Czesi nie lubią instytucji

Czy Kościół w Europie umiera? Czy rzeczywiście przypomina „niepłodną babcię”, jak nasz kontynent nazwał papież Franciszek? Poszukując odpowiedzi, pisaliśmy już o Włoszech i Irlandii. W tym tygodniu – o Kościele w Czechach.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Procesja z figurką Praskiego Dzieciątka wychodzi z kościoła Panny Marii Zwycięskiej. Praga, 5 maja 2018 r. / MARTIN DIVISEK / EPA / PAP
Procesja z figurką Praskiego Dzieciątka wychodzi z kościoła Panny Marii Zwycięskiej. Praga, 5 maja 2018 r. / MARTIN DIVISEK / EPA / PAP

Mury kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Neratovie pod koniec II wojny światowej zostały rozprute przez artylerię Armii Czerwonej. Wysokie wieże runęły na dach, rozbiły go i tony gruzu wpadły do wnętrza. Krótko po wojnie kościół obrabowano. Ruina stała potem przez 40 lat na górskich wichrach i śnieżycach. Władze kilka razy zarządzały wysadzenie resztek murów, ale nigdy do tego nie doszło i ostatecznie wysokie ściany zabytkowego kościoła przez dekady straszyły wypalonymi jamami po witrażach.

Dziś w czasie niedzielnych mszy w lecie kościół jest niemal pełny, bo z okolicznych wsi schodzą się letnicy. Rozpruty dach zakrywa efektowna tafla ze szkła, a ze starymi, kamiennymi murami pięknie kontrastuje nowoczesna, zawieszona w powietrzu witrażowa instalacja Wniebowzięcia. Przy kościele działa dom opieki i zakłady pracy chronionej dla niepełnosprawnych, kawiarnia, sklep ogrodniczy i warsztat ceramiczny oraz – od tego roku – minibrowar. Jesienią odbudowane zostaną hełmy wież i dolina Dzikiej Orlicy pierwszy raz od 1945 r. usłyszy bicie dzwonów na Anioł Pański.

Historia i stan współczesny tej parafii odbijają dzieje czeskiego katolicyzmu po II wojnie światowej. Kościół w tym kraju, po dekadach systematycznego niszczenia i brutalnych prześladowań, na pewno nie imponuje potęgą, bogactwem czy liczebnością. Budzą jednak szacunek energia i zaangażowanie, z jakimi katolicka mniejszość odbudowuje życie religijne po apokalipsie.

Stereotyp ateistów

Polskie opowieści o czeskim Kościele bywają mocno zmitologizowane, dlatego warto zacząć od prostowania faktów. Sami Czesi często przypominają swoją tradycję religijną: średniowieczny husytyzm, reformację i narzuconą z góry rekatolicyzację w XVI w. Te doświadczenia miałyby sprawić, że dziś są jednym z najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw świata.

Głośnym echem odbijają się kolejne, robione co dziesięć lat spisy powszechne, w których padają też dość dokładne pytania o religijność. Według ostatniego, z 2011 r., za katolików uznało się w Czechach niewiele ponad 10 proc. mieszkańców. Porównanie z wcześniejszym spisem wskazuje, że w ciągu dekady połowa wierzących odeszła z Kościoła.

Tyle że czescy intelektualiści katoliccy te dane opatrują ciekawymi komentarzami. Zwracają oni mianowicie uwagę na to, że w tym samym spisie powszechnym ponad 40 proc. pytanych deklaruje wiarę w Boga, jednocześnie nie wskazując żadnego wyznania ani związku religijnego. Ludzi, którzy otwarcie mówią „nie wierzę w Boga”, jest również około 40 proc. w całym społeczeństwie. Reszta – około 60 proc. – to albo katolicy, albo wyznawcy innych religii, albo „poszukujący”. Zresztą z analiz danych ze spisu widać, że jest w Czechach jeszcze jedna, specjalna kategoria: spora grupa osób w rubryczce „wyznanie” wpisuje „rzymskokatolickie”, ale w rubryczce „przynależność do związku wyznaniowego” pisze „żaden”.

„Czesi chyba nie są mniej religijni od innych narodów. Wrażenie, że jesteśmy narodem najbardziej ateistycznym, jest związane z tym, że łączymy religię tylko z instytucjami religijnymi. A my, Czesi, jesteśmy rzeczywiście wyjątkowi w tym, że nie lubimy Kościołów” – mówił w wywiadzie dla portalu iDNES.cz docent Zdeněk Vojtíšek, religioznawca z Wydziału Teologii Husyckiej Uniwersytetu Karola w Pradze.

W świetle statystyk nieprawdziwe jest jednak przekonanie, że Czesi byli niechętni katolicyzmowi „od zawsze”. W 1948 r. katolicy stanowili tu ponad 70 proc. społeczeństwa, a przed wojną było ich jeszcze więcej. To prawda, że niechętna katolicyzmowi była masarykowska I Republika, podobnie jak dominujące nurty współczesnej czeskiej kultury. A jednak liczebność katolików spadła najwyraźniej w ciągu dekad komunizmu. Nigdy dość przypominania, że represje wobec Kościoła katolickiego i systematyczne tępienie jego struktury były w tym kraju wyjątkowo brutalne i konsekwentne, a trwały do końca, do 1989 r.

W Czechach spory religijne nakładały się na różnice etniczne. Kraj był przez setki lat zamieszkiwany przez dwie grupy etniczne: słowiańskich Czechów oraz ludność germańską. Tradycyjnie mówi się o tych drugich per „Niemcy”, co z punktu widzenia państwowej przynależności jest absurdem. Ci ludzie bowiem nigdy w Niemczech nie mieszkali i byli autochtonami w kraju, który sami nazywali Böhmen, a który w swojej historii bywał częścią organizmów wielonarodowych: monarchii Habsburgów albo Czechosłowacji. Ta wspólna historia zakończyła się ich wypędzeniem po II wojnie światowej. Rzecz w tym, że w lwiej większości byli oni katolikami. Zamieszkiwali głównie pograniczny pas współczesnej Republiki Czeskiej. Jak po 1989 r. policzyli naukowcy, zostało po nich na tym terenie około 500 zniszczonych albo porzuconych kościołów. Teraz nadal stoją puste i popadają w ruinę, bo zniknęli też wierni. Tylko nieliczne z nich udało się uratować – jak ten we wspomnianym Neratovie.

Na państwowym garnuszku

Po komunizmie odziedziczono do dziś niezwykły z polskiego punktu widzenia sposób finansowych rozliczeń Kościoła z państwem. Znawca zagadnienia, ekonomista i politolog, a także dominikanin o. Hieronim Kaczmarek (proboszcz polskiej parafii w Pradze) wydał w 2016 r. monografię „Czechy. Kościół i państwo”. Przypomina w niej, że w tym mocno zlaicyzowanym kraju księża otrzymują państwową pensję. „W roku 2012 państwo przekazało na pensje dla duchownych 1,3 mld koron czeskich, co w przeliczeniu na obywatela oznaczało ponad 20 złotych” – napisał o. Kaczmarek w e-mailu, odpowiadając na moje pytania. Dla porównania: „W tym samym roku polskie państwo wydawało na Fundusz Kościelny 94 mln zł, co w przeliczeniu na obywatela było sumą poniżej 3 zł”.

Upaństwowienie Kościoła ma w Czechach korzenie jeszcze w reformach cesarza Józefa II, ale za komunizmu ten system zmieniono w taki sposób, aby Kościół całkowicie uzależnić od państwa. Jednocześnie bowiem doszło do konfiskaty kościelnego majątku. Pensje były skromne, a przy tym to komunistyczni urzędnicy decydowali, kto je dostanie, a kto nie. Państwową licencję na sprawowanie służby duszpasterskiej odbierano chętnie i pod lada pretekstem, np. za prowadzenie zajęć z młodzieżą.

Rzecz jasna po Aksamitnej Rewolucji nie było już mowy o prześladowaniach, ale ponieważ Kościół był pozbawiony źródeł utrzymania, system państwowych pensji przetrwał. Targi i negocjacje wokół rozwiązania tej kwestii trwały 14 lat i chwilami budziły namiętne spory, podczas których rozemocjonowani ludzie zbierali podpisy pod petycjami, a publicyści historycznych argumentów poszukiwali nawet we wczesnym średniowieczu.

W końcu wypracowano ustawę o restytucji, która w 2013 r. weszła w życie. Na jej mocy Kościoły otrzymują od państwa odszkodowania za zagrabiony majątek (albo w formie materialnej, albo, jeśli zwrot np. lasu czy pola jest niemożliwy, finansowej), ale jednocześnie państwo coraz bardziej wycofuje się z ich bieżącego utrzymania. „Z każdym rokiem wysokość dotacji będzie coraz mniejsza, by zaniknąć w roku 2030” – pisze o. Hieronim Kaczmarek.

Odszkodowania dotyczą wszystkich zarejestrowanych w Czechach Kościołów, ale katolicki jest zdecydowanie największy, poniósł za komunizmu największe straty i dlatego teraz jest głównym beneficjentem tego procesu: przypada na niego ok. 80 proc. wszystkich odszkodowań; z wyliczeń wynikała jeszcze większa liczba, ale katolicy z części z nich zrezygnowali na rzecz Kościołów mniejszościowych.

Wygląda to na rozsądne i porządne załatwienie skomplikowanej sprawy, a mimo to krytycy narzekają. Ci laiccy mają pretensje, że Kościołowi w ogóle cokolwiek zwracano. Ci katoliccy twierdzą zaś – i mają niestety rację – że przewlekły spór o majątek zaszkodził społecznemu autorytetowi Kościoła. Ludzie latami słyszeli o biskupach i księżach głównie w związku z lasami i hektarami ziemi ornej, aż w końcu wielu uwierzyło, że całej tej instytucji chodzi tylko o pieniądze. Stąd ogromne zniechęcenie i – jak twierdzą kościelni socjologowie – właśnie stąd ogromny spadek ludzi uznających się za katolików. Warto bowiem przypomnieć, że zaraz po Aksamitnej Rewolucji do Kościoła przyznawało się ponad 40 proc. społeczeństwa.

Pozorna tolerancja

Jak na mniejszość katolicy są widoczni i aktywni. „W debacie publicznej jest słyszany przede wszystkim głos dwóch znaczących osobowości: kardynała Dominika Duki i ks. prof. Tomáša Halíka – opowiada o. Hieronim Kaczmarek. – Obaj potrafią się odnieść do bieżących wydarzeń na czeskiej scenie politycznej. Pierwszy w swych poglądach jest bliższy obecnie rządzącym, drugi jest zdecydowanie krytyczny, ale żaden nie identyfikuje się z jakąkolwiek partią polityczną. Kard. Duka publicznie krytykuje kontrowersyjne przedstawienia (w tym wystawioną w Warszawie »Klątwę« Olivera Frlji­cia), a prof. Halík odnajduje w nich pozytywne treści. Można zatem powiedzieć, że w ogólnokrajowej debacie wyraźnie obecne są dwie osobowości, ale tematyki politycznej nie ma w ramach parafialnego duszpasterstwa. A kościelne media nie uczestniczą w ogólnopaństwowej debacie publicznej. Przedstawiciele Kościoła są zapraszani na oficjalne wydarzenia państwowe, ale uroczystości państwowe nie są wiązane z nabożeństwami”.

Do tego dochodzi sytuacja prawna: Czechy są chyba jedynym w Europie ­krajem, który nie ma umowy ze Stolicą Apostolską. Jak pisze o. Kaczmarek, umowa konkordatowa w 2002 r. została podpisana przez czeskiego ministra spraw zagranicznych i watykańskiego sekretarza stanu, ale do dziś nie ratyfikował jej czeski parlament. Mimo to „Kościół w Republice Czeskiej ma zapewnioną pełną wolność funkcjonowania” – uważa dominikanin i podkreśla, że na mocy konwencji wiedeńskiej państwa nie mogą wprowadzać prawa sprzecznego z umową, która została podpisana, ale jeszcze nie była ratyfikowana.

Na Polakach największe wrażenie robi jednak zwykle fakt, że katolicy są tu w mniejszości, i to wyraźnie się kurczącej. Dlatego część z nas automatycznie wyciąga wniosek, że społeczeństwo to jest wolne od wad, które nasi intelektualiści przypisują wpływowi katolicyzmu na Polaków. Wspomniany religioznawca, Zdeněk Vojtíšek, pytany o to, czy Czesi naprawdę są tak religijnie tolerancyjni, jak sami o sobie twierdzą, odpowiada zdecydowanie, że to mit. „To jest raczej obojętność i brak wiedzy, religijny analfabetyzm. Widać to dobrze na przykładzie stosunku do islamu. Czesi wiedzą o nim niewiele, nie mają prawie żadnych doświadczeń z muzułmanami. Ale według sondaży okazuje się, że w porównaniu do krajów, w których muzułmanów jest wielu, Czesi należą do najostrzejszych w Europie krytyków tej religii. Widać tu, jak z powodu drobiazgów ta nasza piękna tolerancja się nagle rozpada” – pisze Vojtíšek.

Kibicowskie malunki z krzyżowcami, którzy wykopują ze świętej czeskiej ziemi muzułmańską świnię, pojawiły się na czeskich stadionach wcześniej niż podobne wątki w Polsce. Czescy ekstremiści, jeszcze niedawno odwołujący się do tradycji antykatolickiej, dziś podobnie jak polscy mówią o „obronie wartości chrześcijańskich”.

W Czechach widać, że o ile brak katolickiej większości nie musi być zaletą, o tyle trwanie chrześcijan jako mniejszości może mieć dobry wpływ na nich samych i ich wspólnotę. Dość często publicznie komentuje ten stan ks. Tomáš Halík, który wprost mówi, że taką sytuację uważa za naturalną dla chrześcijan. Zwykle też przywołuje w tym kontekście ewangeliczne przypowieści o zaczynie – jest go w cieście niewiele, a jednak to on sprawia, że mąka staje się chlebem.

Wiara jako oczywistość

Inicjatyw podobnych do Neratova jest znacznie więcej i Czechy bynajmniej nie są religijną pustynią. Życie religijne jest w tym kraju dość bogate i barwne, a religia obecna właściwie wszędzie. Gminne święto w miasteczku Rokytnice w Orlických Horách zaczyna się od mszy i mszą się po kilku dniach kończy. Nikt z tego powodu nie robi uwag o tym, że to „niestosowne”, nie ma nawet cienia polskich, namiętnych debat o „świeckości”.

Katolicka jest też spora część elit. Szeroko dyskutowane i nagradzane monografie o historii czeskiej kultury katolickiej w XIX i XX w. publikuje prof. Martin C. Putna – uznany literaturoznawca, katolik, jednocześnie zdeklarowany homoseksualista, walczący piórem o prawa mniejszości seksualnych.

Bywają i mniej chlubne przypadki, jak np. związany ze środowiskami lokalnych eurofobów i antysemitów działacz Ladislav Bátora, którego dzięki wstawiennictwu byłego prezydenta Václava Klausa zatrudniono jakiś czas temu w ministerstwie edukacji. Jego poplecznicy reklamowali go jako „narodowca i katolika”. Ustąpił ze stanowiska po protestach w mediach.

W niekatolickim społeczeństwie w ogóle wiele spraw jest jakby prostszych i kontrowersji jest wyraźnie mniej. Dziekanem katedry etyki na jednym z lekarskich wydziałów Uniwersytetu Karola jest powszechnie szanowany dr Marek Vácha, katolicki ksiądz. Nikogo to nie dziwi ani nie gorszy. Ciekawie to wygląda na tle polskich sporów o to, czy katechetka może w szkole uczyć etyki albo odwrotnie. Zresztą w Czechach religia w szkołach również jest nauczana. Państwo utrzymuje także wojskowych czy więziennych kapelanów, księża i biskupi biorą udział w świeckich uroczystościach, spotykają się z politykami, korzystają z (niewielkich) okienek w publicznych mediach, które transmitują też regularnie msze. Rzecz jasna – jest tego wszystkiego znacznie mniej niż w Polsce. Nie budzi też jednak konfliktów ani chyba w ogóle żadnych namiętności.

Pewne sprawy traktuje się jak oczywistości, jak choćby to, że konającym Václavem Havlem zajmowały się siostry boromeuszki. Havel był w ogóle przypadkiem dość charakterystycznym dla duchowego życia tego kraju: nigdy się publicznie nie zdeklarował ani jako katolik, ani jako agnostyk, ale wiadomo, że miał bardzo ciepły stosunek do wiary i Kościoła. Krewni i przyjaciele taktownie milczą na temat jego wyborów w ostatnich chwilach życia. Podobno się wyspowiadał kiedyś u Jana Pawła II, ale też podobno medytował wspólnie z Dalajlamą w czasie jednej z jego wizyt w Pradze. W każdym razie państwowy pogrzeb głowy państwa był katolicki, z procesją, kardynałem i biskupami celebrującymi uroczystą mszę żałobną w katedrze św. Wita. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018