Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mam na myśli Młodzież Wszechpolską, w tym jej niedawny zjazd z okazji 15-lecia reaktywacji. Padło tam sporo uroczystych słów, bardzo wielkich. To nie jest bagatela, zapowiadać marsz “w jednym szeregu", nie dla parady, ale dla budowania “wielkiej katolickiej Polski". Powinien niebawem przyjść czas na bardzo poważne zapytanie, co to znaczy i w jaki sposób będzie realizowane. Także na wiele innych pytań. Teraz jednak chcę zająć się tylko kilku słowami, które do tych młodych ludzi skierował (w akompaniamencie ich aplauzu) założyciel i honorowy prezes. Oto one:
“Za nami jest tradycja naszej przelanej krwi. To coś innego niż tradycja styropianu, tych, którzy rzekomo walczyli z komunizmem, tych z KOR-u i innych trockistów".
Tylko tyle. Już nawet nie licytacja zasług, tylko szkoła odmawiania ich wszystkim poza “swoimi". I język lekceważenia, podszyty ironią. Tak trzymać?
Wcale nie zamierzam polemizować. Coś tylko chciałabym przypomnieć, jedną krótką historię. Akurat na czasie, bo właśnie nadchodzi następna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. A to już nie był czas styropianu.
Jeden z obozów dla internowanych kobiet znajdował się w Gołdapi, na samym północnym krańcu Polski. Grudzień, pełna zima. Zwożone kobiety jechały po kilkanaście godzin w nieogrzewanych ciężarówkach, Wśród nich żona jednego z więźniów trzymanych gdzie indziej, takiego właśnie “trockisty". Małżeństwo kochające się tak, że od lat budziło podziw wszystkich, którzy ich znali. Internowana Grażyna zachorowała ciężko, potem beznadziejnie. Kiedy ją wreszcie zwolniono, płuca były już nie do uratowania. Mąż pozostawał w więzieniu. Już się nie zobaczyli. Przepustkę dostał dopiero na pogrzeb. Synem opiekowali się dalej przyjaciele.
Taka krótka historia , jedna z setek historii roku stanu wojennego. Czytając słowa z przemówienia dzisiejszego bojowego prezesa, rozumiem, że nie będzie ona nigdy umieszczona w żadnych annałach “rzekomych walk z komunizmem". Bo nikt poza swoimi nie będzie uznany za człowieka budującego w złej przeszłości - na różny sposób - Polskę, którą może nie każdy chciałby od razu nazywać “wielką" i “katolicką", ale zwyczajnie: wolną.
I myślę sobie wtedy, że nie każde jutro - moje czy już nie moje - będzie budziło nadzieję, która pociesza odchodzących.