Cienie po słonecznej stronie Alp

Kiedyś Janez Janša był symbolem walki o demokrację i wolność słowa – teraz sam je ogranicza. Kiedyś zjednoczył społeczeństwo – teraz, aby utrzymać się u władzy, coraz bardziej je dzieli.
z Lublany (Słowenia)

25.10.2021

Czyta się kilka minut

Aby uniknąć mandatu za udział w zakazanym zgromadzeniu, niektórzy organizują protesty rowerowe. Nie zawsze to pomaga. Na zdjęciu: antyrządowy protest w Lublanie, kwiecień 2021 r. / BORUT ZIVULOVIC / Reuters / Forum
Aby uniknąć mandatu za udział w zakazanym zgromadzeniu, niektórzy organizują protesty rowerowe. Nie zawsze to pomaga. Na zdjęciu: antyrządowy protest w Lublanie, kwiecień 2021 r. / BORUT ZIVULOVIC / Reuters / Forum

Gdy na początku października przywódcy państw Unii Europejskiej zjeżdżali do Lublany, ulice sielskiej zazwyczaj stolicy Słowenii spowijały kłęby gazu łzawiącego.

Następnego dnia odbywał się szczyt Unia–Bałkany Zachodnie – priorytetowe dla rządu spotkanie w ramach sprawowanego obecnie przewodnictwa w Radzie Unii. Premier Janez Janša chciał pokazać się jako lider i adwokat państw regionu. Tak ważnej okazji nie mogli przepuścić przeciwnicy obostrzeń epidemicznych. Choć protesty nie były bardzo gwałtowne, policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych. Wieczorem w centrum miasta nie dało się oddychać. – Nasza policja ostatnio tak ma – tłumaczył mi przechodzień. – Używa gazu, gdy tylko ma okazję. A tych nie brakuje.

– Lublana przywykła do demonstracji, bo my jako naród bardzo lubimy protestować – komentuje z uśmiechem Marko Balažić, analityk polityczny.

Szczególnie od wiosny 2020 r., gdy Janša – polityk, który jak nikt inny polaryzuje społeczeństwo – objął stanowisko premiera (wcześniej był nim w latach 2004-08 i 2012-13). Gdy w styczniu 2020 r. szef centrolewicowego rządu Marjan Šarec podał się do dymisji – licząc, że w przedterminowych wyborach poprawi wynik swojej partii – Janša wykorzystał okazję, aby wrócić do władzy. Dzięki poparciu posłów, którzy byli świadomi, iż nie mają szans na uzyskanie mandatu w kolejnych wyborach, po latach politycznej izolacji zdołał utworzyć rząd.

Bohater (części) narodu

Jak wielu słoweńskich polityków jego pokolenia, 63-letni dziś Janša zaczynał karierę w młodzieżówce partii komunistycznej. Wielu mu to wypomina, szczególnie w kontekście forsowanej dziś przez niego ostrej retoryki antykomunistycznej. Jednak faktem jest, że w drugiej połowie lat 80. XX w. to właśnie jego środowisko stało się – wraz z lewicową gazetą „Mladina” – ważnym ośrodkiem domagającym się demokratycznych przemian.

Jako absolwent studiów nad obronnością Janša z pozycji pacyfistycznych krytykował wtedy jugosłowiańską armię – instytucję będącą jednym z głównych filarów systemu komunistycznego. Nawet jego dzisiejsi przeciwnicy podkreślają, że w tamtych czasach było to aktem wyjątkowej odwagi. Ówczesny proces Janšy, który wraz z trzema kolegami został aresztowany pod zarzutem ujawnienia w artykułach prasowych tajemnic wojskowych, był impulsem, który doprowadził do zjednoczenia ruchów prodemokratycznych i proniepodległościowych – i do wybuchu Słoweńskiej Wiosny. W jego obronie na ulice niewielkiej, niespełna 300-tysięcznej Lublany wyszło rekordowe 40 tys. manifestantów.

W nowym rządzie Słowenii – wybranym już demokratycznie, choć kraj formalnie nadal wchodził w skład jugosłowiańskiej federacji i nie był niepodległy – Janša objął tekę ministra obrony. Pacyfistyczne poglądy poszły w zapomnienie: chętnie fotografował się na poligonach i przygotowywał się na konfrontację. Po ogłoszeniu niepodległości w czerwcu 1991 r. młode siły słoweńskie zmusiły armię jugosłowiańską do opuszczenia kraju. Wojna trwała zaledwie 10 dni. Do sławy antykomunistycznego dysydenta Janša dodał aurę obrońcy niepodległości i „bohatera naszej wojny”. Na tych dwóch legendach buduje swoją pozycję do dziś.

Głębokie państwo

Dla wielu osób w Polsce czy na Bałkanach słoweński model stopniowej transformacji gospodarczej jest dziś wzorcowy. Kraj nigdy nie odnotował drastycznego spadku PKB, a przemysł pozostał w rodzimych rękach – beneficjentami prywatyzacji często była kadra zarządzająca. Społeczeństwo nie doświadczyło dramatycznej pauperyzacji ani znacznego wzrostu bezrobocia.

Jednocześnie proces ten miał swoje ciemne strony. Marko Balažić tłumaczy mi, że taka transformacja pozwoliła elitom komunistycznym na zachowanie kluczowej roli w gospodarce, instytucjach państwa i mediach. Dość powiedzieć, że to wieloletni przywódca Związku Komunistów Słowenii, Milan Kučan, został wybrany w 1990 r. na prezydenta.

Z biegiem lat o wszystkie swoje niepowodzenia Janša zaczął oskarżać „głębokie państwo”, mające bronić swoich pozycji. Za głównych wrogów uznał krytykujących go dziennikarzy, którzy w jego optyce są obrońcami interesów starych elit. Paliwa dla takiej retoryki dostarczyło mu też ujawnienie przez fińską gazetę dokumentów wskazujących, że w 2006 r. Janša miał przyjąć łapówkę od koncernu Patria w związku z przetargiem na zakup transporterów opancerzonych. Skandal ten przyczynił się do porażki premiera w wyborach w 2008 r. Skazujący wyrok w tej sprawie (później uchylony) został przez Janšę uznany za motywowany politycznie i stał się pretekstem do ataków na wymiar sprawiedliwości.

Od tego czasu jego antykomunistyczna retoryka i postulat oczyszczenia państwa z roku na rok stawały się coraz radykalniejsze. Częściej też pojawiały się hasła gloryfikujące domobranów – lokalną formację samoobrony z czasu II wojny światowej, kolaborującą z Niemcami.

Podzielona lewica, zmobilizowana prawica

– Większość Słoweńców ma poglądy centrowe lub lewicowe – tłumaczy mi prof. Marko Lovec z Uniwersytetu z Lublanie. – Wiele osób z sentymentem wspomina czasy komunizmu, popularnością cieszą się hasła nawiązujące do sprawiedliwości społecznej, zwłaszcza biorąc pod uwagę rosnące nierówności.

Jednocześnie ta część sceny politycznej jest bardzo podzielona. Przy okazji każdych wyborów powstają ugrupowania tworzone przez nowicjuszy z niewielkim doświadczeniem. W konsekwencji od 2008 r. żaden rząd nie przetrwał całej kadencji, a wszystkie wybory były przedterminowe. Głównym spoiwem niestabilnych centrolewicowych koalicji jest niechęć do współrządzenia z Janšą, dla którego to kolejny dowód spisku elit.

Zupełnie inaczej wygląda prawa strona sceny politycznej. Kombinacja haseł anty- komunistycznych, patriotycznej retoryki, krytyka mediów i instytucji państwa – wszystko to daje Janšy stabilne poparcie 20-30 proc. społeczeństwa. Kryzys migracyjny z lat 2015-16 dodatkowo skonsolidował to środowisko (przez Słowenię przeszło wtedy ponad pół miliona osób), a sam Janša zaczął mocno odwoływać się do antymigracyjnej retoryki oraz haseł o „obronie katolickiej Europy” i „prawdziwie europejskich wartości”.

Jednak to, co mobilizuje i konsoliduje zwolenników obecnego premiera, powoduje też jego coraz większą izolację na scenie politycznej i budzi opór znacznej części społeczeństwa. Krytycy premiera argumentują, że jego osobiste poglądy są drugorzędne – interesuje go władza. Był już komunistą, pacyfistą, militarystą, gorącym zwolennikiem Unii (to za jego kadencji w ekspresowym tempie przyjęto euro), liberałem i adwokatem ostrych programów oszczędnościowych. Teraz popiera hojne programy społeczne skierowane przede wszystkim do jego wyborców. Wybiera taką narrację, która najlepiej służy jego karierze. A retoryka anty- emigracyjna przysporzyła mu też jednego, za to ważnego sojusznika.

Sojusznik znad Dunaju

Historii dotyczących początków znajomości Janšy z Viktorem Orbánem krąży po Lublanie wiele. Jedni mówią, że ich zażyłość sięga lat 90. XX w.; inni, że dopiero kryzys migracyjny ich zbliżył. – Bliskie związki z Węgrami to nowość w słoweńskiej polityce – mówi Marko Lovec. Słowenia zawsze grawitowała w stronę Niemiec, dystansując się i od Europy Środkowej, i od Bałkanów.

Od kilku lat Węgrzy finansują media wspierające Janšę. Nie dość, że premier Węgier zyskał sojusznika w Unii, to jeszcze propaguje swoją narrację w kolejnym kraju – tak korzyści z inwestycji Orbána komentuje jeden z moich rozmówców. Po Lublanie krążą też plotki o przekazywaniu datków na partię Janšy przez oligarchów bliskich Orbánowi, co pozwoliło mu przetrwać czasy w opozycji.

Zyski dla Orbána są zresztą jeszcze większe. Za rządów Janšy węgierskie koncerny przejęły dużą sieć stacji benzynowych i drugi największy bank Słowenii. Marko Balažić uważa, że dla Janšy prywatyzacja i wprowadzenie większej konkurencyjności na rynku są narzędziem osłabiania pozycji postkomunistycznych elit. Samo w sobie nie jest to być może złym pomysłem, ale problemem jest tu brak transparentności.

Janšę od Orbána różni natomiast jedno: premier Słowenii ma bardzo krytyczny stosunek do Rosji i np. bardzo aktywnie popiera białoruską opozycję.

Co piątek nowy protest

Swoje kolejne rządy Janša zaczynał tradycyjnie od przejmowania kontroli nad instytucjami. Na pierwszy ogień szła policja, instytucje kultury (że zbyt mało patriotyczne) i państwowe media. Nie mogąc zmienić szefa Słoweńskiej Agencji Prasowej (STA), premier przestał ją finansować, co wywołało zaniepokojenie instytucji Unii.

Utworzony w marcu 2020 r., obecny rząd Janšy szybko jednak utracił większość, co ograniczyło jego możliwości wprowadzenia poważnych zmian instytucjonalnych. Wykorzystując więc pandemię, zaczął rządzić dekretami (część uchylił później Trybunał Konstytucyjny). Ponadto narzędziem walki politycznej stał się dla Janšy Twitter. Celem ataku są wszyscy, którzy mu się sprzeciwiają: sędziowie, prokuratorzy, urzędnicy, media, lekarze i w ogóle niezależne instytucje. Premier słynie też z tego, że źle reaguje na krytykę i jest apodyktyczny. To właśnie ten arogancki styl rządzenia w połączeniu z agresywną retoryką wobec przeciwników budzą największy opór społeczny i protesty.

W każdy piątek, już od ponad roku, przeciwnicy rządu wychodzą na ulice, domagając się dymisji premiera. Gdy rząd ograniczył wolność zgromadzeń, powstała idea protestów rowerowych, a rower stał się symbolem oporu wobec władzy.

Posypały się też mandaty. Jak mówi mi młoda dziennikarka Lea, z którą spotykam się w jednej z licznych kawiarni nad brzegiem Lublanicy, protestujący otrzymali mandaty o łącznej wysokości ponad 2 mln euro. Wystawiano je nawet za logo protestów na parasolach i ubraniu.

Lea mówi, że premier chciał też przeforsować w parlamencie kary w wysokości tysiąca euro dla osób, które nie okazują szacunku przedstawicielom organów państwa. Złożył też doniesienie do prokuratury, że protestujący grożą mu śmiercią – poszło o hasło „Śmierć janszyzmu, wolność dla narodu!”. Uczestnicy demonstracji ripostują, że protestują przeciw ideologii, którą reprezentuje Janša.

Frustracja na ulicach

Skutkiem nieufności do rządu jest niski poziom wyszczepienia – Słowenia zajmuje w Unii szóste miejsce od końca. Jeszcze pod koniec września zaszczepiona było mniej niż połowa społeczeństwa, a ponad 25 proc. deklarowało, że nigdy się nie zaszczepi.

Aby skłonić ludzi do szczepień, rząd wybrał drogę restrykcji. W Lublanie, aby wejść do kawiarni, instytucji publicznej, autobusu, sklepu czy na uczelnię, trzeba okazać certyfikat, lokalną wersję paszportu covidowego. Od 1 października zaszczepieni mieli być wszyscy pracownicy sektora publicznego (ostatecznie decyzję tę zawiesił Trybunał Konstytucyjny).

Rząd promował zwłaszcza jednodawkowe szczepionki Johnson&Johnson. Pod koniec września informacja o śmierci dwudziestokilkuletniej dziewczyny dwa tygodnie po przyjęciu szczepionki sprawiła, że na ulice wyszły tysiące ludzi protestujących przeciw restrykcjom. Dotąd protestowali przeciwnicy Janšy, teraz protestuje także część jego dotychczasowych zwolenników. Nie ma tygodnia bez doniesień o kolejnej demonstracji.

Według badań Eurobarometru 62 proc. Słoweńców krytycznie ocenia działania rządu w walce z epidemią. Bardziej negatywne oceny w Unii zbierają tylko rządy Litwy i Słowacji. Aby jak najszybciej zdusić pandemię, słoweńskie władze wprowadziły też inne ostre restrykcje: długą godzinę policyjną i zakaz poruszania się między gminami.

W efekcie w społeczeństwie narastało poczucie, że rząd walczy z pandemią, uderzając w ludzi mieszkających w miastach i w młodszych, którzy nie są wyborcami Janšy. Dodatkowo pogłębiło to społeczną polaryzację. Rządowi zarzuca się podejmowanie arbitralnych decyzji, sprzecznych z zaleceniami lekarzy.

Polaryzacja jako strategia

Według Žigi Faktora, analityka think tanku Europeum, to, co się dziś dzieje, to tylko preludium. Celem Janšy jest wygranie wyborów, które odbędą się najpóźniej w czerwcu 2022 r. Główną jego strategią jest polaryzacja i agresywna retoryka, co ma doprowadzić do mobilizacji jego zwolenników.

Redaktor naczelny gazety „Mladina” Jure Trampuš tłumaczy mi, że działania Janšy mają na celu zastraszanie obywateli i utwierdzanie ich w przekonaniu, że kraj jest pogrążony w chaosie. Może się bowiem wtedy prezentować jako ten jedyny, który uratuje kraj – tak jak w 1991 r. Być może dlatego policja tak gwałtownie reaguje na pokojowe w sumie protesty na ulicach Lublany.

Ostatnio celem ataków Janšy stały się też instytucje Unii, zaniepokojone sytuacją w Słowenii. Choć premier podkreśla, że obiektem jego krytyki nie jest Unia jako taka, lecz unijni politycy, którzy mają nie rozumieć dynamiki jego kraju, jest to ryzykowna strategia.

Wszyscy moi rozmówcy podkreślają, że Słoweńcy są bardzo proeuropejskim narodem. Badania wskazują też, że 69 proc. z nich popiera przekazywanie szerszych kompetencji instytucjom unijnym. – Dla słoweńskiej gospodarki, uzależnionej w dużym stopniu od eksportu, wyjście z Unii Europejskiej byłoby samobójstwem – mówi mi prof. Marko Lovec.

Jak to się mówi w Słowenii: gdy Niemcy kichną, Słowenia ma gorączkę. Dobrze obrazuje to charakter powiązań z najsilniejszą gospodarką w Unii.

Post od Twittera?

W październiku w Słowenii przebywała delegacja Parlamentu Europejskiego, aby zbadać stan praworządności i wolności słowa. Przedstawiciele władz odmówili spotkania z europarlamentarzystami. Ci stwierdzili w konkluzjach ze swej podróży, że mimo silnych nacisków ze strony władz niezależne instytucje działają sprawnie.

Europarlamentarzyści podkreślili też jednak, że atmosfera ciągłego konfliktu negatywnie wpływa na sytuację w kraju. Jedna z europosłanek żartobliwie zaleciła słoweńskim politykom ograniczenie korzystania z Twittera.

Przed wyborami parlamentarnymi nie ma na to szans. Janša nie zrezygnuje z narzędzia, które w jego ocenie pozwala mu bezpośrednio kontaktować się z wyborcami i utrzymać się na fali od wielu lat. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021