Coetzee: polityka i dyskrecja

W pisarstwie J. M. Coetzee nie wszystko jest na pokaz: jest chwila, w której człowiek musi odwrócić wzrok i nie zawstydzać drugiego. Przyzwoitość to szacunek dla wstydu drugiego człowieka. Przyzwoitość to zgoda na jego milczenie. Przyzwoitość to zgoda na jego istnienie.

23.06.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

W Polsce pisarstwo Johna Coetzee jest intensywnie obecne. Wydawnictwo Znak wznowiło ostatnio sześć powieści: "W sercu kraju" (1976), "Czekając na barbarzyńców" (1980), "Wiek żelaza" (1990), "Mistrza z Petersburga" (1994), "Hańbę" (1999) oraz przedostatnią książkę noblisty, "Elisabeth Costello" (2003). Przed kilku laty PIW opublikował w jednym tomie trzy mniejsze powieści, wspomniane "W sercu kraju" oraz "Życie i czasy Michaela K." (1983) i "Foe" (1986). Jak na jednego, zagranicznego pisarza, nawet noblistę, to - przyznajmy - bardzo dużo. Nie znamy jedynie esejów pisarza (w tym ważnej książki o cenzurze), debiutanckiego tomu "Dusklands", dwóch książek o dzieciństwie: "Boyhood: Scenes from Provincial Life" (1997) oraz "Youth" (2002).

Łodzie ratunkowe

Trzeba jednak od razu zadać kłopotliwe pytanie: czy wiemy, jak czytać książki J. M. Coetzee? Gdy przyjrzymy się recepcji jego dzieł na świecie, uderza od razu coś, co można by nazwać pośpiesznym politycznym przywłaszczeniem. Oto wyznanie samego pisarza: "Czasami zastanawiam się, czy nie jest tak, że cała ta wielka i ideologiczna nadbudowa składająca się z publikacji, recenzji i badań literackich nie narzuca mi losu »bycia pisarzem południowoafrykańskim«".

Nie można o tym zapomnieć: J. M. Coetzee jest pisarzem południowoafrykańskim i jego pisarstwo najczęściej w takim właśnie, politycznym, kontekście czytane jest w świecie anglosaskim. Wystarczy przeczytać kilka tytułów książek i esejów na jego temat, zajrzeć do najbardziej wpływowych opracowań, by przekonać się, że powieści Coetzee czytane są jako "potężna krytyka moralna apartheidu" albo kwintesencja literatury postkolonialnej. Nie znam ani jednej ważnej książki krytycznej, która opisywałaby dzieła Johna Coetzee w innej perspektywie.

Nie jest to wszelako lektura błędna. Bohaterka "Wieku żelaza" wyznaje w pewnym momencie, że "życie w tym kraju [czyli w Afryce Południowej] upodobniło się do życia na pokładzie tonącego statku, jednego z tych starych liniowców z ponurym, pijanym kapitanem, gburowatą załogą i przeciekającymi łodziami ratunkowymi". I w innym miejscu wykrzykuje z rozpaczą: "Kiedy szaleństwo pnie się na tron, kto w kraju uniknie zarazy?".

Przyznajmy się przed naszym gościem do ułomności: nie stać nas na polityczną lekturę powieści Johna Coetzee, nie znamy szczegółów tragedii, która rozgrywała się przez dziesiątki lat pod panowaniem narodowych rządów, mało wiemy o tym, co działo się przed trybunałem Komisji Prawdy i Pojednania, bylibyśmy bezradni, gdyby ktoś zapytał o historyczne detale i aluzje porozsiewane w "Wieku żelaza", "Czekając na barbarzyńców" czy "Hańbie". Afryka Południowa wciąż pozostaje dla nas krainą mityczną, gdyż nic, lub niemal nic, nie wiemy o jej historii.

Zgódźmy się także, że niewiele wiemy o dylematach literatury postkolonialnej, choć sami w naszych dziejach odgrywaliśmy rolę kolonizatorów i kolonizowanych. Powoli do nas dochodzi przekonanie, że kolonializm nie dotyczy wyłącznie zamorskich kolonii, niewolnictwo zaś - plantacji bawełny w południowych stanach Ameryki. Moralne kłopoty białych i kolorowych znamy jedynie z drugiej ręki, problem tzw. white writing, którym zajmował się swego czasu Coetzee, odsuwamy na odległość ignorancji, milczenie niewolników wydaje nam się reliktem zamierzchłej przeszłości. Nie jest tak na Zachodzie. W świecie krytyki anglosaskiej nasz gość jest klasykiem - jednym z największych - literatury postkolonialnej, cokolwiek to dziś jeszcze znaczy.

Klasyk i próba podboju

Ale jako klasyk właśnie, ma siłę przetrwać to, co nazwałem przed chwilą politycznym przywłaszczeniem. Coetzee wyznał kiedyś, że jest "członkiem plemienia zagrożonego kolonizacją". Owszem, można to wyznanie rozumieć jako deklarację solidarności z wszystkimi ludźmi pozbawionymi głosu przez kulturową metropolię. Można jednak i tak, że pisarze to plemię szczególnie narażone na kolonizację przez krytykę, która - by istnieć - musi podbijać nowe terytoria, uzbrojona w potężną broń, jaką jest ideologiczny dyskurs. Dyskurs ten ma rozmaite imiona: postkolonializm, ekologia, feminizm. W uścisku każdego z nich pisarz może się czuć tak, jak czuje się tytułowa bohaterka powieści "Elisabeth Costello", "Myszka Miki literatury postkolonialnej", która - odbierając honorowy medal na jednym z uniwersytetów amerykańskich - marzy tylko o tym, by znaleźć się jak najprędzej w domu.

Co jest jedyną szansą dla pisarza obawiającego się kolonizacji? Klasycyzm. Klasyk to pisarz, który może przetrwać każdą próbę podboju, każdą agresję krytycznego dyskursu. Taką definicję klasyka można wyczytać w esejach Coetzee (zwłaszcza w eseju "Kto to jest klasyk", drukowanym w "Europie" 1 marca tego roku), który lubi w tym kontekście powoływać się na Zbigniewa Herberta. "Klasyczne jest to, co jest w stanie przetrwać. (...) Dopóki klasyka potrzebuje ochrony przed atakiem, dopóty nie może udowodnić, że jest klasyką". W świetle takiej definicji on sam jest pisarzem najbardziej klasycznym, a więc takim, który śmiało może spoglądać w chciwe oczy barbarzyńców wywijających prostacką bronią eksploatacji.

Są jednak i tacy czytelnicy, którzy pragną widzieć w pisarstwie Johna Coetzee coś więcej niż polityczny obrazek, coś więcej niż prostą ilustrację historycznych okoliczności. Dla nich powieści naszego gościa to alegorie, które z dziejowych zdarzeń tworzą uniwersalne przesłanie moralne. "Alegoryczna opowieść o władzy i wolności", tak reklamuje polski wydawca powieść "Czekając na barbarzyńców". "Powieść o granicach winy i odkupienia" - czytamy na okładce "Hańby". Taką lekturę zdaje się podsuwać także i sam autor. W książce "Elisabeth Costello", w rozdziale "Realizm", czytamy, że "pojęcia i idee nie mają autonomicznego bytu i mogą zaistnieć tylko w powiązaniu z rzeczami", co oznacza nie tylko to, że pisarz wynaleźć musi odpowiednich ludzi potrafiących unieść ciężar idei, ale też to, że każdy gest postaci, każdą sytuację rozumieć należy podwójnie: jako to, co dzieje się z tym oto, poszczególnym człowiekiem, i jako to, co przydarza się każdemu. Jeśli powieść, od momentu swego powstania, odpowiadała na pytanie o ludzką egzystencję, to czyniła to zawsze w podwójnej perspektywie: była jednocześnie powieścią ludzkiego losu i powieścią idei. Don Quijote jest zarazem ubogim szlachciurą z La Manchy i zapowiedzią Pani Bovary, czyli marzenia o tym, by literatura wyprzedzała egzystencję.

Wieloznaczność i milczenie

Jak mówię, sam autor podsuwa czytelnikom alegoryczne wykładnie swoich powieści i dlatego tak często pojawia się w jego tekstach Kafka. Obecność ta jednak nie powinna nas zmylić i powinna przypomnieć znaną wykładnię Theodora Adorno, który - idąc w ślad za Walterem Benjaminem - czytał teksty Kafki jako strzaskane alegorie, od których klucze zostały wyrzucone. W przedostatnim utworze, "Elisabeth Costello", Coetzee umieszcza pastisz słynnego listu Lorda Chandos do Francisa Bacona napisanego przez Hugona von Hofmannsthala. Autorka jest żoną Lorda Chandos, która błaga Lorda Kanclerza o pomoc. Otóż mąż jej opętany został przez chorobę podwójnych znaczeń, która w tym, co widzialne, każe dostrzegać nagłe manifestacje nieskończoności i z każdej rzeczy tego świata czynić naczynie objawienia. Nic nie znaczy już tego, co znaczy, ale coś całkiem innego: oto przed czym broni się kobieta, która kocha i pożąda swojego męża. Lord Chandos czeka na epokę Aniołów, ciał, które tracą swoją cielesność i przeistaczają się w czyste znaczenie. Jeśli zaś świat jest tylko tropem nieskończoności, to gdzie można znaleźć w nim oparcie, gdzie można w tym świecie zbudować dom? Jak można w tym świecie kochać? Jak spalać się z rozkoszy?

W tekście tym Coetzee - tak mi się zdaje - wykracza poza granice alegorii, a więc tym samym - poza świat wyraźnych idei (jakby powiedział każdy kartezjanista) i poza świat łatwo rozpoznawalnych znaczeń. Wykraczając zaś poza alegorię, na nowo zanurza się w nieodgadnionym żywiole literatury zakorzenionej w życiu. Czy jednak nie robił tego od dawna? Bohaterka "Wieku żelaza" powiada, że nie wierzy nowym purytanom (a dopowiedzmy, że to właśnie purytanie w kulturze angielskiej byli mistrzami alegorii), albowiem podejrzane jest dla nich wszystko, co "kojarzy się z bezcelowością, wieloznacznością i ustępliwością". Bohater "Hańby" woli przeżyć upokorzenie niż zrezygnować z prawa do milczenia, które jest równie istotne, co prawo do wolności słowa. I choć dzieła Johna Coetzee mogą sugerować purytańskie dążenie do przedłożenia etyki nad estetykę, to jednak strzaskanie alegorii pozostaje mocnym gestem antypurytańskim.

Wieloznaczność i milczenie: oto jak określiłbym najważniejsze - antyalegoryczne - cechy pisarstwa Coetzeego, którego nazwałbym także pisarzem dyskretnym. Nie wszystko da się opowiedzieć, nie wszystko można oglądać, sprawy prywatne nie powinny być wystawiane na scenie, na której zresztą zobaczyć można tylko mniej istotne sprawy. Życie ludzkie jest obsceniczne w tym sensie, że dzieje się poza sceną i tylko z rzadka na nią wkracza. To, co najważniejsze, najbardziej intymne, najbardziej bolesne - jak gwałt na Lucy Lourie, jak egzekucja spiskowców na życie Hitlera, jak śmierć Pawła Isajewa - nie jest na pokaz. "Bo bywa tak - mówi Elisabeth Costello - że człowiek chce być sam. Bo są rzeczy, których nie robimy publicznie". Nie wszystko jest na pokaz oznacza także: jest chwila, w której człowiek musi odwrócić swój wzrok i nie zawstydzać drugiego człowieka. Wtedy w człowieku odżywa przyzwoitość. Przyzwoitość to szacunek dla wstydu drugiego człowieka. Przyzwoitość to zgoda na jego milczenie. Przyzwoitość to zgoda na jego istnienie.

***

Jeśli alegoria jest z zasady swej dydaktyczna, to jej osłabienie oznacza odejście od moralizatorstwa w stronę doświadczenia, które powstrzymuje się od pochopnego osądu. Tak właśnie interpretuję pisarstwo Johna Coetzee: jako literaturę prostych prawd obecnych w każdym ludzkim doświadczeniu. "Trzymaj się słowa, potem sięgnij do doświadczenia, jakie się za nim kryje: to było zawsze jej zasadą w sytuacji, gdy czuła, że ześlizguje się w abstrakcję". Tak mówi Elisabeth Costello. W powieściach Coetzee nie ma pouczeń, nie ma przykazań, mających nad sobą ostateczną, jednoznaczną sankcję. Każdy z nas musi przejść przez życie, kierując się najprostszymi prawdami. "Dlaczego nie możemy mówić do siebie wprost i otwarcie, jak powinni mówić ludzie, którzy lada chwila odejdą". "Jeżeli zaufanie nie ma sensu, to znaczy, że nikt z nas nie zasługuje na nic lepszego niż upadek w otchłań i zatracenie". "Trzeba kochać to, co jest nam najbliższe. To, czego można dotknąć ręką. Tak kochają psy". Pamiętają Państwo, jak kończy się "Proces" Franza Kafki? Bohater ginie od noża dwóch oprawców i powieść kończy się tak: "»Jak pies!« - powiedział do siebie: było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć". Coetzee odwraca tę sytuację. Bohater "Hańby", utraciwszy wszystko, chce zacząć wszystko od zera, "bez żadnych kart w ręku, bez broni, bez majątku, bez praw, bez godności". "Jak pies" - mówi jego córka. "Jak pies", odpowiada David Lourie.

Przeznaczeniem człowieka jest przeżyć własny wstyd. Nie jest to łatwe, ale pisarstwo J. M. Coetzee nie obiecuje łatwego życia. Nie obiecuje też łatwej literatury, ale te dwie rzeczy - jak wiadomo - zawsze idą w parze.

Szkic powyższy był wygłoszony jako wprowadzenie do wieczoru autorskiego J. M. Coetzee, 9 czerwca 2006 w auli Collegium Novum UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2006