Nigeria: Polowania na dzieci

Prawie tysiąc ludzi uprowadzili w marcu handlarze „żywym towarem” z Nigerii, by wziąć za nich sowity okup. Głównym celem porywaczy są dzieci.
w cyklu STRONA ŚWIATA

22.03.2024

Czyta się kilka minut

Rodzice porwanych dzieci ze szkoły w Kuridze w  stanie Kaduna w północno-zachodniej Nigerii. 9 marca 2024 r. / Fot. Sunday Alamba / AP / East News
Rodzice porwanych dzieci ze szkoły w Kuridze w stanie Kaduna w północno-zachodniej Nigerii. 9 marca 2024 r. / Fot. Sunday Alamba / AP / East News

Marcowy sezon polowań

Polowania na zakładników zaczęły się od napaści kilkudziesięcioosobowego motocyklowego gangu na szkołę i bursę w miasteczku Kuriga, położonym pośród sawann i lasów w stanie Kaduna w północno-zachodniej Nigerii. Ta część kraju, z powodu panujących tam bezprawia i przemocy, nazywana jest w Nigerii „Dzikim Zachodem”.

W czwartek, 7 marca, gdy uczniowie i nauczyciele z Kurigi szykowali się do rozpoczęcia lekcji, położona na dalekim przedmieściu szkoła została zaatakowana przez umundurowanych napastników z karabinami i maczetami. Strzelając na postrach w powietrze, wypędzili uczniów i nauczycieli z klas i pognali drogą w stronę lasu. Wzięli do niewoli prawie 300 zakładników, z których ponad jedną trzecią stanowiły małe dzieci, poniżej 12. roku życia. Cały napad trwał najwyżej kwadrans. Ale wojsko, wezwane na pomoc przez władze miasteczka, przybyło dopiero nazajutrz, kiedy porywacze wraz z łupem byli już daleko.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

Kilka dni później zadzwonili do Jibrila Gwadabe, przedstawiciela rodowej starszyzny z Kurigi. Zapowiedzieli, że uwolnią zakładników, jeśli otrzymają za nich miliard naira okupu. Miliard naira to ponad 600 tysięcy dolarów. Porywacze zagrozili, że jeśli do końca marca nie otrzymają pieniędzy, pozabijają wszystkich zakładników. Prezydent Nigerii Bola Tinubu odparł na to, że nie zapłaci im ani grosza, a jego żołnierze uwolnią jeńców i surowo ukarzą ich prześladowców.

W ciągu kilku kolejnych dni motocyklowe gangi handlarzy „żywym towarem” napadły na kilka innych szkół i wiosek w stanach Kaduna oraz Sokoto i wzięły do niewoli prawie dwustu kolejnych zakładników (kilkunastu zostało w następnych dniach uwolnionych przez żołnierzy).

Prawie pół tysiąca kobiet i dzieci zostało uprowadzonych w marcu także w stanie Borno, położonym na północnym wschodzie, na brzegach wysychającego jeziora Czad. To matecznik nigeryjskich dżihadystów ze zbrojnego ugrupowania Boko Haram, które od kilkunastu lat toczy nad jeziorem świętą wojnę przeciwko armiom Nigerii, Nigru i Kamerunu. W potyczkach zbrojnych, zamachach bombowych, operacjach pacyfikacyjnych i pogromach w Borno, a także sąsiednich stanach Yobe i Adamawa zginęło już prawie 40 tys. ludzi, a ponad 2 miliony straciło dach nad głową.

Ostatnio wojna na brzegach jeziora przycichła, dżihadyści wykrwawili się w bratobójczych sporach i walkach (w 2021 r. zginął m.in. sławny z okrucieństwa emir Boko Haram Abubakar Shekau), a wojsko spędziło wieśniaków (żeby zapewnić im bezpieczeństwo, ale też żeby odciąć partyzantów od wszelkiego wsparcia) do strzeżonych przez żołnierzy ogromnych uchodźczych obozów. W obozach jest może i bezpiecznie, ale bieda aż piszczy, a kobiety i dzieci wypuszczają się na okoliczne pola i do lasów w poszukiwaniu żywności i drewna na opał. Podczas takich właśnie wypraw wpadają do niewoli dżihadystów.

Dziewczęta z Chibok

Przed dziesięcioma laty partyzanci z Boko Haram dokonali najgłośniejszego porwania, uprowadzając uczennice ze szkoły z bursą w miasteczku Chibok w stanie Borno. Dżihadyści wzięli wówczas do niewoli 276 uczennic, które zabrali do obozowisk w lesie Sambisa, porastającym pogranicze między Nigerią i Kamerunem. Zamierzali rozdzielić je między sobą jako żony i wcielić do swoich oddziałów.

Porwanie dziewcząt z Chiboku poruszyło cały świat. Przywódcy Zachodu i Wschodu, Południa i Północy wyrażali swoje oburzenie i współczucie, domagali się uwolnienia zakładniczek i ukarania złoczyńców. Część uczennic została uwolniona, gdy pod presją świata władze Nigerii zostały zmuszone do ustępstw wobec porywaczy. Kilku zakładniczkom udało się uciec z niewoli, kilka w niej zginęło, a niektóre przystały do partyzantów. Do dziś nieznane pozostają losy prawie setki porwanych dziewcząt z Chiboku.

Cztery lata później partyzanci z Boko Haram dokonali kolejnego zuchwałego napadu i uprowadzili kolejnych 110 uczennic, tym razem ze szkoły w Dapchi w stanie Yobe. Pięć zakładniczek zginęło, ale pozostałe odzyskały wolność, gdy zapłacono za nie okup.

Rozgłos i zyski czerpane przez dżihadystów z najazdów na szkoły i porywania dzieci dla okupu zachęciły innych i od kilku lat handlarze „żywym towarem” stali się prawdziwą plagą na północnym zachodzie Nigerii.

Wschód-zachód, północ-południe

Choć nieraz próbowali, dżihadystom znad jeziora Czad, z północnego wschodu, nie udało się przenieść zbrojnego powstania także na północny zachód. Ale ich niektóre metody walki przyjęli szefowie tamtejszych przestępczych gangów, niechętnych świętej wojnie, za to toczących własne, sąsiedzkie.

Ogromna większość z nich wywodzi się z Fulanów, jednego z najliczniejszych ludów zachodniej Afryki, dawnych pasterzy koczowników żyjących na ziemiach rozciągających się od dzisiejszych Mauretanii i Senegalu po Nigerię i Kamerun, a nawet Sudan.

Gwałtowny w ostatnich dziesięcioleciach boom demograficzny w całej Afryce, urbanizacja i industrializacja, a także zmiany klimatu, których skutkiem stały się m.in. południowa ekspansja Sahary i coraz częstsze, dłuższe i dokuczliwsze susze, sprawiły, że pasterze i rolnicy, żyjący niegdyś w zgodzie, stali się rywalami w walce o ziemię i wodę. Nie tylko w Nigerii, ale na całym kontynencie.

Rolnicy uskarżają się, że pasterze wypasają swoje stada na ich polach, pasterze – że rolnicy zajmują pastwiska i nie dopuszczają do wodopojów. Kiedyś ich spory rozstrzygały sądy i wioskowe starszyzny. Ostatnio role obrońców i strażników przejmują szefowie zbrojnych band, do których coraz liczniej i chętniej zaciągają się młodzi. Porzucają oni zarówno rolnictwo, jak i pasterstwo, gdyż nie dają one nadziei nie tylko na lepsze życie, co po prostu na utrzymanie.

Na północnym zachodzie, w stanach Sokoto, Kebbi, Zamfara, Katsina, Kano czy Kadunie, spory między pasterzami i rolnikami nakładają się na podziały etniczne. Pasterzami są Fulanie, a ziemię uprawiają Hausańczycy. To tam, na nigeryjskim „Dzikim Zachodzie” działają zbrojne bandy samozwańczych Robin Hoodów.

Najkrwawszą jednak, pogromową postać, waśnie rolników i pasterzy przybierają w tzw. Pasie Środkowym, stanach Plateau, Benue, Nassarawa czy Niger, rolniczych zagłębiach Nigerii, gdzie na konflikt o ziemię i wodę nakładają się podziały religijne. Pasterze są wyznawcami islamu, a tutejsi rolnicy to chrześcijanie.

Nigeria, najludniejszy, ponad 200-milionowy kraj Afryki, składa się bowiem z muzułmańskiej północy i chrześcijańskiego południa, które gdyby nie stały się brytyjskimi koloniami, nigdy zapewne nie zrosłyby się w jedno państwo. Konflikty między muzułmanami i chrześcijanami nieraz groziły rozpadem kraju.

Wojny biedaków

W zeszłym roku władze Nigerii podały, że działalność zbrojnych band i handlarzy „żywym towarem” zagraża czternastu z 36 stanów kraju, a w najgorszej sytuacji znajdują się stany północnego zachodu – Zamfara, Sokoto, Kebbi, Katsina i Kaduna.

Zbrojne bandy, występując w roli obrońców fulańskich pasterzy, nie tylko napadają na wioski i szkoły, by porywać tysiącami ludzi dla okupu (w pierwszym roku rządów prezydenta Tinubu uprowadzonych zostało prawie 5 tys. ludzi), ale atakują podróżnych na drogach (napadli m.in. na pociąg jadący ze stołecznej Abudży do Kaduny, na lotnisko w Kadunie i tamtejszy garnizon), a nawet komendy policji i posterunki rządowego wojska, które tocząc wojnę z dżihadystami na północnym wschodzie, nie może nastarczyć żołnierzy, by strzegli północnego zachodu przed bandytami.

Wobec bezradności wojska walkę z bandami broniącymi pasterzy przejmują na siebie zbrojne milicje, tworzone przez rolników i podległe lokalnym emirom. W stanie Zamfara, najbardziej dotkniętym bezprawiem i przemocą, miejscowe władze dostarczają milicjom broni – rabusie zaopatrują się w broń u przemytników i dżihadystów, którzy rozkradli przepastne arsenały libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego, obalonego podczas Arabskiej Wiosny, a dwa lata temu zgodziły się, by mieszkańcy sami się zbroili, w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa (gubernator Zamfary wprowadził też zakaz jazdy motocyklami, ulubionymi rydwanami rabusiów).

Otrzymawszy karabiny i wolną rękę do walki z bandytami, drużyny samoobrony same często przeradzają się w bojówki, które dokonując pogromów wiosek przeciwnika, przyczyniają się do eskalacji konfliktu.

Z powodu przemocy i bezprawia cierpią najbiedniejsi, mieszkańcy zagubionych na sawannach wiosek. Miasta, strzeżone przez policję i wojsko, są bezpieczniejsze, a miejskie, zamożne elity stać, by bezpieczeństwa pilnowały firmy ochroniarskie. Na biednej prowincji przemoc i bezprawie staje się dla pozbawionej przyszłości młodzieży sposobem na przetrwanie i zarobek. Według szacunków nigeryjskich władz na północnym zachodzie kraju działa ponad 100 zbrojnych band, do których łącznie należy ponad 30 tys. ludzi.

Plaga porwań

Porywacze biorą na cel szkoły, wiedząc, że uprowadzenie dzieci wywoła rozgłos i zmusi władze do zapłacenia okupu. Poprzedni prezydent Muhammadu Buhari wprowadził przepis zakazujący targowania się z porywaczami (grozi za to 15 lat więzienia), ale nie tylko rodziny, lecz także lokalne władze płacą okup, by uwolnić zakładników z rąk porywaczy. Oni zaś, zdając sobie sprawę z ubóstwa krewnych uprowadzanych zakładników, dostosowują do ich skromnych możliwości wysokość żądanego okupu. Wymuszają też haracze na kupcach, przedsiębiorcach, rolnikach i podróżnych, a za zdobyte pieniądze kupują coraz więcej – i coraz lepszej – broni, by móc stawić czoła wojsku i dokonywać nowych zajazdów.

Porwania stały się na nigeryjskim „Dzikim Zachodzie” tak wielką plagą, że rodzice, zwłaszcza na wsiach, przestają posyłać swoje dzieci do szkół. „Lepiej, żeby nic nie umiały, ale za to żyły” – powiadają.

Nigdzie indziej przywódcy nie umierają podczas sprawowania urzędu tak często jak w Afryce

W wielu krajach na tym kontynencie panują starcy, którzy zdobyli władzę tak dawno, że uważają ją za swoją własność. Na to nakłada się przekonanie, że stan ich zdrowia jest pilnie strzeżoną tajemnicą państwową. Zmarły w lutym prezydent Namibii Hage Geingob był wśród nich wyjątkiem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej