Ciało i głos

Na początku był "Tadek Niejadek". Nawet nie "Ptasie radio". Chociaż radio było na początku. I płyty.

08.03.2011

Czyta się kilka minut

Połączenie twarzy, postaci, gestu ze znanym i uwielbianym GŁOSEM przyszło dopiero w epoce telewizji. A, jak twierdzą ludzie niezmiernie doświadczeni, do telewizji szli słabsi. Tacy, którzy nie nadawali się do radia.

Wyjątki potwierdzały regułę.

Moi rówieśnicy, a więc roczniki plus-minus sześćdziesiąte, wiedzą, o czym mówię. Słuchając "60 minut na godzinę" nie mieliśmy pojęcia, jak wyglądają Tadeusz Włudarski, Jan Matyjaszkiewicz, Andrzej Fedorowicz czy - do dzisiaj zresztą większość tego pojęcia nie ma - Ewa Szumańska (na tych łamach niby nie wypada, ale młodzieży przypomnę: poza felietonami w "TP" znana jako "Młoda Lekarka").

Ich nazwiska, wymieniane rytualnie na końcu audycji (obyczaj z lekka porzucony) lub drukowane na okładkach płyt z naszymi ulubionymi bajkami, były nazwiskami wspaniałych GŁOSÓW. Podobnie zresztą jak później, przypisane do konkretnych gatunków filmowych i telewizyjnych, nazwiska lektorów.

Z Panią Ireną Kwiatkowską było inaczej. Od początku mojego w miarę świadomego obcowania ze sztuką aktorską, a więc od szkoły podstawowej, Irena Kwiatkowska była połączona i nierozerwalna. W "Wojnie domowej", w "Czterdziestolatku", a jednocześnie w radiowych dialogach Marii Czubaszek czy piosenkach z Kabaretu Starszych Panów - była zawsze i głosem, i ciałem. Nie do pomylenia z nikim. Genialna. Nie bardzo śmieszą nas już dziś Adolf Dymsza, Ludwik Sempoliński czy Mieczysława Ćwiklińska. Z Panią Ireną Kwiatkowską było inaczej. Jej radiowa interpretacja przygód "Mikołajka" śmieszyła i mnie, i moją córkę. A najważniejszymi przebojami jej szkolnych lat były dwie ballady: "Jarzynowa" i "O doktorze Praszczadku".

Na początku XXI wieku Jarosław Kilian, reżyser i dyrektor Teatru Polskiego, zaprosił mnie do współpracy przy spektaklu "Zielona Gęś", rzecz jasna opartym na twórczości Gałczyńskiego. Gwiazdą przedstawienia była Pani Irena Kwiatkowska. To, że zgodziła się zaśpiewać moją melodyjkę, było czymś więcej niż spełnieniem marzeń, realizacji ambicji i tym podobnych oczywistości. Było spotkaniem z Tadkiem Niejadkiem, a więc z samym sobą, i szczęśliwym światem dzieciństwa.

Z okazji jubileuszu 55-lecia pracy artystycznej Ireny Kwiatkowskiej, Jeremi Przybora wystosował do Niej list.

Jego fragmenty, na podstawie książki Romana Dziewońskiego "Irena Kwiatkowska i znani sprawcy", przytaczam jako najlepszą znaną mi, czułą i serdeczną, apoteozę tej Wielkiej Artystki.

"Irena! Jak wiadomo, ludzie po to piszą o innych, żeby pisać o sobie. (...) Pisać i patrzeć na Ciebie, i słuchać, jak od pierwszej, czytanej próby rozwija się powołana przez Ciebie do życia postać. Jak przekracza ramy zakreślone tekstem i żyje własnym życiem, zaskakując autora jego pełnią, mnóstwem wypełniających je, precyzyjnie przemyślanych drobiazgów. Często, wybacz, Irena, nie całkiem normalnych. Czy np. ktokolwiek wykonywał zdumiewające skoki w tył, śpiewając tango - tak jak to czyniła, kreowana przez Ciebie, podrzucana przez nieznanych sprawców, hrabina Tyłbaczewska? Czy ktokolwiek wpadł na pomysł robienia sobie na oczach widzów makijażu bez pomocy lusterka - tak jak Twoja żebraczka-domokrążczyni? A któż potrafiłby w małej zawartości tekstu rólki inżynier-gastronom, Mercedes Bęc, pomieścić całe to bogactwo przymiotów kuchty i ubeka, nadgorliwca i goryla (!), służbisty i służalca, a wszystkich razem w dodatku zakochanych w szefie dentyście? I pomyśleć, że nigdy, przez całą Twoją karierę nie powiedziałaś sobie: »jestem niezwykle utalentowana, ba, właściwie nie do zastąpienia. A więc nie muszę się już tak bardzo przykładać (...), przesadzać z tą moją punktualnością (...), z tym moim rzeźbieniem w nieskończoność postaci (...)«. Podejrzewam, że nawet przez myśl Ci nie przeszło - tak sobie pomyśleć. I w tym jest też Twoja wielkość, równa skalą Twojemu wielkiemu talentowi i Twojemu »nawiedzeniu«, które tak mnie olśniło przed laty (...)".

Które i nas tak olśniło...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2011