Człowiek jako instrument

Jeśli pójść w symbolikę, następnym krokiem będzie ezoteryka, a potem... Jedyny ratunek to bezwzględny naturalizm. W ten sposób Andrzej Bardecki interpretował radiestezję i swoje nadzwyczajne zdolności.

28.09.2011

Czyta się kilka minut

Słoneczna wczesnojesienna sobota 2000 r. Wyjeżdżamy z Krakowa szosą warszawską. Kilkuletnie volvo combi prowadzi jego właściciel, Henryk Sobański, doktor farmacji, z zamiłowania radiesteta. Obok siedzi Andrzej Bardecki, ksiądz katolicki, radiesteta mniej więcej od lat 60. W skupieniu trzyma przed sobą w prawej dłoni specjalny typ wahadełka na sprężynce. Na tylnym siedzeniu Stanisław Micek, profesor fizyki UJ, z zamiłowania człowiek odważny i ciekawy świata. I ja. Jestem podekscytowany, bo mam pełnić ważną funkcję: być instrumentem.

Dojeżdżamy do Zapustki za Miechowem. Za chwilę będzie piękny las, w którym się zatrzymamy. Dokładnie 50 km od krakowskiego Rynku. Dlaczego akurat tyle?

Gdy Metropolita krakowski odesłał go na emeryturę w roku 1991, Andrzej poświęcił się swojej pasji: radiestezji, na którą wreszcie miał dużo czasu. W redakcji "Tygodnika" wiedzieliśmy, że chodzi po różnych dziwnych miejscach, np. zagląda do ezoterycznego sklepu na Małym Rynku i dyskretnie prowadzi badania: sprawdza wahadełkiem radiestezyjne właściwości różnych przedmiotów, które wpadną mu w rękę. Był zadowolony z poszukiwań. Po pewnym czasie okazało się, że buduje urządzenie, które neutralizowałoby promieniowanie geopatyczne (według zainteresowanych radiestezją promieniowanie pochodzące z podziemnych cieków wodnych, ale też urządzeń elektrycznych, wywierające szkodliwy wpływ na organizmy żywe) w szerszym zakresie niż sprzedawane tu i tam miedziane odpromienniki.

Początki są obiecujące: odkrywa silne właściwości neutralizujące popularnego w sklepach ezoterycznych przedmiotu. Kupuje kilka sztuk. Okazuje się, że promieniowanie zmienia natężenie wraz z ich konfiguracją. Zaczyna eksperymentować, dodaje lustra i inne materiały. Odkrywa, że właściwości neutralizujące można "wyłączyć" przy pomocy porcelanowych filiżanek.

Kieruje nim iście naukowa ciekawość. Materiał oddaje do chemicznej analizy w profesjonalnym laboratorium. Kosztuje go to miesięczną emeryturę. Okazuje się, że dziwne przedmioty posiadają nietypową strukturę. Jak doczyta w ezoterycznej literaturze, sposób ich wytwarzania ma ponad tysiącletnią tradycję.

W napisanym na 80-lecie urodzin Bardeckiego artykule "Hobby księdza prałata" ("TP" nr 21/96) Witold Bereś wspomina o tajemniczym urządzeniu. "Gdyby się udało opatentować machinę, która sama jedna mogłaby niwelować promieniowanie geopatyczne w wielkim budynku, to ilu ludziom przyniosłoby to ulgę! A jakie zastosowanie mogłoby mieć w szpitalach!" - cytował księdza Andrzeja.

Początkowo zamierzenia były skromne: zasięgiem urządzenia objąć sąsiadujący z kamienicą przy placu Sikorskiego szpital onkologiczny na Garncarskiej. Żmudne próby zaczęły jednak przynosić owoce przekraczające najśmielsze oczekiwania. Zasięg objął plac Sikorskiego, potem szpital (lekarz zaprzyjaźniony z Bardeckim twierdził, że spadła umieralność), sięgnął Błoń, potem jeszcze dalej. Sekretarka "TP" Katarzyna Morstin zwykła witać ks. Andrzeja pytaniem: "czy Wiślna 12 jest już w zasięgu?". Gdy jechaliśmy na badania terenowe owego pogodnego dnia 2000 r., zasięg obejmował cały Kraków i okolicę w promieniu 50 kilometrów.

Po ukazaniu się artykułu Beresia z Bardeckim kontaktują się dr Sobański i prof. Micek. Ten ostatni jest zainteresowany fizyczną naturą promieniowania geopatycznego. Gdyby udało się ją rozszyfrować, we współczesnej fizyce mógłby się otworzyć nowy rozdział. Ksiądz radiesteta zyskuje fachowych współpracowników i nowych przyjaciół.

Prof. Micek ma hipotezę, którą trzeba przetestować. Fizycy w ostatnich latach bardzo zainteresowali się nietypową cząstką elementarną: neutrinem. Ma ona tę dziwną cechę, że prawie nie oddziałuje z materią. Przez Ziemię w każdej sekundzie przelatuje olbrzymia ilość neutrin produkowanych przez słońce. Możliwe, że podziemne cieki wodne i inne struktury geologiczne mają jakiś wpływ na zachowanie neutrin, a to z kolei - na samopoczucie co bardziej wrażliwych osób. Człowiek jest bowiem najbardziej skomplikowanym i najwrażliwszym instrumentem pomiarowym.

Sukcesem byłoby już fizyczne zarejestrowanie różnicy między miejscem z promieniowaniem a miejscem bez promieniowania. Jak to zrobić?

Potrzebne będzie miejsce z promieniowaniem i miejsce bez promieniowania, np. lasek przy drodze E7; krzesło, które wieźliśmy w przestronnym bagażniku samochodu dr. Sobańskiego, wstępny pomiar radiestezyjny, a więc różdżka i radiesteta - najlepiej dwóch, dla pewności zlokalizowania żył wodnych; fizyczne urządzenie pomiarowe - w tym przypadku skonstruowany w laboratoriach UJ przenośny aparat do pomiaru EEG mózgu. Oraz instrument, czyli ja.

Po wyjeździe z Miechowa w stronę Warszawy wahadełko trzymane przez ks. Bardeckiego zaczęło przez chwilę drgać. Potem na jakiś czas się uspokoiło. Po przejechaniu niedużego odcinka drogi znowu drgnęło. Znak, że urządzenie odpromieniające zostawione na placu Sikorskiego straciło zasięg.

Gdy dotarliśmy do lasku, Bardecki z Sobańskim szybko znaleźli odpowiednie do doświadczeń miejsce. Posadzono mnie na krześle. Do mojej głowy zostały przymocowane elektrody. Ich drugie końce prof. Micek podłączył do aparatu EEG, a ten z kolei do laptopa. Zaczęły się pomiary: to w jednym miejscu, to w drugim. W końcu miałem przyłożyć do ucha telefon komórkowy - wyciszony, bym nie ulegał sugestii. Sobański za moimi plecami - tak, bym tego nie widział - dzwonił do mnie. Profesor mierzył silne oscylacje podczas odbioru sygnału. W tym samym czasie różdżka trzymana przez księdza Bardeckiego nad moją głową silnie wychylała się do dołu. Oddziaływanie telefonu było tak duże, że w końcu ks. Andrzej nie potrafił utrzymać różdżki.

Czy eksperyment się udał? Połowicznie. Wiadomo, że szkodliwe promieniowanie używane w telefonii komórkowej można przy pomocy urządzenia ks. Bardeckiego obniżyć o 20 do 30 procent. Ale po 10 latach od owych doświadczeń to żadna nowość. Jak mówi mi dzisiaj dr Sobański, producenci telefonów komórkowych właśnie poszli w stronę obniżania szkodliwego promieniowania przez zastosowanie różnych ekranów czy pewnych typów plastików o właściwościach tłumiących.

W naszym eksperymencie nie udało się natomiast uchwycić fizycznej różnicy między miejscem z promieniowaniem a miejscem bez promieniowania. Profesor doszedł do wniosku, że skonstruowany przez niego przenośny aparat EEG miał za małą czułość. Ale coraz częściej myślę, że problemem mogła być moja za mała czułość na oddziaływanie promieniowania geopatycznego...

W każdym razie Andrzejowi nie dawało to spokoju. Przed śmiercią udało mu się namówić swojego przyjaciela, duszpasterza Polonii abp. Szczepana Wesołego, do współpracy. Znalazł się sponsor, który zgodził się przeznaczyć pewną kwotę na zakup profesjonalnego przenośnego aparatu EEG o dużej czułości. Andrzej nie zdążył sfinalizować transakcji. Ale o naturze promieniowania geopatycznego zapewne wie teraz już wszystko.

Co się stało z urządzeniem?

Jest w dobrych rękach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2011