Co ważne, co godne

Suspendowany kapłan nie sprawuje liturgii w jedności z Kościołem, a tylko taki sakrament jest owocny, ponieważ sakrament to relacja między osobami, włącznie z osobą Chrystusa.

16.08.2011

Czyta się kilka minut

W drodze z Grzechyni do Makowa Podhalańskiego, sierpień 2011 r. / fot. Tomasz Wiech /
W drodze z Grzechyni do Makowa Podhalańskiego, sierpień 2011 r. / fot. Tomasz Wiech /

Od dzisiaj macie Msze święte prawnie ważne i niegodziwe - zakomunikował ks. Piotr Natanek w kaplicy w Grzechyni 24 lipca. Wcześniej kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski i zwierzchnik ks. Natanka, ogłosił akt suspensy wobec duchownego, co oznacza, że zasuspendowany z kan. 1371 kodeksu prawa kanonicznego ks. Natanek nie może odtąd "sprawować żadnych czynności kapłańskich ani wykonywać władzy rządzenia".

***

Suspensa, zgodnie ze znaczeniem tego terminu, jest zawieszeniem duchownego w jego misji kapłańskiej oraz obowiązkach duszpasterskich. Ale nie oznacza pozbawienia go godności prezbiteratu. Dostępuje jej każdy ksiądz w dniu ostatecznych święceń, na mocy udzielonego mu przez biskupa sakramentu kapłaństwa. Jest on nieusuwalny, jak każdy sakrament. To znak samego Chrystusa, więc nie można go unieważnić żadną ludzką decyzją. Co więcej: sakrament kapłaństwa naznacza osobę księdza raz na zawsze. Odtąd będzie go nosił w sobie przez całe życie; także, gdy zrzuci sutannę.

Nawet ekskomunika, czyli wykluczenie ze wspólnoty Kościoła, nie oznacza unieważnienia sakramentu kapłaństwa. Można powiedzieć, że zamiera on w osobie ekskomunikowanej, tak jak usycha kwiat wyrwany z ziemi. Ale kwiat pozostaje kwiatem, tyle że martwym.

W przypadku suspensy sakrament trwa, lecz nie jest w stanie owocować dobrymi skutkami. Wszystko, co zasuspendowany ksiądz czyni jako duszpasterz, pozostaje jałowe. I będzie tak, póki nie uzna swego błędu i nie postanowi go naprawić. Wtedy suspensa zostanie cofnięta i zacznie owocować sakrament jego kapłaństwa.

Formuła "ważny, ale niegodziwy" jest bardzo stara. Zawdzięczamy ją św. Optatowi, biskupowi Milevis w Numidii, oraz jego sąsiadowi w biskupstwie, św. Augustynowi. Obaj zajmowali się palącym problemem grzesznych duchownych sprawujących sakrament eucharystii. Czy nadal pozostaje on święty, skoro udzielany jest np. z rąk ludzi, którzy kupili sobie święcenia? Takie pytanie zadawali chrześcijanie zgorszeni niskim stanem moralnym kleru. Optat i Augustyn odpowiedzieli mocnym "tak". Jeżeli prezbiter ma święcenia kapłańskie, jego osobiste grzechy ciężkie nie umniejszają majestatu sakramentu, w którym mistycznie działa sam Zbawiciel. Ale sakrament udzielany przez osobę, którą grzech ciężki zamknął na dary łaski uświęcającej, nie wyda zbawiennych owoców. Tym rozwiązaniem kierował się Kościół przez wieki. Doprecyzował je w 1547 r. sobór trydencki, który potwierdził, że eucharystia (jak wszystkie sakramenty) udziela się przyjmującemu łaski mocą samego aktu (ex opere operato), niezależnie od usposobienia jej szafarza.

Formuły trydenckie tworzono w duchu polemiki z protestantyzmem, który kwestionował katolicką naukę o sakramentach. Dlatego prostą wykładnię ex opere operato w praktyce interpretowano w sposób zawężony. Nierzadko prowadziło to do traktowania eucharystii jako swoistego "hokus-pokus", czyli wiary w automatyczne udzielanie skutecznych darów łaski - tylko na podstawie odpowiednich słów wypowiadanych przez szafarza.

***

W Kościele długo przezwyciężano nawyki magicznego myślenia. Dopiero encyklika Piusa XII "Mediator Dei" (1947 r.) i uchwały II Soboru Watykańskiego niejako wysubtelniły zasadę ex opere operato, uzupełniając ją formułą ex opere operantis, w wolnym tłumaczeniu: z działania uczestnika obrzędu. Chodzi o to, że dar łaski, uobecniany "mocą samego aktu", owocuje skutecznie dopiero, gdy otwiera się nań osoba przyjmująca sakrament.

Zasada ex opere operantis jakoś dotyczy również szafarza-księdza, który nie jest biernym wykonawcą aktu sakramentalnego, uczestniczy w nim, może więc także w tym szczególnym czasie otworzyć się na działanie łaski. Sakrament uświęca nie tylko człowieka, ale też jego "sytuację życiową" (eventus vitae), jak głosi soborowa konstytucja o liturgii.

Wniosek: sakrament jest relacją między osobami, włącznie z osobą Chrystusa, która jest w centrum tego działania. W istocie to On, a nie traktowany dosłownie "sam akt", jest sprawcą wszystkiego, co żyje i skutkuje w sakramencie. A to, co żywe i owocne, trwa we wspólnocie Kościoła, który jest "sakramentem jedności całego rodzaju ludzkiego".

Rozumiejąc to, możemy właściwie ocenić wagę "niegodziwości" eucharystycznej celebry, sprawowanej przez zasuspendowanego księdza. To nawet nie jest problem "ciężkiego grzechu" celebransa. Choć niewątpliwie w tych kategoriach oceniać należy nieposłuszeństwo biskupowi, ostatecznie to sprawa sumienia prezbitera. Problemem znacznie poważniejszym jest fakt, że nie sprawuje on liturgii w jedności z Kościołem. A tylko taki sakrament jest owocny.

Sakrament eucharystii nie jest "częścią" Mszy świętej. Nie można go oderwać od całości obrzędu, którego istotą jest wspólnota. Celebrans szafuje eucharystią nie we własnym imieniu, ale w imieniu wspólnoty - wiernych, biskupa, wreszcie całego Kościoła powszechnego, z Chrystusem na czele. To ona dała mu prawo do tego działania, dzięki święceniom udzielonym przez biskupa, także przez błogosławieństwo wiernych: "Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich". Liturgia eucharystii oddycha jednością, tak jak człowiek oddycha powietrzem. Bez tego poczucia jedności każdy akt liturgiczny staje się pusty i traci swoją życiodajność. To tak, jakbyśmy próbowali robić głębokie wdechy pod wodą.

W formule "ważne, ale niegodziwe" owo "ważne" w żadnym przypadku nie powinno oznaczać "uprawnione". Pamiętajmy o przestrodze św. Pawła: "Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije" (1 Kor 11, 29). A Ciało Pańskie to właśnie Kościół.

Co więc powinien uczynić katolik, który wie, że do celebry Mszy przystępuje suspendowany prezbiter? Nie uczestniczyć w niej. Nieobecność na takiej liturgii to najlepszy ze sposobów, by pomóc kapłanowi "powrócić do jedności z Kościołem i zgody ze swoim biskupem", jak napisał kard. Dziwisz. A taka msza niech pozostanie "mszą" z małej litery. Nie zasługuje na dumne miano Mszy świętej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011