Ciąg dalszy nastąpi

O. Thomas J. Reese SJ, watykanista: To, jak Franciszek traktował biskupów w czasie Synodu, powinno stać się modelem ich działania w diecezjach. Powinni spotykać się z ludźmi, zachęcać, by mówili szczerze, i słuchać. Koniec z modelem niekonsultującego się z nikim szefa.

20.10.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. cathnewsusa.com
/ Fot. cathnewsusa.com

ZUZANNA RADZIK: Czy poprzednie synody były inne niż ten, czy po prostu słabo je pamiętamy?
O. THOMAS REESE: Samą instytucję powołał beatyfikowany właśnie Paweł VI jako sposób wzmacniania kolegialności i kontynuowania dyskusji po Soborze Watykańskim II. Synodów było wiele i na różne tematy. W 1980 r. np. również dyskutowano o rodzinie: byłem wtedy w Rzymie i pamiętam, że tamten synod też przyciągał uwagę mediów, bo ludzie byli ciekawi, co biskupi powiedzą o dość świeżej jeszcze encyklice „Humanae vitae”.
Czyli synody miały być kontynuacją soboru?
Taki był z początku pomysł, choć nie udało się go zrealizować. Zwłaszcza że kuria rzymska wpadła z tego powodu w panikę.
W Watykanie nie chcieli, żeby sobór trwał cały czas?
Dokładnie. Biskupi przyjeżdżający do Rzymu i mówiący, co myślą, stali się niewygodni. Watykan zwykle preferuje samodzielne kierowanie Kościołem, dlatego ludzie kurii nigdy nie byli zwolennikami synodu jako instytucji kolegialnej. Z czasem synody zaczęły służyć nie tyle możliwości zaprezentowania swojego zdania, co demonstrowania lojalności wobec papieża i Watykanu. To było żenujące: biskupi cytujący papieżowi jego własne słowa...
W tym sensie ten Synod był zdecydowanie inny. Na samym początku papież powiedział: „chcę, żebyście mówili otwarcie”.
Czy to naprawdę ich zaskoczyło?
Nie tych, którzy przyglądali się stylowi Franciszka, bo powtarzał to ostatnio często. Ale na tle ostatnich synodów było to dość niezwykłe. Jeszcze niedawno, podczas synodu o nowej ewangelizacji, gdy kard. Bergoglio był relatorem, codziennie przychodził do niego któryś z kurialnych kardynałów i mówił, o czym można rozmawiać, a o czym nie. A teraz papież powiedział, że to nie powinno tak wyglądać. On naprawdę chce, żeby synod był kolegialnym ciałem, w którym biskupi mogą swobodnie wyrażać swoje zdanie.
Ponoć synod ma taką władzę, jaką da mu papież. Jaką władzę daje synodowi Franciszek?
Gdyby chciał być dyktatorem, zarządziłby to, co chce. On jednak chce kolegialności. Jest papieżem, ma głos decydujący, ale nie wydaje poleceń. Pragnie dyskusji: ufa, że dzięki Duchowi Świętemu biskupi odnajdą właściwą drogę właśnie w wymianie opinii. Wierzy, że się porozumieją. Podkreśla też, że ważne są nie tylko te dwa tygodnie, ale że to początek procesu, który potrwa rok i zakończy się Synodem następnej jesieni.
To przedłużenie też nie jest typowe.
Wielu uczestników postrzega ten Synod jako porządkujący zagadnienia, nazywający problemy oraz określający priorytety. Biskupi cieszą się, że nie muszą od razu podejmować decyzji. W przypadku bardziej skomplikowanych kwestii będą je studiować przez cały rok, zapraszając do konsultacji teologów. Mają czas na dalsze dyskusje.
Skoro mowa o tematach: usłyszeliśmy o rozwiedzionych i o homoseksualistach, ale np. temat antykoncepcji, tak wyraźnie obecny w ankietach przedsynodalnych, w zasadzie się nie pojawił. Nie było komu o tym mówić, bo świeccy obserwatorzy rekrutowali się często spośród organizacji zalecających naturalne planowanie rodziny?
Uczestnicy Synodu znają problem choćby ze wspomnianych ankiet. Biskupi nie są ślepi i głusi – wiedzą, że ludzie nie przyjmują „Humanae vitae” z entuzjazmem. Może nie był to ważny temat dlatego, że na horyzoncie nie widać nowych odpowiedzi?
A jak ten Synod zniosła kuria? Była zaskoczona otwartością biskupów?
Wielu kurialistów jest niezadowolonych, np. kard. Raymond Burke, prefekt Trybunału Sygnatury Apostolskiej, mówił otwarcie, że nie podobają mu się pewne zapisy dokumentu. Kard. Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, przekonywał, że nie możemy dopuścić rozwiedzionych do komunii. W przeszłości takie zdanie zakończyłoby dyskusję, teraz niekoniecznie. Mamy niemieckiego kardynała szefującego Kongregacji i innych niemieckich kardynałów mówiących mu: „dobrze, to twoja opinia, ale my myślimy inaczej”. Czegoś takiego nie widzieliśmy od soboru.
Mamy więc podziały wśród biskupów oraz papieża, który z jednej strony zachęca ich do mówienia, a z drugiej do słuchania z dobrą wolą, co mówią inni, i szukania porozumienia. Co wiemy o tych podziałach?
Są, moim zdaniem, dwa rodzaje biskupów, którzy mają problem z tym, co się dzieje na Synodzie. Pierwszych nazwałbym ideologicznymi konserwatystami, o których Franciszek mówił, że ulegają „pokusie nieprzyjaznej ostrości”. To ludzie, którzy myślą, że znają już wszystkie odpowiedzi i nie sądzą, by mogli się czegoś nauczyć. Drudzy to konserwatyści duszpasterscy. To biskupi, których martwi, jak synodalne dokumenty mogą zostać przyjęte. Boją się np., że jeśli powiedzą zbyt wiele miłych rzeczy o rozwiedzionych, konkubinatach i gejach, to ludzie stwierdzą, że to właściwie nie ma znaczenia, czy masz ślub kościelny, czy nie.
Dylemat nauczyciela, który chce być miły, ale musi być też wymagający.
Na Synodzie mówiono o potrzebie równowagi, którą Kościół musi znaleźć między byciem kochającą matką a wyrażającym się jasno nauczycielem. Chyba każdy rodzic wie, o czym mówię...
Myślę, że jeśli da się więcej czasu duszpasterskim konserwatystom – jeśli będą mogli porozmawiać z księżmi w diecezjach, skonsultować się między sobą i z teologami – mogą się na niektóre z sugerowanych w dyskusjach zmian zgodzić. Ideologiczni konserwatyści pozostaną przy swoim.
Przewodniczący Episkopatu Polski mówi, że niektóre treści Synodu idą wbrew nauczaniu Jana Pawła II.
Dwaj ostatni papieże byli europejskimi intelektualistami. Jan Paweł II był filozofem, Benedykt XVI, jak długo mógł, zajmował się akademicko teologią. Obaj używali języka akademickiego. Teraz jednak mamy papieża, który nigdy nie skończył doktoratu z teologii, a kiedy był arcybiskupem Buenos Aires, chodził do slumsów, odwiedzał ludzi w domach, słuchał o ich problemach, a dopiero potem mówił im o miłosierdziu Boga – i to takim językiem, żeby zrozumiał go ktoś, kto nie ma nawet matury. Tym, którzy boją się, że Jan Paweł II jest ignorowany, powiedziałbym, że wartości, o których mówił, są strzeżone, tylko że język, jakim on i Benedykt się posługiwali, nie jest zrozumiały dla 99 proc. katolików na świecie.
Czy fakt, że Franciszek jest z Ameryki Południowej, ma tu znaczenie? Wychodzenie od doświadczenia jako miejsca uprawiania teologii to metoda używana w teologii wyzwolenia.
Owszem, europejska teologia zdaje się być bardziej dedukcyjna: zaczyna od pięknych teologicznych idei i próbuje sprawić, by działały w życiu. Tylko że często okazuje się, iż nie działają. W Ameryce Południowej zaczyna się od problemów duszpasterskich i szuka ich rozwiązania. Taką metodę starał się zastosować na Synodzie Franciszek i natrafił na opór.
Może dlatego, że większość obecnych miało „europejskie” wykształcenie teologiczne i przywykło do operowania ideami?
Jeśli wrócimy do rozróżnienia na biskupów ideologicznych i duszpasterskich, zobaczymy, że ci drudzy są bardziej otwarci na taką metodę. Jeśli będą mieli trochę czasu do namysłu, dostrzegą korzyści.
Teolożki z Indii i z Korei skarżyły mi się, że pytania w przedsynodalnym kwestionariuszu były zbyt europejskie. Dla nich wyzwaniem nie są rozwody, ale np. małżeństwa międzyreligijne.
To jeden z zarzutów do szkicu ujawnionego w połowie obrad, że był zorientowany na problemy „pierwszego świata”, a nie mówił wiele o biedzie albo wpływie wojen i przemocy na rodziny. O tym, jak prowadzić życie rodzinne w obozie dla uchodźców, o przymusowo aranżowanych małżeństwach i właśnie o małżeństwach międzyreligijnych. Faktycznie są to tematy w krajach rozwijających się o wiele ważniejsze. Zwłaszcza ubóstwo. Jak można założyć rodzinę, jeśli nie można jej utrzymać? Albo – co obserwujemy w USA – gdy mąż opuszcza Amerykę Południową, przyjeżdża do nas i przez 10 lat wysyła pieniądze do domu? To przecież nie jest sposób na bycie rodziną.
Myślę, że to są kwestie, które zostaną dopracowane podczas tego roku i wrócą przyszłej jesieni. Z pewnością sam Franciszek zwraca na nie uwagę, bo o takich sprawach słyszał bezpośrednio w swojej diecezji. Innym zmartwieniem matek w tych krajach jest to, że ich córki zostaną porwane w drodze powrotnej ze szkoły i staną się ofiarami handlu ludźmi.
Takimi tematami zajmuje się też teologia, zwłaszcza teologia wyzwolenia i teolożki feministyczne. Czy jest jakiś sposób, żeby kolejny synod skorzystał z ich doświadczeń? Wiemy, że nie wszyscy biskupi są na to gotowi.
To, jak Franciszek traktował biskupów w czasie Synodu, powinno stać się modelem tego, jak oni sami będą działać w swoich diecezjach. Powinni zachować się jak papież: spotkać się z ludźmi, zachęcić, by mówili szczerze, i słuchać. Koniec z modelem niekonsultującego się z nikim szefa.
Próbowałam sobie wyobrazić przeniesienie synodalnej metody do parafii. Proboszcz zachęcający, żeby ludzie dzielili się doświadczeniami, a on przekaże to biskupowi jadącemu do Rzymu... Trudno w to uwierzyć.
W USA rozmawiamy sporo o efekcie Franciszka, który powoduje, że ludzie wracają do Kościoła. Widzimy, że papież jest szanowany i kochany. Sam spotykam młodych, którzy przestali chodzić do Kościoła, ale obserwując Franciszka postanowili dać sobie i Kościołowi drugą szansę. Co się dzieje, kiedy wracają i nie spotykają Franciszka, tylko kogoś, kto grozi i narzeka? Odchodzą po raz kolejny, by już nigdy nie wrócić. Kościół to nie tylko papież. Jako chrześcijanie żyjemy w parafiach i diecezjach.
Nie ma więc sposobu, żeby nakłonić biskupów do naśladowania papieża. Jeśli nie zechcą, to nie będą.
To będzie wymagało nawrócenia. Poza tym księża i biskupi w diecezjach też dzielą się na ideologicznych i duszpasterskich konserwatystów.
Świeccy również.
Faktycznie. Duszpasterscy konserwatyści, jak mówiłem, są zdezorientowani i przestraszeni, ale jest szansa, że się zmienią. Trzeba mieć dla nich cierpliwość taką, jaką się ma dla członków rodziny. Jeśli będziemy słuchać siebie nawzajem, jest szansa, że odbędziemy rozmowę, której chce Franciszek.
Więc jak bardziej włączyć w synod świeckich? Znowu jest tak, że o sprawach rodzin nie rozmawiają rodziny, tylko biskupi i wybrani świeccy...
W grupach językowych świeccy byli wysłuchiwani na równych prawach, choć oczywiście ostatecznie nie brali udziału w głosowaniach. Ale owszem: chciałbym zobaczyć na synodzie nie tylko dobre katolickie małżeństwa, ale też samotne matki czy katolików żyjących w powtórnych związkach. Żeby ich głos też mógł wybrzmieć.
Problemem jest, jak wybrać świeckich na synod: wiem, że episkopaty są proszone o rekomendacje i że np. para z Australii była cudowna. Z drugiej strony: to Synod Biskupów. Sugerowałbym, żeby świeccy się samoorganizowali, dyskutowali między sobą, przekazując wnioski biskupom.
Też mamy odpowiedzieć na wezwanie papieża, by mówić szczerze?
Oczywiście.

O. THOMAS J. REESE jest jezuitą, teologiem i socjologiem, publicystą „National Catholic Reporter”, dla którego relacjonował Synod Biskupów, autorem wielu książek, m.in. „Watykan od środka”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2014