Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Proponuję zatem rozszerzyć krąg debatujących. Proponuję do debaty włączyć ludzi mądrych, którzy na pewno nam odpowiedzą, jeżeli postawimy właściwe pytania i jeżeli wykażemy odrobinę dobrej woli. Osobiście na przykład toczę takie debaty, a wśród moich interlokutorów są Monteskiusz i Henryk Krzeczkowski, Pascal i Paweł Hertz, Hannah Arendt i George Orwell. Nie musi to jednak być tylko debata prywatna.
Weźmy na przykład taką Unię Europejską i toczący się w Polsce - na poziomie dziecinnym - spór o konstytucję unijną. Czy nie warto by się zastanowić, co ma na ten temat do powiedzenia Carl Schmitt (przecież wybitny nie tylko myśliciel polityczny, ale przede wszystkim prawnik konstytucjonalista), a co by na temat federacyjnego lub scentralizowanego charakteru jednoczącej się Europy powiedział Tocqueville. Słowo daję, że wolę zastanowić się wspólnie z nimi, niż z... - może nie będę wymieniał nazwisk polskich publicystów, bo to w końcu mamy święto zmarłych, a nie żywych.
Rzecz polega więc na tym, czy historię myśli politycznej, historię idei traktujemy jako historię żywą, czy ze zmarłymi potrafimy rozmawiać tak jakby obok nas siedzieli, czy też wszystko to jest tylko akademicką rozrywką, a my jesteśmy skazani na nieustanne odkrywanie Ameryki na nowo. Ponieważ jest to mój zawód, to z całym przekonaniem twierdzę, że wolę zmarłych od żywych, a co najmniej pośród zmarłych jest znacznie więcej ciekawych rozmówców niż pośród żywych. Nie jest to wyraz mizantropii, tylko realizmu oraz tego, że ludzie, o których poglądach piszę i o których mówię w trakcie wykładów i seminariów, zebrali tak ogromne intelektualne doświadczenie, że współcześni bardzo rzadko im do pięt dorastają, a już zupełnie wyjątkowo są im równi. To nie jest w najmniejszym stopniu oskarżenie współczesności, tylko prosta obserwacja wynikająca z tego, że przez ostatnie dwadzieścia pięć stuleci ludzie wymyślili znacznie więcej niż w ostatnich kilku latach czy nawet w ostatniej dekadzie. Musimy tylko umieć z nimi rozmawiać.
Kiedy czytam teksty nie tylko polskie, ale i zagraniczne, na przykład sławne ostatnio teksty Roberta Kagana czy Jürgena Habermasa, to mam wrażenie, że jednak tym pisarzom, jak i wielu innym, nie bardzo chce się rozmawiać ze zmarłymi, czasem tylko - jak Kagan Hobbesa i Kanta - niecnie wykorzystują ich do swoich celów. John Stuart Mill czy Isaiah Berlin są traktowani jak przedmioty, a nie jak podmioty rozmowy, dyskutujemy o Millu, a nie z Millem.
Taka postawa jest nie tylko błędna i mało skuteczna z punktu widzenia akademickich sukcesów, ale także powoduje, że i my o sobie zaczynamy myśleć nie jako o duchach postępujących w ślad za tymi, których już wśród nas nie ma, lecz jak o żyjących tu i teraz, na krótko i bez większego sensu. Ja jednak tak nie chcę. Odkładam więc gazetę i sięgam po “Powstanie narodu polskiego" Maurycego Mochnackiego, ponieważ ostatnio o powstaniu narodu polskiego coraz częściej myślę, więc warto pogadać z ekspertem.