Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najwspanialsze chwile przeżywałem wtedy, kiedy sięgałem w głąb siebie i odnajdywałem tam pokłady energii, z których istnienia nawet nie zdawałem sobie sprawy” – pisał Scott Jurek, amerykańska legenda biegów długodystansowych, który dwukrotnie zwyciężył w Badwater 135, uznawanym za jeden z najtrudniejszych ultramaratonów świata.
Patrycji Berenzowskiej, utytułowanej polskiej biegaczce (dzierży m.in. nieformalny tytuł rekordzistki świata w 24-godzinnym biegu non stop, w którym pokonała 259,99 km), pokłady energii wystarczyły 16 lipca do zwycięstwa w tegorocznym Badwater 135 wśród pań i do poprawienia kobiecego rekordu aż o ponad półtorej godziny (24 godziny i 13 minut). Polka zameldowała się na mecie jako druga z wszystkich finalistów.
„To nie bieg. To podróż przez piekło” – mówią uczestnicy o 217 kilometrach trasy dnem kalifornijskiej Doliny Śmierci, która za dnia nagrzewa się do ponad 50 stopni Celsjusza, i po otaczających ją górach, gdzie nocą temperatura spada często poniżej zera. Palące słońce i wiatr niosący pył zmuszają zawodników do noszenia długich rękawów lub oklejania kończyn plastrami. Na pokonanie dystansu i około 4 kilometrów różnicy wzniesień uczestnicy mają 48 godzin. Tegoroczny zwycięzca Yoshihiko Ishikawa potrzebował jednak na to tylko 21 godzin i 33 minut, a na mecie zdołał jeszcze oświadczyć się partnerce.
Nazwa biegu pochodzi od słonego jeziorka Badwater w Dolinie Śmierci, które jest najniżej położonym miejscem w Ameryce Północnej (86 m p.p.m.). ©℗