Człowiek to stworzenie tragiczne

Z prof. Barbarą Skargą, filozofem, rozmawia Jan Strzałka

18.09.2009

Czyta się kilka minut

JAN STRZAŁKA: - Pani Profesor, chciałbym porozmawiać o Bergmanie.

PROF. BARBARA SKARGA: - Kłopot w tym, że nie jestem filmoznawcą ani krytykiem.

- Nie chodzi o uczone analizy, lecz o przywołanie wrażeń kogoś, kto Bergmana przeżywał i pamięta czasy, kiedy powstawały jego największe arcydzieła.

- Moja pamięć może być zawodna, uprzedzam. Filmy Bergmana oglądałam, ale dawno temu i najczęściej w Paryżu, gdzie pokazywano je wcześniej niż w polskich kinach, ten ponury Skandynaw utrwalił mi się więc w pamięci w wersji francuskiej i z paryską publicznością w tle, która chłonęła jego dzieła z ogromną uwagą.

- Jakie uczucia budziło w Pani wówczas kino Bergmana? Czy to było, powiedzmy, bolesne przeżywanie?

- Oglądając film czy przedstawienie teatralne, nigdy nie odczuwam tego rodzaju emocji, zawsze pozostaję chłodna, chcę zrozumieć intencje twórcy i nie przeżywam; owszem, dostrzegam w dziele emocje, ale im nie ulegam, bo to nie moje emocje. Ciekawa jestem, jak film jest zrobiony, zwracam uwagę na grę aktorów, na scenografię, na cały entourage, a Bergman umiał poprowadzić aktorów, mistrzowsko dobrać wszystkie szczegóły swoich dzieł. Dlatego zapamiętałam nie tyle ich fabułę, co raczej klimat, nade wszystko kadry czy sceny, na przykład procesję biczowników z "Siódmej pieczęci": obraz średniowiecznych praktyk religijnych czyni piekielne wprost wrażenie, ale zarazem zmusza do myślenia o współczesnej nam religijności, która staje się sztuczna i opiera się głównie na rytuale. Świat fanatycznych biczowników zderzony jest w tym arcydziele ze światem wędrownych kuglarzy, którzy są naturalni, otwarci, prości, jak gdyby prawda była po ich stronie, a nie po stronie biczujących się, przeżywających swoje grzechy, jak gdyby to, co marne w człowieku, siedziało w owych fanatykach, zaś kuglarz to ktoś pełen radości i naiwnego, ale szczerego zachwytu życiem.

- I pewno Bóg spogląda na kuglarzy z miłością, bo przecież jednemu z nich objawia się uśmiechnięta Matka Boska z Dzieciątkiem. Kuglarze są radośni, choć żyją w czasach czarnej śmierci - Bergman nie skrywał, że dżuma jest tu metaforą bomby atomowej. Obsesja atomowa powraca w "Gościach Wieczerzy Pańskiej", gdzie jeden z bohaterów popełnia samobójstwo, nie chcąc żyć w świecie pędzącym do samozagłady.

- Nie ulega wątpliwości, w tych filmach pojawia się wizja zagłady jądrowej, którą Bergman był przerażony, zresztą niewiele wiem o tych jego obsesjach. Mnie raczej chodzi o rzecz ogólną, jaką wyniosłam z jego filmów: ludzkości zawsze grozi zagłada, z takiego bądź innego powodu, może unicestwi nas bomba, może zginiemy inaczej, ale widmo unicestwienia zawsze wisiało i wisi nad naszym losem. Oglądając Bergmana, czułam - właśnie, co czułam? Czy można nazwać to pesymizmem Bergmana? Byłoby to zbyt trywialne określenie, bo Bergman widzi świat w całej jego męce i we właściwej mu grozie. Co jest tą męką? Gra ze śmiercią w szachy? W tym pojedynku człowiek zapewne przegra, ale może i wygra, albowiem gra daje cień nadziei. Może więc zamiast o pesymizmie słuszniej mówić o kondycji ludzkiej widzianej z perspektywy niesłychanie ponurej - o ile sobie przypominam, najbardziej czuć to w "Milczeniu", gdzie groza osiąga apogeum, choć nie wiadomo, co w istocie stanowi jej przyczynę: po ulicach fikcyjnego państwa jeżdżą czołgi, dziecko krąży po hotelowych labiryntach, w pokoju umiera młoda kobieta. Jednym słowem: groza. Gdy myślę o Bergmanie, uderzają mnie dwie kwestie: człowiek jest zagrożony, mówi reżyser, choć w znikomym stopniu uświadamia sobie, że żyje na krawędzi; mało tego: gdyby spytać, dlaczego jest zagrożony, nie ma na to pytanie odpowiedzi. Czy sami gotujemy sobie zagładę, czy zagrażają nam pewne siły?

- Jakie siły?

- Jakie? Diabelska śmierć. Ona nie jest łaskawa - to śmierć, która nadciąga z ciemnej strony, bo na pewno nie z jasnej, ciemna śmierć nie przynosi jakiegokolwiek wybawienia, nie ma w sobie ni krzty wzniosłości. To śmierć w najstraszliwszej postaci: biczowanie, błoto, pobojowisko trupów, którym przygląda się Rycerz z "Siódmej pieczęci".

- Jakby groby wypluły umarłych, by przypomnieć Apokalipsę...

- Widziałam wojnę i wiem, jakie ona niesie okrucieństwa. O śmierci można rozprawiać niesłychanie wzniośle, czego dowodów dostarcza literatura, lecz u Bergmana nie czuć nawet lęku przed śmiercią, czuć znacznie więcej - czystą grozę, bo ciemna śmierć przywodzi na myśl jedynie nędzę i upadek człowieka konającego w błocie.

- Czy takie widzenie ludzkiego losu nastało dopiero w XX wieku?

- Trudno byłoby je znaleźć u św. Augustyna, na próżno szukać go w starożytnej Grecji, bo weźmy śmierć Temistoklesa, jasną i heroiczną, weźmy bohaterów "Iliady" - Achilles opłakując Patroklesa, pogrąża się w rozpaczy i smutku, ale jego bohaterski przyjaciel poległ wszak w walce. Bergman zaś pokazuje śmierć jako najstraszliwszy i najgłębszy upadek. Nie ma w niej nic wzniosłego.

W filmach Bergmana, szczególnie w "Milczeniu", "Personie" czy w "Szeptach i krzykach", poraża mnie również kwestia naszej absolutnej samotności i niemożności porozumienia nawet z kimś, kto - wydawałoby się - powinien być blisko, na przykład bohaterki "Szeptów i krzyków" nie umieją porozumieć się z umierającą matką, kontakt z nią potrafi nawiązać jedynie służąca, choć nie łączą ich więzy krwi i są sobie obce...

- Podobnie w "Milczeniu": Ester umiera, Anny, jej siostry, nic to nie obchodzi, woli iść do kina, baru, poderwać kelnera, z Ester rozmawia natomiast pracownik hotelu, choć porozumiewają się, nie znając swoich języków.

- Relacje między Ester i Anną są przerażające, w jakiś sposób kobiety te są sobie bliskie, ale zarazem każda jest sama w swojej rozpaczy, samotności, wyobcowaniu i poczuciu niezrozumienia. W jednej ze scen Ester szuka ratunku w akcie autoerotycznym, bo nie ma nikogo bliskiego. Motyw absolutnej samotności powraca niemal w każdym filmie Bergmana. Pamiętam scenę z "Fanny i Aleksander", gdy chłopiec chroni się na strychu - na jego twarzy wypisane jest pragnienie bycia kochanym, bycia z kimś i to kimś ważnym, pragnienie, by coś znaczyć dla innych, bo nic nie znaczy.

- To pragnienie żywią i inni bohaterowie Bergmana, choćby pielęgniarka Alma z "Persony": "Wierzyć w coś, dokonać czegoś, mieć świadomość, że własne życie coś znaczy, to mi imponuje. Znaczyć coś dla innych". Ale zazwyczaj ich pragnienie odrzucane jest przez innych ze wzgardą.

- Otóż to: znaczyć coś dla kogoś. Bohaterki "Szeptów i krzyków" zapewne coś znaczą dla konającej matki, ale ona dla nich nic nie znaczy; towarzysząc jej przy łożu śmierci, spełniają jedynie przykry obowiązek, co prawda starają się nawiązać z nią kontakt, ale nie są do niego zdolne, bo człowiek Bergmana stara się porozumieć z innym, co nie jest łatwe albo wręcz niemożliwe. Jego dzieła nie niosą zbyt wielkiej nadziei.

Patrzę na Bergmana z perspektywy współczesnej kultury. Gdy się pojawił jako reżyser, Vittorio de Sica realizował "Złodziei rowerów", arcydzieło neorealizmu, kierunku, który mierzył się z największymi problemami społecznymi ówczesnych Włoch, ale niemal w tym samym czasie Sartre tworzy swoje dramaty. Nikt wówczas jeszcze nie słyszał o Levinasie i jego "Innym", ku któremu trzeba podążać z szacunkiem, wszyscy natomiast powtarzali za Sartem, że "piekło to inni".

Bergman również uległ wpływom francuskiego egzystencjalizmu - choć zapewne wiele zaczerpnął również z filozofii Kierkegaarda czy z twórczości Strindberga, nie przeceniałabym natomiast wpływów Heideggera, bo choć podobnie jak Heidegger był przekonany, iż człowiek jest skończonością, co kształtuje bycie, czego każdy powinien być w pełni świadomy. Heidegger nie lubił jednak moralizatorstwa, los człowieka rozpatrywał poza wszelką aksjologią, Bergman natomiast zawsze odnosi się do tego, co pozytywne, w jego świecie istnieje moralność, jasne widzenie tego, co dobre i co złe. Najbliżej więc mu do Sarte'owskiego egzystencjalizmu, na wskroś przejrzał lęki, jakimi żyła powojenna kultura, skłonna widzieć wszędzie raczej zło aniżeli dobro, krzywdę człowieka aniżeli gesty międzyludzkiej solidarności.

- Tu przywołać można np. "Personę". Jeśli coś w tym filmie jest prawdą, to zdjęcia, którym przygląda się Liv Ulmann: śmierć Wietnamczyka, który oblał się benzyną, czy chłopiec z warszawskiego getta, do którego esesmani mierzą z karabinów. Jakby Bergman chciał powiedzieć: oto prawda o człowieku.

- Widocznie gorycz Bergmana była reakcją na wszystko, co przyniosły lata wojny i zimnej wojny, być może wszyscy - choć nie chcę się bawić w psychologię mas - ulegliśmy owej goryczy. Nie wiem, chcę tylko stwierdzić, że Inny dla pokolenia Bergmana okazywał się najczęściej obcym i groźnym, a sztuka tamtego czasu przesiąkła nieufnością i podejrzliwością wobec Innego. Dla filozofii i sztuki powojennej charakterystyczne jest również zainteresowanie opozycją pozoru i rzeczywistości, wystarczy wspomnieć "Powiększenie" Michelangelo Antonioniego: był trup w parku, czy go nie było? Bohater filmu gorączkowo więc powiększa przypadkowo wykonaną fotografię, by pochwycić rzeczywistość, nie obchodzi go zupełnie, kim był zamordowany człowiek, pragnie jedynie prawdy o rzeczywistości, lecz prawda i pozory całkowicie mu się rozmywają, aż w finale podnosi niewidoczną piłkę i zaczyna ją odbijać niewidoczną rakietą. Była piłka, czy jej nie było? Nie wiadomo, znów stajemy przed kwestią rozróżnienia pozorów od rzeczywistości. Antonioni znakomicie wyraził ducha lat sześćdziesiątych. W filmach Bergmana rolę pozorów pełnią zaś twarze - maski, za którymi kryje się pustka albo zło: cierpienie, nienawiść, egoizm i nic więcej. Gdzie więc odnaleźć rzeczywistość? Tylko w świecie kuglarzy.

Antonioniego wspomniałam nie bez powodu, cenię go głównie za "Noc" z młodą Jeanne Moreau i Marcello Mastroiannim, i za "Zawód reporter". Antonioni wydaje się bardziej zintelektualizowany niż Bergman, gra nie na emocjach, lecz na chłodnej obserwacji, ale i Bergman, i Antonioni postawili podobną diagnozę kulturową i egzystencjalną. "Noc" to opowieść o ludziach, dla których każdy pozostaje obcy i którzy z nikim nie umieją nawiązać autentycznego kontaktu, nawet ze sobą, choć są małżeństwem, a gdy się kochają, ich akt przypomina samotny krzyk rozpaczy ludzi pragnących być sobą. Czy to w ogóle możliwe, skoro nie mogą odnaleźć własnej tożsamości? To dramat charakterystyczny dla naszych czasów, który dręczył zarówno Bergmana, jak i Antonioniego. Przypomnijmy "Personę": bohaterki filmu nie rozumieją, kim są, bo czy Elżbieta jest Almą czy Alma Elżbietą? Poszukując tożsamości, której nie posiadają, stapiają się w końcu w jedną postać.

- Twarze bohaterów Bergmana, szczególnie kobiet, są piękne...

- Człowiek nie jest pięknym zwierzęciem, jak to pisałam, piękno zaś bywa oszustwem, nawet piękna twarz kobieca, która jest maską, podobnie jak i oblicze mężczyzny, a pod maską kryje się coś, co piękne wcale nie jest.

- Świat czasami jednak pełen jest chwały Bożej, a ludzie bywają piękni, jak rodzina kuglarzy z "Siódmej pieczęci", którzy częstują Rycerza poziomkami i mlekiem. Więc może nie zawsze "piekło to inni"? Nie bez powodu w filmach Bergmana padają słowa o współczuciu i czułości, jakie powinniśmy sobie wzajem okazywać.

- To prawda, bo nawet w "Szeptach i krzykach" służąca okazuje czułość umierającej pani.

- Czułość i miłość, "jakiś rodzaj miłości", o czym w filmie "Jak w zwierciadle" mówi ojciec do syna, którego po wielokroć wcześniej odrzucał. "Jaki rodzaj?" - pyta syn. "Każda miłość: ta wielka i ta maleńka, ta śmieszna i ta piękna". "Dla ciebie miłość jest dowodem na istnienie Boga?". "Nie wiem, czy na istnienie Boga czy jest samym Bogiem. Opieram swoją pustkę i nieczystą beznadzieję na tej myśli. Nagle pustka przemienia się w królestwo, a beznadzieja w życie. To jest niczym ułaskawienie od kary śmierci".

- Widzi pan, nie pamiętam tych słów, pamiętam natomiast zło, klęski, cierpienie, samotność i ból, jakich doświadczają bohaterowie Bergmana. Poza tym jest wielka tajemnica. Bóg bowiem milczy, ale dlaczego, tego nie wiemy. Bergman miał eschatologiczną potrzebę istnienia Boga, a zarazem, jak każdy niewierzący, pytał: gdzież jest Bóg i dlaczego milczy?

- Skąd mamy to wiedzieć, skoro milczą nawet nasze telefony, jak mówi bohaterka "Gości Wieczerzy Pańskiej" w rozmowie z pastorem, który skarży się na milczenie Boga. Milczenie ludzi okazuje się równie straszliwe jak milczenie Boga.

- Jeśli gdzieś doszukiwać się więc nuty Bergmanowskiego pesymizmu, to właśnie w zgodnym milczeniu i Boga, i naszych telefonów. Bergman był wielkim artystą, który zdołał opowiedzieć o wszystkich naszych lękach, więc słuchano jego słów niczym objawienia. Słucha się ich nadal i słuchać będą przyszłe pokolenia, bo tragedie zawsze żyją dłużej niż komedie, ponieważ jesteśmy stworzeniami tragicznymi, to w nas jest dramat, a nie poza nami. Zawsze więc większe wrażenie wywiera na nas "Hamlet" aniżeli "Sen nocy letniej", chociaż to rzecz cudownie dowcipna i poetycka, zaś z "Boskiej komedii" pamiętamy "Piekło", a zapominamy o "Niebie". Tacy jesteśmy, dlatego twierdzę, że człowiek to nie jest piękne zwierzę. Sofokles powiada: w człowieku jest to, co najpiękniejsze, i to, co najstraszliwsze, człowiek buduje i niszczy jednocześnie. Bergman pewno by się z tym zgodził. Żal mi, że odchodzą tacy świetni reżyserzy jak Bergman, Antonioni czy Federico Fellinii którego wolę nade wszystko, bo jest zgryźliwy, dowcipny i pokazał, czym może być kino, a najbardziej spośród jego dzieł lubię "Amarcord" i "Rzym". Bergman i Antonioni uprawiali psychologię, Fellinii zaś pokazał, czym jest sztuka obrazu. Gdy zbrakło tych wielkich reżyserów, przestałam chodzić do kina.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z dodatku „Barbara Skarga 1919-2009