Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6, 37-38) – niedawna liturgia przypomniała te słowa Pana Jezusa. Ich pierwszy odbiór może w nas zrodzić szereg wątpliwości: czy nie są one odbiciem kupiecko-magicznej logiki, oddanej dawną łacińską maksymą do ut des („daję, żebyś dał”)? Czy nie promują one postaw wprost interesownych? I jaki obraz Boga one sugerują? Czy Pan rzeczywiście gotów jest nam dać cokolwiek jedynie wtedy, gdy my damy najpierw? Czy nam nie wybacza, jeśli nie wybaczymy? Czy nie jest tak, że Jego wybaczenie jest pierwsze? Uprzednie nawet wobec najpierwszej naszej myśli o nawróceniu? Czy nie umarł za nas, gdy wszyscy byliśmy jeszcze grzesznikami? Jak więc rozumieć przytoczone zdania?
Myślę, że – dokładnie przeciwnie do zaprezentowanych obaw – są one zachętą do hojności. Bezinteresownej. I pełnej ufności. Są zaproszeniem do takiej postawy zaprezentowanej przykładowo przez wdowę z Sarepty Sydońskiej (zob. 1 Krl 17). Oto wyszła zbierać chrust, by przygotować sobie i swojemu synowi ostatni w życiu posiłek – po miesiącach suszy i głodu nie zostało jej już nic: odrobina mąki w dzbanie i resztki oliwy w baryłce. W sam raz tyle, by zrobić po małym podpłomyku dla niej i dziecka. Naraz staje przed nią Eliasz, i mówi jej: „Daj mi jeść!”. Co więcej, słysząc, w jakiej znajdują się sytuacji, nie tylko nie rezygnuje ze swej prośby, ale domaga się, by jemu zrobiła podpłomyk najpierw. To już nie jest prośba o kawałek chleba; to prośba o podzielenie się życiem. Kobieta odchodzi do domu, i za chwilę wraca z podpłomykiem dla proroka. Czy to szaleństwo? Tak. Szaleństwo zaufania Bogu. Szaleństwo zaufania miłości. Znamy dalszy ciąg tej historii: zarówno dzban mąki, jak i baryłka oliwy nie wyczerpały się aż do ustania suszy. Jej ufność nie zawiodła. Bóg odwzajemnił dar życia. Taką samą miarą, a nawet większą: dobrą, ubitą, utrzęsioną, wypełnioną po brzegi.
To samo doświadczenie opisuje Ewangelia (zob. Mk 12). W tłumie nawiedzających świątynię Jezus dostrzega ubogą wdowę. Podchodzi ona do skarbony i wrzuca na ofiarę „dwa pieniążki, czyli jeden grosz”. Wrzuciła wszystko – całe swoje utrzymanie (dosł. całe swoje życie). Nie znamy dalszych losów tej kobiety. Za co kupiła sobie posiłek następnego dnia? Co rozumiemy z jej ofiary? Z jej wiary? Zaufania? Miłości do Boga? Miłości, która idzie na całość – absolutnie wolna od merkantylnego wyrachowania „daję, żebyś dał”. To miłość, która nie stawia warunków, nie negocjuje układów, nie szuka zabezpieczeń. Niczego nie żąda w zamian. Tą miłością nie kupujemy miłości Boga. My ją od Niego otrzymujemy. Od Niego też – objawionego w Jezusie Chrystusie – uczymy się ją przeżywać. ©