Czy papież wie, co robi – pytamy jego argentyńskiego współpracownika

Franciszek zlikwidował kolonialne podejście Watykanu wobec Kościołów lokalnych – twierdzi argentyński teolog Carlos Schickendantz, doradca papieża.

02.01.2024

Czyta się kilka minut

Carlos Schickendantz, Chicago, 2023 r. // Universidad Alberto Hurtado / materiały prasowe
Carlos Schickendantz, Chicago, 2023 r. // Universidad Alberto Hurtado / materiały prasowe

Zanim zaczniemy rozmawiać o przyszłości Kościoła, zajmiemy się przeszłością. Kontekst temu sprzyja, bo spotykamy się z ks. Carlosem Schickendantzem w ostatnim dniu konferencji o dziedzictwie Soboru Watykańskiego II, która w listopadzie odbywała się na Katolickim Uniwersytecie w Leuven. Ten argentyński duchowny i teolog, pracujący na Uniwersytecie Alberto Hurtado Santiago de Chile, zrobił doktorat w Tybindze i specjalizuje się właśnie w Vaticanum II, reformie Kościoła i synodalności. W czasie pontyfikatu Franciszka po latach wrócił do łask.

Pierwszy raz usłyszałam jego nazwisko w Buenos Aires, gdzie opowiadano mi o argentyńskim teologu, którego chciała ukarać Kongregacja Nauki Wiary, na co ówczesny arcybiskup Bergoglio nie pozwolił. Szło o niewielkie, lecz z werwą napisane książki o papiestwie i synodalności. Już wtedy chciałam zapytać, jak czuje się teolog ścigany za poglądy, gdy broniący go biskup zostaje papieżem.

Tego przedpołudnia w belgijskim Leuven Schickendantz przedstawił wykład o zwrocie, jakiego dokonał sobór w teologii Ameryki Południowej, a raczej jaki zrobili sami teologowie i biskupi z tego kontynentu, używając dokumentu „Gaudium et spes”. Na bazie Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym przeprowadzili rewolucję w teologii, którą dwa miesiące temu ogłosił Franciszek całemu Kościołowi, zachęcając, by teologia była kontekstualna i międzydyscyplinarna. Mówiąc prościej: robiona w zanurzeniu w realny świat i dla niego.

Zmiana perspektywy w Kościele

Wracamy w rozmowie do tamtej soborowej zmiany.

– Większość biskupów na soborze była konserwatywna, ale prowadziła działalność duszpasterską, więc pokochała „Gaudium et spes”, ponieważ jej tekst miał związek z ich codziennym życiem. W przeciwieństwie do innych dokumentów, takich jak „Dei verbum” czy „Lumen gentium”, gdzie toczą się dyskusje teologiczne, których nie rozumieli – tłumaczy mi argentyńsko-chilijski teolog. Wyjaśnia też, że „Gaudium et spes” wprowadziło metodę teologiczną, która w tamtym czasie stosowana była nie w teologii, lecz w Akcji Katolickiej do formacji katolickich liderów. Mowa o podejściu „zobacz-oceń-działaj” kard. Josefa Cardijna, które zostało włączone do soborowej konstytucji, nadając jej strukturę.

– W rezultacie po raz pierwszy w historii dokumenty soborowe zaczynają się od opisu codziennego, globalnego i lokalnego doświadczenia i rzeczywistego świata. Po raz pierwszy w historii! – powtarza z emfazą ks. Schickendantz. – To wiele mówi o skali rewolucji, bo wielu ważnych teologów nie rozumiało tej metodologii, czując, że muszą używać argumentów biblijnych i teologicznych, a nie odnoszących się do ekonomii czy socjologii. Teologia była uważana za naukę dedukcyjną, której punktem wyjścia było wyznanie wiary. To, że oficjalne nauczanie Kościoła przyjmuje obecnie indukcyjny sposób postępowania, jest bardzo ważną zmianą mentalności. Trzeba poznać świat, w którym się żyje, a do tego potrzebna jest cała nauka: psychologia, socjologia, politologia. Teologia miała ważny, historyczny związek z filozofią, ale teraz wiemy, że aby zrozumieć świat, w którym żyjemy, musimy korzystać z innych nauk, zwłaszcza nauk społecznych. W ten sposób teologia stała się bardziej interdyscyplinarna.

Początki w Medellín

Interdyscyplinarna teologia w wielu miejscach katolickiego świata jest wciąż przyszłością, ale, jak widać, to nie żadna nowinka, tylko podejście zakorzenione w ostatnim soborze. Papież Franciszek przychodzi ze świata, gdzie od kilkudziesięciu lat tak się ją uprawia. Zresztą dlatego poprosiłam ks. Schickendantza o rozmowę, licząc, że może pomóc mi zrozumieć kierunek zmian Kościoła. Najpierw jednak pytam, jak to się stało, że kontekstualna teologia tak mocno wrosła w Kościoły Ameryki Południowej.

Argentyński duchowny podaje dwa powody. Pierwszym jest to, że wielu ekspertów konferencji w Medellín, jak Gustavo Gutiérrez czy Lucio Gera z Argentyny, miało doświadczenie z tego rodzaju metodologią w pracy duszpasterskiej. Drugi to sama konferencja w Medellín z 1968 r., rozpoczęta od prezentacji socjologa.

Schickendantz tłumaczy: – To zupełnie nowa sytuacja. Dokumenty przygotowane przed jej rozpoczęciem cytowały tylko „Gaudium et spes”, a i tak pisano je zupełnie od nowa w czasie trzytygodniowego spotkania. Zresztą głosowali tam nie tylko biskupi. To, co sobór zrobił tylko w ramach „Gaudium et spes”, w Medellín zrobiono w nauczaniu całej konferencji.

– Medellín jest być może najważniejsze – podsumowuje po chwili zastanowienia. – To pierwsze kroki tego nowego połączenia między ludzkim doświadczeniem, sytuacją społeczną a Ewangelią i Tradycją Kościoła.

Dla kontrastu przypomina, jak było wcześniej: – Wyobraź sobie, że jeden z moich kolegów studiował przedsoborowe książki teologiczne ze studentami. Wszyscy autorzy byli Europejczykami, a książki były oderwane od kontekstu i historii. Bierzesz książkę i nie wiesz, czy została napisana w XVII, czy XX wieku. W ciągu dziesięciu lat po soborze mamy już zupełnie nową bibliotekę. To znaczy, że mamy do czynienia z rewolucją!

Umiem to sobie wyobrazić, bo znam takie książki. Teologia, którą studiowałam długo po soborze, była raczej dedukcyjna. Drążę więc temat doświadczenia i kontekstu w teologii, bo mam wrażenie, że nie najlepiej to nad Wisłą rozumiemy. Mój rozmówca tłumaczy: – Jeśli zwracamy uwagę na codzienne doświadczenia ludzi, zaczynamy pisać teologię na wiele różnych sposobów. Punktem wyjścia jest doświadczenie kobiet lub ludzi uciskanych. Tak wyłania się idea wyzwolenia. W osobistych doświadczeniach człowieka i w wydarzeniach historycznych można usłyszeć głos Boga. W analogicznej formie, w jakiej słyszymy głos Boga poprzez Biblię. Nadal musisz rozeznawać, podobnie jak rozeznajesz i nie ufasz każdemu słowu w Biblii. Masz nowe miejsce teologiczne: historię! Szacunek, jaki masz do Biblii, powinnaś mieć też do doświadczenia historycznego. Oba mogą być sposobem, którego Bóg używa, aby do ciebie dotrzeć. Rozeznajesz Biblię i rozeznajesz kontekst. To ten sam proces!

Dyskusja z Ratzingerem

Zastanawiam się, jak funkcjonował tak uformowany teologicznie Kościół w Ameryce Południowej za czasów Jana Pawła II i szefa Kongregacji Nauki Wiary kard. Josepha Ratzingera.

– Jan Paweł II ma na naszym kontynencie wiele twarzy – tłumaczy spokojnie Schickendantz. – Rozumiał sprawy społeczne, co miało dla nas duże znaczenie. Natomiast dla teologów, duszpasterzy i liderów Kościoła związanych z teologią wyzwolenia był to trudny czas i oni byli krytyczni. Również z powodu nominacji konserwatywnych biskupów, np. w Brazylii i Peru.

Sam nie zalicza się wprawdzie do teologów wyzwolenia, ale podejściu Ratzingera również przyglądał się z dystansem. Wyjaśnia: – Jeśli badasz kategorię znaków czasu w dziełach Ratzingera, znajdujesz ją przedstawioną w negatywny sposób. Zawsze jest to idea Zeitgeist. Duch czasu, a nie znaki czasu. Powiedziałbym, że Ratzinger nie był świadomy teologicznej transformacji, która dokonała się na soborze i kiedy opisywał odnowę teologii, zwracał uwagę tylko na to, jak Biblia powinna być sercem teologii. Dla niego „Gaudium et spes” było krytycznym łącznikiem z nowoczesnością.

– Na pewnym poziomie miał rację, że to dokument optymistyczny – kontynuuje teolog. – Jeśli czytasz „Gaudium et spes”, widzisz, że to najlepsza interpretacja świata, jaką można napisać. Wtedy idea, że patrzymy na świat z sympatią i podkreślamy, co otrzymaliśmy od świata, była nowością. Ale jest też inna mentalność, np. Ratzingera, która podkreśla to, co oferujemy światu. Obie są uzasadnione, a równowaga między nauczaniem a uczeniem się jest ważna. Dlatego tak ważny jest proces synodalny. Ponieważ pierwszy moment wiary definiuje się poprzez słuchanie. Słuchanie rzeczywistości, doświadczenia, innych. Ten pierwszy krok definiuje Kościół. Potem trzeba rozeznawać, próbować zrozumieć, interpretować. Ale pierwsze jest słuchanie.

Szkoła słuchania

Jak tłumaczy, taka szkoła słuchania wydarzyła się poniekąd na soborze: – Na początku, w 1959 r., po raz pierwszy w historii, papież Jan przeprowadził konsultacje z biskupami przed ich przybyciem na sobór. W tamtym czasie ograniczył się tylko do biskupów i wydziałów teologicznych. Co bardzo ważne, mogli oni zasugerować i zaproponować idee, które chcieli przedyskutować na soborze. W ten sposób Jan XXIII chciał zachować wolność biskupów. Swoje zadanie widział w tym, by chronić wolną rozmowę. Nie miał porządku obrad. Początek soboru to był chaos.

To przypomina coś, co zrobił Franciszek, wrzucając nas w synod o synodalności. – Dokładnie! – kwituje Schickendantz. – Jeśli jednak porównać tamte konsultacje z tymi nowymi, to są one zupełnie inne. Zaproszeni są wszyscy ludzie na całym świecie, w każdym regionie, w każdej wiosce, w każdym mieście. A agenda jest globalna, ponieważ stoi przed nami wielkie pytanie, jak być Kościołem Jezusa Chrystusa w świetle światowej tradycji Kościoła, w obecnej sytuacji rodziny ludzkiej.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że synod o synodalności jest w zasadzie praktykowaniem konstytucji „Gaudium et spes”. Na to teolog stwierdza, że proces synodalny to doświadczenie szersze niż sobór, bo ten dotyczył tylko biskupów. Jednak obserwując obecny synod i delegatów, którzy mieli własne ciekawe doświadczenia, trudne do przeniesienia na grunt innych Kościołów lokalnych, mam wątpliwość, jak powszechne jest to nowe doświadczenie. Schickendantz komentuje: – Mamy do czynienia z kulturą i teologią modelu Kościoła, który ma tysiąc lat. Mowa o tym drugim tysiącleciu naszej historii, w którym model Kościoła był zbudowany na fundamencie sakramentu święceń. To był kręgosłup Kościoła. Wraz z Soborem Watykańskim II zmieniliśmy najważniejszą ideę, która nas buduje i definiuje Kościół. Zmieniliśmy centralny sakrament. Teraz jest to chrzest.

W teorii, bo w praktyce strukturą, która trzyma nas razem, jest nadal hierarchiczne kapłaństwo. Kiedy robisz coś przez tysiąc lat, wiele razy musisz sobie przypominać, że już coś zmieniłeś. – Potrzebujemy dużo, dużo czasu – odpowiada na moje sceptyczne zastrzeżenia Schickendantz. – Musimy pchnąć Kościół we właściwym kierunku, ale nie wiemy, jakie zmiany zobaczymy. Pomyśl o Franciszku, on podobnie jak Jan XXIII nie wie, dokąd zmierza. Np. tworzysz, planujesz globalny proces konsultacji, który kończy się jednak w strukturze biskupiej, bo synod to ostatecznie synod biskupów. Pojawia się więc wiele problemów, pytań o to, kto ma prawo głosować.

Kościelny kolonializm

Przyznaję, że trudno mi zaufać procesowi synodalnemu i że wydaje się, iż Kościół w kryzysie nie ma czasu na niepewne eksperymenty. Znaki czasu pukają do naszych drzwi jak szalone, a my nic! – stwierdzam. Czy ten proces synodalnego słuchania jest dobrze zrobiony?

Carlos Schickendantz przyznaje, że on też ma wątpliwości. – Wielu innych kolegów ma podobnie – dodaje, wskazując na grupki teologów z różnych części świata stojące w uniwersyteckim holu. Z ich punktu widzenia jednak niepewność miesza się z nieznanym przez lata uczuciem swobody w myśleniu. – Wraz z pontyfikatem Franciszka nagle zaczęliśmy doświadczać wolności – mówi podekscytowany. – Oraz ulgi, bo byliśmy prześladowani przez Ratzingera. On chciał, by Magisterium było bardziej rozległe, obejmowało więcej doktryn, miało większy autorytet i mechanizm wykluczania ludzi, którzy nie zgadzają się z tą opinią. Tak więc z papieżem Franciszkiem sytuacja bardzo się zmieniła. Słyszałem, że kard. Luis Ladaria, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, powiedział, że w ciągu roku pełnienia funkcji prefekta nie rozpoczął procesu przeciwko żadnemu teologowi!

Tu pytam go o zarzuty wobec niego ze strony kongregacji Ratzingera, ale macha ręką: – Wszyscy tak mieliśmy, nie tylko ja. Również Victor Fernández, obecny prefekt kongregacji. Bergoglio sam miał problemy z Rzymem, więc wie, jak to jest. Bo nie tylko my, teologowie, wpadaliśmy w tarapaty, ale nasi biskupi też. To był kolonializm!

– To mocne stwierdzenie – mówię, choć nie jestem zaskoczona, bo pamiętam opowieści argentyńskich księży o tym, jak kard. Bergoglio narzekał na pouczenia z Rzymu, choćby te od Kongregacji ds. Biskupów, że nie wypada, by metropolita jeździł metrem. Ale czemu to od razu kolonializm?

– To jasne – argumentuje Schickendantz. – Dzwonią z Rzymu do biskupa, twierdząc, że musi zrobić porządek na swoim wydziale teologicznym, ponieważ jest nieodpowiedzialny. Mówią ci, co masz zrobić z kłopotliwymi, ich zdaniem, teologami. Normalne było, że nasza konferencja biskupów, moi biskupi i oczywiście kard. Bergoglio w Buenos Aires, bronili nas. Słyszałem od biskupa w Argentynie, że otrzymał list z Rzymu z instrukcją, co ma zrobić z konkretnym księdzem. Zapytał mnie, kto jest biskupem tej diecezji: on czy prefekt Kongregacji Nauki Wiary? W kurii w Rzymie wiedzą, co jest złe, a co dobre dla Kościoła? To kolonialistyczne i imperialistyczne podejście!

Przyszłość Kościoła

Schickendantz mówi o zmianach, które nastąpiły za papieża Franciszka, ale obawia się, że reforma może być krucha i skończyć się wraz z tym pontyfikatem. Jego zmartwienia bazują też na tym, że zna dobrze swojego dawnego biskupa. – On nie pracuje zespołowo – wyjaśnia. – I z pewnością nie jest idealnym reformatorem. Do reformowania instytucji potrzebne są komisje, plany, tymczasem jego umysł nie działa w ten sposób. On ma podejście: spróbujemy i zobaczymy.

Jakie są wielkie trendy, które widzi w Kościele? Byłam ciekawa, co powie, w końcu znalazł się w kręgu teologów, którzy wrócili do łask i tworzą teologię, która wspiera intelektualnie pomysły Franciszka. Kiedy naciskam na myślenie o strukturze, znów wraca do przeszłości. – Dla mnie sobór działa jak kompas – wyjaśnia. – Bo kiedy chce się zreformować instytucję, trzeba obrać właściwy kierunek, inaczej każdy krok jest błędem. Sobór Watykański II wskazał na ekumenizm, sprawy kobiet, reformę Kościoła, nową metodologię teologiczną oraz relacje z judaizmem. To może funkcjonować jako nasz kompas. Musisz zapewnić właściwą drogę, a następnie prędkość. Prędkość to drugi ważny punkt, bo nie mamy aż tyle czasu.

Co jeszcze? – Kiedy trzeba zaktualizować tradycję, potrzebne jest dobre przywództwo. Ponieważ taka reforma powoduje napięcia – wyjaśnia zamyślony. – Dobre przywództwo jest potrzebne także z powodu polaryzacji, z jaką mamy dziś do czynienia w Kościele. Podział jest wielkim problemem. Zadaniem papieża jest trzymanie nas razem. Musi więc negocjować. Papież jest nieustannym mediatorem!

Ks. dr Carlos Schickendantz w rozważaniu o przyszłości ucieka od spraw systemowych w bardziej kameralne. Przypomina, że w coraz mniejszym stopniu jesteśmy już obecni jako wielka instytucja w społeczeństwie. Może lepiej myśleć o małych wspólnotach, w których można dzielić się wiarą i miłością z innymi ludźmi, głosić Dobrą Nowinę.

A przyszłość Kościoła?

– Przyszłość Kościoła wyłania się w głosie i doświadczeniu ludzi. Każda osoba ma własne doświadczenie Boga, osobisty charyzmat. Ten organizm ludzi mających ducha trzeba wprawić w ruch – mówi argentyński teolog i ciągnie dalej. – Ważne, aby każdy człowiek odkrył swoje własne powołanie. Jaka jest twoja tożsamość, twoja misja, twój wkład? To jest duchowe rozeznanie. Może to być praca zawodowa, w której można zrobić wiele dobrego dla innych. Pomaganie innym to dobry powód, by żyć. Rozeznaj swoje miejsce, swój konkretny wkład. Jak możesz głębiej pomóc większej liczbie ludzi w swoim konkretnym kontekście? Taka jest polityka Ducha Świętego. Posyłać ludzi tam, gdzie są potrzebni. Umieścić osobę we właściwym miejscu.

– Czy taka polityka Ducha Świętego dotyczy również Kościoła? – dopytuję.

– Tak, On chce prowadzić Kościół poprzez jednostki czujące swoje powołanie – podkreśla teolog. – Nie bez nich, tylko z nimi!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Czy papież wie, co robi