Disco disco ponad wszystko

W tygodniu, w którym Olga Tokarczuk dostała Nobla, a ktoś na pewno wygra w niedzielę wybory, trudno napisać felieton.

14.10.2019

Czyta się kilka minut

Bo albo człowiek za bardzo się cieszy, albo za bardzo stresuje. Państwo już wiedzą, jaka mniej więcej czeka nas przyszłość, ja – oddając felieton do druku przed głosowaniem – wciąż tkwię w słodkiej nieświadomości. By nieco odetchnąć po tym Noblu, napiszę o czymś z innego, że tak powiem, paradygmatu. O disco polo.

Jako osoba urodzona w początkach lat 80. pamiętam doskonale gorący czas transformacji, gdy muzyka chodnikowa szturmem wdarła się do mediów, a wszyscy Polacy jak jedna rodzina zapoznali się z nazwami takich grup jak Top One, Akcent, Milano, Mister Dex czy Bayer Full. Jolanta Kwaśniewska miała fryzurę na Shazzę albo odwrotnie, a wszyscy wiedzieli, co znaczy bara bara bara, riki tiki tak.

Ukazało się ostatnio kilka interesujących książek analizujących to zjawisko. Między innymi zbiór reportaży Judyty Sierakowskiej o wiele mówiącym tytule „Nikt nie słucha” oraz praca Moniki Borys pt. „Polski bajer. Disco polo i lata dziewięćdziesiąte”, mająca charakter bardziej socjologicznej i kulturoznawczej analizy.

Wydaje się zresztą, że nie ma lepszego niż dziś momentu na czytanie o tym gatunku, bowiem, jak pisze autorka „Polskiego bajeru”, „odrzucone przez inteligencję w latach dziewięćdziesiątych disco polo powróciło dziś jak bumerang. Chwycił go Jacek Kurski, który uznał, że popularną muzykę można wykorzystać w debacie politycznej i w walce o elektorat. Niektórzy z publicystów wprost stwierdzali nawet, że gdyby nie Prawo i Sprawiedliwość, muzyka ta nadal funkcjonowałaby w podziemiu”.

Ten gatunek, jak żaden inny w Polsce, od swego zarania kusił polityków – wystarczy przypomnieć wesołe a skuteczne politycznie pląsy Aleksandra Kwaśniewskiego do utworu „Ole! Olek” zespołu Top One (który to zespół publicznie przepraszał zresztą potem swoich fanów za tę współpracę, wyraźnie rozczarowany prezydentem) czy romans PSL i Waldemara Pawlaka z twórczością Bayer Full.

Jednocześnie zaś od samego początku szturmu disco polo na kulturę, na jego wyrazistą obecność w sferze publicznej zżymali się intelektualiści. Monika Borys przywołuje przykład krytyka filmowego Tadeusza Sobolewskiego, który w artykule „Pusta plaża (nowy wspaniały świat disco polo)” przeciwstawiał sztuce wytwory kultury masowej, której najbrzydszą twarzą była jego zdaniem właśnie muzyka chodnikowa.

Borys poświęca sporo miejsca owemu lękowi przed disco polo przejawianemu przez inteligencję, w kontekście toczonych niedawno debat o w większości chłopskich rodowodach Polaków. Choćby wokół „Prześnionej rewolucji” Andrzeja Ledera. W tym nieprzepracowanym, a wypartym gdzieś do nieświadomości zbiorowym doświadczeniu „pochodzenia ze wsi” upatruje Leder na przykład źródeł polskich wyborów, w tym również estetycznych, co są tak bardzo nie w smak inteligentom.

Borys pisze, że „nieustanne odcinanie się od disco polo wynika z charakteru społecznej aspiracji; nie możemy pokazać jako społeczeństwo, że część naszych wytworów kultury jest inna, słabsza, odwołuje się do innych wartości estetycznych niż te postrzegane jako »wysokie«”. Ten lęk – jej zdaniem – utożsamia odwieczny konflikt, w jakim trwamy jako społeczeństwo: ten pomiędzy panem a chamem.

Bardzo to możliwe. Co nie oznacza, że w swoich refleksjach na temat domniemanego złego smaku polskiego narodu nie powinniśmy się rozejrzeć wokół. O przykładach muzyki chodnikowej w innych krajach obie autorki rzecz jasna wspominają, przywołując a to rosyjską popsę, a to turbofolk z Bałkanów, a to wreszcie italo disco. Krótko mówiąc – każdy ma swoje disco polo oraz ambiwalentnie nastawionych do niego odbiorców wyższej kultury.

Także Portugalia, w której piszę ten tekst do „Tygodnika”. Wszystkich tych, którzy byliby skłonni zapłakać nad faktem, że oni dajmy na to mają fado, a my ewentualnie Zenka Martyniuka, spieszę uspokoić, że mają oni także pimbę – gatunek idący tak jak nasze disco polo wprost z głębi serca, a może nawet z trzewi. Pimba ma mieć w sobie trochę disco, trochę popu pożenionego z folkową nutką, tak żeby gdy już wpadnie w ucho, już tam siedziała, najlepiej cały miesiąc. Jeśli zaś komu przyjdzie smucić się na miałkość polskiej liryki disco polo, niechaj przypomni sobie może tekst do kultowego w Portugalii utworu „Bacalhau à portuguesa” wykonywanego przez Quima Barreirosa, w którego refrenie artysta śpiewa, że chciałby „powąchać jej dorsza, więc niechaj go wpuści do kuchni”, albo refren pieśni o człowieku, którego matka nie miała mleka, by go wykarmić, więc ssał cycuszki kózki, a teraz z przyzwyczajenia nadal ma to upodobanie i „lubi ssać cycuszki swojej słodziutkiej (kózki)”.

A zatem – jak mawiali klasycy – ole! ©

Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Seks w rytmie disco polo

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2019