Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Jak i dokąd wyrzucić, i co potem robić, zapewne nie wiedziałem. Nie należy sądzić zbyt surowo. Liczyłem wówczas pięć lat, a zagadnienie żenująco trudne: co robić, żeby nie było dzieci brudnych, obdartych i głodnych, z którymi nie wolno mi się bawić na podwórku...”.
Podwórka małego Hirsza Goldszmita to były kamienice przy Krakowskim Przedmieściu, a potem przy Miodowej – w samym centrum Warszawy. Dla wrażliwego dziecka – kosmos, gdzie to, co jasne i dozwolone, sąsiadowało się z tym, co zakazane i ciemne. Jak pisze w swojej znakomitej biografii Korczaka Joanna Olczak-Ronikier, spotykali się tam „przedstawiciele najrozmaitszych warstw społecznych, ale nie bratali się ze sobą. Lepsze części podwórka, nasłonecznione, wypielęgnowane, dobrze widoczne z okien mieszkań, zarezerwowane były dla dzieci z zamożniejszych rodzin. W gorszych, ciemnych rejonach skupiali się »ci od stróża«, »od praczki«, »od sklepikarki«, »od tej z magla«”.
Napięcie, jakie w ten sposób powstawało, dobrze – choć z innej perspektywy – opisał w swoich opowiadaniach Gombrowicz. Dla dzieci najwybitniejszych, czyli nieszczęśliwych, taki podział był pokusą i wyzwaniem. W domu mecenasa Goldszmita obowiązywał zakaz wychodzenia na podwórko, a nawet przebywania w kuchni, skąd można było „podglądać egzotyczne i surowe życie podwórkowe”. Mały Hirsz jednak wychodził, i, ku rozpaczy matki, nie zachowywał się jak „dziecko salonu”. Po latach w „Pamiętniku” odtwarzał jej niepokoje: „Ten chłopiec nie ma ambicji. Jemu wszystko jedno, jak się ubierze, czy bawi się z dzieckiem swojej sfery, czy stróżakami. Nie wstydzi się bawić z małymi”.
Są dzieci – Korczak nie był tu wyjątkiem – które w dzieciństwie chętnie pozbyłyby się ze świata pieniędzy. Pieniądz to granica, to brak wolnego dostępu do tego, co chciane, a w tym przypadku – brak dostępu do innych dzieci, obłożonych niezrozumiałą klątwą lub obdarzonych niezrozumiałym przywilejem. Są też dzieci, które każdy pieniążek skwapliwie gromadzą, szybko ucząc się, jakie to przynosi korzyści. Pieniądz wyznacza granicę, którą przekroczyć bardzo trudno. Nawet tam, gdzie relacje z pozoru się demokratyzują. „Nie baw się z chłopcem, bo jest brudny”, mówi na boku mama. W ustach mamy „brudny” znaczy: biedny i zdemoralizowany, w uszach strofowanego chłopca taki, któremu więcej wolno.
Na podwórku mały Hirsz dowiaduje się jednak, że istnieją także inne podziały. Kiedy grzebie pod drzewem zmarłego kanarka i chce mu na grobie postawić krzyż, służąca mówi, że nie wolno, bo „ptak to coś bardzo niższego niż człowiek”, grzechem jest nawet po nim płakać. A syn dozorcy mówi coś straszniejszego: nie wolno stawiać krzyżyka, bo kanarek był Żydem. Tak jak Hirsz. Co się stanie po śmierci z Żydami? Syn dozorcy i tu ma gotową odpowiedź: „jeżeli nie będę mówił brzydkich wyrazów i będę mu posłusznie przynosił kradziony z domu cukier – dostanę się po śmierci do czegoś, co wprawdzie piekłem nie jest, ale tam jest ciemno. A ja bałem się ciemnego pokoju”.
Tak oto przychodzi odkrycie donioślejsze w swej tragiczności: okazuje się, że podziałom nie ma końca, że niesprawiedliwość mnoży się i rośnie bardzo szybko, żywiąc się byle czym. Nie wystarczy wyrzucić pieniądze. Gdy usunie się jedną granicę, zaraz zjawia się druga. „Śmierć. Żyd. Piekło. Czarny żydowski raj. Było co rozważać”, pisze Korczak.