Afrykański kalifat

Zamordowano emira nigeryjskich dżihadystów z ugrupowania Boko Haram. Niedawni towarzysze broni wraz z życiem odebrali mu partyzanckie wojsko i leśne obozowiska.
w cyklu STRONA ŚWIATA

25.05.2021

Czyta się kilka minut

Abubakar Shekau w sierpniu 2014 r. Fot. AFP/EAST NEWS /
Abubakar Shekau w sierpniu 2014 r. Fot. AFP/EAST NEWS /

Nigeryjska armia rządowa, która od dekady bezskutecznie próbuje pokonać emira Abubakara Shekau i rozgromić jego partyzantkę, na wieść o śmierci starego wroga reaguje z powściągliwością. „Jeśli pogłoski okażą się prawdą, niezwłocznie o tym powiadomimy” – zastrzega nigeryjskie dowództwo.

Nic dziwnego. Generałowie wiele razy ogłaszali buńczucznie, że zgładzili Abubakara, a sześć lat temu sam prezydent Muhammadu Buhari obwieścił, że „technicznie rzecz biorąc, partyzantka Boko Haram jest skończona”.

Za każdym razem zabity rzekomo Abubakar okazywał się jednak bardzo żywy, a jego partyzanci, oficjalnie rozgromieni, dokonywali zuchwałych ataków na wojskowe garnizony lub wycinali w pień jakąś rybacką wioskę, której mieszkańców emir uznawał za nie dość pobożnych.

Potem Abubakar nagrywał i zamieszczał w internecie swoje orędzia, w których bezlitośnie szydził z prześladowców. „Podobno żeśmy zginęli. Dlaczego więc nadal jesteśmy żywi?” – kpił, gdy w 2018 r. ogłoszono, że został zabity w zasadzce. Zwykł mówić o sobie w trzeciej osobie. Kpiarze w Lagos, Ibadanie i Kano opowiadali, że Abubakar, jak kot, ma dziewięć żyć, więc nie ma się co dziwić, że nawet takim zabijakom jak nigeryjscy żołnierze trudno jest go pokonać.

„Jeśli to prawda, byłoby to z korzyścią dla kraju” – ostrożnie na pytania o śmierć watażki odpowiadają wojskowi. Drugim powodem powściągliwości rządzących i generałów jest bowiem to, że nawet, jeśli miałoby się okazać, że przeklęty emir w końcu poniósł śmierć, to zginął nie z ręki ścigających go żołnierzy, ale towarzyszy broni, którzy nie mogąc znieść jego metod walki i rządów, dokonali rozłamu i założyli własną partyzantkę.

Przeciw grzechom Zachodu

Droga, która zawiodła Abubakara Shekau na „świętą wojnę”, zaczęła się od znajomości z pobożnym imamem Muhammedem Yusufem z Maiduguri, stolicy nigeryjskiego stanu Borno. Kiedyś tę nazwę nosiło potężne imperium Kanem-Bornu, które rozciągało się nad brzegami jeziora Czad, aż po Sudan i pustynny Fezzan w południowej Libii. W niepodległej od 1960 r. Nigerii zostało zdegradowane do roli jednego z trzech tuzinów stanów i to w dodatku jednego z najuboższych. Kanem zaś w ogóle znalazło się w Nigrze, po drugiej stronie granicy, będącej w czasach kolonialnych linią rozdzielającą posiadłości Brytyjczyków i Francuzów.

Pod koniec zeszłego stulecia, nie mogąc dłużej znieść nieudolności i złodziejstwa urzędników, sędziów, komendantów policji i wojskowych, którzy doprowadzili Nigerię do biedy i upadku, imam Muhammed Yusuf w swoim meczecie w Maiduguri zaczął nauczać, że jedynym ratunkiem dla pobożnych muzułmanów jest nie zważać więcej na to, co każą im robić władze, lecz żyć według przykazań i zaleceń zapisanych w świętej księdze, Koranie. „Nawrócenie, powrót do wiary”, przekonywał imam, „oczyści codzienne życie z grzechu i zapewni zbawienie”.


Czytaj także: Nigeryjskie wojsko rządowe uwolniło prawie pół tysiąca uczniów porwanych na zlecenie emirów Boko Haram, jednego z najpotężniejszych ugrupowań dżihadystów w Afryce.


 

Ponieważ za źródło wszelkiego zła i nieprawości imam uważał Zachód, zachodnią kulturę, obyczaje, ustrój państwowy i prawa, ruch jego wyznawców zaczęto w Nigerii nazywać „Boko Haram”, co w języku hausa oznacza z grubsza biorąc tyle, co „wszystko co z Zachodu, to złe, grzeszne”.

Władze z początku cierpliwie znosiły bolesną krytykę, jakiej nie skąpił im imam w kazaniach wygłaszanych w meczecie, ale gdy na nabożeństwa zaczęły przychodzić tysiące wiernych i traktować go już nie jako kapłana, lecz politycznego przywódcę, postanowiono zrobić z Boko Haram porządek. Wkroczyła policja, przed meczetem imama doszło do starć z jego wyznawcami, wybuchły zamieszki, które ogarnęły całe Maiduguri i trwały kilka dni. Zginęło w nich pół tysiąca ludzi, wśród nich imam. Podano, że został aresztowany, ale próbował ucieczki, więc policjanci użyli broni. Zwolennicy imama nie mają wątpliwości, że został zamordowany w niewoli.

Po śmierci imama jego następcą ogłosił się jeden z jego najbliższych towarzyszy, Abubakar Shekau (obaj byli wtedy trzydziestoparolatkami), a pod jego wodzą Boko Haram z religijnego ruchu przemieniło się w jedną z najbitniejszych i najokrutniejszych partyzantek współczesnej Afryki.

Kalifat znad jeziora

Jako partyzancki komendant i samozwańczy emir Shekau okazał się religijnym fanatykiem i krwawym okrutnikiem. Nie zabiegał o niczyje poparcie, raczej wymuszał posłuch. Terrorem ściągał po wsiach rekrutów i zaopatrzenie, karał za każde nieposłuszeństwo, odstępstwo od tego, co sam uważał za słuszne. Uznając, że pobożnym muzułmaninem jest tylko ten, kto uznaje jego pierwszeństwo i zwierzchność, wszystkich innych pozwalał zabijać bez litości jako bezbożników, nie zasługujących, by traktować ich jak ludzi.

Borno i okolice spłynęły krwią. Skorumpowane i kiepsko uzbrojone wojsko (lepszą broń oficerowie pokątnie sprzedawali pospolitym przestępcom, a potem także partyzantom emira) nie było w stanie stawić czoła partyzantom. Zwłaszcza że ci z coraz większym upodobaniem sięgali po bomby i niemożliwych do powstrzymania zamachowców-samobójców.


Czytaj także: Na nigeryjskiej północy plagą stają się zajazdy na szkoły oraz porwania uczniów dla okupu. 


 

W zaledwie pięć lat Abubakar przeniósł zbrojną rebelię za granicę i objął nią także północną część Kamerunu oraz brzegi jeziora Czad leżące po stronie Nigru i Czadu. Tamtejsze armie, z wyjątkiem czadyjskiej – choć i ona nie mogła w pościgu za partyzantami zapuszczać się za sąsiedzkie miedze – były jeszcze słabsze i bezradniejsze od nigeryjskiej. Abubakarowi sprzyjały także zwycięstwa dżihadystów w Libii i Mali – nie odmawiano mu tam pomocy, a on chętnie kupował najlepszą broń, zrabowaną z arsenałów libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego.

W pięć lat wskutek ataków partyzantów Boko Haram zginęło 40 tys. ludzi, 2 mln straciły dach nad głową, a dżihadyści Abubakara kontrolowali północno-wschodnią Nigerię, północ Kamerunu oraz brzegi jeziora Czad, należące do Nigru i Czadu. W 2014 r. w nigeryjskim mieście Gwoza Abubakar ogłosił te ziemie kalifatem, siebie jego naczelnym emirem, a w marcu 2015 r. zgłosił akces do Państwa Islamskiego i jego samozwańczego kalifatu znad Tygrysu i Eufratu. Podboje dżihadystów sprawiły, że władze Nigerii musiały przełożyć o sześć tygodni wybory prezydenckie, planowane na początek 2015 r.

Przeprowadzono je dopiero, gdy połączone wojska Nigerii, Kamerunu, Nigru, a przede wszystkim Czadu, ruszyły do wspólnego natarcia na dżihadystów, odbiły większość zajętych przez nich terytoriów, a nawet zdobyły obozowiska i kryjówki Boko Haram w lesie Sambisa, porastającym górzyste pogranicze między Nigerią i Kamerunem. Emir stracił kalifat, a miał to być dopiero początek chudych lat, jakie dla niego nastały.

Rozłam

Sposób, w jaki emir Abubakar toczył „świętą wojnę”, przyniósł miły mu światowy rozgłos, ale także posiał niezgodę w szeregach jego armii. Wielu, może nawet większości komendantów nie podobało się jego okrucieństwo wobec ludności cywilnej, sianie niezgody wśród muzułmanów, a nawet wybuchowy charakter i prostactwo emira. Oburzało ich, że każe dżihadystom porywać dzieci (największą sławę Abubakarowi przyniosło uprowadzenie trzystu uczennic z miasta Chibok w 2014 r.), chłopców wcielać do partyzantki, a dziewczęta brać siłą za żony. Albo zmuszać ich, by z przytroczonymi do ciał bombami szli jako zamachowcy-samobójcy do miast, na targowiska czy najruchliwsze ulice i zabijali niespodziewających się z ich strony niczego złego ludzi.

W 2016 r. grupa komendantów niezadowolonych z przywództwa Abubakara wypowiedziała mu posłuszeństwo i założyła własną partyzantkę, która także zgłosiła chęć przystąpienia do Państwa Islamskiego i kalifatu. Ówczesny kalif Abubakar al-Baghdadi udzielił swojego błogosławieństwa rozłamowcom i przyznał im prawo mienienia się Zachodnioafrykańskim Wilajetem Kalifatu. Zarówno on, jak i centrala kalifatu, uznały metody nigeryjskiego emira za przesadnie i niepotrzebnie okrutne. Na emira Zachodnioafrykańskiego Wilajetu kalif wyznaczył młodego Habiba Yusufa, najstarszego syna zabitego imama z Maiduguri, założyciela ruchu Boko Haram. Jako partyzancki komendant Habib Yusuf przybrał przydomek Abu Musaba al-Barnawiego.

Młody, dwudziestokilkuletni, o łagodniejszym od Abubakara usposobieniu i lepszym wykształceniu (w przeciwieństwie do emira dobrze włada angielskim i hausa) uważa, że dżihadyści mają ludność cywilną chronić, a nie prześladować, i że szeregi armii Wilajetu należy otworzyć także dla innych muzułmanów, zwłaszcza dla najliczniejszych w tej części Afryki Fulanów, a nie przyjmować do niej wyłącznie Kanurich z Borno.

Ostatnia bitwa w lesie Sambisa

Konkurujące ze sobą frakcje nigeryjskich dżihadystów nieraz od tego czasu toczyły ze sobą walki. Ostatnio górę w ich rywalizacji zaczął brać Wilajet, a każda wygrana przezeń bitwa sprawiała, że z wojska Abubakara uciekali kolejni komendanci i szeregowi partyzanci. Na początku roku armię Abubakara szacowana na około 2 tys. ludzi. Partyzantów Wilajetu było już dwa, trzy razy więcej, a dodatkowo byli lepiej uzbrojeni i pełni animuszu po wygrywanych kolejno bitwach.

Wypierany z kolejnych terytoriów (tropiło i ścigało go także rządowe lotnictwo) Abubakar wycofał się w końcu z niedobitkami swojego wojska do twierdzy w lesie Sambisa. Tam, pod osłoną drzew, ukrył się przed samolotami. Tam także zastał go ramadan, muzułmański miesiąc postu, na czas którego partyzanci Wilajetu wstrzymali się od walk.

Ale gdy w połowie maja ramadan się skończył, ponownie ruszyli do natarcia. Tym bardziej że z obozowiska Abubakara uciekali kolejni partyzanci, przechodzili do armii Wilajetu i opowiadali o kłótniach i krwawych porachunkach między emirem i jego komendantami.

W zeszłą środę wieczorem opuszczony przez wojsko Abubakar został zaskoczony w swojej kryjówce w lesie Sambisa przez dwustu partyzantów Wilalejtu w przerobionych na wojenne rydwany samochodach terenowych – opancerzonych, uzbrojonych w działka i ciężkie karabiny maszynowe. Nie zamierzając się poddać, emir próbował się zastrzelić z pistoletu, ale celując w serce postrzelił się w lewe ramię. Ranny dostał się do niewoli partyzantów Wilajetu, którzy obiecali, że oszczędzą mu życie, jeśli dobrowolnie ustąpi i złoży przysięgę wierności Abu Musabowi al-Barnawiemu. Abubakar ani myślał tak zrobić, udawał więc, że się targuje, by w dogodnej chwili nacisnąć zapalnik uruchamiający bombę, jaką miał ukrytą pod ubraniem. Zginął, ale bomba zabiła także pół setki jego wrogów.

Przedstawiciele nigeryjskiego wywiadu wojskowego co prawda wstrzymują się przed potwierdzeniem takiego przebiegu wydarzeń, ale przyznają, że żadne z dotychczasowych pogłosek o śmierci Abubakara nie były tak prawdopodobne jak ostatnie.

Afrykański kalifat

Nawet jeśli emir naprawdę tym razem zginął, dla nigeryjskich wojskowych oznaczać to będzie jedynie początek nowej, jeszcze trudniejszej wojny. Armia Wilajetu Zachodnioafrykańskiego okazała się nie tylko silniejsza zbrojnie od wojsk Abubakara, ale wyrzekając się przemocy wobec ludności cywilnej będzie mogła liczyć na jej wsparcia i dopływ rekrutów. Wzmocni się także pieniędzmi i orężem, zdobytym na Abubakarze i jego najlepszymi, zaprawionymi w walce partyzantami, którzy najpewniej przejdą do obozu Wilajetu. Przejmie też chroniące przed lotnictwem leśne kryjówki Abubakara na nigeryjsko-kameruńskim pograniczu.


STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


 

Jako filia Państwa Islamskiego będzie mogła liczyć na wsparcie innych Wilajetów, których kalifat, rozbity w Iraku i Syrii, ma się w Afryce coraz lepiej. Dżihadyści kalifatu, a także rywalizującej z nim Al-Kaidy walczą w ich afrykańskich filiach w libijskich oazach Sahary, od Somalii na wschodzie, przez pustynie i sawanny Sahelu (Niger, Mali, Burkina Faso) po Wybrzeże Kości Słoniowej i Benin na zachodzie. Teraz ich królestwo rozciągnie się na południe, aż po jezioro Czad. Dżihadyści coraz śmielej zdobywają przyczółki także na wschodnim wybrzeżu Afryki (Kenia, Tanzania, Mozambik), gdzie od wieków mieszkają liczne wspólnoty muzułmanów, a nawet w sercu Afryki, gdzie rozłożył się Środkowoafrykański Wilajet, obejmujący Kongo, Ugandę, Tanzanię i Mozambik.

Pogromców nigeryjskiego emira Abubakara ominie tylko nagroda, jaką za jego głowę wyznaczyli Amerykanie. Zaliczyli go do trzeciej kategorii ściganych banitów i obiecali 7 mln dolarów za jego zgładzenie, pojmanie lub przekazanie informacji, które doprowadziłyby do jego pojmania. Departament Stanu już ogłosił, że na te pieniądze dżihadyści z Zachodnioafrykańskiego Wilajetu nie mają co liczyć. Za banitów z drugiej kategorii, najważniejszych emirów Al-Kaidy czy Państwa Islamskiego Jankesi obiecują 10 mln dolarów nagrody. Najwyższą nagrodę, 25 mln, wyznaczono za naczelnego emira Al-Kaidy, ukrywającego się już ponad 20 lat 70-letniego Ajmana az-Zawahiriego, który zastąpił zabitego w 2011 r. Osamę ibn Ladina.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej