Co nam po autorytetach?

Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w momencie powszechnego kryzysu autorytetów funkcjonujących dotychczas w społecznej świadomości. Zanikł autorytet władzy państwowej, a również państwowego prawa i instytucji, które powinny tego prawa bronić. Obserwujemy kryzys innych instytucji ważnych w społecznym życiu, jak Uniwersytety, a nawet Kościół (szerokie masy są Kościołowi posłuszne, ale raczej jest to posłuszeństwo obyczajom kultu, a nie przesłaniu doktryny - zwłaszcza w jej etycznych treściach). Kryzys dotknął tradycyjnie uznawanych autorytetów, najprostszych, najbliższych codziennego życia, jak ten, którym się cieszyli nauczyciele, adwokaci lub lekarze.

15.02.2004

Czyta się kilka minut

Przede wszystkim należałoby odpowiedzieć na podstawowe pytanie: cóż to jest autorytet? Próbowano tego już nieraz, i to od czasów św. Augustyna. Chcę przypomnieć dwa znane polskim czytelnikom artykuły, ważne dla mnie z powodu zawartych w nich pewnych ogólnych ustaleń. Myślę tu o tekście Hannah Arendt “Co to jest autorytet" umieszczonym w jej książce “Między czasem minionym a przyszłym" (Warszawa 1994, przeł. M. Godyń i W. Madej) oraz artykule Paula Ricoeura z rozmów w Castel Gandolfo, noszącego tytuł “Paradoks autorytetu" (“Oświecenie dzisiaj", Warszawa 1999, przeł. J. Migasiński).

Istnieją różne definicje autorytetu. Z nich ważne są dla mnie dwie. Jedną przytacza Paul Ricoeur za francuskim “Słownikiem Roberta". Według niego autorytet jest prawem do wydawania rozkazów, możnością (uznaną, bądź nie) narzucania posłuszeństwa. Jest to zatem autorytet władzy. Przeciwstawia się tej definicji inna, którą znalazłam w “Słowniku języka polskiego". Tu autorytet jest “ogólnie uznaną czyjąś powagą, wpływem, znaczeniem, przewagą". Widać od razu, że nie chodzi w niej o władzę. Gdyby przyjąć za punkt wyjścia pierwszą definicję, należałoby zapuścić się w gąszcz politycznych problemów, o których tak wyczerpująco pisała Hannah Arendt, sięgając w swoich rozważaniach do Platona i antycznego prawodawstwa Rzymian. Zastanawiała się przede wszystkim nad różnicami jakie zachodzą między władzą autorytarną a totalitarną lub tyranią. Druga definicja odnosi się raczej do tego, co nazywamy autorytetem społecznym, i ten właśnie mnie tu interesuje. Nie o władzę chodzi. Nie o polityczne ustroje, ale właśnie o osobę (bądź o instytucję) cieszącą się tą szeroko uznaną powagą. Niemniej o powiązaniu autorytetu z posłuszeństwem powinniśmy pamiętać.

Skąd dziś ten powszechny nawrót do pytania o autorytet, skąd próby określenia na nowo starego pojęcia, dobrze znanego już w starożytnym Rzymie, które św. Augustyn przeciwstawiał rozumowi? Skąd w naszym świecie, ceniącym zazwyczaj racjonalizm i pragmatyczne podejście w działaniu, ta dziwna potrzeba autorytetu? Fakt ten wydaje się znaczący.

***

Kryzys autorytetu objął więc całość naszego życia i - jak pisała Hannah Arendt - jego zanik “jest równoznaczny ze zrujnowaniem podstaw świata, który od tej pory zaczyna dryfować, zmieniać się i przeobrażać z jednej postaci w drugą z coraz to większą gwałtownością, tak jakby nasze życie polegało na zmaganiu się z jakimś Proteuszowym uniwersum, gdzie wszystko może w każdej chwili stać się czymś innym". Tymczasem społeczeństwu trzeba miejsca nadającego światu trwałość i stabilność, albowiem “jesteśmy istotami najbardziej niestałymi i kruchymi ze wszystkich".

Jeżeli dziś zatem myślimy o autorytecie, to z poczucia lęku, niepewności co do naszego własnego życia w tej sytuacji. Myśląc o drogach wybawienia, szukamy przewodnika, kogoś, kto by pokazał, co czynić należy, kogoś, kto by stan rzeczy rozjaśnił, poprowadził, a przynajmniej wskazał kierunek. I właśnie dziś, gdy wszystkie autorytety zawiodły, gdy jednocześnie ostra krytyka tych, które jeszcze usiłowały go utrzymać, załamała się całkowicie, pojawiają się głosy wyrażające za nimi tęsknotę. Czymże jest więc autorytet? Jakie wyobrażenia zazwyczaj ludzie z nim wiążą? Tu wracam do Hannah Arendt. Autorytet, jak pisała, tworzy naturalną hierarchię osób i instytucji, z których jedna rozkazuje, a druga słucha. Wymagając jednak posłuszeństwa nie ucieka się ani do perswazji (a to znaczy, że nie używa żadnych argumentów), ani do przemocy. O posłuszeństwie ma decydować sama hierarchia, w której osoby lub instytucje mają wyznaczone miejsce, przy tym uznają tej hierarchii słuszność i prawowitość. Rodzi się tu mnóstwo problemów dotyczących granic krytyki, która sens danego autorytetu może podważyć, a przede wszystkim granic wolności, albowiem wymóg posłuszeństwa może zakres wolności dotkliwie uszczuplić. Jednakże tam, gdzie mowa nie o autorytecie władzy, lecz tak zwanym autorytecie społecznym, ten problem traci znaczenie lub ulega złagodzeniu. Ważny jest tu zatem inny zespół pojęć. Zostaje zapewne “hierarchia", ale taka, która nie jest tworzona odgórnie, nie przez tego, kto autorytetem został obdarzony, lub rości sobie do niego pretensję, lecz oddolnie. Pozostaje też “słowo" obdarzonego tym specyficznym stosunkiem. To ktoś sam lub pewna społeczność z własnej woli, z własnego rozumienia, obdarza kogoś lub jakąś instytucję autorytetem. Jest to dar swobodny, najczęściej spontaniczny, niespodziewany, a często przez obdarzonego nie tylko nie wymagany lecz wręcz niechciany. Nie ma tu mowy o posłuszeństwie, ale, choć obdarzony autorytetem żadnego posłuszeństwa się nie domaga, istnieje pewien rodzaj podporządkowania, poddania się wyrażającego przekonanie, że warto się poddać, że ten autorytet ma rację, choć nie używa ani perswazji, ani przemocy. Jak mi się wydaje, najważniejszym słowem w tej relacji jest “zaufanie". Właśnie zaufanie jest dla niej charakterystyczne, dodajmy, że często irracjonalne, na żadnych rzeczowych przesłankach nie oparte, zaufanie, o którym już św. Augustyn pisał, “że często nas zwodzi".

Tu rodzi się problem fundowania autorytetów, które nieraz oparte są, jak tego dowodził Ricoeur, na dawności, na tradycjach itp. Podstawę tego rodzaju mogą mieć tylko autorytety instytucjonalne i tylko one mogą mieć legitymizację mityczną. W wyborach autorytetów działają nieraz najrozmaitsze mity dostatecznie mocno ugruntowane, aby na owe wybory rzutować. Może to z ich powodu powstają dziwne nieraz autorytety społeczne, które, gdy się je ocenia trzeźwo, na żadne uznanie nie zasługują, a mimo to uparcie są podtrzymywane i wbrew zdrowemu rozsądkowi wzbudzają niezrozumiały posłuch, oddanie, i ufność bez miary. Wszystko zatem zależy od podstawy na jakiej autorytet jest udzielany. I jeżeli mi wolno użyć sformułowania “paradoks autorytetu" (a taki jest tytuł artykułu Ricoeura), nadając mu inne znaczenie niż autor, to widzę go nie w hierarchii ustanawiającej się między wolnymi ludźmi, bo jest ona naturalna, lecz w fałszywych wyobrażeniach, braku krytycyzmu, właściwej ocenie roli i funkcji danej instytucji lub jakiejś osoby, która może zasłużyła się w momencie przełomowym i ma za sobą jakieś piękne karty, ale dziś już działa na innych zasadach i autorytetem być nie powinna. O przykłady tu nie trudno i każdy może je znaleźć w najbliższym otoczeniu.

Paradoksalny jest też fakt obdarzania autorytetem w sprzeczności z kryteriami etycznymi. A nie jest to bynajmniej fakt odosobniony, przeciwnie, nader częsty. Autorytetem bywa zarówno zręczny gangster, jak i znakomity specjalista medycyny. Z jakich bowiem powodów w ogóle im autorytetu udzielamy? Czy z powodu wiedzy, umiejętności, jaką może się odznaczać nie tylko wybitny znawca przedmiotu, jakiś ekspert czy profesor Uniwersytetu, ale także świetny rzemieślnik w swym fachu itd., czy przede wszystkim z powodu skuteczności działania, z powodu zręcznie przeprowadzonej takiej lub innej operacji? W naszym stechnicyzowanym społeczeństwie skuteczność ceni się nadzwyczaj wysoko, zwykle ponad wiedzę. Toteż nie powinno dziwić, że wielkim autorytetem cieszy się herszt młodocianych złoczyńców i wielki mafioso. Zapominamy bowiem, że autorytet to nie tylko ktoś obdarzony zaufaniem, ktoś, którego powagę i wpływ społeczność uznaje. To ma być także wzór, wzór rozumnego postępowania, wzór społecznej postawy, a więc jakby strażnik wartości, które jeszcze zachowały wysoką cenę, których przynajmniej część ludzi chciałaby jeszcze bronić. Takim autorytetem obdarza się kogoś, kto o tych wartościach stara się przypominać, kto jeszcze nie zwątpił w ich sens. Obdarza się też nim instytucje, które aktywnie wartości strzegą, jak chociażby uczciwości i rzetelności w nauce. Każda taka instytucja jest czymś nadzwyczaj cennym w naszym chaotycznym - politycznie i moralnie - świecie.

***

Przyznaję więc, że autorytety bywają ludziom potrzebne, zwłaszcza w czasach zagubienia. Autorytetów się szuka. Nie należy jednak zapominać, że czasem ktoś z udzielonego mu autorytetu może skorzystać ponad miarę i w brutalny sposób, a czyni tak zwykle ten, którego wyróżniono na podstawie powierzchownych opinii, nieraz wręcz fałszywych. Należy więc zachować ostrożność. Nie udzielać zbyt łatwo zaufania. Boję się tej ufności na wiarę, poszukiwania oparcia w czymś, co racjonalności najczęściej urąga. Sama nie mam autorytetów i ich nie lubię. Wydaje mi się, że w stosunkach międzyludzkich wystarczy wzajemny szacunek - Kantowskie poszanowanie godności. Sądzę też, że należy, tak jak to uczynił św. Augustyn, rozum przeciwstawić autorytetowi. Tylko rozum powinien mieć autorytet, on rzadziej zwodzi.

Prof. Barbara Skarga, ur. 1919. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Aresztowana przez Sowietów, skazana na 10 lat łagru i zsyłkę. Lata uwięzienia opisała w wydanej pod pseudonimem Wiktoria Kraśniewska książce “Po wyzwoleniu (1944-1956)" (Paryż 1985). Od roku 1962 pracuje w Zakładzie Historii Nowożytnej IFiS PAN. Opublikowała m.in.: “Przeszłość i interpretacje" (1987), “Granice historyczności" (1989), “Tożsamość i różnica. Eseje metafizyczne" (1997), “O filozofię bać się nie musimy" (1999), “Ślad i obecność" (2003). Odznaczona w 1995 roku Orderem Orła Białego. Stale współpracuje z “Tygodnikiem Powszechnym".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2004