Godność miasta

Gdyby kierować się internetowymi memami, można by powiedzieć, że Radom to nowy Wąchock – obiekt dowcipów i kpin. Jego mieszkańcom jednak nie jest do śmiechu.

18.07.2017

Czyta się kilka minut

Radomskie „Łu-bu-dubu": tu można było wypowiedzieć swoje żale i radości do mikrofonu ukrytego w szafie przed urzędem miasta, wrzesień 2009 r. / ANNA JARECKA / AGENCJA GAZETA
Radomskie „Łu-bu-dubu": tu można było wypowiedzieć swoje żale i radości do mikrofonu ukrytego w szafie przed urzędem miasta, wrzesień 2009 r. / ANNA JARECKA / AGENCJA GAZETA

Pociąg relacji Warszawa–Radom zatrzymuje się przy peronie nr 3 Dworca Centralnego. Robię krok do przodu i czuję ciężkie uderzenie w plecy. – Dawaj, dawaj! – popycha mnie postawny dwudziesto­-kilkulatek ze sportową torbą na ramieniu. – Nie ma czasu!

Pociąg jest zadbany, czysty i z atrakcją: wszyscy pchają się na wyższe piętro, z którego lepiej widać. Z Warszawy wyjedziemy o 17.25, w Radomiu będziemy o 19.40.

Starsza pani po mojej lewej wyciąga kanapkę, a gdy słychać gwizdek, szepcze pod nosem: „W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Ruszamy.

Chytra baba

W 2014 r. mieszkańcy Radomia, którzy codziennie dojeżdżają pociągami do pracy w Warszawie, podnoszą alarm: na trasie brakuje pociągów pospiesznych.

Na dojazd tracą nawet trzy godziny, choć to tylko 100 km. Rano muszą liczyć, że pospieszny z Zakopanego przyjedzie bez opóźnienia i odstawi ich na pierwszą zmianę.

Problem braku pociągów rozwiązano: w 2017 r. połączeń porannych i popołudniowych jest kilka. Czasem z przesiadką, ale niemal w każdym przypadku poniżej 2,5 godziny jazdy.

Tylko dlaczego aż tylu radomian codziennie opuszcza miasto, żeby zarabiać w stolicy? Kusi ich bliskość Warszawy czy raczej odstrasza brak perspektyw w Radomiu? Radomianie od czegoś uciekają czy za czymś gonią?

Jeśli kierować się tylko internetowymi memami, jedno można stwierdzić z pewnością: Radom to nowy Wąchock. Pomogła słynna już „chytra baba z Radomia” – film, na którym widać, jak podczas miejskiej wigilii starsza kobieta zręcznie ściąga ze stołu napoje gazowane. I facebookowy profil „Polska Radomiem Europy”, na którym publikowane są humorystyczne treści obśmiewające polskie wady narodowe.

Dlaczego Polska śmieje się z Radomia?

Własne państwo

Mieszko Makowski ciągle żyje w Radomiu. „Ciągle” to odpowiednie słowo, bo w przypadku jego pokolenia – dwudziesto­kilkulatków – nie jest to wcale oczywiste. Jedni wyjeżdżają do Warszawy albo na Wyspy. Inni co prawda zostają, ale zwykle zasiedlają fotele przed komputerem lub konsolą.

– Niestety taka jest prawda – mówi Mieszko. – Dochodzą do trzydziestki, a ciągle mieszkają z rodzicami, nie mają planów, nie starają się tego zmienić. Jeśli mają pracę, to dorywczą. Ja zawsze myślałem inaczej.

Dlatego dziś Mieszko ostał się na radomskim rynku jako chlubny wyjątek. Robi rzeczy niezwykłe: ostatnio założył własne państwo. Stworzył system polityczny (osadzony na zasadzie wolności) i gospodarczy (brak podatków), a nawet flagę i nazwę: Kabuto. Państwo ma terytorium na łące pod Radomiem oraz wody terytorialne w pobliżu Kanady i Chorwacji. Mieszko mógł je zająć na podstawie konwencji z Montevideo, według której ziemię niczyją można zagarnąć i uznać za własną.

Państwo – opowiada Mieszko – jest raczej elementem promocji głównej działalności: fundacji Uroboros. W jej ramach Mieszko pomaga tym, którzy czują się pokrzywdzeni przez polskie prawo. Bo uważa, że rzeczywistość polityczna, a zwłaszcza gospodarcza, stawia kreatywności i przedsiębiorczości same przeszkody.

– Co do Radomia, to niestety w tych dowcipach jest dużo prawdy – mówi Mieszko. – Może to tzw. syndrom Goliata, bo przy sąsiedztwie z Warszawą ciągle staramy się dorównać temu większemu i ciągle nam się nie udaje? Ludzie tutaj są sceptyczni, nieufni i nie wierzą w sukces. Wynika to też z demografii – to w większości miasto emerytów, młodzi wyjechali.

Przed założeniem własnego państwa Mieszko jako nastolatek próbował sił w biznesie . Założył salon, w którym sprzedawał gry planszowe. Interes nie wyszedł. – W Radomiu nie ma pracy, bo nie ma rynku zbytu – twierdzi. – Kto tutaj coś dla siebie kupi? Emeryci? Wydają wszystko na leki i tacę w kościele.

Wielu jego znajomych, opowiada Mieszko, zaczynało swoje biznesy i bankrutowało po kilku miesiącach. Część przenosiła się do Kielc czy Piaseczna i tam odnosiła sukcesy. Mieszko ze znajomymi żartują, że Radom to dla małych firm taki „trójkąt bermudzki” – ciągle znikają.

– Wystarczy przejść się po centrum miasta – mówi. – Szyldy zmieniają się co chwilę, bo dany sklep nie utrzymuje się dłużej niż pół roku. Inna sprawa to mentalność tych, którzy zostają. Znajoma, która wyprowadziła się do Wrocławia, opowiadała ostatnio, jak bardzo ludzie są tam uprzejmi i mili.

Zagadka Radomia

Krzysztof Maj, twórca radomskiego ­escape roomu Tkalnia Zagadek, twierdzi, że stereotypowe postrzeganie Radomia jako miasta zapomnianego, biednego, pełnego społecznych problemów wynika przede wszystkim z historii.

– Podczas przygotowywania pokoi w Tkalni Zagadek miałem okazję nieco zagłębić się we współczesną historię Radomia – mówi. – Ze względu na swoje położenie (pomiędzy Warszawą, Łodzią, Lublinem i Kielcami) miasto zawsze miało duży potencjał związany z produkcją i dystrybucją. W czasach okołowojennych powstawały tu liczne zakłady związane z przemysłem skórzanym i metalurgicznym.

Zakładem, który – jak tłumaczy Maj – stanowił symbol radomskiego rozwoju, była fabryka butów Radoskór. Dziś jej budynki służą jako miejsce imprez podpitego towarzystwa z okolicznych bloków.

– W latach 70. miały tu miejsce protesty robotnicze – tłumaczy Krzysztof Maj – które zapoczątkowały traktowanie naszego miasta przez propagandę PRL po macoszemu i uruchomiły samonapędzającą się machinę szydery.

Radom podupadał także w czasach transformacji. Nierentowny Radoskór zostaje postawiony w stan upadłości, a w 1999 r. sprzedany. Osiedla z wielkiej płyty, zbudowane dla pracowników tej i innych fabryk, zamieszkują ludzie, którzy z dnia na dzień tracą środki utrzymania. Rodzą się typowe problemy socjalne, uzależnienia, przemoc rodzinna.

Dziś, zdaniem Maja, rzeczywistość nie jest taka zła. – Ja np. wróciłem do Radomia z innego miasta – przyznaje. – Wielu ludzi tak robi, przywożąc kapitał na inwestycje. Miasto nadrabia zaległości.

Lejmy beton

Radom jako miasto bez pracy? Statystyki Powiatowego Urzędu Pracy temu przeczą: stopa bezrobocia w mieście wynosi 16 proc. Choć w porównaniu ze średnią krajową to wciąż dużo, ale i tak najniżej w ciągu ostatnich 20 lat. W 2003 r. stopa bezrobocia wynosiła 27 proc.

W 2014 r. media obiegły obrazy z pustego terminala lotniska w Radomiu. Ta inwestycja stała się dla krytyków Radomia naczelnym powodem drwin: w pierwszym roku działalności port lotniczy obsłużył tylko 500 pasażerów, teraz ląduje ich ponad tysiąc miesięcznie. Władze szacują jednak, że do 2020 r. lotnisko zacznie obsługwać aż 470 tys. pasażerów rocznie.

Tym, co oprócz statystyk powinno się w Radomiu zmienić, jest atmosfera. Wielu moich rozmówców opowiada o mieście nieprzyjaznym, w którym strach wyjść na spacer, albo w którym do spaceru nie zachęca pejzaż.

Po rozmowie z Mieszkiem Makowskim przemierzam radomskie osiedla. Nagle wyrasta przede mną chłopak, który ledwie trzyma się na nogach. Przed upadkiem chroni go latarnia: chwycił się jej z całych sił i czeka. Patrzy na mnie wielkimi źrenicami, zaciska szczękę i krzyczy coś niezrozumiałego. Przed chwilą minęło południe. Przechodnie przyspieszają kroku.

W okolicach dworca rozmawiam z Markiem, sprzedawcą rogalików. – Tutaj to codzienność – mówi. – W zimę, jak tylko robi się ciemno, zwijam interes, żeby nie dostać po mordzie.

W drodze z dworca do robotniczego hoteliku liczę zniszczone śmietniki. Wynik: 6 na 2,4 km. – To typowe miasto robotnicze, do którego kiedyś zjechała się, za przeproszeniem, cała hołota, i dzisiaj są tego efekty – mówi mi Halina, kwiaciarka. – Nie mamy tradycji, elity, która by to miejsce jakoś do góry wyciągnęła. Tutaj się myśli tak: są pieniądze, to lejmy beton albo asfalt. Niech pan popatrzy: z jednej strony dwupasmówka, a z drugiej, za przeproszeniem, slumsy.

Serce polszczyzny

Tezie o braku elity przeczy jednak dr Anna Spólna, literaturoznawczyni z Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego w Radomiu. Pani doktor na wstępie zaznacza, że kpin z „chytrej baby” nie znosi.

– Każdy stereotyp bierze się z uproszczonej i przez to wygodnej wizji świata. Słowem: z niechęci do samodzielnego myślenia – mówi Spólna. – Nie wierzę ani w mity o wyjątkowości radomian, ani w opowieści o ich słabościach. Oni są po prostu tacy jak mieszkańcy innych porównywalnych wielkością miast (Radom ma 217 tys. mieszkańców). Przystosowują się do niełatwych warunków. Radomski raper KęKę śpiewa o środowisku, z którego wyszedł: „Taka niższa klasa niższa jak pół kraju / Mówią na to próg ubóstwa, tutaj ludzie se radzą”. Radomianie mają swoją godność.

Dr Anna Spólna na co dzień zajmuje się edukacją i kulturą. Z tej perspektywy może powiedzieć o mieście sporo dobrego. – Mamy świetne szkoły średnie, przygotowujące do studiów na najlepszych uczelniach – tłumaczy. – Intensywnie działają Miejska Biblioteka Publiczna, Miejskie Ośrodki Kultury „Amfiteatr” i „Resursa Obywatelska” oraz Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia”. W Radomiu można oglądać bogate zbiory muzealne, w niedalekim Orońsku – obcować z rzeźbą artystów światowej sławy. Jest Radomska Orkiestra Kameralna, ­działa Radomska Inicjatywa Oberkowa, w ramach której grono zapaleńców ożywia wyjątkową w swej archaiczności muzykę regionu. Teatr Powszechny organizuje Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski.

– Pod Radomiem – dodaje literaturoznawczyni – mają siedzibę dwa ważne muzea literackie. Lubię myśleć, że Czarnolas Kochanowskiego i Wsola Gombrowicza patronują temu miastu, wskazując na to, że Radomszczyzna to symboliczne centrum polszczyzny. Wiele emocji wzbudzają Nagroda Literacka Miasta Radomia oraz Nagroda Literacka im. Witolda Gombrowicza, której towarzyszy festiwal Opętani Literaturą.

Czy dr Spólna nie ma powodów do narzekania? – Oczywiście, że mam, ale wie pan, wolę współtworzyć to, co dobre. Niech narzekają inni.

Inspiracja

– Nigdy nie byłam zwolenniczką eksodusu do Warszawy – twierdzi Ewa Podsiadły-Natorska, młoda pisarka, mieszkająca i tworząca w Radomiu. Wydała dwie powieści, „Błękitne dziewczyny” i „Nie omijaj szczęścia”. – Mówią, że Radom to „trudne miasto”, bo z pracą kiepsko, bo „nic się nie dzieje”. Nie zgadzam się. Wszystko zależy od człowieka. Właśnie o tym piszę: że prawdziwym wyzwaniem jest zostać i spełniać marzenia w „trudnym mieście”.

Podsiadły-Natorska w Radomiu skończyła studia, dostała pierwszą pracę i założyła firmę. Jak mówi: „wzięła sprawy w swoje ręce”.

Jaki jest Radom codzienny, nie powieściowy? – Jest miastem przyjaznym, coraz ładniejszym i coraz ciekawszym – mówi. – Miałam ostatnio gości z Sopotu, zrobili sobie spacer ulicą Żeromskiego i wrócili zachwyceni. Uznali Radom za miasto z ogromnym potencjałem.

Podsiadły-Natorska wychowuje małe dziecko. Pytam więc, jakim miastem jest Radom z perspektywy młodej mamy. – Może czasem wkurzam się na nierówne chodniki, gdy pcham wózek, ale podejrzewam, że tak jest wszędzie – tłumaczy.

– W każdym wywiadzie, na każdym spotkaniu autorskim podkreślam, że szczęście to stan umysłu. Szczęśliwym można być w Radomiu, a nieszczęśliwym w Nowym Jorku i na odwrót – dodaje Podsiadły-Natorska. – Dzisiejsze czasy są niesamowite, bo można mieszkać w Radomiu, a pracować przez internet. Ja tak robię. Z Radomia świadczyć usługi dla całego świata. Przyznam się panu do czegoś: w Radomiu lubię „swojskość”, której brakuje mi w dużych miastach. Lubię podróżować, ale gdy wracam do Radomia, jestem u siebie.

Miasto precyzji

O to, czy i jak należy walczyć o zmianę wizerunku Radomia, zapytałem w urzędzie miasta. Ale biuro prasowe na pytania nie odpowiedziało. Podobnie Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny i kierownictwo portu lotniczego.

Miasto pomysł na „markę” Radomia z pewnością ma. Świadczy o tym program „Strategia Marki Radom” opracowany na zlecenie władz miejskich przez agencję DEMO Effective Launching i wprowadzony w życie uchwałą Rady Miasta już w 2009 r.

Według strategii Radom ma być „miastem techniki precyzyjnej”. „To miejsce tworzone przez przedsiębiorczych ludzi, których doświadczenie i umiejętności oparte są na dokładności – czytamy na stronie urzędu miasta. – Te kompetencje wynikają z historii miasta, profilu gospodarczego, a także działających w nim firm. To siła Radomia i jego kierunek rozwoju na przyszłość”.

– Ten kierunek rozwoju jest mocno jedno­torowy – uważa Krzysztof Maj, twórca Tkalni Zagadek. – Zmierza do uprzemysłowienia, zapewnienia dobrej pracy i płacy. Niby jest słuszny, ale pomija historię miasta czy komfort życia mieszkańców. Brakuje mi rozwoju w kierunku turystyki oraz zapewnienia ciekawych atrakcji samym mieszkańcom. Ja w Tkalni Zagadek chcę prezentować historię miasta, np. w postaci pokojów nawiązujących do legendarnego kina Odeon oraz Radoskóru.

Najgorsze opinie o Radomiu mają... jego mieszkańcy. 74 proc. radomian uważa, że są pracowici, 72 proc. – że ubodzy, 71 proc. – że życzliwi, 68 proc. mówi, że Radom jest miastem problemów społecznych. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2017