Svidercoschi o Franciszku: Papież, który podzielił Kościół

Gianfranco Svidercoschi, były wicedyrektor naczelny „L’Osservatore Romano”: Niektórzy mówią, że pontyfikat Franciszka dopiero teraz się zaczyna, bo do tej pory pozostawał w cieniu Benedykta.

09.03.2023

Czyta się kilka minut

Orędzie bożonarodzeniowe papieża Franciszka. Plac świętego Piotra, 25 grudnia 2022 r. /VATICAN MEDIA / IPA/SIPA/SIPA/East News /
Orędzie bożonarodzeniowe papieża Franciszka. Plac świętego Piotra, 25 grudnia 2022 r. /VATICAN MEDIA / IPA/SIPA/SIPA/East News /

EDWARD AUGUSTYN: Obserwował Pan, jako watykanista, siedem kolejnych pontyfikatów. Co jest dla Pana największym zaskoczeniem ostatnich dziesięciu lat pontyfikatu papieża Franciszka?

GIANFRANCO SVIDERCOSCHI: Chciałbym zwrócić uwagę na słowa, które papież Bergoglio często powtarzał, od początku swego pontyfikatu: Kościół musi być atrakcyjny, przyciągać uwagę, prowokować. Zawierają cały sens tego rewolucyjnego pontyfikatu. Franciszek czuje, że jest pilna potrzeba powrotu do życia Ewangelią, w sposób absolutnie wierny wobec tego źródła wiary, a to nieuchronnie wiąże się z destabilizacją, także na poziomie tej wiary. Do zmiany trzeba człowieka sprowokować, nikt nie zmienia się sam z siebie. Dlatego też każda zmiana budzi sprzeciw. Tak jest i w przypadku Franciszka. Jego dążenie do zmian automatycznie kończy się podziałem i tworzeniem się opozycji, zwłaszcza w kręgach konserwatywnych, ale też wśród osób prostej wiary, przyzwyczajonych do schematów, w jakich zostały wychowane, dla których religijność to przykazania, zasady, reguły. I oto papież próbuje im to zburzyć. Tymczasem z jego perspektywy to, za co go najbardziej krytykują, jest najlepsze dla budowy nowego Kościoła.

Jaki to Kościół?

Ten, który opisał w adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium”: głoszący Ewangelię wszystkim i wszędzie, w każdym miejscu, przy każdej okazji, bez lęku, bez oporów.

I co się z tego udało?

Niestety, dokładnie wtedy, gdy pontyfikat Franciszka powinien nabierać rozpędu, zaczął się usztywniać. Bo papież, zamiast cierpliwie stawiać czoła przeszkodom, które napotykał na swojej drodze, i pośredniczyć między różnymi stronami, między opozycjami, jakie zaczęły się pojawiać, zaczął absolutyzować swój cel, myśleć tylko o nim i o tym, że musi go za wszelką cenę osiągnąć.

Co to znaczy?

Choćby to, że papież zaczął na wszystko patrzeć z perspektywy peryferii, oczami biednych z Południa.

Może to dobrze? Kościół powinien myśleć przede wszystkim o ludziach najbardziej potrzebujących.

Jan Paweł II też tak mówił. Ale dodawał, że powinien być ponad wszelkimi systemami i ideologiami. Powiedział to w Meksyku. Tymczasem Franciszek stał się ideowo antyzachodni, antyeuropejski. Naruszył równowagę, jaką magisterium Kościoła budowało przez wieki. Coś się popsuło.

Idźmy dalej – Franciszek postawił na Chiny, akcentując opozycję wobec Stanów Zjednoczonych. To też typowe dla argentyńskiego papieża. Otworzył się na islam, zapominając o tych, którzy po Soborze Watykańskim II stali się bezpośrednimi partnerami Kościoła katolickiego, czyli o Żydach, naszych starszych braciach w wierze.


DEKADA Z PAPIEŻEM FRANCISZKIEM: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Te zmiany scenariusza widać dobrze w związku z wojną w Ukrainie. Początkowo papież bardziej myślał o Rosji, o dogadaniu się z Putinem, mniej o solidarności z narodem ukraińskim. To sprawiło, że Kościół stracił wiarygodność, bo wyglądało tak, jakby stanął po jednej stronie, nawet jeśli w ostatnim czasie stara się naprawić tę sytuację, wypowiadając się niemal wyłącznie na korzyść narodu ukraińskiego.

To spojrzenie na pontyfikat z perspektywy politycznej. Może na innych polach zmiany były bardziej korzystne?

Na pewno poświęca więcej miejsca kwestiom społecznym niż prawnym i doktrynalnym. Słusznie, choć dzieje się to ze szkodą dla tematów religijnych, duchowych. Większość wiernych ocenia tę zmianę negatywnie.

Nadał nowe znaczenie miłosierdziu, uznając je za wzorzec autentycznego życia chrześcijańskiego. Podjął ten temat po Janie Pawle II i we własny sposób go rozwinął. Ale też pozostawił w tej materii wiele problemów otwartych, bo jego wypowiedzi były niejednoznaczne. Na przykład w kwestii małżeństw rozwiedzionych, osób ponownie biorących ślub czy par homoseksualnych. Niby papież mówi to, co jest w katechizmie, ale robi to w taki sposób, że budzi wątpliwości i wywołuje zamieszanie.

Naprawdę nic mu nie wyszło?

Przeprowadził reformę kurii rzymskiej, o którą prosili go kardynałowie na konklawe. Choć ta reforma z pewnością nie zdoła wyeliminować zła, jakie wynika z rzymskiego centralizmu i klerykalizmu. Zmienił podejście do skandali seksualnego wykorzystywania nieletnich i nadużyć finansowych. Ale wiele reform, które rozpoczął, nie zostało dokończonych.

Krótko mówiąc, zostanie zapamiętany jako papież, który żył w pełni Ewangelią i próbował położyć fundamenty pod odnowę Kościoła. Ale właśnie z tego względu, z powodu sprzeciwu, jakie te próby wywoływały, w niezamierzony sposób pogłębił liczne kryzysy w świecie katolickim. Pontyfikat zaczął się od dobrych pomysłów, ale później stało się coś złego. Myślę o konsekwencjach, do których te pomysły doprowadziły.

Papież, który podzielił Kościół?

Z pewnością chciał go zreformować, ale zamiast tego głęboko go podzielił. Jest jednym z najbardziej kontestowanych i obrażanych papieży. Występują przeciwko niemu całe grupy biskupów, np. w Stanach Zjednoczonych. Są nawet książki kardynałów przeciwko papieżowi.

Mówi Pan o kard. Gerhardzie Müllerze, byłym prefekcie Kongregacji Nauki Wiary?

Tak. W swojej ostatniej książce atakuje bezceremonialnie papieża. Ale też pamiętajmy, jak papież go potraktował, wzywając pewnego dnia i mówiąc: „Słyszałem, że jesteś przeciwko mnie. Od jutra nie będziesz już szefem Świętego Oficjum”.

Więc mamy dwie strony konfliktu. Z powodu takiego postępowania papież nigdy nie był kochany w kurii i w środowiskach bliskich tym hierarchom.

Choć jest nadzieja, że podziały zostaną w najbliższej przyszłości załagodzone. Zbliża się synod biskupów, za dwa lata będzie wielki jubileusz. Pomóc może też koniec dziwnej koabitacji z papieżem emerytem. Niektórzy mówią, że pontyfikat Franciszka dopiero teraz się zaczyna, bo do tej pory pozostawał w cieniu Benedykta.

Myślałem, że papież Benedykt raczej łagodził podziały, niż je pogłębiał.

Sam fakt, że przez dziesięć lat w Watykanie, kilkaset kroków od urzędującego papieża, mieszkał papież emeryt, który ubierał się na biało i zachował tytuł Jego Świątobliwości, dodawał sił grupom, które odnosiły się do Benedykta, jak do prawdziwego papieża. To może nie była wina Ratzingera, ale chyba powinien poczekać na zdanie swego następcy, który zdecydowałby, gdzie emerytowany biskup Rzymu będzie mieszkać i jaki tytuł będzie mu przysługiwać. Być może powinien wysłuchać głosu kardynałów na konklawe, bo skoro oni powołują nowego papieża, wyznaczają go spośród siebie, to może powinni zdecydować, co z papieżem, który składa urząd?

Osobisty sekretarz Benedykta, abp Georg Gänswein, wygłosił w 2016 roku wykład na Uniwersytecie Gregoriańskim. Powiedział w nim, że choć jest jeden papież, to magisterium się rozszerzyło, bo jest papież czynny i papież kontemplacyjny. To spowodowało duże zamieszanie. To stworzyło wiele problemów. Franciszek i Benedykt ciągle byli sobie przeciwstawiani. Widać to choćby w konflikcie o Mszę łacińską. Benedykt XVI wydobył ją po latach na światło dzienne, a Franciszek decyzję swojego poprzednika całkowicie unieważnił.

W czym widzi Pan największą zmianę pomiędzy ich pontyfikatami?

Na pewno skończył się europejski monopol w papiestwie. Podobnie jak zachodni wzór dla katolicyzmu. Otwarcie na inne kraje, zwłaszcza na Amerykę Łacińską, było dobre. Wniosło do Kościoła wiele nowego: położenie akcentu na duszpasterstwo, na ubogich, na ochronę stworzenia. Choć widzimy, że nie tylko katolicyzm, ale i całe chrześcijaństwo przesunęło się na Południe, więc to nie do końca musi być zasługą papieża Franciszka. A w Europie pustoszeją wszystkie świątynie, nie tylko katolickie.

Ale dla katolicyzmu to cios szczególny, bo przez wieki był nierozerwalnie związany z Europą.

Europa była jego fundamentem. Bez niej trudno będzie mu się rozwijać na Południu, gdzie narażony jest na ataki sekt protestanckich czy islamu. To główny problem Kościoła – jak mówić o Bogu w Europie, w społeczeństwie, które Boga nie potrzebuje i go wyklucza. Nie można koncentrować się tylko na Południu. Kościół musi odzyskać równowagę misji ewangelizacyjnej, której w ostatnich latach coraz bardziej mu brakowało.

Czy jest na to szansa jeszcze za tego pontyfikatu?

Nawet katolicy mocno stojący przy papieżu Franciszku nie ukrywają, że Kościół jest podzielony. Taka sytuacja nie może się przedłużać. Trzeba znaleźć sposób na odzyskanie jedności, bo bez tego nie da się przeprowadzić żadnych reform. Ale obawiam się, że Kościół będzie coraz bardziej tracił wiarygodność. A jej teraz najbardziej potrzebuje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej