Sprzątanie w Watykanie

W Watykanie pojawi się opór wobec reform Franciszka. Ale papież może się mu skutecznie przeciwstawić. To jedna z zalet bycia monarchą absolutnym.

20.01.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. cathnewsusa.com
/ Fot. cathnewsusa.com

MARCIN ŻYŁA: Papież Franciszek mianował 19 nowych kardynałów. To dużo zmieni w Watykanie?
THOMAS J. REESE SJ: Franciszek, mimo spekulacji, że mianuje więcej kardynałów, utrzymał ich stałą liczbę, ustaloną jeszcze przez Pawła VI. Wprawdzie po lutowym konsystorzu purpuratów uprawnionych do udziału w konklawe będzie 122, ale już w marcu, w związku z osiągnięciem przez dwóch z nich wieku 80 lat, wrócimy do liczby 120 kardynałów.
Inną oznaką kontynuacji jest nominowanie czterech urzędników kurii rzymskiej. Są nimi: Pietro Parolin, Lorenzo Baldisseri, Gerhard Ludwig Müller oraz Beniamino Stella. Ten wybór rozczarował tych, którzy uważają, że urzędnicy kurialni nie powinni być kardynałami.
Jednak trzech z tej czwórki wydaje się być sojusznikami Franciszka.
To prawda. Czyniąc kardynałami Parolina, Baldisseriego i Stellę, papież wzmocnił kluczowe z jego punktu widzenia urzędy w kurii: Sekretariat Stanu, Sekretariat Synodu Biskupów i Kongregację ds. Duchowieństwa. W krótkim czasie pomoże to mu w uzyskaniu kontroli nad watykańską biurokracją. Jednak na dłuższą metę kurialne nominacje utrudnią reformę tej instytucji. Tak długo, jak urzędnicy będą zostawać kardynałami i zyskiwać stosunkowo niezależną pozycję w Kościele, kuria rzymska będzie przypominać średniowieczny dwór. Tymczasem powinna bardziej przypominać służbę cywilną.
A oznaki zmian?
Papież uhonorował biskupów, którzy do tej pory przy nominacjach nie byli brani pod uwagę. We Włoszech pominął tradycyjne stolice kardynalskie: Wenecję i Turyn, wybierając arcybiskupa z Perugi – miasta, które nie miało swojego kardynała od połowy XIX w. Dlaczego tak zrobił? Najwyraźniej lubi abp. Gualtiera Bassettiego i sądzi, że inni w Kościele włoskim powinni go naśladować.
Także w innych krajach Franciszek odszedł od tradycyjnych wyborów. Na Haiti mianował kardynałem biskupa. Na Filipinach pominął faworyta, arcybiskupa Cebu, który jednak budził kontrowersje wśród miejscowych muzułmanów; zamiast tego wybrał człowieka, który pracuje nad pojednaniem między obiema religiami.
W artykule, który kilka tygodni temu drukowaliśmy w „Tygodniku”, wspominał Ojciec o dwóch innych kluczowych kwestiach, które umożliwią reformę kurii: lepszej koordynacji działań wewnątrz Watykanu oraz reorganizacji watykańskich urzędów. Czy coś wskazuje na zmiany w tym zakresie?
Jak dotąd papież nie zabrał się za znaczącą reorganizację urzędów w Watykanie – zamiast tego skoncentrował się na personaliach. Bardzo szybko – a w każdym razie znacznie szybciej, niż wielu ludzi w kurii by sobie tego życzyło – wymienił najważniejszych urzędników.
Kilka dni po ogłoszeniu nazwisk nowych kardynałów zwolnił wszystkich – z wyjątkiem jednego – kardynałów, którzy nadzorowali Instytut Dzieł Religijnych, czyli watykański bank. Zastąpił ich innymi. I słusznie. Poprzedni się nie sprawdzili. Franciszek odsunął też wielu konserwatywnych kardynałów z prac w Kongregacji ds. Biskupów, która opiniuje kandydatów na biskupów. Zmiany w tej dykasterii wpłyną na to, jakich biskupów będzie wyświęcał Kościół na całym świecie.
Papież nie zmienia więc na razie struktur czy procedur, dobiera natomiast do nich ludzi, którzy reprezentują podobne jak on podejście – m.in. wykazują się własną inicjatywą. Myślę, że będzie tak czynił nadal.
Niektórzy hierarchowie mówią, że żyją w strachu przed papieżem szukającym w kolejnych dykasteriach głów do ścięcia. Powtarzają nawet plotki o siedmiu tajemniczych jezuitach, którzy w Watykanie szpiegują na zlecenie Franciszka. Jaki panuje tam nastrój?
W Watykanie ścierają się ze sobą różne poglądy. Kardynałowie starej gwardii – także ci, których papież odwołał ze stanowisk – mogą być niezadowoleni. Nic dziwnego: jeszcze wczoraj sądzili, że przez najbliższe kilka lat będą współrządzić Kościołem. Są też, jak sądzę, urzędnicy podekscytowani zmianami, zadowoleni, że pod rządami Franciszka nie będzie odwrotu od wskazań II Soboru Watykańskiego. Jest i trzecia grupa – to „ludzie Kościoła”, lojalni urzędnicy, którzy wiedzą, że pracują dla papieża. Dla którego, to już mniej ważne: to profesjonaliści, potrafiący adaptować się do zmian, zwykle niezajmujący się ideologią.
Papież będzie chciał uczynić urzędników kurii bardziej pewnymi siebie. To uderzy w funkcjonujący od dekad w Watykanie system awansów oparty na zasadzie patronatu. Dotąd, jeśli byłeś młodym księdzem, który dopiero rozpoczynał tam karierę, sterowałeś nią tak, aby znaleźć oparcie w jednym, określonym kardynale. W kimś, kto mógłby cię przepchnąć na wyższy szczebel kościelnej administracji. Dziś, jeśli Franciszek pozbawia twojego kardynała urzędu, masz powód do zmartwień: watykańska kariera może lec w gruzach.
Czy konserwatyści w Kościele mają się teraz czego bać?
Z całą pewnością. Pod rządami Jana Pawła II i Benedykta XVI na wyższych szczeblach hierarchii watykańskiej awansowano ludzi lojalnych. Byli wśród nich tacy, którzy chcieli powrotu Kościoła do liturgii sprzed II Soboru Watykańskiego. Byli tacy, którzy podkreślali w wystąpieniach tylko niektóre aspekty nauczania Kościoła, ignorując inne – np. ubóstwo, współczucie czy miłość do bliźniego. Jednym słowem: woleli Kościół sztywnych zasad.
Franciszek podkreśla, że Bóg jest współczujący, a chrześcijanie mają szczególne obowiązki w stosunku do osób ubogich i cierpiących. To nowe priorytety. Jeśli kardynałowie starej gwardii nie będą potrafili ich wypełniać, papież odsunie ich z urzędów.
Czy można się spodziewać oporu wobec Franciszka?
Naturalnie. Ale papież może się mu skutecznie przeciwstawić. To jedna z zalet bycia monarchą absolutnym. Papież rządzi w Watykanie. Jeśli opozycja utrudni mu działanie, wymieni kolejnych ludzi.
Opór już teraz przybiera postać anonimowych żali kardynałów, które notują włoscy dziennikarze. To, czego chcieliby, to przynajmniej spowolnienie reform, zatrzymanie watykańskiej biurokracji. Ale i na to Franciszek znalazł chyba sposób. Tworząc grupę ośmiu kardynałów, którzy mają mu pomagać w reformie centralnych struktur Kościoła, pominął Watykan. Nie tak to załatwiano do tej pory: wcześniej reformą kurii rzymskiej zajmowała się kuria rzymska. Tymczasem – w tej i wielu innych sprawach – papież coraz częściej prosi o pomoc ekspertów z zewnątrz. Urzędnicy, którzy protestują przeciwko zmianom wprowadzanym przez Franciszka, robią to dlatego, że zdali sobie sprawę, iż ten świetnie sobie radzi bez nich.
Czy polityka personalna papieża może wpłynąć na zwiększenie roli kobiet w Kościele?
Franciszek – podobnie jak Jan Paweł II i Benedykt XVI – sprzeciwia się święceniom kapłańskim kobiet. Z drugiej strony, wzywa do rozwijania „teologii kobiet”. W Stanach Zjednoczonych kobiety są kanclerzami niektórych diecezji, zajmują eksponowane stanowiska w szkolnictwie katolickim, prowadzą szpitale czy kościelne instytucje charytatywne. Kobiety z doktoratami z teologii uczą w college’ach i na uniwersytetach. To wielka zmiana.
Przed tygodniem amerykańska prasa pisała, że Franciszek dotarł już na Kapitol: nawet Demokraci cytują papieża w swoich wystąpieniach na temat ubóstwa czy sprawiedliwości społecznej.
Nawet liberalni politycy niechętnie wypowiadali się dotąd u nas na temat ubóstwa. Nawet prezydent Obama poświęca dużo więcej uwagi klasie średniej. W kulturze amerykańskiej istnieje zjawisko negatywnego podejścia do ubogich. Mówi się im: „znajdźcie sobie pracę”, albo: „pracujcie więcej”.
Tymczasem Franciszek mówi o biedzie w bezpośredni sposób. To działa na wyobraźnię. Amerykańskie media podchwyciły język papieża i tak, pośrednio, papież zmusił naszych polityków do dyskusji na ten temat. W dodatku w tym roku obchodzimy 50. rocznicę początku ogólnoamerykańskiej kampanii przeciw ubóstwu, ogłoszonej w 1964 r. przez prezydenta Johnsona.
Papież zdołał już złagodzić obraz Watykanu wśród tych, którzy go krytykują za np. stosunek do homoseksualizmu. Pozostały jednak inne kwestie. Skoro Kościół, co widać po nominacjach kardynalskich, „spogląda na Południe”, czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać złagodzenia tonu w sprawie antykoncepcji?
Prawda jest taka, że w Stanach Zjednoczonych nie jest ważne, co w tej sprawie mówią papież czy biskupi. Ludzie sami zdecydowali, że będą stosować antykoncepcję. Prowadzone u nas badania wskazują na to, że w wielu konkretnych sprawach amerykańscy katolicy decydują, nie oglądając się na zdanie Kościoła.
Inaczej jest jednak w Afryce.
To prawda. Myślę jednak, że u wielu ludzi utrzymuje się przekonanie, że Kościół ma znacznie więcej władzy niż w rzeczywistości. W krajach afrykańskich to normy kulturowe, a nie instrukcje czy zakazy wydawane przez biskupów, decydują o posiadaniu przez ludzi wielu dzieci. Ludzie wierzą tam, że – wobec braku oszczędności, opieki społecznej czy emerytury – tylko dzieci będą w stanie zapewnić im opiekę na starość. Są i inne czynniki: wysoka śmiertelność niemowląt, poważanie mężczyzn z większą liczbą dzieci. Wszystkie mają mało wspólnego z teologią.
Najważniejszym czynnikiem, który przyczynia się do ograniczania przez kobiety liczby dzieci, jest poziom wykształcenia. To nie religia uruchamia czy zakazuje kontroli urodzin – czyni to wykształcenie. Im jest wyższe, tym niższe są statystyki urodzin. Widać to choćby na przykładzie katolickich Filipin.
Kontrowersje powoduje także stosunek Kościoła do używania prezerwatyw i jego wpływ na walkę z AIDS. I w tym przypadku wydaje mi się jednak, że krytycy wyolbrzymiają rolę i wpływ Kościoła. Jeśli mężczyzna decyduje się na seks pozamałżeński – niezależnie od tego, czy korzysta z usług prostytutki, odwiedza kochankę lub zamierza zgwałcić – już wtedy postępuje w niezgodzie z Ewangelią, Dekalogiem i nauczaniem Kościoła. Nonsensem jest zakładanie, że w takiej chwili zrezygnuje ze stosowania prezerwatywy ze względu na zdanie biskupów!

Ks. THOMAS J. REESE jest jezuitą, analitykiem dwutygodnika „National Catholic Reporter”. Autor książki „Inside the Vatican: The Politics and Organization of the Catholic Church” („Watykan od wewnątrz. Polityka i organizacja Kościoła katolickiego”). Emerytowany wykładowca Georgetown University. W „TP” 48/2013 publikowaliśmy jego artykuł pt. „Kuria bez purpuratów” z propozycjami, jak zreformować Watykan.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2014