Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie tylko w nadwiślańskim kraju – bo trend zdaje się przekraczać nie tylko światopoglądowe czy partyjne barykady, ale też nasze skromne poletko – wzbiera moda na twardych, nieugiętych i niezłomnych. Takich, którym powieka nigdy nie mrugnie ani kącik ust nie zadrży. Opcja zero tolerancji. Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich. Ile papież ma dywizji? Dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie. Cel uświęca środki. Ani kroku wstecz. Oko za oko. Pięknym za nadobne. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Wszystko albo nic. Teraz albo nigdy. My albo oni.
Wskazujący palec uniesiony ku górze w karzącym geście, pięść zaciśnięta, łokcie twarde, skóra gruba. Oto bohater naszych czasów. Palnie głupstwo, bezczelnie skłamie, rzuci oszczerstwo albo zbluzga bliźniego i... I co? Nie, nie zapadnie się pod ziemię ani nie spali ze wstydu. Przeciwnie: wszystko powtórzy, raz, drugi i trzeci, z miną butną i zdradzającą niewzruszoną pewność siebie – a potem jeszcze podkręci i wyostrzy. Na każdy kontrargument, krytykę czy zarzut odpowie pogardliwym wydęciem warg, nonszalanckim wzruszeniem ramion bądź szyderczym rechotem. Kto silniejszemu zabroni?
Tłum klaszcze w zachwycie, niosą się po trybunach frenetyczne brawa, bo po co komu czerstwy chleb, skoro igrzyska udały się jak nigdy? Posoka płynie po arenie szerokim strumieniem, kciuki opuszczone w dół: dobić, dobić! Precz z jajogłowymi mazgajami, gdy z posad ruszyć trzeba bryłę świata! Każda wątpliwość przejawem jest defetyzmu, defetyzm oznacza zdradę, zdradę zaś karze się w jeden tylko sposób. Bezkrwawe rewolucje to szwindel. Miarą skuteczności jest ilość korpusów skróconych o głowę ostrzem gilotyny.
Dobrze, drogi Piołunie, jest naprawdę dobrze. Bo głupiec nie widzi, skąd biorą się prawdziwe męstwo, mądra konsekwencja, postawa niezłomna i nieugięta. Ale Tobie powiem w tajemnicy: autentycznym bohaterem może stać się tylko człek... wrażliwy.
Popatrz na Cieślę. Dlaczego umiał znieść opuszczenie i zdradę ze strony tych, których wybrał, obdarzył przyjaźnią i zaufaniem? Czemu nie dał się złamać upokorzeniu, gdy szedł w koronie z cierni, a gawiedź wyła z radości? Jak to możliwe, że przetrwał bicie i biczowanie? Że trzykrotnie powstawał przygnieciony belką ciężkiego drzewa? Że nie przeklął człeka, który tępymi gwoźdźmi przebił Jego ręce i nogi? Że udręczony bólem nie wyrzekł się Tego, Który Jest? Zastanawiałeś się nad tym, drogi Piołunie?
Szkoda, żeś się nie zastanawiał. Może byś pojął, że Nazarejczyk nie poszedł na krzyż w imię chwytliwych haseł czy abstrakcyjnych idei. Niczego sobie ani nikomu nie chciał udowadniać. Nie szedł w zaparte. Męczeństwo znosił bez słowa skargi nie po to, żeby unieść się dumą i zadrwić z bezsilności katów. Nikomu nie rzucał wyzwania. Z krzyża nie podyktował politycznego programu, nie nakreślił nawet struktury Kościoła. Nie wyznaczył nowego następcy, nie prosił o spisanie i kolportaż swoich obłąkańczych nauk. Nie silił się na złote myśli. Ostatnim wysiłkiem zdołał zadbać o Matkę, przeklętego Jana i Łotra, który tuż przed śmiercią chyba postradał zmysły. I jeszcze wstawił się za oprawcami, czego nigdy, przenigdy Mu nie wybaczę.
On to wszystko przetrwał i to wszystko uczynił, bo kochał. Bo nie potrafił obojętnie przejść nad marnym losem rodzaju ludzkiego.
Powinieneś to sobie zapamiętać, drogi Piołunie: bohater siebie, a nie innych składa w ofierze. Sobie, a nie innym stawia wymagania. Na pierwszym miejscu siebie, a nie innych rozlicza z zaniedbań i grzechów. Na szczęście dożyliśmy czasów, gdy – cytując pewnego filozofa – zaroiło się nam od ekspertów od pilnowania swoich praw i cudzych obowiązków.
Twój kochający stryj Krętacz ©