Daleko od kamer

Oto największy kryzys humanitarny Afryki. W regionie jeziora Czad pilnej pomocy potrzebuje 11 milionów ludzi. 515 tysiącom dzieci zagraża głód.

13.02.2017

Czyta się kilka minut

Po ewakuacji z należących do Nigru wysp na jeziorze Czad, w oczekiwaniu na pomoc Czerwonego Krzyża, maj 2015 r. / Fot. Issouf Sanogo / AFP / EAST NEWS
Po ewakuacji z należących do Nigru wysp na jeziorze Czad, w oczekiwaniu na pomoc Czerwonego Krzyża, maj 2015 r. / Fot. Issouf Sanogo / AFP / EAST NEWS

Tego dramatu nie pokazują telewizje. Dzieje się daleko od Europy, w regionie trudno dostępnym dla dziennikarzy. Jego ofiary nie mają kont na Twitterze; nie publikują zdjęć i filmów z apelami o pomoc. Brakuje hasła, które, jak syryjskie „Aleppo”, stałoby się symbolem, drażniło sumienia. W tle nie ma nawet geopolityki – ani Trump, ani Putin nie rozgrywają tu swoich interesów.

Tymczasem nad jeziorem Czad, na pograniczu Sahary i suchego buszu, od kilku lat rozgrywa się kryzys, który wpłynął już na życie 17 mln ludzi – mieszkańców północno-wschodniej Nigerii, zachodniego Czadu, południowo-wschodniego Nigru oraz kameruńskiego regionu Daleka Północ. Skupił on największe problemy Sahelu; wybuchł nie tylko za sprawą regionalnej wojny, ale i nagłego wzrostu populacji, zmian pogodowych i klimatycznych, które paraliżują miejscową gospodarkę. Dotknął najbiedniejsze państwa świata – i ludzi, którzy, jeszcze zanim się zaczął, żyli za równowartość dolara dziennie.


Teraz pomocy potrzebuje tu 10,7 mln osób. Pół miliona dzieci jest zagrożonych głodem.  Świadkowie tego kryzysu oraz urzędnicy ONZ mówią „Tygodnikowi”: rok 2017 będzie decydujący. Jeśli za kilka tygodni, podczas konferencji w Oslo, nie uda się zebrać 1,5 mld dolarów na pomoc regionowi jeziora Czad, może dojść do tragedii na niewyobrażalną skalę.

Czas terroru

Jedyny szerzej znany fragment tej historii dotyczy rebelii islamistów z Boko Haram, która w północno-wschodniej Nigerii trwa już ósmy rok. Podjęta przez tę organizację (kojarzoną głównie z porwaniem w 2014 r. grupy 276 uczennic z miasteczka Chibok) próba ustanowienia kalifatu kosztowała do tej pory życie ok. 20 tys. ludzi, a ok. 2,6 mln zmusiła do ucieczki z domów. Około 200 tys. z nich przekroczyło międzynarodowe granice i zostało uchodźcami. Napady i porwania dla okupu, przymusowa rekrutacja chłopców, wykorzystywanie seksualne dziewcząt oraz szkolenie dzieci do roli zamachowców samobójców – stały się znakami rozpoznawczymi Boko Haram.

Nad jeziorem Czad rebelianci praktycznie zlikwidowali granice państwowe – celem ich zamachów były też pograniczne tereny Czadu, Nigru i Kamerunu. W 2013 r. Nigeria wprowadziła stan wyjątkowy w trzech północno-wschodnich prowincjach. Ale Boko Haram jeszcze przez następne trzy lata wygrywało tę wojnę. Do momentu, gdy popełniło strategiczny błąd.

3 stycznia 2015 r., o świcie, bojownicy najechali kwaterę główną Multinational Joint Task Force – wspólnych oddziałów Nigerii, Nigru, Czadu i Kamerunu – w miejscowości Baga, po nigeryjskiej stronie jeziora Czad. Żołnierzom oraz cywilom, którzy w tym czasie modlili się już w meczecie, udało się odeprzeć pierwszy atak. Jednak kiedy Boko Haram wróciło, uzbrojeni głównie w maczety mieszkańcy nie mieli szans. Półtora tysiąca uciekło w stronę jeziora, bojownicy strzelali do nich jeszcze, gdy byli na łodziach. Potem spalili miasteczko. Do dziś nie wiadomo, ile osób zginęło tamtego dnia w Badze. Niektóre doniesienia mówiły nawet o 2 tys. ofiar. Niedługo później Zachód uznał Boho Haram za najgroźniejszą organizację terrorystyczną świata.

Ale styczniowy rajd miał i inne konsekwencje: dowództwo MJTF przeniesiono do Ndżameny w Czadzie, zwiększono liczbę żołnierzy, rozszerzono mandat oddziałów. W kolejnych miesiącach Nigeryjczycy i ich sąsiedzi odbili większość terytorium zajętego wcześniej przez dżihadystów.

Historie nieopowiedziane

Brytyjka Ashley Hamer odwiedziła ten region pod koniec ubiegłego roku, jako jedna z niewielu zachodnich dziennikarzy.

Dziś opowiada: – Czad to była droga przez mękę, chaos na każdym poziomie. Nieopłacane wojsko i policja, pozamykane urzędy oraz gospodarka w stanie upadku. Jeszcze w styczniu nie działały tu szkoły. Wszystko podporządkowano operacjom wojskowym przeciw Boko Haram. Nikt jednak nie wie, z jakim kosztem wiązały się one dla cywilów. A czadyjska armia nie ma pod tym względem najlepszej reputacji.
Hamer, która wcześniej relacjonowała dla światowych mediów m.in. epidemię wirusa ebola w zachodniej Afryce oraz konflikt w Sudanie Południowym, mówi, że dramat nad jeziorem Czad różni się od tamtych – nie tylko skalą, ale i trudnością w jego opisie.

– Dla ludzi na Zachodzie jest to po prostu kolejny kryzys w środkowej Afryce. Trudno go pokazać w mediach. Jak dotrzeć do świadków, gdy wiele miejsc jest otoczonych wojskowym kordonem? W pobliżu samego jeziora są miejsca, gdzie uciekający z Nigerii i Nigru uchodźcy poddawani są sprawdzeniu. W jednym z takich obozów do niedawna przetrzymywano około setki dzieci. Nie ma do nich dostępu, nie można dotrzeć z pomocą – mówi dziennikarka.

Tysiące ludzi utknęło w strefach zmilitaryzowanych. Inni zdani są na pomoc ze strony miejscowej ludności: – Ta wspiera ich tak, jak może, zwykle o wiele skuteczniej niż rząd Czadu. Ich przyszłość jest niepewna. Wszystkim pozostaje czekanie – dodaje Hamer.

„Uchodźcy przybywają do nas od roku – opowiadał jej przywódca jednej z wiosek po czadyjskiej stronie jeziora, który jednocześnie nadzoruje wydawanie subwencji Światowego Programu Żywnościowego (wynoszą równowartość 10 dolarów na miesiąc). – Jest ich już więcej niż mieszkańców wioski. Jesteśmy rybakami. Ale w wodach nie ma wystarczającej ilości ryb, aby ich wszystkich wykarmić.”

Widmo głodu

Dziś rebelia Boko Haram powoli dogasa. Bojowników podzielił nowy dowódca, Abu Musab al-Barnawi – ma on poparcie tzw. Państwa Islamskiego (któremu Boko Haram przyrzekło lojalność), lecz wielu członków pozostaje wiernych jemu poprzednikowi, Abubakarowi Shekau. Nigeryjska armia zapędziła dżihadystów z powrotem na wyżynne sawanny przy granicy z Kamerunem. Brakuje im pieniędzy. Według ogłoszonego 9 lutego raportu Rady Bezpieczeństwa ONZ celem wielu operacji Boko Haram jest dziś już tylko zdobycie wyżywienia. Nasiliły się dezercje.

Jednak obecność Boko Haram wciąż paraliżuje region. W miniony wtorek nigeryjscy żołnierze zastrzelili nastolatkę, która próbowała dokonać zamachu w Maiduguri (jej koleżanka została aresztowana). Młoda zamachowczyni samobójczyni stała także za atakiem na miejscowy uniwersytet, w którym 16 stycznia zginęły trzy osoby, a kilkanaście zostało rannych. Dzień później nigeryjski samolot omyłkowo zbombardował obóz dla tzw. uchodźców wewnętrznych w miejscowości Rann – zginęło co najmniej 112 osób, w tym pracownicy Nigeryjskiego Czerwonego Krzyża; ponad 100 zostało rannych.

Kilka dni temu prezydent Kamerunu ogłosił rozpoczęcie operacji „Gama Aiki II” – wielkiej ofensywy w rejonie jeziora Czad, która ma zadać ostateczny cios Boko Haram. Jednak wielu spośród miliona uchodźców, którzy powrócili w swoje okolice po ostatnich wygranych armii rządowych, w obawie przed grupami dżihadystów najeżdżającymi wsie pozostaje w większych miejscowościach. Targi nadal są zamknięte z uwagi na ryzyko zamachu. Ceny żywności i benzyny idą wciąż w górę. Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) ostrzegła w minionym tygodniu, że latem kryzys głodowy może zagrozić 120 tys. Nigeryjczyków.

Wszystko zależy od wody

Rebelia dżihadystów to jednak tylko część problemów, które składają się na największy kryzys humanitarny w Afryce.

– Problemy regionu jeziora Czad są starsze od Boko Haram – mówi „Tygodnikowi” Ivo Brandau z Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) w Dakarze. – Rebelia przyspieszyła wydarzenia, ale grunt pod obecną sytuację stworzyły zjawiska znane od lat: zmiana klimatu, zastój gospodarczy oraz skrajne ubóstwo. Nawet radykalizacja postaw ma swoje źródło w biedzie.

Od tysięcy lat jezioro było jednym z największych centrów Afryki – miejscem wymiany towarów i kontaktów między środkową i północną częścią kontynentu. Człowiek żył tu razem z wodą – jego pomyślność była uzależniona od jej stanu. Ten zaś zmieniał się nieustannie. 50 tys. lat temu jezioro Czad zajmowało powierzchnię 2 mln kilometrów kwadratowych. 20 tys. lat temu zniknęło z powierzchni ziemi. 2 tys. lat temu zamieniło się w prawdziwe morze śródlądowe Afryki, z piaszczystymi plażami.

Świadkiem kolejnego kurczenia się jeziora był, pod koniec XIX w., sam Winston Churchill, który podróżował przez te tereny w drodze na wojnę z derwiszami z Sudanu.

Jeszcze niedawno wędzone i suszone ryby trafiały nawet setki kilometrów stąd, na place targowe Lagos, a z ich połowu utrzymywało się ok. 10 mln ludzi. Ta epoka się właśnie kończy. Na skutek intensywnej eksploatacji oraz zmian klimatycznych jezioro Czad wysycha. Dziś zajmuje ledwie jedną dwudziestą terytorium, które zajmowało w latach 60. XX w. Nigdy w historii jezioro nie zmieniło się tak szybko. Sytuację pogarszały kolejne wielkie susze – w 1973, 1984 i 2008 r.

Na miejsce wody wkracza więc pustynia. Jezioro Czad to dziś właściwie wiele jezior, oddzielonych od siebie wyspami i hałdami mokrego piasku. Szacunkowy koszt projektów, które pozwoliłyby uratować jezioro, wynosi 50 mld dolarów. Francuska minister ekologii i zrównoważonego rozwoju Ségolène Royal obiecała w styczniu w Ndżamenie milion euro na zalesienie ok. 4 tys. hektarów wokół jeziora.

Projekt pomoc

Fode Ndiaye jest tzw. koordynatorem humanitarnym. Ze swojego biura w Niamey, stolicy Nigru, kontroluje dostarczanie pomocy międzynarodowej w tym najuboższym państwie świata.

„Tygodnikowi” mówi o lokalnych skutkach kryzysu w regionie: – Połowa z 18 mln mieszkańców kraju żyje w ubóstwie. Przyrost naturalny wynosi 3,9 proc; oznacza to, że statystycznie liczba ludności podwaja się co ok. 20 lat. To warunki „zastane”. Sytuacja nad jeziorem Czad jeszcze bardziej je pogorszyła. Do regionu Diffa, graniczącego z Nigerią i liczącego pół miliona mieszkańców, przybyło 300 tys. uchodźców.

Ndiaye dodaje: – W przeszłości jezioro Czad było główną siłą napędową gospodarki całego regionu. Teraz, również w związku z tym, że zajmuje jedynie 10 proc. swojej niedawnej powierzchni, dochodzi do reakcji łańcuchowej: wyhamowuje cały region. Miejscowa ludność nie ma dostępu do zasobów.

Sytuację pogarszają operacje wojskowe, prowadzone przez armię przeciwko oddziałom Boko Haram. Ndiaye z niepokojem patrzy na kryzys gospodarczy w samej Nigerii – recesję i wysoką inflację. Gdyby w tym najludniejszym państwie Afryki doszło do zapaści, zapłaciłby za nią również Niger.

– Nasza szansa to zrównoważony rozwój – mówi Ndiaye. – Krok po kroku: najpierw bezpieczeństwo, potem przestrzeń dla aktywności gospodarczej, rozwój rolnictwa, rybołówstwa. Na końcu – integracja społeczna.

Przez kilka ostatnich minut rozmowy Ndiaye wylicza projekty, w których uczestniczy jego biuro: dożywianie uchodźców z Nigerii, odnowa ekosystemu jeziora Czad w ramach specjalnej komisji międzynarodowej, Narodowy Program Żywieniowy, plany irygacji pól, dostarczanie know-how rolnikom, subsydia do zakupów lepszej jakości zbóż, projekty rewitalizacji terenów, na których wcześniej prowadzono rabunkową gospodarkę surowcami…

Decydujący moment

Podobnie jest w pozostałych krajach sąsiadujących z Nigerią. Wyliczać można by bez końca. W Kamerunie schroniło się ok. 86 tys. uchodźców z Nigerii. 59 tys. z nich żyje w obozie Minawao, który zaprojektowano dla trzykrotnie mniejszej liczby osób. W regionie Lac (Czad) pracuje tylko dziesięciu lekarzy. 90 proc. dzieci poniżej 17. roku życia nie chodzi do szkoły. Dzieci stanowią 60 proc. uchodźców. Wiele wspólnot, oskarżanych o sympatyzowanie z Boko Haram, spotyka ostracyzm.

Ivo Brandau z biura OCHA w Dakarze: – Jesteśmy w kluczowym momencie. W drugiej połowie 2016 r. potrzeby humanitarne znacznie wzrosły, a nasze możliwości okazały się niewystarczające. Można powiedzieć, że przez ostatnie miesiące „goniliśmy kryzys”. Mamy nadzieję, że jeśli uda się zrealizować przygotowany na ten rok plan, będziemy w stanie opanować sytuację.

Plan ten wymaga jednak 1,5 mld dolarów. To suma, o której pozyskanie wśród bogatszych krajów Zachodu ONZ i kraje regionu będą walczyć podczas rozpoczynającej się 24 lutego konferencji w Oslo. Nie będzie łatwo: w poprzednim roku udało się zebrać tylko połowę z potrzebnych 532 mln dolarów. Co gorsza, administracja Donalda Trumpa zapowiada ograniczenie amerykańskiego wkładu w budżet ONZ.
– Sytuacja humanitarna na świecie jest dziś najgorsza od II wojny światowej. Kryzys nad jeziorem Czad jest tylko jednym z tych, które lekceważono od początku. Do tej pory Stany Zjednoczone były jednym z głównych darczyńców pomocy humanitarnej. Możemy mieć tylko nadzieję, że to zaangażowanie będzie w najbliższym czasie utrzymane – mówi Brandau.

Droga na Północ

Ostatni odcinek tej historii na szczęście się nie wydarzył. Jeszcze.

Okolice jeziora Czad oraz tereny położone na zachód od niego są od kilkunastu lat początkowym punktem szlaków migracyjnych, które, śladami dawnych dróg karawanowych, wiodą przez Saharę na północ, w stronę libijskich wybrzeży Morza Śródziemnego. Choć zdaniem Fode Ndiayego władze Nigru zwiększyły w ostatnich tygodniach kontrole wojskowe w Agadezie, saharyjskim mieście, gdzie rozchodzą się szlaki do Tunezji i Libii, statystyki UNHCR od miesięcy odnotowują nową prawidłowość: wśród przemieszczających się przez pustynię przybywa Nigeryjczyków.

Pod koniec 2016 r. obywatele tego kraju stali się największą grupą wśród migrantów przeprawiających się przez Morze Śródziemne („wyprzedzając” Erytrejczyków). Szlak wiodący na północ przez Niger (przez który w 2016 r. przeszło ok. 300 tys. ludzi) i Libię został już „sprywatyzowany” przez współpracujące ze sobą nigeryjskie i libijskie gangi szmuglerów. Podróż przez pustynię, już wcześniej ryzykowna i droga, jest już dzisiaj praktycznie niemożliwa

Pierwszymi ofiarami szmuglerów zostały, jak to często w podobnych sytuacjach, kobiety. Dane organizacji zajmujących się badaniem zjawiska handlu ludźmi nie pozostawiają wątpliwości: W 2016 r., jeszcze zanim wsiadły na łódź wiozącą ich do Europy, prawie 9 tys. Nigeryjek miało de facto status niewolnic. 80 proc. z tych, które dotarły do Włoch, to ofiary handlu ludźmi, nierzadko także w Europie trafiające w szpony przestępców.

Ivo Brandau: – Od wybuchu konfliktu do masowej migracji prowadzi czasem okrężna droga. W Afryce Subsaharyjskiej liczba migrantów przemierzających Saharę wzrasta z roku na rok. To stały trend, powiązany ze zmianą klimatu, skrajnym ubóstwem i demografią regionu. Kiedy wybucha konflikt, ludzie, jeśli tylko mogą, wolą zostać, niż porzucać swój kraj. Do migracji pchają ich skutki wojny: zamknięte targowiska, wzrost cen, brak dostępu do pól.

Nie wszyscy jednak byliby w stanie ruszyć na północ.

Ashley Hamer: – Aby wyruszyć w podróż, musisz najpierw wyleczyć się z ran. Potem zapłacić przemytnikom. Wszyscy ludzie, których spotkałam w Czadzie, byli uchodźcami. Żaden z nich nie miał przy sobie pieniędzy. Byli szczęśliwi, jeśli tylko udało im się dostać do większej miejscowości lub stolicy.
Nad jeziorem Czad potwierdza się niestety uniwesralna reguła: ludzie, których potrzeby są największe, najczęściej nie mają przy sobie ani grosza. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2017