Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Paryski Trybunał Apelacyjny przychylił się właśnie do tej skargi – skazując jednak nie Bayerische Staatsoper, gdzie spektakl nadal jest w repertuarze, lecz jedynie firmę Bel-Air: na wycofanie z obiegu płyty DVD z jego sfilmowaną wersją. W „Ruchu Muzycznym” (nr 12/2013) Miron Hakenbeck, jeden z „dramaturgów” Staatsoper, pisał o nim tak: „Zamiast finałowej egzekucji grupy mniszek na gilotynie, [Czerniakow] pokazał sektę religijną, która zabarykadowawszy się, odkręca butlę gazową, aby popełnić zbiorowe samobójstwo. (...) Blanche, która w libretcie idzie z innymi na szafot, w spektaklu Czerniakowa wdziera się do kryjówki, aby udaremnić samobójstwo (...). Ratując innych, Blanche jako jedyna ginie od wybuchu butli gazowej”. Wszystko to jest, istotnie, doskonale sprzeczne z librettem, partyturą i intencjami twórców opery.
Od dawna ostrzegano, że – łagodnie mówiąc – swoboda, z którą przedstawiciele „teatru reżyserskiego” traktują powierzone im dzieła (przerabiając je po swojemu, po czym wystawiając pod oryginalnym nazwiskiem i tytułem), może się źle skończyć: precedensowym wyrokiem sądu. Kilka lat temu austriacki trybunał jeszcze oddalił, w imię „swobód twórczych”, skargę widza, któremu na Festiwalu w Salzburgu zaserwowano, pod tytułem „Zemsta nietoperza” (2001, reż. Hans Neuenfels), trzy godziny trwające dziwne materii pomieszanie. Paryski wyrok nie broni jednak interesów klienta, przypominając raczej casus „Tramwaju zwanego pożądaniem” T. Williamsa, którego spadkobiercy zmusili paryski teatr Odéon do zmiany tytułu sztuki, przerobionej przez Krzysztofa Warlikowskiego (2010).
Wbrew temu więc, co pisze krytyk „Le Figaro”, paryski wyrok nie oznacza „kresu wolności interpretacji w muzyce i teatrze” – choćby dlatego, że muzycy wciąż grają to, co napisane. Następnym razem teatr sprawdzi jedynie, czy jeszcze żyje ktoś władny upomnieć się o prawa twórcy. Reszta repertuaru (w tym Wagner, którego rżnie piłą jego własna prawnuczka) nadal podlega systemowi, w którym, jak pisze pewien komentator, „tożsamość dzieła została obalona, autor wywłaszczony, a jego nazwisko traktowane jest jako bezpłatne logo reklamowe”. A przecież wystarczyło dać na afiszu dwie literki: „wg”, podpisując się odważnie pod swobodną adaptacją lub parafrazą – i nie byłoby afery. ©