Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oparty o ołtarz. Opędzał się szablą od Moskali, aż padł przebity sztychem bagnetu – prosto w serce.
Może okoliczności śmierci nie były aż tak romantyczne, ale nie ma co roztrząsać. Lepiej uwierzyć poetom i malarzom. Oni staremu wiarusowi postawili wspaniały monument.
Choćby nie było na świecie
Jednego już nawet Polaka,
To ja jeszcze zginąć muszę
Za miłą moją ojczyznę,
I za ojców moich duszę
Muszę zginąć... na okopach.
Kto nie płakał, jak to czytał? Dziś generał Józef Sowiński jest narodowym bohaterem. Ma pomnik wykuty nie tylko w słowach, ale i w spiżu. Ma też park, kilka szkół, ulic i placów swojego imienia. Bo bohaterów zapominać się nie godzi.
Na pomnik Sowiński musiał trochę poczekać. Bo najpierw stawiano je nie bohaterom, a zdrajcom. Monument hańby zamyślono niedługo po śmierci Sowińskiego. Stał najpierw w Ogrodzie Saskim, potem przy dzisiejszym placu Jana Dąbrowskiego. Wielki słup. Wokoło cztery dwugłowe orły z polskimi orłami na piersi i osiem leżących lwów. Wszystko odlane z broni odebranej powstańcom. Na słupie nazwiska zaprzańców i inskrypcja: „Polakom poległym w 1830 roku za wierność swojemu monarsze”. Naturalnie monarchy nie interesowało, czy byli mu wierni w rzeczy samej, czy nie. Chodziło o symbol lojalności wobec króla Polski, bo przecież Mikołaj I nosił i ten tytuł.
Warszawa nienawidziła i pomnika, i zdradzieckich oficerów. „Osiem lwów, czterech ptaków pilnuje siedmiu łajdaków” – mawiano. Łajdacy zginęli w pierwszą noc Powstania. Sześciu generałów i jeden pułkownik. Dali głowę z różnych powodów. Niektórzy dlatego, że nie chcieli przyjąć dowództwa nad młodymi podchorążymi – uważając, że ich poryw to szaleństwo. Inni przez przypadek, bo pomylono ich z rosyjskimi oficerami.
Łajdacy? Wśród nich można liczyć pięciu kawalerów orderu Virtuti Militari i Legii Honorowej. Większość była oficerami Insurekcji Kościuszkowskiej, weteranami wojny z Rosją. Walczyli w Legionach Dąbrowskiego, brali udział w pochodzie cesarza Napoleona na Moskwę. Przelali dużo krwi za ojczyznę. Ich biografie zresztą do złudzenia przypominały życiorys generała Sowińskiego (też Insurekcja, Legiony i pochód na Moskwę, tak samo Virtuti Militari i Legia Honorowa). Tylko że oni zawiedli w chwili próby. A Sowiński? Sowiński zawiódł tak samo, w tym kłopot. Też uważał, że Powstanie to obłęd. Też usiłował powstrzymać karbonariuszy. I w niego też wycelowano karabiny. Uratowała go drewniana noga. Ktoś z młodych oficerów powiedział z pogardą: „Dajcie spokój, to tylko kaleka”. I o tym kalectwie też napisał w swoim wzruszającym wierszu pan Słowacki:
Adjutanty me, fircyki,
Że byli na zdrowych nogach,
To też usłużyli sobie
W potrzebie – temi nogami
Tak, że muszę na ołtarzu
Oprzeć się człowiek kulawy.
Chyże nóżki ocaliły młodych patriotów. Generał nie miał takiej szansy. Nogę stracił dawno, w czasie bitwy pod Borodino. Można powiedzieć, że miał szczęście. Gdyby nie okulał, nie pisałby o nim wieszcz, nie miałby parku ani szkoły swojego imienia. Byłby jednym z nazwisk ze słupa hańby, który – gdy tylko było można – rozbito w proch. Bo przecież car Mikołaj umieściłby go na słupie na sto procent! Pasował do koncepcji idealnie. A „wierność swojemu monarsze”? Kto by dbał o takie szczegóły? Tak samo jak nie dbano, gdy kuto nazwiska siedmiu tamtych.
Lubię myśleć o generale Sowińskim w listopadzie. Bo to jest miesiąc patriotycznych uniesień i anomalii pogodowych. Niż baryczny miesza się z wyżem barowym. Z nieba pada deszcz, zmieszany z kostką brukową. A młodzieńcy o chyżych nóżkach ciskają petardy w policję, krzycząc: „Zdrada”.
Bywa, że chwałę od zdrady dzieli jeden krok. Czasem jest to krok kulawego człowieka.