Czytać to, czego nigdy nie zapisano

Jeśli ktoś spodziewa się, że eseje Sosnowskiego pomogą oswoić jego poetycką twórczość, spotka go rozczarowanie. Powiedziałbym nawet, że należy tę książkę eseisty czytać w oderwaniu od wierszy poety.

20.02.2007

Czyta się kilka minut

Pierwsza książka poetycka Andrzeja Sosnowskiego ukazała się 15 lat temu. Był to debiut zaskakujący i wybuchowy, bo oto nagle pojawił się w polszczyźnie poeta, który nie pasował do żadnego rodzimego kontekstu, który z zadziwiającą łatwością wymykał się krytycznoliterackim opisom.

Wiersze Sosnowskiego drażniły suwerennością względem ówczesnych podziałów literackich i hierarchii, ale jednocześnie fascynowały niezwykłą siłą języka. Krytycy trochę na ślepo szukali punktów zaczepienia: wskazywano na powinowactwa z Leśmianem, Peiperem, Karpowiczem i Wirpszą. W pewnym momencie piszący o Sosnowskim zaczęli stosować metodę wybiegów i uników. Niemal każdy tekst o autorze "Życia na Korei" zaczynał się od listy zastrzeżeń i wyznania interpretacyjnej niemocy. To, co miało być szkicem o konkretnej poezji, zmieniało się w rozważania nad możliwościami rozumienia literatury, w których Sosnowski pojawiał się jako nawias, przykład, hermetyczny twór, niedostępny i nieprzenikniony, który należy trzymać z dala od głównego nurtu polskiej poezji, aby nie komplikować jej w miarę spójnego obrazu.

Przez cały ten czas Sosnowski konsekwentnie unikał komentarzy do swojej twórczości. Kiedy już udzielał wywiadów, to zawsze starał się przenieść rozmowę na neutralny teren literatury obcej, gdzie mógł swobodnie rozprawiać o kwestiach, które tylko pośrednio łączyły się z jego własnym pisaniem. Publikował kolejne książki poetyckie (do tej pory ukazało się ich 13), znakomite przekłady z poezji i prozy anglojęzycznej, a od czasu do czasu szkice krytyczne o tłumaczonych przez siebie autorach.

Te ostatnie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem krytyki. W esejach Sosnowskiego o projektach literackich innych pisarzy szukano wskazówek interpretacyjnych. Taki trop wydawał się celny, bo warszawski poeta od samego początku przekładał (i komentował) autorów, którzy obsesyjnie zajmowali się samą materią języka poetyckiego. Jeśli bezpośredni dostęp do poezji autora "Sezonu na Helu" jest niemożliwy - powiadali krytycy - jeśli polski kontekst okazuje się zbyt wąski, to odnieśmy jego pisanie do tradycji obcej, którą on sam poddaje drobiazgowej analizie. Jeśli jego poetyka wymyka się tradycyjnemu opisowi, to porównajmy ją do poetyk wskazanych w jego tłumaczeniach i szkicach: Johna Ashbery'ego, Elizabeth Bishop, Ronalda Firbanka, Ezry Pounda czy Raymonda Roussela.

Już sam tytuł opublikowanego właśnie zbioru esejów Sosnowskiego kwestionuje tę krytyczną strategię. Ryzyko wynika z faktu, że omawiane przez poetę projekty nie tworzą żadnej tradycji, nie układają się w spójną całość. Kiedy czytamy kolejne teksty Sosnowskiego, staje się jasne, że wysiłek zmierzający do odkrycia nowych rejonów języka ginie wraz z danym autorem. Nie zostaje przekazany w geście namaszczenia kontynuatorom, lecz jest podejmowany na nowo w innym miejscu i w innym czasie, w innej przestrzeni literackiej. Każdy z omawianych pisarzy na swój sposób próbuje skomplikować relacje pomiędzy językiem i światem, językiem i podmiotem. Powiedzieć, że właśnie to ich łączy, że to stanowi podstawę ich tradycji, to w istocie nie powiedzieć nic, bo przecież taki jest punkt wyjścia każdej literatury. Jeśli zatem ktoś spodziewa się, że tom "Najryzykowniej" pomoże oswoić poetycką twórczość warszawskiego autora, spotka go rozczarowanie. Powiedziałbym nawet, że należy tę książkę czytać w oderwaniu od wierszy poety, poza kontekstem jego dzieła. Należy zawiesić na chwilę próby zdefiniowania poezji Sosnowskiego i skoncentrować się na jego interpretacyjnej finezji.

W książce - jak podpowiada końcowa nota - znalazły się "ryzykowne impresje, dygresje, przyczynki, fantazje, elukubracje i komentarze", tworzące chimeryczny zbiór, coś na kształt wielogłosowej, wielostylowej i wielogatunkowej anatomii, w której poezja (bo ona jest główną bohaterką tego tomu) poddawana jest różnym zabiegom czytelniczym. Sosnowski łączy prezentacje przekrojowe (układające się w miniaturowe monografie poszczególnych autorów - jak w przypadku Pounda) z analizami pojedynczych utworów, z krytycznymi recenzjami tłumaczeń poezji anglojęzycznej, słownikowymi omówieniami gatunków poetyckich i impresjami literackimi. Oprócz wymienionych wcześniej autorów pojawiają się (raz na pierwszym, raz na drugim planie): Rimbaud, Derrida, Goethe, Hölderlin, Heidegger, Szekspir, Jane Bowels, Kuba Kozioł, Bohdan Zadura, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i Rafał Wojaczek. Narracja Sosnowskiego z zadziwiającą łatwością wchłania tę rozmaitość. W zasadzie nie ma czasu na szukanie połączeń i przejść pomiędzy poszczególnymi częściami, bo każdy tekst działa jak maszyna do produkowania interpretacji. Tam, gdzie Sosnowski zatrzymuje swoją narrację (piszę zatrzymuje, bo niektóre teksty mogłyby się jeszcze swobodnie rozwijać w poszukiwaniu nowych wątków), tam czytelnik może zacząć własną, ryzykowną opowieść.

"Najryzykowniej" pod pewnymi względami przypomina opublikowaną siedem lat temu kolekcję esejów Johna Ashbery'ego pt. "other Traditions". Pomysł amerykańskiego poety polegał na tym, by pokazać, że literatura nowoczesna nie jest wcale jednolita, że jej główny nurt, który w literaturze anglojęzycznej wyznaczają nazwiska Yeatsa, Pounda i Eliota, pomija niezwykle ciekawe projekty poetyckie. Nie ma jednej nowoczesności. Istnieje bardzo wiele różnych tradycji, które czasem wchodzą ze sobą w dialog, czasem w otwarty konflikt, ale najczęściej rozwijają się obok siebie, nie dbając o to, co dzieje się na głównym trakcie. Ashbery wydobył z archiwum sześciu autorów, których dzieł nie znajdziemy na oficjalnych mapach modernistycznej literatury. Chodziło o to, by zmienić kartografię.

Sosnowski postępuje podobnie. Wybiera te rzeczy, które nie zostały jeszcze wciągnięte na listę dzieł kanonicznych (wyjątek stanowi Pound, choć z polskiej perspektywy jego pozycja w poezji światowej wygląda inaczej niż w Anglii czy Ameryce). Przegląda marginesy literatury i tam przenosi dyskusję nad językiem, znaczeniem i komunikacją. Jeśli spojrzymy na te zagadnienia przez powiększające szkło Roussela czy Jane Bowels, okaże się, że istnieją sposoby pisania, które skutecznie obywają się bez rusztowania tradycyjnych kontekstów i hierarchii, które nie są jedynie muzealnym trofeum krytyki i historii literatury, ale ciągle posiadają ożywczą siłę. "Czytać to, czego nigdy nie zapisano" - to zdanie Hofmannsthala doskonale opisuje strategię Sosnowskiego. Czytać to, co nie zostało jeszcze skonwencjonalizowane, czego nie zrozumiano, co zostało pominięte, wypchnięte na margines. W tych nieoczywistych rejonach literatury warszawski poeta czuje się najlepiej.

Ale zdanie Hofmannsthala można rozumieć inaczej: jeśli czytamy to, co nie zostało zapisane, czyli zinterpretowane i zrozumiane, to doświadczenie lektury staje się ryzykowne. Jeśli Sosnowski zatytułował swoją książkę "Najryzykowniej", uczynił tak dlatego, że czytanie jest dla niego doświadczeniem otwierającym nas na to, co nieobliczalne i nieokreślone, niepewne i niestałe. Rozpoczynając lekturę z dala od wyznaczonych przez krytykę czy historię literatury punktów odniesienia, musimy zająć niedogodną pozycję: bez poręcznych kontekstów, bez tradycyjnych narzędzi. Musimy wynaleźć inny sposób pisania o literaturze, niepodobny do niczego, co znane, tak jak owa literatura z marginesów i rozlewisk nie przypomina tej, która płynie przez sam środek naszej mapy i dzieli ją na równe części. Sosnowski jako poeta i jako czytelnik stawia zawsze na nieznaną i nieprzewidywalną stronę znaczeń, gdzie toczy się oszałamiająca i ryzykowna gra języka.

Andrzej Sosnowski, "Najryzykowniej", Biuro Literackie, Wrocław 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2007