Dajcie nam się rozwijać

Radom chce wrócić na mapę Polski. Czy powstające – kolejny już raz – lotnisko mu w tym pomoże?

29.03.2021

Czyta się kilka minut

Plac budowy na terenie Portu Lotniczego Radom, 6 marca 2021 r. / ANNA MIKULSKA
Plac budowy na terenie Portu Lotniczego Radom, 6 marca 2021 r. / ANNA MIKULSKA

Niemal całe życie towarzyskie przeniosło się przez ostatni rok do sieci, dlatego zanim zacząłem dzwonić po znajomych z dawnych lat, napisałem kilka postów na lokalnych grupach w internecie. By przyciągnąć uwagę, dołączyłem mem z napisem: „Radom odwołał loty, zanim to było modne”. Zebrałem kilka lajków i parę komentarzy, w tym jeden dość przykry. „Tu diabeł splunął i powiedział dobranoc”.

Ale gdy kilka dni później rozmawiałem o lotnisku w Radomiu z Radosławem Foglem – kiedyś po prostu Radkiem, moim kolegą z liceum, dziś ważnym młodym politykiem w PiS – zareagowałem na jego słowa tak samo, jak autor komentarza, który mnie zabolał.

Kto się z nas śmieje?

– Jeżeli miasto zadba o to, by zatrzymać przesiadających się pasażerów na noc…

– Radek – przerwałem mu, śmiejąc się – kiedy ostatnio byłeś w Radomiu nocą na mieście?

Moje miasto kojarzy się z „chytrą babą” i lotniskiem, z którego latają puste samoloty. Sieciowa kultura memów potęguje ten obraz, ale i sami radomianie potrafią świetnie zadbać o ten czarny PR. Choć faktycznie: miasto miało swoje trudne chwile w nowej Polsce. Dwucyfrowe bezrobocie, masowa emigracja zarówno do oddalonej o zaledwie sto kilometrów Warszawy, jak i na Wyspy Brytyjskie już po wejściu do Unii. Wreszcie przestępczość.

Gdy ja i Radek kończyliśmy liceum, memów jeszcze nie było – ale o Radomiu mówiło się, że to wioska olimpijska, i że z kosmosu widać dwie rzeczy: mur chiński oraz trzy paski nad miastem. I nie było w tym zbytniej przesady – wyjście na miasto po lekcjach groziło „skrojeniem” i „sklepaniem”. A dziś?

– I tu cię zaskoczę – odparł Radek. – Jeszcze przed pandemią zabrałem dziewczynę do Radomia. Tak jej się spodobało, że gdy wracaliśmy wieczorem do domu, zaczęła się kłócić z taksówkarzem, który oczywiście, po radomsku, wieszał psy na całym mieście.

Wielkie było moje zaskoczenie, gdy przeszukując cyfrowe archiwa gazet, natrafiłem na felieton pióra dziennikarza lokalnej „Wyborczej”, który o wznowieniu działania lotniska w Radomiu pisał i ciepło, i z dużą nadzieją.

To było tuż przed pandemią, 1 marca 2020 r. Z Tomaszem Dybalskim rozmawiam rok później.

– Pisałem tak, bo uważam, że jeśli ktoś chce nam dać szansę, to musimy zrobić wszystko, by ją wykorzystać – mówi. Dybalski, dziś niezwiązany już z „Wyborczą”, w swoim felietonie apelował m.in. o otwieranie połączeń lotniczych do miasta i z miasta. Taka propozycja, wraz z nadziejami entuzjastów lotniska, zapowiedziami polityków oraz obietnicami nowego inwestora – Państwowych Portów Lotniczych – składa się w wizję na miarę szklanych domów Żeromskiego. Tak też zresztą postrzegana jest przez przeciwników idei lotniska. Jak motywowana politycznie utopia.

Spełniony sen

Trzy miliony pasażerów rocznie, samoloty co kilka minut, doskonałe skomunikowanie lotniska z resztą Polski, nowoczesny terminal, do tego nowe miejsca pracy, inwestycje wokół, no i wielka szansa dla miasta – to zapowiedzi PPL, które przejęły port w 2018 r. I owszem, prace idą do przodu, nowy terminal jest już niemal w całości oszklony, a z pokrytych wczesnowiosenną wilgocią okien widać gotowy już pas startowy.

Inwestor nakazał ułożenie na nim ogromnych znaków w kształcie litery X – dla bezpieczeństwa, by piloci widzieli, że tu lądować jeszcze nie można. Na budowie słyszę, że prace idą zgodnie z planem i że za chwilę powstanie wieża kontroli lotów.

Tylko kiedy pojawią się tu te trzy miliony pasażerów – nie wiadomo, bo pandemia wywróciła świat do góry nogami.

– Dziś nie jestem już takim optymistą, jak w marcu ubiegłego roku – przyznaje Dybalski, ale przekonuje, że ten projekt w rzeczywistości postpandemicznej ma szanse powodzenia.

– Teraz jest inwestor, który wie, jak budować lotniska. W logiczną całość układa się i sam projekt, i polityka – mówi. PPL to główny gracz na krajowym rynku i co ważne: zarządzający warszawskim Okęciem, dla którego Radom ma być uzupełnieniem.

O polityce mówią też przeciwnicy lotniska, ale w zupełnie innym tonie. – Wybujałe ambicje, a nie realna potrzeba – mówi pracujący w LOT ekspert od siatki połączeń, który prosi o anonimowość. – Ogromne parcie lobby radomskiego, mafii radomskiej, jak to nazywam – dodaje.

Kogo mój rozmówca ma na myśli? Marka Suskiego i Adama Bielana między innymi.

Dybalski uśmiecha się, gdy wspominam o Marku Suskim. – Ja sobie to nawet kiedyś policzyłem i faktycznie, z Radomia jest bliżej na wakacje do Egiptu, tak jak mówił, więc linie jakieś pieniądze zaoszczędzą, no ale to przecież nie jest kluczowy argument za lotniskiem w Radomiu.

Kluczowym argumentem jest: kto będzie chciał z Radomia latać?

– Niech pan zapyta krakowian, czy chcą latać z Katowic – proponuje Adam Bielan. – Każdy powie, że nie, bo przecież pod Krakowem są Balice. A skąd krakowianie latają na wakacje? Z Katowic-Pyrzowic, bo właśnie tam obsługiwane są czartery i część tzw. low-costów, czyli tanich linii lotniczych. Radom ma szanse być właśnie takimi Pyrzowicami dla Polski centralnej – zapewnia i jednocześnie zaprzecza, by lotnisko w Radomiu było projektem politycznym.

– Przyznaję: gdy zobaczyłem, że jest szansa, uchwyciłem się jej i byłem politycznym taranem do usuwania wszelkich biurokratycznych trudności, ale to nie było żadne knucie. Nie było żadnego układu, by naciskać na podjęcie decyzji nieracjonalnej. Dla Radomia zrobiłbym bardzo dużo, ale ściągnąć blisko miliardową inwestycję, która byłaby nieuzasadniona? Nie dałbym rady. To oskarżenia niesprawiedliwe – mówi mi Bielan.

Nowe lotnisko w Radomiu ma być portem uzupełniającym dla Lotniska Chopina, a w przyszłości także dla Centralnego Portu Komunikacyjnego. Ma być również odpowiedzą na ­zapychające się – przed pandemią – lotnisko stołeczne oraz wzrost ruchu lotniczego w całym kraju.

– PPL ma zapowiedź ze strony PLL LOT, że jest zainteresowany uruchomieniem rejsów z portu. Z lotniska w Radomiu korzystać będą także linie niskokosztowe i czarterowe. Więcej konkretów będziemy mogli podać bliżej daty uruchomienia – słyszę od inwestora obiecujące zapowiedzi. Tylko że w regionie są już lotniska: w Modlinie, Łodzi, Lublinie.

– To wyrzucenie pieniędzy w błoto, jeśli chodzi o podaż infrastruktury w okolicy – słyszę od krytyków. Entuzjaści ­kontrują, wyciągając kłopoty tej infrastruktury, choćby w Modlinie. Wyliczają niekorzystną umowę z Ryanairem czy konieczność gruntownego remontu terminalu i pasa startowego oraz grzech pierworodny – czyli samo położenie lotniska z uporczywie występującymi mgłami. A rozstrzygnięcie tego sporu utrudniają – oczywiście – polityka oraz interesy.

Miejsce przeklęte

– Pierwszy raz przyszła do nas taka inwestycja i co? Mamy cały czas myśleć o innych? – Jakub Mitek, aktywista miejski działający w stowarzyszeniu Zmieniamy Radom, odbija piłeczkę w odpowiedzi na moje pytania o to, czy radomskie lotnisko nie wykończy tych okolicznych.

– Dajcie nam wreszcie kromkę chleba i nie mówcie, że zabieramy tę kromkę innym. Tutaj chodzi o życie, o przetrwanie, o rozwój tego naszego miejsca na ziemi. Nie mam już siły się zastanawiać, czy ktoś na tym straci. My się liczymy. My jesteśmy ważni. Po prostu – dodaje z goryczą.

Z Jakubem rozmawiam także o tym, czym jest Radom. Stawia tezę, że radomianie są ofiarami, ale nie samego miasta, tylko sytuacji, w jakiej się znalazło. Genezę upatruje – nie on jeden zresztą – w wydarzeniach, które wpisały Radom na karty najnowszej historii i które jednocześnie mogą być kluczem do jego zrozumienia. Chodzi o Czerwiec ‘76 roku – robotniczy protest wywołany przez kryzys gospodarczy gierkowskiej epoki PRL i podwyżki cen podstawowych produktów spożywczych. Radom pośrednio dał wówczas Polsce KOR, który był podwaliną Solidarności, a sam wyniósł obite na ścieżkach zdrowia plecy i klątwę, która zawisła nad miastem na lata.

Moja mama była wówczas nastolatką. Wyszła na spacer z psem i zauważyła, że coś się dzieje. Niewiele myśląc poszła pod komitet partii, który już płonął. Gdy kilka godzin później wróciła do domu, dostała szlaban, a potem rodzice wysłali ją na wakacje na obóz, daleko poza Radom. Ludzie wiedzieli już, że helikopter, który krążył nad protestującymi, robił zdjęcia, że rozpoczęły się prześladowania, i dziadkowie o moją mamę po prostu się bali.

Gdy dojechała na obóz i wraz z innymi nastolatkami przedstawiała się na wieczorku zapoznawczym, od wychowawcy usłyszała: warchołów nam nie trzeba. To było już po wiecu potępiającym wichrzycieli, który zwołano na przebłaganie Edwarda Gierka na stadionie miejskim.

Ten warchoł przylgnął do radomian na lata, i choć obelgę można obrócić na swoją korzyść – tak robią choćby kibice lokalnej drużyny Radomiak Radom, z dumą śpiewający: „to my, warchoły” – to znacznie trudniej na swoją korzyść obrócić decyzje motywowane chęcią politycznej zemsty.


Czytaj także: Mariusz Sepioło: Godność miasta


Mitek: – Do ’89 roku nie docierały tu żadne centralne inwestycje. Edward Gierek powiedział, że w Radomiu ma nie być niczego, i tego się trzymano. A po ‘89 roku kolejna tragedia, upadek przemysłu i gigantyczne bezrobocie, dalej utrata statusu miasta wojewódzkiego i postępująca degradacja.

Tylko że Radom w latach 90. i na początku XXI w. wyglądał znacznie gorzej niż Radom dziś. Miasto złagodziło swój charakter, wraz z migracją młodych, pozbawionych perspektyw i bezrobotnych mieszkańców blokowisk na Wyspy Brytyjskie tuż po wejściu do Unii. Z Unii popłynęły też pieniądze na różne inwestycje, więc miasto poszło do przodu, z czym Mitek się zgadza, ale podkreśla, że jest to znacznie wolniejsze tempo niż w reszcie kraju.

– Spójrzmy na mapę Polski pod kątem zarobków i siły nabywczej – proponuje. – Radom i region radomski to jedna z największych czerwonych plam, wraz z częścią Warmii i Mazur przy obwodzie kaliningradzkim i północno-wschodnią częścią mazowieckiego. Jesteśmy w statystycznie najbogatszym województwie, ale statystyki kompletnie nie oddają prawdy o Radomiu. Jeśli wytniemy z nich stolicę, to jesteśmy w jednym z najbiedniejszych regionów Unii Europejskiej.

Czy zatem Radom budując lotnisko chce leczyć swoje kompleksy?

Miało być pięknie, wyszło jak zwykle

– Sorry, ale ja się nie wpisuję w taką narrację. Radom nie musi leczyć żadnych kompleksów. To tak samo, jakby dziś mówić, że Warszawa musi leczyć kompleksy, bo jej prezydent nie radzi sobie z odprowadzaniem ścieków, a ludzie w Polsce się z tego śmieją – mówi mi Andrzej Kosztowniak, poseł PiS i były prezydent Radomia, który doprowadził do otwarcia pierwszego lotniska w mieście.

Tylko że z Warszawy ludzie się śmieją, jak coś się wydarzy, a Radom ma złą prasę, odkąd pamiętam. Zdaniem Jakuba Mitka tak kreowany obraz miasta odbija się na mentalności mieszkańców, którzy dawno przestali wierzyć, że cokolwiek może się tu udać. Z olbrzymią rezerwą podchodzili do lotniska w 2014 r., po jego upadku równie ostrożnie podchodzą do obecnej inwestycji.

– Wie pan, jak to Ruscy mówią? Pasmatrim, uwidim; pożyjemy, zobaczymy – mówi mi taksówkarz w drodze pod terminal. – Ponoć coś tam budują…

„Ponoć coś tam budują” – mówili też przed 2014, opowiada mi jedna z byłych pracownic lotniska. I choć wiary w ludziach nie było, to CV w odpowiedzi na ogłoszenia o pracę przychodziły. Inny z moich rozmówców zdecydował się nawet na powrót do miasta z Warszawy, ale gdy zorientował się, że lotnisko się nie rozwija, a wręcz przeciwnie – znów wyjechał. Jak to wyglądało?

Służby odśnieżały i odladzały nieużywany pas startowy, czasem przyleciała prywatna awionetka i obsługa mogła sobie poplotkować, czasem wystartowała wojskowa iskra z pobliskiej jednostki. Ale najczęściej ludzie podpisywali listę obecności i czekali do przysłowiowej szesnastej, a gdy lotnisko padło, Radom wzruszył ramionami. „Znowu nie wyszło”.

Spór o to, co poszło nie tak, trwa i żywo przypomina przepychanki w Sejmie.

Kosztowniak przekonuje mnie, że opierał się na konkretnych analizach. – A o samej zasadności budowy tamtego lotniska najchętniej wypowiadają się domorośli eksperci, jak to mówię, „od latania”.

Ale skoro tamten projekt był przemyślany i uzasadniony, to czemu się nie udało? – To już pytanie do mojego następcy, prezydenta Radosława Witkowskiego, który nie potrafił tego odpowiednio kontynuować. Ale to nie jedyny projekt w Polsce, który Platforma chciała zahamować, a wiele z nich niestety zahamowano bezpowrotnie – brzmi odpowiedź.

– Projekt, który wygasiliśmy w 2018 r., był oparty wyłącznie na finansowaniu samorządowym. Nie mieliśmy szans na pozyskanie żadnego finansowania zewnętrznego, czy to ze środków unijnych, czy budżetowych – choćby z powodu wielu ograniczeń prawnych. Mówiąc wprost: tamto przedsięwzięcie było źle zaprojektowane, źle przeprowadzone i źle zrealizowane – przekonuje mnie obecny prezydent Radomia, Radosław Witkowski.

Obaj włodarze – mimo że przerzucają się odpowiedzialnością – zgadzają się co do jednego: gdyby nie lotnisko z 2014 r., nie byłoby szans na obecny projekt. Utopione pieniądze traktują jak inwestycję i podkreślają, że miasto pokonało konkurentów, bo już miało niezbędne zgody. Jednym głosem mówią o szansach dla miasta, choć już w szczegółach – jak przystało na przedstawicieli zwaśnionych plemion politycznych – mocno się różnią.

A może województwo?

Radosław Fogiel przyznaje, że nowe lotnisko to projekt nieoczywisty, i uważa, że wymaga pomysłu na miasto. Ale to miasto ma swój charakter, tylko przykryty grubą warstwą pesymizmu i gorzkiej ­autoironii.

– Czasem oprowadzam wycieczki zagraniczne, głównie potomków Żydów pochodzących z Radomia, i boli mnie, gdy widzę te piękne, ale rozsypujące się kamienice. Jest mi wręcz wstyd je pokazywać. Sam niekiedy zaczynam myśleć, że to miejsce jest przeklęte – wyznaje Mitek, by po chwili zreflektować się i dodać, że turyści w mieście potrafią dostrzec piękno.

Aktywista ożywia się, gdy opowiada o historii Radomia.

– To jednocześnie historia Polski. Każdy zna datę 1505 – konstytucja ­Nihil Novi, długo nazywana konstytucją radomską, przez dwa lata (1481-83) mieściła się tu nieformalna stolica królestwa, kiedy królewicz Kazimierz Jagiellończyk rządził nim z radomskiego zamku. Przed wojną bywał tu Charles de Gaulle. Specjalnie przyjeżdżał, by zjeść obiad u Wierzbickiego, w jednej z najlepszych restauracji II RP. Lokal był na liście Michelina – opowiada.

Samo lotnisko to też kawał historii. Rząd zdecydował, by je umiejscowić w Radomiu, jeszcze przed wojną z uwagi na wyjątkowe w skali kraju warunki atmosferyczne i największą ilość tzw. dni lotnych. „W 1927 uruchomienie pierwszego lotniska w dzielnicy Sadków” – czytamy na jednej z mosiężnych tabliczek z kluczowymi datami z historii miasta, które są wmurowane w centralnej części deptaku na ul. Żeromskiego, między urzędem miejskim a pomnikiem Jana Kochanowskiego (niecałą godzinę drogi stąd jest Czarnolas) i parkiem, którym dojdziemy pod drzwi radomskiej katedry (wzorowanej na krakowskim kościele Mariackim).

Ta część deptaku to dziś najładniejsza część centrum, ale gdy idzie się dalej, jest niestety coraz gorzej. A sam Rynek i tzw. Miasto Kazimierzowskie – czyli ta nieoficjalna kiedyś stolica Polski – to dziś ewenement: dzielnica kulturalnie martwa i ciesząca się jak najgorszą sławą. Tuż przed wejściem na ulicę Rwańską, u zbiegu z Żeromskiego, straszy spalony lata temu neon delikatesów Kasia. Jakby ostrzeżenie dla zbłąkanego turysty, który chciałby zapuścić się w te strony.

I właśnie ten obraz mam przed oczami, gdy słyszę od entuzjastów lotniska, że jeżeli Radom namówi choć drobny procent z tych zapowiadanych trzech milionów pasażerów, to zyska wizerunkowo. Owszem, jest grupa podróżnych, która będzie szukać tu mocnych wrażeń i egzotycznych zdjęć do swoich albumów z poverty safari, ale na tym miasto nic nie zyska, przeciwnie: będzie tracić dalej. Rośnie więc we mnie obawa, że lotnisko będzie funkcjonować autonomicznie, bez większego wpływu na miasto – zwłaszcza że od obecnego i byłego prezydenta słyszę, że to w zasadzie nie jest nic dziwnego.

– Czy pan zwiedza twierdzę Modlin, gdy leci z Modlina? – pyta mnie retorycznie obecny prezydent Witkowski, a były prezydent Kosztowniak mówi: – Ludzie nie będą przyjeżdżać wcześniej do Radomia, by siedzieć na Żeromskiego, jeść, pić i wypoczywać przed wylotem. Niestety, to tak nie działa. To lotnisko może nam pomóc, owszem, ale nie załatwi za nas wszystkiego.

I choć Witkowski zapewnia, że miasto się zmienia i będzie ludzi przyciągać sportem, kulturą i muzyką – wspomina choćby o budowanym Radomskim Centrum Sportowym z nowoczesną halą widowiskową, planowanym za unijne pieniądze remoncie amfiteatru i renowacji głównej płyty Rynku – to przyznaje, że na rewitalizacje zabytkowych kamienic (a to ich elewacje straszą na deptaku Rynku) pieniędzy w kasie miasta brakuje. Zresztą wiele z nich jest w rękach prywatnych, co sprawę dodatkowo komplikuje.

Kosztowniak mówi natomiast, że ma do miasta żal, iż zbyt wolno szykuje się do otwarcia samej inwestycji. Chodzi o plany strefy przylotniskowej, tzw. ­airport city, które musi być dobrze pomyślane, by po pierwsze ściągnąć biznesy, a po drugie, by obronić miasto przed chaosem przypadkowej zabudowy i narodzinami kolejnej dzielnicy, która może ludzi odstraszać.

Jakub Mitek chciałby z kolei, by do dyskusji o przyszłości miasta, którą prowokuje lotnisko, wprowadzić temat powrotu statusu miasta wojewódzkiego. Uważa, że jest to kwestia kluczowa i że tylko w ten sposób można rozwiązać problemy miasta. Ta idée fixe znajduje poparcie w PiS – choćby u Adama Bielana, ale przecież do otwarcia lotniska nie ma na to najmniejszych szans.

Co dalej? Radomianin we mnie mówi: pożyjemy, zobaczymy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021