nature Astronomy” czy „Nature Human Behaviour”.
To skrajny przykład, który obrazuje zresztą szerszy problem związany z ocenianiem w ramach jednego systemu przyrodników i humanistów. Trudno o procedurę, która oddałaby sprawiedliwość wszystkim, ale tym razem chodzi także o niejasny tryb wprowadzenia zmian. Odcięła się już od nich Komisja Ewaluacji Nauki, która ma w tych sprawach doradzać. Jednocześnie z ministerstwa postanowiła odejść Anna Budzanowska, odpowiedzialna za wdrożenie ostatniej reformy w polskiej nauce – tej samej, która miała zwiększyć znaczenie naszych uniwersytetów na arenie międzynarodowej.
Ministerstwo stosuje swoistą strategię „wyjaśniania przez zaciemnienie” – wskazuje, że na zmiany miała wpływ ocena czasopism pod kątem „wierności właściwemu celowi badań naukowych, jakim jest poznawanie prawdy i jej obrona w kulturze”. Uwzględniono też związek czasopism „z kulturą narodową oraz rolę w umacnianiu tożsamości cywilizacyjnej kultury polskiej”.
Gdyby zinterpretować ten komunikat życzliwie, należałoby podkreślić, że w niektórych dziedzinach humanistyki publikowanie w polskim języku ma ogromny sens. Ale i tak trudno pozbyć się wrażenia, że ministrowi Czarnkowi chodzi o coś bardziej fundamentalnego: pokazanie, że wszyscy polscy uczeni są wybitni. ©℗