Czapki siostry Cecylii

Poznańska urszulanka zrobiła na drutach ponad tysiąc wełnianych czapek. Noszą je mali Afgańczycy w zimnym o tej porze roku Kabulu.

20.01.2014

Czyta się kilka minut

Afgańskie dzieci, którym pomaga Fundacja „Redemptoris Missio” z Poznania / Fot. Materiał Fundacji „Redemptoris Missio”
Afgańskie dzieci, którym pomaga Fundacja „Redemptoris Missio” z Poznania / Fot. Materiał Fundacji „Redemptoris Missio”

Żołnierze w hełmach i kuloodpornych kamizelkach rozdają dzieciakom buty, koce, ciepłe kurtki, zeszyty i piórniki. Dzieci o śniadych twarzach są cienko ubrane. Sypie śnieg.

Zdjęcia nadesłali polscy żołnierze pełniący misję w prowincji Ghazni, we wschodnim Afganistanie. Dary, które rozdają małym Afgańczykom, zebrała poznańska fundacja. – Wysłaliśmy do Afganistanu całe tony odzieży – mówią w fundacji.

Pomagają nie tylko afgańskim dzieciakom. Od 20 lat zbierają leki dla polskich misjonarzy na całym świecie i wysyłają lekarzy.

ZIMA NA BLISKIM WSCHODZIE

Z listu podpułkownika Krzysztofa Grygiela z Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie do Justyny Janiec-Palczewskiej, wiceprezes poznańskiej Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”:

„Tu panuje straszna bieda. W wioskach, do których jeździmy, domy ulepione są tylko z gliny i słomy. Problem stanowi nawet dostęp do wody pitnej. Przerwa wakacyjna w szkole trwa od grudnia do 10 marca – tak, aby dzieci mogły boso chodzić do szkoły i aby nie marzły, bo nie ma mowy o ogrzewaniu. Nikogo na to nie stać. W grudniu, jak jeździliśmy do wiosek, mimo że nie było jeszcze śniegu, to temperatura rano wynosiła minus siedem stopni. Spotykaliśmy wiele dzieci we wsiach, które biegały boso, albo w klapkach, bo tu mieć buty to dla 75 procent ludzi znaczy mieć zwykłe klapki. Staramy się zabierać ze sobą słodycze, które przesyłają nam z Polski nasze rodziny lub zabieramy ze sobą ze stołówki, aby podarować najmłodszym, bo to czasem dla nich jedyna szansa w życiu na zjedzenie cukierka czy ciastka”.

List przyszedł kilka lat temu.

Justyna Janiec: – Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że w Afganistanie jest zimno. Myślałam, że tam zawsze mają upał.

WALIZKA Z RĘKAWICZKAMI

„Małe, bose i przemarznięte”, „Chcemy, by przestały marznąć”, „Zbieramy ciepłą, zimową odzież i przybory szkolne dla dzieci w Afganistanie” – takie plakaty Fundacja „Redemptoris Missio” rozwiesza co roku w kościołach, szkołach, na uczelniach. Do siedziby fundacji ludzie znoszą od jesieni ciepłe kurtki, swetry, szaliki, czapki, rękawiczki, buty, zeszyty i długopisy. – Zdarza się, że niektórzy wkładają do kieszeni kurtek zabawki i słodycze – mówi Justyna Janiec.

Kiedyś w tęgi mróz przyszedł do ich siedziby mężczyzna z darami. Miał tak zziębnięte ręce, że nie mógł otworzyć walizki. – Otworzyliśmy ją sami. Cała wypakowana była rękawiczkami dla afgańskich dzieciaków.

Inny przykład: Cecylia Śmiech, siostra z Zakonu Urszulanek Unii Rzymskiej w Poznaniu, przez cztery lata udziergała na drutach prawie 1200 wełnianych czapek. W tych dniach, w skutym mrozem Kabulu, noszą je mali Afgańczycy. – Dzieciaki już nie marzną – cieszy się zakonnica.

KAŻDEGO STAĆ NA BANDAŻ

Jest rok 1992. Profesor medycyny Zbigniew Pawłowski, student Norbert Rehlis i zmarły niedawno ksiądz Ambroży Andrzejak zakładają w Poznaniu Fundację Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”. Nazwę zapożyczyli z tytułu encykliki, w której Jan Paweł II wzywa świeckich do zaangażowania misyjnego m.in. poprzez niesienie pomocy mieszkańcom Trzeciego Świata.

Czas i miejsce powstania fundacji nie są przypadkowe. Do kraju właśnie wróciła poznanianka Wanda Błeńska – świecka misjonarka, która przeszło 40 lat leczyła chorych na trąd w Ugandzie. W mieście Puri w Indiach przebywa pochodzący spod Poznania werbista ojciec Marian Żelazek – także zajmujący się trędowatymi. – Chcieliśmy być wierni dziedzictwu poznańskiego ruchu misyjnego – wspominał początki fundacji ksiądz Andrzejak.

– Pewnie się wam nie uda, ale próbujcie – mówi im na starcie znany z twardego stąpania po ziemi ówczesny arcybiskup poznański Jerzy Stroba.

Udało się. W ciągu 20 lat fundacja z Poznania wspomogła kilkadziesiąt misyjnych szpitali, przychodni i punktów medycznych w Tanzanii, Kamerunie, Zambii, Ugandzie, Kenii, Czadzie, Burundi, Indiach, Gwatemali, Boliwii, na Jamajce, Papui-Nowej Gwinei, Białorusi i Kazachstanie.

Z Justyną Janiec rozmawiam w siedzibie fundacji (pomieszczenia w piwnicy plebani parafii św. Jana Kantego). Na biurku list z Bujumbury, stolicy Burundi. „Serdeczne Bóg zapłać za życzenia świąteczne i paczkę z lekami” – napisała ręcznie siostra Terezyta.

Justyna Janiec: – Takie listy dostajemy prawie codziennie z całego świata.

Fundacja prowadzi wiele akcji. W ramach „Puszki dla maluszka” prowadzona jest zbiórka aluminiowych puszek. Dochód z ich spieniężenia idzie na dożywianie i leczenie afrykańskich dzieci. Puszki zbierają indywidualne osoby, szkoły, klasztory i więźniowie jednego z zakładów karnych.

Inna akcja to „Opatrunek na ratunek”. – Polskie misje są zasypane naszymi bandażami – mówi Janiec.

„Ołówek dla Afryki” – zbiórka przyborów szkolnych dla dzieci na Czarnym Lądzie. Fundacja tak ją reklamuje: „Każdy ołówek, każdy długopis i kredka są na wagę złota, nam zalegają w szufladach i torebkach, im są potrzebne. Zbierzmy ich ogromną ilość i poślijmy tym dzieciom, niech pójdą do szkoły i zapewnią sobie lepszą przyszłość”.

Justyna Janiec przekonuje, że ich akcje wesprzeć może każdy. – Prosimy ludzi o drobne, niedrogie rzeczy – mówi. – Przecież jedno opakowanie z bandażem opatrunkowym kosztuje 50 groszy i każdego stać na taką pomoc.

Dodaje po chwili: – Potęgę naszych akcji widać dopiero, kiedy te rzeczy zbierzemy. Bandaży wysłaliśmy już całe tony.

Czasem się zdarzają spektakularne akcje, jak ta sprzed kilkunastu miesięcy, gdy polscy żołnierze stacjonujący w prowincji Ghazni znaleźli porzucone niemowlę. Zawinięty w ręcznik dwudniowy noworodek leżał przy ruchliwej szosie z Kabulu do Kandaharu. Polacy nazwali dziewczynkę: Pola. Wkrótce Polę adoptowało małżeństwo Afgańczyków. Dali jej nowe imię – Aria.

– Zaraz zaczęliśmy szukać dla niej wózka – opowiada Justyna Janiec. – Napisałam do firm produkujących wózki dziecięce. Odpowiedziały cztery. Wybraliśmy jeden, różowy.

Janiec pokazuje zdjęcia, jak polscy żołnierze wręczają wózek przybranym rodzicom dziewczynki. – To jedyny wózek dziecięcy w Ghazni.

KLUBY WŁÓCZKERSÓW

Siostra Cecylia wie, że najwięcej ciepła ucieka przez głowę. Powiada, że tak mówią lekarze. Dlatego cztery lata temu, gdy przełożona spytała ją, czy nie chciałaby zrobić czegoś na drutach dla marznących afgańskich dzieci, wybrała czapki. – Szalik to prosta robota, dla początkujących – mówi. – A ja nauczona jestem porządnie fachu.

W pierwszym roku zrobiła 150 czapek. Zapas wełny dostała od innej siostry. Gdy jedna z gazet napisała, że poznańska urszulanka robi na drutach czapki dla dzieci w Afganistanie, ludzie sami zaczęli znosić włóczkę na klasztorną furtę.

– Nie miałam wyjścia, musiałam robić kolejne czapki – tłumaczy siostra Cecylia. W następnym roku zrobiła prawie sto. W kolejnym miała tyle wełny, że starczyło na 213 czapek z pomponami.

W tym roku pobiła rekord – udziergała 650 czapek. A i tak nie wyrobiła całej wełny, którą do klasztoru zaczęli przysyłać darczyńcy z całego kraju. By włóczka się nie zmarnowała – Fundacja „Redemptoris Missio” założyła Kluby Włóczkersów. Klubowicze robili z podarowanej wełny ciepłe czapki, szaliki, skarpety, rękawiczki i swetry dla afgańskich dzieci. Jeden z takich klubów utworzyły więźniarki w Areszcie Śledczym w wielkopolskim Lesznie.

Do dziergania czapek dla małych Afgańczyków siostra Cecylia zabierała się co roku latem, żeby były gotowe na zimę – kiedy transporty z darami z Poznania wyruszają do Afganistanu. Robiła na drutach w wolnych chwilach, po uporaniu się z klasztornymi obowiązkami (ma dyżury na furcie, pomaga w ogrodzie). Bywa, że siedzi nad robótkami kawał nocy.

Czasem, kiedy bolał ją kręgosłup, myślała o losie afgańskich maluchów. – Co muszą przeżywać tamte matki, kiedy widzą, jak ich dzieci marzną albo są głodne? – zastanawia się siostra Cecylia. – Dlatego powtarzam sobie, że mój kręgosłup to nic w porównaniu z ich cierpieniami.

Ostatnio robiła czapki niemal dzień i noc – spieszyła się, żeby zrobić jak najwięcej, nim polscy żołnierze opuszczą Afganistan.

BOSO PO ŚNIEGU

Kilka lat temu Justyna Janiec czekała na wojskowym Okęciu na samolot, którym polscy żołnierze mieli zawieźć do Czadu inkubatory. Fundacja zebrała je w ramach akcji „Puszka dla maluszka”.

Samolot się spóźniał i Janiec wdała się w rozmowę z żołnierzami. Byli wśród nich uczestnicy misji w Afganistanie. Zaczęli opowiadać o panującej tam biedzie. – Najbardziej poruszył mnie los dzieci – wspomina Janiec. – Dowiedziałam się, że umiera ich tam więcej niż w Afryce.

Po powrocie do Poznania nawiązała kontakt z Polskim Kontyngentem Wojskowym stacjonującym w prowincji Ghazni. Dostała przejmujący list od pułkownika Grygiela i zdjęcia dwóch afgańskich malców stojących boso w śniegu.

– Postanowiliśmy jakoś zaradzić ich losowi – wspomina Janiec. Tak narodziła się akcja „Pomoc dla dzieci w Afganistanie”. Wieść o zbiórce darów szybko się rozeszła.

W ciągu pięciu lat poznańska fundacja wysłała do Afganistanu ponad 20 ton odzieży i butów. Zebrane dary wojskowymi samolotami lecą do Afganistanu. Na miejscu polscy żołnierze rozdają je dzieciakom albo przekazują do podziału wioskowej starszyźnie.

***

W tym roku wśród darów, które poleciały do Afganistanu, było też ubranko dla półtorarocznej dziewczynki. Dla Poli/Arii, którą znaleźli przy drodze polscy żołnierze, więźniarka z Leszna zrobiła na drutach sukienkę, sweterek, szalik, czapkę i skarpetki w biało-czerwone pasy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2014