Dekada Franciszka: znikający papież

Czy naruszył porządek, który Kościół budował od wieków? Dlaczego mówiąc o wojnie stracił wiarygodność? Jaki jest bilans pierwszej dekady Franciszka?

04.03.2023

Czyta się kilka minut

Na placu św. Piotra, 5 stycznia 2023 r.  / VATICAN POOL / GETTY IMAGES
Na placu św. Piotra, 5 stycznia 2023 r. / VATICAN POOL / GETTY IMAGES

Nie zmienił papiestwa, nie zreformował Kościoła ani doktryny. Jeśli już, to zmienił tylko wizerunek papieża.

– Chciał zreformować Kościół, ale zamiast tego głęboko go podzielił. Choć w niezamierzony sposób.

– Próbuje wyprowadzić Kościół z fikcji, jaką są jego zachodnie ramy kulturowe. Ale brak mu świadomości, że do tego potrzebny jest także wysiłek teologiczny.

Trzej znani watykaniści – ­Luigi ­Accattoli, emerytowany dziennikarz „Corriere della Sera”, Gianfranco Svidercoschi, były wicenaczelny „L’ Osservatore Romano”, i Massimo Faggioli, wykładowca historii Kościoła na Uniwersytecie w Filadelfii, pomogą nam podsumować dekadę Franciszka. Dwaj pierwsi patrzą na wydarzenia w Watykanie z perspektywy siedmiu pontyfikatów, które opisywali i życzliwie komentowali. Trzeci, pokolenie młodszy, jest jednym z najbardziej znanych apologetów obecnego papieża.

Czy zawód, jaki słychać w ich głosie, jest uzasadniony? Czy bilans dziesięciu lat będzie ujemny? Spróbujmy jeszcze raz go dokonać.

Rozbudzone nadzieje

To była pierwsza, rzucająca się w oczy zmiana: po wyrafinowanej estetyce Benedykta XVI (czerwone buty, obszywane gronostajem camauro, karmazynowy lub biały mucet i wyjęte z najstarszych szaf liturgiczne stroje) przyszedł czas na prostotę.

„Sześćdziesiąt lat po soborze pora zaktualizować modę – mówił Franciszek do biskupów. – Czasem można założyć babcine koronki, ale tylko czasem. Hołd babci miło złożyć, ale lepiej czcić Matkę-Kościół”.

Chodził w czarnych znoszonych butach, podczas podróży nie rozstawał się z wytartą skórzaną teczką, zrezygnował z mieszkania w Pałacu Apostolskim, wybierając Dom św. Marty – watykański „hotel” dla kardynałów, gdzie siadał do posiłków we wspólnej jadalni i ustawiał się w kolejce do automatu z kawą. Przemówienia zaczynał od „buona sera” i „buon­giorno”, kończył życzeniami smacznego obiadu. Zrezygnował z mercedesa na rzecz forda focusa, volkswagena golfa czy fiata 500. Sam decydował, z kim się spotka – żaden z jego osobistych sekretarzy (w ciągu dekady miał pięciu) nie zbliżył się nawet do pozycji biskupów Dziwisza czy Gänsweina.

To wszystko budziło, poza zdumieniem, także nadzieję, że zmiany będą dużo głębsze.

Puszka Pandory

„Reformatorska siła pontyfikatu wcale się nie wyczerpała. Wręcz przeciwnie – jest wielka i budzi strach, większy nawet niż na początku” – pisał pięć lat temu na naszych łamach Luigi Accattoli. Dziś przyznaje: – To, co najistotniejsze, jednak wcale się nie zmieniło. Prawo kanoniczne jest takie jak wcześniej, reforma kurii to tak naprawdę niewielkie zmiany.

Drugi z moich rozmówców, Gianfranco Svidercoschi, docenia reformę kurii, choć – zastrzega – „nie zdoła ona wyeliminować zła, jakie wynika z rzymskiego centralizmu i klerykalizmu”. Podkreśla też zmianę podejścia do skandali seksualnych i finansowych.

Franciszek nie zmienił kompleksowo prawa kanonicznego, jak Jan Paweł II w 1983 r., ale wprowadził do niego wiele modyfikacji i nowych przepisów – na przykład umożliwiających stawianie hierarchów przed zwykłym sądem za przestępstwa pospolite (wcześniej mogli być sądzeni tylko przez trybunał złożony z sędziów im równych) czy karanie ich za ukrywanie przestępstw pedofilskich księży. Dzięki jego determinacji dokonała się zmiana świadomościowa: dziesięć lat temu nadużycia seksualne wobec nieletnich uważane były przez ludzi Kościoła za problem marginalny, którego nie powinno się nagłaśniać. Dziś nawet ci, którzy przestępstwa bagatelizują, nie odważą się tego głośno powiedzieć.

Stworzono procedury przyjmowania zgłoszeń i struktury pomocy skrzywdzonym. Być może do ujawnienia afer i tak by doszło, bez względu na to, kto byłby papieżem. Trudno jednak kwestionować wpływ Franciszka na przyśpieszenie tego procesu. On pierwszy uznał przestępstwa seksualne księży za problem systemowy, łącząc go z klerykalizmem i nadużyciem władzy. Uruchomił proces, którego nie da się już zatrzymać: liczba zgłaszanych spraw lawinowo rośnie, autorytet wielu dotąd niekwestionowanych duchowych przywódców legł w gruzach, a Kościół stanął w obliczu kryzysu, jakiego nie zaznał od czasu Reformacji.

Nikt nie jest bezpieczny

Reforma kurii została papieżowi zlecona przez kardynałów na konklawe w 2013 r. – patologii w tej instytucji nie dało się już tolerować. Franciszek realizował zadanie długo (konstytucja „Praedicate evangelium”, wprowadzająca nowy ustrój, weszła w życie w czerwcu 2022 r., zmiany personalne nadal trwają). Efekt też można uznać za rozczarowujący, bo sprowadza się do zmiany nazewnictwa i przemeblowania urzędów. Ale to, co było najważniejsze i wydawało się niemożliwe, dokonało się już wcześniej.

Watykańskie finanse poddano zewnętrznemu audytowi, powołano wewnętrzne instytucje kontrolne, niezależne nawet od Sekretariatu Stanu, ­najważniejszego urzędu kurii, któremu zresztą też mocno ograniczono dostęp do pieniędzy. Poleciały głowy, toczą się procesy o korupcję, nepotyzm i malwersacje (a także pranie brudnych pieniędzy, szpiegostwo i krzywoprzysięstwo).

Z przestępczością zorganizowaną nikt dotąd za Spiżową Bramą nie umiał sobie poradzić. Za Jana Pawła II skandale finansowe były wyciszane, a abp Paul Marcinkus, główny oskarżony w największej aferze, jaką był upadek Banco Ambrosiano (i towarzyszące mu tajemnicze zgony kilku osób), nigdy nie trafił pod sąd, ukrywając się w Watykanie przed włoskim wymiarem sprawiedliwości. Za ­Benedykta XVI jedyną oskarżoną i osądzoną osobą był lokaj, który dostarczał mediom informacje o korupcji.

Przypadek kard. Angela Becciu, trzeciej osoby w państwie, którą Franciszek kazał posadzić na ławie oskarżonych, jest znamienny. Pokazowy proces najbliższego współpracownika papieża to sygnał, że nikt nie może czuć się bezpieczny.

Nienaruszona doktryna

Papieża, który nie tylko mówi o brudzie w Kościele (co robił już kard. Ratzinger w ostatnim roku pontyfikatu Jana Pawła II), ale wywleka go na światło dzienne, jedni uznali za rewolucjonistę, inni za szaleńca, co sprowadzało się do wspólnego wniosku, że stać go na wszystko. Ci, którzy marzyli o reformie doktryny, zaczęli jej niecierpliwie wyglądać. Ci, którzy zmian w nauczaniu nie chcieli, postanowili za wszelką cenę do nich nie dopuścić.


OJCIEC NIEŚWIĘTY

KS. DARIUSZ PIÓRKOWSKI, jezuita: Jesteśmy wyuczeni, by wychwycić, co ksiądz powie, i się zastosować. Do tego zupełnie nie pasuje Franciszek, który nie podsuwa gotowych rozwiązań, a jego wizja zakłada ryzyko błędu.


Wiele wskazywało, że będzie o co walczyć. Ogłoszona w 2015 r. adhortacja „Amoris laetitia” dopuszczała udzielanie komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych, niesakramentalnych związkach. Uznano to za odejście od zasady nierozerwalności małżeństwa i nauczania poprzednich papieży.

Wypowiedzi Franciszka sugerowały kolejne zmiany: zniesienie celibatu (a przynajmniej uznanie go za opcję), zgodę na diakonat kobiet i małżeństwa homoseksualne. Wystarczająco, by wywołać falę buntu, do którego – po raz pierwszy w najnowszej historii – przystąpili nawet kardynałowie.

Papież w teologiczne dysputy z krytykami nie wchodził, na przesyłane „dubia” (wątpliwości) czy „braterskie upomnienia” nie odpowiadał, oskarżenia o herezje i wezwania do dymisji lekceważył, podobnie jak opozycję. Ale też żadnych doktrynalnych zmian już nie wprowadził.

W adhortacji podsumowującej synod amazoński nie ma słowa o wyświęcaniu żonatych mężczyzn. Los komisji powołanej do zbadania historyczności diakonatu kobiet pozostaje nieznany. Błogosławienie par homoseksualnych Kongregacja Nauki Wiary – za zgodą papieża – uznała za niezgodne z nauką Kościoła.

Czy to znaczy, że Franciszek ustąpił pod ogniem krytyki? Bardziej prawdopodobne, że żadnych zmian w nauczaniu nie planował. Kwestie doktrynalne niewiele go zajmują.

Koniec zachodniej dominacji

– Jest jednym z najbardziej kontestowanych i obrażanych papieży – zauważa Svidercoschi. – Występują przeciwko niemu całe grupy biskupów, np. w Stanach Zjednoczonych. Zostanie zapamiętany jako ten, który żył w pełni Ewangelią i próbował położyć fundamenty pod odnowę Kościoła, ale z powodu sprzeciwów, jakie te próby wywoływały, pogłębił liczne kryzysy w świecie katolickim.

Oskarżeń jest wiele i płyną z różnych stron. Prawica ma mu za złe, że realizuje lewicową agendę: zamiast o Bogu, mówi o kryzysie klimatycznym, ekologii i ekonomii społecznej. Lewica – że nie jest tak postępowy, jak myślano, a aborcję nazywa „płatnym morderstwem”. Tradycjonaliści są obrażeni za zakazanie mszy trydenckiej. Konserwatyści za synodalność, która otwiera pole nowinkom. Liberałowie za despotyzm i brak demokracji.


CZYTAJ WIĘCEJ

 PAPIEŻ, KTÓRY PODZIELIŁ KOŚCIÓŁ. Gianfranco Svidercoschi, były wicedyrektor naczelny „L’Osservatore Romano”: Niektórzy mówią, że pontyfikat Franciszka dopiero teraz się zaczyna, bo do tej pory pozostawał w cieniu Benedykta >>>


Svidercoschi uważa, że podziały to w dużej części wina Franciszka. Accattoli papieża broni.

– Kościół od dawna jest podzielony – tłumaczy. – Przeciwko Pawłowi VI buntowano się za encyklikę „Humanae vitae”, Jana Pawła II jedni krytykowali za ekumenizm, inni za walkę z postępową teologią. Benedykta XVI atakowano za konserwatyzm. A sprawy takie jak homoseksualizm czy diakonat kobiet dzieliły katolików od lat.

Ale przyznaje, że za tego papieża nie ma tematów zakazanych.

– Poprzednicy byli ostrożniejsi, bali się otwartej dyskusji o trudnych sprawach, by nie pogłębiać podziałów.

Massimo Faggioli linie konfliktu widzi gdzie indziej.

– Franciszek nie jest ani liberałem, ani konserwatystą. Zmienił natomiast samopostrzeganie Kościoła, zmuszając go do spojrzenia na siebie z perspektywy innej niż europejska czy północnoamerykańska. To go odróżnia od poprzedników. Zrozumiał, że katolicyzm zamknięty w ramach, jakie wyznaczają kultura oraz historia Europy i Stanów Zjednoczonych, jest fikcją. Jego pontyfikat to koniec zachodniej dominacji, trwającej przez wieki. Sobór Watykański II miał świadomość tego końca, ale wziął go w nawias, podobnie jak kolejni papieże. Franciszek na nowo otworzył temat. Jest z innej historii, z innego niż europejski – włoski, polski czy niemiecki – Kościoła.

Jedne podziały – na Zachód i Południe – papież próbuje więc niwelować, inne – na elity i wierny lud – sam kreuje.


CZYTAJ WIĘCEJ

WYPROWADZA KOŚCIÓŁ Z FIKCJI. Massimo Faggioli, wykładowca historii Kościoła na Uniwersytecie Villanova w Pensylwanii: Franciszek nie jest liberałem ani konserwatystą, po prostu patrzy na Kościół z innej, niż zachodnia, perspektywy. To najmocniejsza i najbardziej porywająca zmiana >>>


– Jego ostentacyjna antyelitarność uderza choćby w teologów – dodaje ­historyk. – Papież nie wierzy w teologię, zwłaszcza uniwersytecką. A nie da się wszystkiego sprowadzić do teologii ludu czy rozeznania miejscowych duszpasterzy. Potrzebna jest solidna myśl teologiczna, osadzona w realiach różnych ­części świata. To wciąż kwestia przyszłości.

Zburzona równowaga

Podobnie, choć prościej, mówi Svidercoschi:

– Papież na wszystko patrzy z perspektywy Południa, czyli oczami biednych. Stał się antyzachodni i antyeuropejski. Narusza porządek, jaki Kościół budował od wieków.

Nie chodzi o zmianę doktryny, tylko o przesunięcie akcentów – ale tak wyraźne, że zachwiało kościelną równowagą. Duszpasterstwo w dotąd znanej formie traci na znaczeniu, jego miejsce zajmuje ewangelizacja i misyjność. ­Margines staje się centrum – nie tylko w sensie geograficznym, ale przede wszystkim społecznym. Ludzie pogubieni, odrzuceni, o nieuregulowanym statusie duchowym są dla papieża (a więc i dla Kościoła) ważniejsi. Jezus nie przyszedł do sprawiedliwych, lecz do grzeszników.

Na ludzkie problemy Franciszek patrzy z perspektywy konfesjonału. Podejście duszpasterskie wygrywa z doktrynalnym. Boże miłosierdzie jest większe niż prawo i normy moralne. Papież podkreśla też jego bezwarunkowość: by go dostąpić, nie trzeba prosić o przebaczenie ani nawet uznawać się za grzesznika.

To znana prawda, ale dotąd nikt o niej tak nie mówił. Franciszek nie musi zmieniać doktryny, by wywołać oburzenie, nie tylko wśród konserwatywnych elit, ale też zwykłych ludzi „prostej wiary”, przyzwyczajonych do schematów, reguł i zasad, które papież – w ich odczuciu – unieważnia.

Svidercoschi nie jest jednak przekonany, że antyzachodni przewrót wyjdzie Kościołowi na dobre, bo katolicyzmowi Południa ciężko się będzie rozwijać bez Europy i USA. Przyznaje, że z Zachodem jest problem, ale tylko dlatego, że Kościół nie wie, jak mówić o Bogu do społeczeństwa, które Boga nie potrzebuje i wyklucza.

Ostatni chrześcijanin

Misyjna otwartość i troska o wykluczonych nie są oczywiście żadnym novum. Ale Franciszkowe porównanie Kościoła do szpitala polowego poruszyło naszą wyobraźnię. Podobnie jak słowa o Kościele „wychodzącym” (Chiesa in uscita) – do ludzi, na peryferia.

– Pontyfikat zaczął się od dobrych pomysłów, tylko później stało się z nim coś złego – uważa Svidercoschi.

Powtarzane wciąż te same słowa, gesty i porównania banalizują się i gubią znaczenie. Piękna myśl, że Kościół ma działać nieschematycznie, reagować na kryzysowe sytuacje, ratować ludzi i opatrywać ich rany, domaga się uszczegółowienia i rozwinięcia. Bo czy wystarczą szpitale polowe, które świadczą pomoc doraźną? Czy profilaktyka, opieka długoterminowa, troska o przewlekle chorych albo rozwój nauk medycznych są mniej ważne? Czy zgrabne powiedzenia dadzą się przekuć w konkretne plany działania?

Franciszek stał się więźniem własnych słów i gestów. Począwszy od spraw wizerunkowych, które zjednały mu sympatię świata, ale z czasem straciły rangę symbolu i powagę (papieski fiat 500, otoczony pancernymi limuzynami z ochroną – obrazek z ostatniej podróży do Afryki – jest tego przykładem). A skończywszy na wojnie w Ukrainie, która zakwestionowała kluczowe aspekty narracji Franciszka, takie jak radykalny pacyfizm i powszechne braterstwo.

Z wypowiedzianych wcześniej słów – że żadna wojna nie jest sprawiedliwa – ciężko mu się wycofać. Każdą wojnę uważa za sprzeczną z Ewangelią i chrześcijaństwem. Zdania nie zmienił. Zmodyfikował jedynie narrację – być może pod wpływem krytyki. W drugiej połowie roku mówił o okrucieństwach wojny, skupiając się na cierpieniu Ukraińców, a unikając okazywania współczucia Rosjanom. Widać też, że za główną przyczynę wojny uważa nie imperializm najeźdźcy, ale konflikt mocarstw i wyścig zbrojeń. Producentów i handlarzy bronią obwinia za prowokowanie wszystkich konfliktów zbrojnych w świecie.

Zachwiana polityka

Trudny do zrozumienia, dwuznaczny stosunek do rosyjskiej agresji bardzo zaszkodził wiarygodności papieża, do niedawna górującego autorytetem nad innymi przywódcami religijnymi i politycznymi: wystarczy przypomnieć jego samotną modlitwę na zalanym deszczem placu św. Piotra o ustanie pandemii, która zjednała mu szacunek wszystkich, od prawa do lewa. Dziś krytykują go nawet ci, którzy zawsze stali po jego stronie.

Luigi Accattoli przyznaje, że choć podziela zdanie Franciszka co do przyczyn wojny w Ukrainie (jako efektu mocarstwowych rozgrywek), to słowa o „szczekaniu NATO pod drzwiami Rosji” były dyplomatyczną katastrofą. Gianfranco Svidercoschi jest przekonany, że były wyrazem wrodzonej niechęci argentyńskiego papieża do Stanów Zjednoczonych, podobnie jak uparte dążenie do porozumienia z Chinami czy stawianie na braterstwo z islamem, za cenę osłabienia relacji z Żydami, które od czasu Soboru Watykańskiego II były najważniejszym elementem międzyreligijnego dialogu Kościoła.


CZYTAJ WIĘCEJ

ZMIENIŁ WIZERUNEK, NIE PAPIESTWO. Luigi Accattoli, emerytowany watykanista „Corriere della Sera”: Nie mam wątpliwości, że Franciszek jest bardzo przejęty wojną w Ukrainie, zaniepokojony przemocą. Ale nie stawia problemu tak, jak powinien to robić papież, głowa Kościoła i państwa.


Faggioli twierdzi, że pogubienie się papieża po rosyjskiej agresji na Ukrainę jest efektem kompletnego załamania się polityki Watykanu, która polegała na „pozytywnej neutralności” i po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny znalazła się w sytuacji, gdzie nie ma „stron konfliktu”, tylko najeźdźca i ofiara. W dodatku zagrożenie przyszło nie ze strony, której papież najchętniej wytykał błędy, krytykując zachodni liberalizm, konsumpcjonizm i kapitalizm, ale z kraju, którego – z przyczyn taktycznych – nie krytykował (w gronie „nietykalnych” państw, poza Rosją, są jeszcze Chiny i Indie).

– Globalny zwrot pontyfikatu Franciszka nie uwolnił go od powrotu do Europy – pisał rok temu na naszych łamach Faggioli. – Powrotu przytłaczającego, bo naznaczonego wojną. Atak Rosji na Ukrainę zachwiał polityką międzynarodową Stolicy Apostolskiej mocniej niż 11 września 2001 roku.

Mówta co chceta

Większość wymienionych tu problemów Franciszka ma źródło w jeszcze innej, mocno wyróżniającej go cesze.

– Jestem zdumiony, jak niewielką wagę przykłada do słów – mówi Accattoli. – Jakby w ogóle nie brał pod uwagę ich skutków. Sam rujnuje to, co wcześniej zbudował.

– Milczenie jest lepsze niż nieprzemyślane słowa – dodaje Svidercoschi. – A do tego papież nie słucha doradców czy swoich służb, wierzy za to w każde słowo, które mu powie przypadkowa osoba, jakaś siostra zakonna, spotkany człowiek. Coś usłyszy albo przeczyta i przyjmuje jako swoje. W ostatnim roku było to widać szczególnie wyraźnie.

– Właściwie udało mu się obrazić wszystkie strony – mówi Accattoli.

Ukraińcy oburzali się na wypowiedzi zrównujące śmierć i cierpienie obrońców ojczyzny ze śmiercią żołnierzy rosyjskich i cierpieniem ich matek. Obraźliwe były słowa o szczekającym NATO, córce Dugina – niewinnej ofierze wojny, Czeczenach i Buriatach, którzy mają okrucieństwo we krwi, czy Cyrylu – ministrancie Putina.

Zadziwiająca dezynwoltura, z jaką papież się wypowiada, zwłaszcza podczas konferencji prasowych, wywiadów, których chętnie udziela, bez przygotowania i autoryzacji, czy spontanicznych wtrąceń do publicznych wystąpień, stała się znakiem rozpoznawczym pontyfikatu. Wiele z jego słów Watykan musi później prostować, za niektóre przepraszać. Przez lata powtarzał, że bierze pod uwagę swoją dymisję i snuł rozważania, co będzie robił na papieskiej emeryturze. Podczas niedawnego spotkania z jezuitami w Kongu stwierdził, że papiestwo to służba dozgonna i nie zamierza rezygnować.

Parezję – prawo do swobodnej i nieograniczonej wypowiedzi – uważa za filar wolności. Na szczęście nie tylko swojej. Od dziesięciu lat żaden teolog nie został pozbawiony prawa do nauczania z powodu głoszonych tez.

Dziedzictwo Aparecidy

W 2020 r. oficjalny rocznik Stolicy Apostolskiej, „Annuario Pontificio”, ­odnotował ważną zmianę: używane od wieków papieskie tytuły – Wikariusz Jezusa Chrystusa, Następca Księcia Apostołów, Najwyższy Kapłan Kościoła Powszechnego, Prymas Włoch, Suweren Państwa Miasta Watykańskiego, Sługa Sług Bożych – zostały przeniesione do rubryki „Tytuły historyczne”. Franciszek zostawił dla siebie tylko jedną godność: biskupa Rzymu.

„Kiedy mnie wybrano, powiedziałem sobie: »OK, zmieniam diecezję z Buenos Aires na Rzym«. Było to dla mnie naturalne. Żadnej różnicy w zachowaniu, w zwyczajach, w tym, co robiłem jako biskup innej diecezji. Taka sama praca. Zmienia się tylko horyzont” – mówił dwa tygodnie temu w wywiadzie dla telewizji Canale 5.

To wiele tłumaczy.

Jest papieżem, który chciał pozostać biskupem. W dodatku południowoamerykańskim, realizującym założenia najważniejszego dla tamtych Kościołów dokumentu duszpasterskiego, uchwalonego w 2007 r. w Aparecidzie, przy znacznym wkładzie kard. Jorgego Bergolia. Kluczowe hasła pontyfikatu – opcja na rzecz ubogich, duchowość ludowa, nawrócenie misyjne i duszpasterskie, troska o stworzenie – zostały przejęte wprost z tego programu, w Europie mało znanego.

Nie czuje się głową państwa, a jedynie biskupem - bliskim i troskliwym pasterzem (nawet jeśli jego podwładni widzą w nim surowego, despotycznego i kapryśnego władcę) W pierwszych tygodniach pontyfikatu wymykał się wieczorami „na Rzym”, próbując choć po części żyć tak, jak w Buenos Aires, gdzie jeździł tramwajem, odwiedzał biedne dzielnice, gościł w domach przyjaciół. Ucieczek z Watykanu zaniechał, gdy uświadomiono mu, jakie problemy sprawia ludziom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo (opowiada o tym w wydanej przed miesiącem książce „Paura come dono”).


DZIESIĘĆ LAT FRANCISZKA

KS. ADAM BONIECKI: Papież Bergoglio – Franciszek jest do poprzednich niepodobny. Kłopoty z nim ma kuria rzymska, co jeszcze nie byłoby największym problemem. Ale kłopot z nim ma wielu katolików.


– Nie ma nawet paszportu watykańskiego, tylko wciąż argentyński – mówi Luigi Accattoli. – Nie lubi i nie ceni całej tej papieskiej państwowości. „Kościół wychodzący” nie znaczy jedynie „misyjny”. To Kościół wychodzący z odwiecznych ram, z dotychczasowego modelu funkcjonowania. Ale to tylko pomysł, za którym nie poszły żadne konkretne zmiany. Nie zlikwidował prerogatyw papieskich, nie zrezygnował z władzy doczesnej. Zmienił wizerunek papieża, nie papiestwo. Ta zmiana skończy się wraz z jego odejściem. Kolejny papież będzie miał swój własny, całkiem inny wizerunek.

Pontyfikat od nowa

Druga dekada Franciszka zaczyna się od ambitnych planów, zważywszy na wiek papieża (w grudniu skończył 86 lat) i stan zdrowia (problemy z kolanami zmuszają go do korzystania z wózka inwalidzkiego, przeszedł też poważną operację gastrologiczną). Po wyczerpującej podróży do Afryki, jaką odbył na początku lutego, zamierza jechać na Węgry, do Marsylii, Lizbony i Mongolii, być może także na Bałkany, do Libanu, Indii i krajów Oceanii. Do tego dwie jesienne sesje synodu biskupów (w 2023 i 2024 r.), podsumowujące debatę o sposobie funkcjonowania Kościoła, oraz Wielki Jubileusz 2025 r. I codzienna, równie wyczerpująca aktywność, której nie ogranicza, a wręcz zwiększa: minione dwa miesiące to wyjątkowo duża liczba audiencji i kilka ważnych decyzji restrukturyzujących diecezję rzymską.

Moi rozmówcy zwracają uwagę na jeszcze jeden czynnik, który wpływał na przebieg pierwszej dziesięciolatki Franciszka, a do tego był katalizatorem reakcji sprzeciwu wobec jego pontyfikatu – stałą obecność papieża emeryta. Benedykt XVI, rezygnując z urzędu, sam zadecydował o swoim dalszym statusie, miejscu zamieszkania i aktywności. Nowy papież został postawiony przed faktem dokonanym i od początku pozbawiony pełnej kontroli nad wydarzeniami w Watykanie i Kościele. Dotąd takiej sytuacji nie było. I nawet jeśli relacje pomiędzy dwoma papieżami w ciągu dziesięciu lat koabitacji wyglądały na ciepłe, sytuacja nie była normalna i prowadziła do różnych, większych lub mniejszych napięć.

Można powiedzieć, że teraz, po śmierci Benedykta XVI, pontyfikat Franciszka zaczyna się na nowo. Mało kto już liczy na wielkie zmiany. Ale kto wie. Tego papieża stać na wszystko. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2023