Czerwone i czarne

Książki Michała Majewskiego i Pawła Reszki, Piotra Zaremby oraz Piotra Semki to dobry znak: gdy w kraju dzieją się rzeczy ważne, publicyści nie tylko kwitują je na łamach gazet i ekranach telewizorów, ale podejmują głębszy opis.

02.11.2010

Czyta się kilka minut

Dotąd w Polsce bywało z tym kiepsko. Na początku III RP mieliśmy, co prawda, wysyp wywiadów rzek oraz wspomnień publikowanych przez oficynę BGW, potem jednak tylko sporadycznie ukazywały się jakieś pozycje - głównie jako wywiady rzeki właśnie. Tymczasem w świecie pisanie portretów czynnych polityków jest normą, podobnie jak pisanie książek na temat bieżącej polityki. Dobrze więc, że otrzymaliśmy w ciągu ostatnich miesięcy poniekąd bliźniacze biografie: Lecha Kaczyńskiego autorstwa Piotra Semki ("Opowieść arcypolska") i Jarosława Kaczyńskiego pióra Piotra Zaremby ("O jednym takim..."), a do tego, bardziej jako kontrapunkt wobec książki Semki, opowieść Majewskiego i Reszki ("Daleko od Wawelu").

Wszystkie te pozycje pomyślane były jako głos w dyskusji na temat rządów formacji stworzonej przez braci Kaczyńskich. Historia sprawiła, że dwie stały się przyczynkami do biografii pośmiertnej, a książka Zaremby - głosem w dyskusji o Jarosławie Kaczyńskim jako niedawnym kandydacie na prezydenta.

Biografie równoległe

Książki Semki i Zaremby to pozycje uzupełniające się. Autorzy opierają się na tych samych źródłach i nierzadko cytują się nawzajem (biografia Semki wyszła wcześniej, ale powołuje się na artykuły Zaremby), a przy sporej zbieżności ich poglądów czytelnik ma czasem wrażenie, że czyta jedną publikację. Oczywiście daje o sobie znać szybkie tempo pisania i - momentami doprawdy irytująca - niechlujność redakcji, trochę przeszkadza także zwyczaj cytowania przez autorów własnej publicystyki.

Obaj biografowie uczciwie deklarują, z jakich pozycji podchodzą do swoich bohaterów, mają ostre pióra i trudno oczekiwać, by pisząc takie książki zachowywali całkowitą bezstronność. Ponadto obficie przytaczają fakty z pewnością niewygodne dla zwolenników braci Kaczyńskich. Są, owszem, momenty, gdy poglądy biorą górę nad analizą - przede wszystkim na poziomie interpretacji wydarzeń, ale o tym poniżej. Generalnie jednak pretensje można mieć raczej do autorów o innych sympatiach ideowych, że do tej pory nie przedstawili poważnych kontrpropozycji.

Książki Semki i Zaremby nie są, choć takie mogą sprawiać wrażenie, pełnymi biografiami. Zwłaszcza u Semki trochę rozczarowuje prześlizgnięcie się przez pierwsze dziesięciolecia życia Lecha Kaczyńskiego. Głównym źródłem do opowieści o tamtych czasach jest wywiad rzeka z braćmi Kaczyńskimi "O dwóch takich...", przeprowadzony zresztą przez Zarembę (wraz z Michałem Karnowskim). To trochę mało. "Opowieść arcypolska" zamyka okres do 2005 r. na stu stronach dość pobieżnej historii naszego kraju, niejako z dopiskiem "i Lech Kaczyński też tam był". Autor pisze np., że jego bohater był ważnym człowiekiem w Solidarności, ale skąpi szczegółów. Tak ważne momenty, jak praca w NIK czy nawet w rządzie AWS, są opisane na raptem kilku stronach. Piotr Zaremba miał tu może łatwiejsze zadanie, bo działalność Jarosława Kaczyńskiego była w latach 90. dużo barwniejsza.

Obie biografie, obok sporej wartości faktograficznej, przynoszą opowieść o dramatach współczesnej polityki, o ludziach z mocnymi przekonaniami, którzy gotowi są dla osiągnięcia celu na chwilę te przekonania schować, w nadziei, że w ostatecznym rozrachunku jednak zatriumfują. Jest to także opowieść o ludziach, którzy potrafią dążyć do celu (zapożyczone przez Semkę od Dickensa: "we want more!"), ale zrealizowanie tego celu, czyli osiągnięcie pełni władzy, jest źródłem ich nieszczęścia. Bo cel jakoś zagubił się przy jego realizacji.

Rozumieć po ludzku

Z obu książek wynika, iż PiS zdobywając władzę zupełnie nie potrafił sobie z nią radzić - nawet jeśli kilka jego posunięć, np. dotyczących polityki podatkowej, było bezwzględnie dobrych. Piotr Semka pisze, że gwiezdnym czasem dla prawicy były lata 2003-2005, czyli właściwie tylko gonienie króliczka. W momencie, gdy króliczek został złapany, zaczęły się problemy. Najpierw nie taki premier, potem nie tacy koalicjanci. Zarembę wręcz rozczula ciężar, jaki spadł na jego bohatera, gdy podjął się misji rządzenia krajem.

PiS broniło się, a autorzy chyba ten pogląd podzielają, że za jakość rządów tej partii odpowiadała opozycja. To niepoważne tłumaczenie, gdy miało się i prezydenta, i rząd. Tak samo jak przekonywanie, że PiS właściwie było ofiarą koalicji z LPR i Samoobroną, usprawiedliwioną przez sam absmak, jaki liderzy ugrupowania mieli przy współpracy z populistami. Czy Jarosław Kaczyński został zmuszony do zawarcia koalicji przez wrogów? Pod tamtą umową koalicyjną - podpisaną zresztą w dość specyficznej oprawie - próżno szukać podpisu Donalda Tuska...

Autorzy sporo miejsca poświęcają atakom nieprzychylnych dziennikarzy. Zapominają jednak, że rządzący PiS mógł liczyć na całkiem pokaźne zaplecze medialne - trzy duże dzienniki ("Rzeczpospolitą", "Nasz Dziennik", przez pewien czas również "Dziennik"), tygodniki "Wprost" i "Gazetę Polską" oraz od pewnego momentu publiczne radio i telewizję. Semka i Zaremba, jeśli piszą o roli tego zaplecza, to raczej cytując własne artykuły, będące przestrogami dla rządzących, a pomijając role panegiryków, choćby tekstu Karnowskiego o Kaczyńskim jako "kanclerzu IV RP".

Liczba cytowanych wywiadów z braćmi Kaczyńskimi pokazuje zresztą, że nie mieli oni do czynienia z jakąkolwiek blokadą medialną.

Wiele błędów bohaterów książek tłumaczonych jest ich niezgodą na dzisiejszy świat. Słowem-wytrychem jest tu "staroświeckość" i pewne niedoskonałości, które "można po ludzku zrozumieć". To prawo autorów, że mają mniej zrozumienia dla ludzi, z którymi nie sympatyzują, jednak można zauważyć, iż niekiedy Kaczyńscy byli przy pomocy swych spin doktorów i bulterierów dziwnie mało staroświeccy i aż nadto sprawni w brutalnych regułach współczesności.

O co chodziło

"Brutalność w polityce" to sformułowanie, które chętnie stosuje Zaremba. Pozwala ono wytłumaczyć wiele kontrowersyjnych akcji Jarosława Kaczyńskiego. Czasami staje się wartością obiektywną, wręcz pewną koniecznością. Skądinąd autor "O jednym takim..." często wartościuje zachowania konkurentów PiS, zaś opisując analogiczne akcje partii Kaczyńskiego przybiera rolę biologa, który jedynie przedstawia życie drapieżnika. Przykładowo: akcja Jacka Kurskiego z "dziadkiem z Wehrmachtu" jest omówiona bez żadnego epitetu (poza tym, że był to "celny cios personalny") i okraszona dywagacjami, czy prezes PiS wiedział o niej zawczasu. Stronę później mamy akapit o tym, że "dziadek" pozwolił PO na "brudne chwyty", "obrzydliwe wystąpienia", i do tego "pozbawione dobrego smaku".

Szczęśliwie nie do tego ograniczają się obie książki i kwestia kto-kogo nie zawsze przysłania ich treść. Trzy rozdziały z pracy Semki zasługują na szczególną uwagę - poświęcone idei IV RP, polityce historycznej i polityce zagranicznej. Można nie lubić PiS, można nie zgadzać się z poglądami autora, gdzieś mogą razić niesprawiedliwe oceny i sugestie - jak ta, że order Orła Białego dla Kuronia i Modzelewskiego był dowodem uznania Kwaśniewskiego dla opozycji wyrosłej z marksizmu, jakby tylko to miało o wyróżnieniu decydować - ale trzeba przyznać, że mamy do czynienia z poważną i spójną prezentacją idei wyrosłych z "moralnej rewolucji". W codziennej publicystyce wiele argumentów się zagubiło, lektura książki pozwala je usystematyzować, przyjrzeć się im z perspektywy czasu i... wyciągnąć własne wnioski.

Trzeci bohater

Życie zawodowe Semki i Zaremby przecinało się z biografią Jarosława Kaczyńskiego, dlatego ich książki można odbierać jako w pewien sposób osobiste - także jako rozliczenie z własnych fascynacji i fobii. W obu książkach widać np., jak nieszczęśliwym rysem polskiej prawicy jest ciągła polemika z Adamem Michnikiem.

"Opowieść arcypolska" oraz "O jednym takim..." są rękawicami rzuconymi środowisku "Gazety Wyborczej", której redaktor naczelny staje się poniekąd trzecim bohaterem. Czy słusznie? Jakiś punkt odniesienia jest potrzebny, to jasne. Doświadczenie polskiej prawicy w latach 90. było takie, że jedna gazeta decydowała o wszystkim, a publicyści innych opcji rzeczywiście nie mieli własnej "agory". Ale czy to wina Michnika? Zaremba stawia zarzut, że środowisko marcowo-korowskie uczyniło z "Wyborczej" oręż dla jednej tylko opcji politycznej, a przecież dziennik otrzymała cała opozycja. Weźmy jednak inny przykład: "Tygodnik Solidarność", który przejął Jarosław Kaczyński. Zarembie nie przeszkadza, że dla jego bohatera legendarne pismo szybko stało się "miejscem robienia polityki" i że z niego wyrosło Porozumienie Centrum. Kaczyński odszedł do polityki, ale tygodnik został: cóż mu przeszkadzało stać się dużym tygodnikiem rywalizującym np. z "Polityką"? Okres prezesury Wiesława Walendziaka na Woronicza też nie był czasem dyskryminacji prawicy...

Być może w redakcyjnych pokojach "Nowego Państwa" czy coraz skromniejszych siedzibach PC czuć było dominację "GW", ale na potęgę Michnika można spojrzeć inaczej - popierana przezeń partia nigdy nie była zdolna do samodzielnego rządzenia, a od 1990 r. nie była w stanie wystawić kandydata mającego choćby minimalne szanse na prezydenturę. Edytoriale namawiające do głosowania na UW nie przynosiły skutku, a na koniec sama ta partia współuczestniczyła przy uchwaleniu ustawy lustracyjnej i powstaniu znienawidzonego przez szefa "Gazety" IPN. Taka to była wszechmoc... Przy czym nigdy nie doszło do imputowanej przez prawicę koalicji czerwonych z różowymi, a sama "Gazeta" krzyczała swego czasu tytułem - "Zatrzymać SLD".

Obaj publicyści rzadko przytaczają poważne polemiki z ideą IV RP, najczęściej ograniczając się do przypominania zjadliwych artykułów, co pomaga stworzyć wrażenie, że wszelka krytyka (poza mądrymi radami prawicowych publicystów) nosiła znamiona histerii. Szkoda, bo choćby tekstów Ewy Milewicz nie sposób wrzucić do jednego worka z namiętną publicystyką Waldemara Kuczyńskiego. Krytyka IV RP miała nie tylko postać bloga, na którym pytano, po co Kancelaria Prezydenta kupuje "małpki".

Jednak co najmniej jeden fragment dotyczący naczelnego "GW" nadaje się do refleksji: gdy Semka pisze o kombatantach AK witających Michnika 1 sierpnia 1989 r. brawami i o samym Michniku, który wiele lat nie chciał odwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie miejsce tu na przypominanie wątpliwości na temat przesłania Muzeum. Chodzi o to, że i środowisko "Gazety" traciło sympatyków na własne życzenie, wzdragając się przed jakimś gestem czy odmawiając czemuś legitymacji.

Dalej od Borubara

Od opisanych wyżej pozycji różni się książka "Daleko od Wawelu" - zarówno pod względem formy, jak i treści. To reportaż, którego autorzy pozostają przeźroczyści. Nie przedstawiają własnych poglądów, piszą to, co usłyszeli. Gdyby trzeba było tę książkę streścić jednym zdaniem, brzmiałoby ono tak: średniak w otoczeniu miernot. A co jeszcze bardziej szokujące, większość wypowiedzi pochodzi nie od wrogów Lecha Kaczyńskiego, ale z ust jego współpracowników.

"Straszny dwór" to eufemizm. Prezydentura Kaczyńskiego naznaczona była intrygami, personalną rywalizacją, serią wpadek. Ta książka z pewnością bardziej spodoba się krytykom braci Kaczyńskich - co już widać w recenzjach prasowych. Tyle że jest to głównie zbiór mniej lub bardziej pikantnych anegdotek, z którego trudno się dowiedzieć, po co w ogóle była ta prezydentura i szerzej - po co w ogóle w Polsce się robi politykę.

Dlatego ciekawsza jest druga połowa "Daleko od Wawelu", opisująca rywalizację z rządem Tuska, bo tam przebija się polityka, a więc jakieś wizje Polski. Jednak już opisana na wstępie historyjka o psie Tytusie jest nawiązaniem do opisanego przez Kapuścińskiego Lulu, pieska cesarza Etiopii, i ustawia lekturę do końca. Z drugiej strony autorzy nie pretendują do roli biografów, chcieli pokazać wycinek naszej najnowszej historii i zrobili to nad wyraz sprawnie.

Tym, co zadziwia we wszystkich trzech książkach, jest skupienie na niepotrzebnych detalach. W przypadku Majewskiego i Reszki to kwestia konwencji. Ale walka Semki i Zaremby ze wszystkimi borubarami i irasiadami braci Kaczyńskich jest donkiszoterią. W ogólnym rozrachunku to naprawdę mało istotne, czy prezydent wiedział, jak nazywa się bramkarz reprezentacji Polski. Upupia to samych Kaczyńskich i utrudnia dyskusję. Dobrze, gdyby pamiętali o tym przyszli biografowie.

Piotr Semka "Opowieść arcypolska", Piotr Zaremba "O jednym takim...", Michał Majewski i Paweł Reszka "Daleko od Wawelu". Wszystkie książki ukazały się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne w 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2010